000. Prolog
Niebo. To słowo
kojarzy się ze szczęściem i spokojem. Z tego co wiem, właśnie tak
ludzie określają miejsce, w którym znajdą się po śmierci. Chcemy bowiem
wierzyć, że gdy nasze życie dobiegnie końca zaznamy upragnionego ukojenia
i poczucia bezpieczeństwa. Uwolnimy się od problemów i zatracimy
w błogiej beztrosce. Przypuszczam, że również mogłam się łudzić, że niebo
istnieje. O ile zdążyłam pojąć, że moje życie również dobiegnie końca.
Dzieci nie zdają sobie z tego sprawy i zapewne było tak też
w moim przypadku, a ja umarłam właśnie jako pięcioletnie dziecko.
Skoro
niebo nie istniało, a ja byłam martwa, to co się stało z moją duszą?
Rozpłynęła się w nicości czy odrodziła pod inną postacią? Nic z tych
rzeczy.
Soul
Society, jak sama nazwa wskazuje, zamieszkują ludzkie dusze. Podzielone jest na
dwie główne części: Seireitei oraz Rukongai. Żadna z nich nie ma nic
wspólnego z niebem.
Rukongai
to osiemdziesiąt okręgów. Pierwszy z nich jest najbogatszy i, co za
tym idzie, najbezpieczniejszy. Łatwo się w tej chwili domyślić, że
osiemdziesiąty jest najbiedniejszy, a niebezpieczeństwo i terror są
tam na porządku dziennym. Mieszkałam w południowej dzielnicy
siedemdziesiątego szóstego okręgu Rukongai, odkąd tylko sięgam pamięcią. Tutaj
żyje się w ciągłej trwodze o swój żywot. Zagrożenie czyhało na każdym
kroku i nie było dnia bez przemocy. Fakt, że przeżyłam jest prawdziwym
cudem. Małe dzieci nie mają prawa żyć w tym miejscu. Nikt nie reagował,
gdy je mordowano z zimną krwią. Gdyby nie Kawasumi Yuka nie dożyłabym dnia
dzisiejszego.
Yuka pochodziła z dziesiątego
okręgu wschodniego Rukongai. Była moją starszą siostrą i mentorką
jednocześnie. Oprócz władania kataną nauczyła mnie najważniejszej w tym
miejscu rzeczy - radości z najmniejszych błahostek. Dzięki niej poznałam
Sayu i Yuusuke - bliźniacze rodzeństwo, które stało mi się bliskie równie
szybko, jak ona. Byli dla mnie jak rodzina. Wiedliśmy niezbyt spokojne
i na pewno też nie szczęśliwe życie, jednak mieliśmy siebie i to było
dla nas najważniejsze. Do dziś nie wiedziałam co ją skłoniło do przeniesienia
się aż tutaj i z pewnością się tego nie dowiem. Dwadzieścia lat po
uratowaniu mnie przed niechybną śmiercią sama została zamordowana.
Słońce
już powoli zachodziło, sprawiając, że barwa nieba zmieniła się
z niebieskiej na pomarańczową. Na plecach umiejscowioną miałam katanę,
z którą nigdy się nie rozstawałam, a pod ręką trzymałam owinięte szczelnie
w materiał jedzenie. Nie było tego dużo, ale na tydzień powinno wystarczyć. Nie
wszystkie dusze odczuwały głód. Jedynie te, które posiadały wysoki poziom
energii duchowej. Tylko te dusze mogły pozostać Shinigami, Strażnikami Śmierci,
strzegącymi ładu na ziemi. To właśnie oni sprowadzali nas do tego miejsca.
Chronili też przed upadłymi duszami – Hollowami, które tylko czekały, aż jakaś
duszyczka zabłąka się dłużej na ziemi, by mogły ją pożreć.
Rzecz
jasna, oni nie zamieszkiwali Rukongai. W samym centrum Soul Society
znajdowało się Seireitei. Teoretycznie jest to najbezpieczniejsze miejsce
w całej społeczności. Gotei 13, czyli Trzynaście Oddziałów Obronnych miało
tam swoją siedzibę. Była to organizacja skupiająca wszystkich Shinigami. Na jej
czele stał generał.
By
stać się Strażnikiem Śmierci, należało mieć ukończoną Akademię Sztuk Duchowych,
a także posiadać odpowiedni poziom energii duchowej. Nie miałam nawet
nadziei na to, że moja energia żeby wystarczająca, by stać się Shinigami
i wynieść się wreszcie z tego piekła.
Poprawiłam
przewieszony na ramieniu sznurek utrzymujący pochwę z mieczem. Celem mojej
wędrówki był dom. Niewielka, stara chatka, która odpychała swoją brzydotą. Nie
zachwycała dosłownie niczym, jednak było to miejsce, do którego mogłam wrócić.
Jedyna rzecz, która należała do mnie i mojej rodziny. W tym okręgu tylko
nieliczni mieli normalne domy. Normalne w sensie, co najmniej dwa pokoje
i szczelne ściany. O luksusie typu ogromna posiadłość, w której
nie brakuje łazienki, ciepłego łóżka, miękkiej wykładziny, można było sobie tu
tylko pomarzyć.
Skręciłam
w uliczkę, przez którą na skróty mogłam dojść do domu. Nagle moją uwagę
przykuło dziecko. Mała dziewczynka o białych włosach i szerokim
uśmiechu widniejącym na jej piegowatej twarzy. Rysowała coś kawałkiem suchego
patyka po ziemi. Pierwszy raz zobaczyłam uśmiechnięte dziecko. Widok ten był
tak niecodzienny, że aż przystanęłam w miejscu, nie mogąc się nadziwić
temu, co zobaczyłam. Podeszłam do niej. Nie miałam pojęcia, co takiego mną
kierowało. W jednym momencie postanowiłam, że to dziecko pójdzie ze mną.
Ukucnęłam przed nią, a wtedy ona podniosła wzrok dużych, szarych oczu na
mnie.
- Co
tutaj robisz, maleństwo? – zapytałam.
- Rysuję
– odparła. Jej głosik był przyjemny dla ucha. Wydawał się taki radosny.
- Jesteś
tutaj sama?
Skinęła
głową.
- Jestem
Makoto, a ty jak masz na imię?
- Shuri.
- Skoro
jesteś tutaj całkiem sama, może pójdziesz ze mną, Shuri-chan?
Wyciągnęłam
dłoń ku dziewczynce, a ona bez wahania ją chwyciła.
Biła
od niej jakaś pozytywna aura. Coś, czego nie spotyka się tutaj na co dzień.
Była jak promyk słońca przebijający się przez ciemne chmury. Nie mogłam
zostawić jej na pastwę losu. Nie mogłam komuś takiemu pozwolić zginąć.
Weszłam
razem z dziewczynką do poniszczonego drewnianego domu, w którym
jedynymi źródłami światła były dwa nieszczelne okna. Latem przynosiły przyjemne
powiewy powietrza, jednak zimą były prawdziwym przekleństwem. Pod ścianą
znajdującą się naprzeciwko drzwi leżały zwinięte materace przykryte kocami. W
kącie stał mały drewniany stoliczek, który wyglądał, jakby miał się zaraz
zarwać, natomiast obok stoliczka stała średniej wielkości misa z wodą. Po
prawej stronie od drzwi znajdowała się prowizoryczna łazienka, odgrodzona
drewnianą, krzywą ścianą. Tuż przy wejściu, w naszej tak zwanej kuchni,
znajdowały się dwie szafki, na których poustawiane były obtłuczone naczynia.
-
Wróciłam!
Blondyn,
siedzący w kącie, przerwał polerowanie swojej katany i rzucił nam
przelotne spojrzenie. Jego siostra bliźniaczka powitała nas promiennym
uśmiechem.
-
Witaj, Makoto – rzekła Sayu, cerująca yukatę.
Była drobną dziewczyną o długich złotych włosach i dużych niebieskich
oczach. Yuusuke miał taki sam kolor oczu i włosów, co siostra Jednak,
w przeciwieństwie do niej, był bardzo wysoki.
Odłożyłam
jedzenie na stolik i oparłam swoją katanę o ścianę. W tym domu
tylko Sayu nie posiadała swojej, chociaż dobrze znała podstawy władania nią.
Moim marzeniem było posiadanie całkiem nowej katany, gdyż ta była już
wyszczerbiona w wielu miejscach. A szczytem marzeń był Zabójca Dusz.
Strasznie zazdrościłam Shinigami tego, że każdy może mieć swojego.
-
Widzę, że mamy dziś gościa – odezwał się
Yuusuke, powracając do poprzedniego zajęcia.
Mała
Shuri rozejrzała się uważnie. Miałam dobrą okazję, by się jej przyjrzeć. Była
wychudzona. Szara yukata wisiała luźno na jej chudym ciałku. Potargane włosy
sięgały jej za łopatki. Nie sprawiała wrażenia zawstydzonej, mimo że znalazła
się w zupełnie nowym otoczeniu z obcymi ludźmi.
-
To
jest Shuri-chan. – Wygrzebałam z pakunku jabłko i wręczyłam je
dziewczynce. – Chyba nie macie nic przeciwko temu, by z nami zamieszkała?
*
Dookoła rozpościerała się lazurowa
powierzchnia morza. Błękitne niebo zdawało się topić za horyzontem.
Z żadnej strony nie było widać lądu, a co najdziwniejsze mogłam
swobodnie stać na wodzie. Wszystko wskazywało na to, że jestem tu sama.
Ruszyłam przed siebie. Każdy krok powodował, że na gładkiej tafli wody
pojawiały się kręgi, które stawały się coraz większe i większe, aż
wreszcie znikały. Upewniwszy się, że podłoże jest stabilne, zaczęłam biec przed
siebie.
Nie wiedziałam jak długo biegłam. Nie
wiedziałam nawet, czy rzeczywiście się poruszałam. Wokoło nie było żadnego,
nawet najmniejszego punktu orientacyjnego, który wskazywałby moje
przemieszczanie się. Nie zatrzymywałam się. Nagle, bez żadnego ostrzeżenia, tak
po prostu wpadłam do wody. Nie potrafiłam pływać, więc natychmiast zaczęłam się
topić. Rozpaczliwie próbowałam się wynurzyć na powierzchnie, jednak nie mogłam.
Jakaś niewidzialna siła ciągnęła mnie cały czas w dół.
Powoli traciłam siły. W końcu dałam za
wygraną. Zamknęłam oczy. Stwierdziłam, że już nic nie mogę zrobić. Nie miałam
już żadnych szans. Zanurzałam się coraz głębiej w ciemnej toni. Niespodziewanie
poczułam chłodny podmuch wiatru. Uchyliłam powieki. Znów znalazłam się na
powierzchni, tylko tym razem nie sama. Przede mną na wielkim mosiężnym tronie
siedział mężczyzna. Miał strasznie bladą, wręcz siną cerę. Jego oczy były
koloru morza. Włosy, białe jak śnieg, falowały na wietrze. U jego stóp wił
się ogromny wąż. Podniosłam się, nie spuszczając z niego wzroku.
- Ty mnie uratowałeś? – zapytałam, jednak on
milczał, wciąż mi się przyglądając.
Stanęłam na chwiejnych nogach, nie wiedząc
czego się mogę spodziewać. Wąż spojrzał na mnie. Bałam się, że może mnie
w każdej chwili zaatakować. Zrobiłam dwa kroki w tył, po czym znowu
spojrzałam na białowłosego mężczyznę.
- Kim jesteś?
- Dowiesz się w swoim czasie – odparł
spokojnie.
Mimo groźnego wyglądu jego głos brzmiał tak
kojąco i łagodnie. Przestałam bać się węża. Podeszłam bliżej i znów,
zanim się spostrzegłam, znalazłam się pod wodą...
- Nee-chan... nee-chan.
Otworzyłam
oczy i ujrzałam przed sobą parę szarych tęczówek. Dopiero, kiedy mój mózg
zaczął pracować na pełnych obrotach zdałam sobie sprawę kto jest właścicielem
tych oczu.
-
Co się stało, Shuri?
-
Muszę siku – odparła zawstydzona.
Westchnęłam
ciężko i wstałam z miejsca.
*
Wydawało
mi się, że tamten sen, w którym chodziłam po tafli oceanu był czymś
jednorazowym, jak w przypadku innych wyśnionych rzeczy. Jednak tak nie
było. Nawiedzał mnie dosyć często i zawsze kończył się w tym samym
momencie, czyli po zadaniu pytania o tożsamość nieznajomego. Nie znałam
go, za to miałam dziwne wrażenie, że on wie o mnie więcej niż bym sobie
wyobrażała. Sprawiał wrażenie kogoś mistycznego, nie mającego prawa bytu
w świecie takim jak ten. Jednak jego głos rozbrzmiewał w mojej głowie
naprawdę. Co do tego nie miałam wątpliwości.
Minął
rok od kiedy Shuri dołączyła do naszej rodziny. Wszyscy ją pokochaliśmy. Stała
się dla mnie bardzo bliska, nie opuszczała mnie na krok. Jej roześmiana buzia
sprawiała, że zapominałam o tym jak straszne jest życie
w siedemdziesiątym szóstym okręgu Rukongai. Również posiadała energię
duchową i to dosyć silną. Nawet kiedy nie było jej przy mnie mogłam
wyczuć, gdzie się znajduje. Razem chodziłyśmy na wyprawy po jedzenie, które
następowały częściej, niż kiedyś. Mała rosła jak na drożdżach. Nie była już
taka wychudzona. Wyglądała jak normalne, zdrowe dziecko.
Wracałyśmy
właśnie z naszych cotygodniowych wypraw po jedzenie, kiedy nagle zamarłam.
Nieprzyjemny dreszcz przeszedł mi po plecach, gdy zobaczyłam, że
w miejscu, gdzie jeszcze nie tak dawno stał mój dom, leżała ogromna góra
połamanych desek. Upuściłam zawinięte w materiał jedzenie i powoli
podeszłam do szczątków tego, co jeszcze nie tak dawno nazywałam miejscem, do
którego mogę wrócić. Stopą nadepnęłam na coś zimnego. Spojrzałam w dół
i ujrzałam klingę pękniętej katany, która była własnością Yuusuke. Kolejny
zimny dreszcz wstrząsnął moim ciałem.
-
Sayu-chan!
Yuusuke!
Miałam
ogromną nadzieję, że któreś z nich za chwilę przybiegnie i zapyta co
się dzieje. Jednak nic takiego nie nastąpiło. Zbliżyłam się do sterty desek,
czując, jak paraliżująca rozpacz rozlewa się po moim ciele. Zaczęłam przewracać
deski, jedną za drugą, a pozostałościami nadziei trzymałam się myśli, że
wcale ich tam nie znajdę. Niestety kilka sekund później moja nadzieja umarła na
dobre.
To
trwało zaledwie kilka sekund, jednak mi się wydawało, że w zwolnionym
tempie odrzucam jedną, połamana deskę. Właśnie wtedy ujrzałam kosmyk blond
włosów. Oczy wypełniły mi się łzami, ale nie przestawałam odrzucać desek.
W końcu stanęłam zdyszana, patrząc przerażona na zakrwawione zwłoki
przyjaciół. Oboje mieli szeroko otwarte oczy i poderżnięte gardła,
a z wielkich dziur w ich klatkach piersiowych wydobywała się
wciąż krew.
-
Nie,
nie, nie, nie.
Odsunęłam
się, a z mojego gardła wydarł się okrzyk rozpaczy. Straciłam ich. Ponownie
byłam świadkiem śmierci osób najbliższych mojemu sercu i ponownie nie
mogłam nic zrobić. Spojrzałam na Shuri. Zakrywała dłońmi usta, a wielkie
łzy wypływały z jej oczu. Miałam ochotę zabić tego, kto zmordował moich
przyjaciół i sprawił, że wiecznie roześmiana Shuri płacze.
Poczułam,
jak ktoś zachodzi mnie od tyłu. Nie panując nad sobą wyjęłam katanę
i zamachnęłam się na tę osobę.
-
Uspokój się! – Usłyszałam nieznajomy głos
i dopiero wtedy zdałam sobie sprawę z tego, że mój atak został zablokowany
przez prawdziwego Zanpakutou.
Oddychałam
szybko i płytko. Wciąż miałam ochotę atakować. Podniosłam powoli wzrok.
Przede mną stał Strażnik Śmierci. Wysoki, czarnowłosy chłopak ubrany
w standardowe, czarne kimono. Stalowe tęczówki przyglądały mi się uważnie.
Jego twarz nie wyróżniałaby się wcale od innych, gdyby nie trzy blizny
przebiegające wzdłuż prawej strony twarzy i wytatuowana na lewym policzku
liczba sześćdziesiąt dziewięć.
-
To ty ich zabiłeś?! – zapytałam, czując jak
wzrasta we mnie gniew, na samą myśl o tym.
-
Nie – odparł spokojnie.
-
Więc kto to był, do cholery?!
-
Hollow, który najwyraźniej urządził sobie
polowanie w tej strefie.
Denerwował
mnie. Denerwował mnie tym, że mówił to z takim spokojem. Był Shinigami,
dlaczego do cholery nie mógł temu zapobiec?!
Odepchnęłam
jego miecz i oddaliłam się. Podeszłam do Shuri i opadłam na kolana
zanosząc się szlochem, który niespodziewanie targnął moim ciałem. Dziewczynka
natychmiast podbiegła do mnie i objęła mocno za szyję. Miałam dość tej
bezradności. Jedyne, co teraz mogłam zrobić, to opłakiwać ich śmierć.
*
Kilka
godzin zajęło mi uspokojenie się. Słońce zachodziło, a ja siedziałam
oparta o czyjś drewniany domek. Głaskałam po głowie, śpiącą na moich
kolanach Shuri. Oczy piekły mnie od płaczu. Wewnętrzny ból otępiał i nie
pozwalał myśleć o niczym innym, niż o utracie wszystkiego, co posiadałam. Tylko
ona mi została. Promyk słońca. Moja mała siostrzyczka. Nigdy nie pozwolę, by
cokolwiek jej się stało. Tylko jak mogłam ją od tej chwili chronić, kiedy nie
mamy już nawet bezpiecznego schronienia?
Ktoś
do nas podszedł. Nie obchodziło mnie teraz kto. Przez myśl przemknęło mi nawet,
że to kolejny psychopata, który szuka łatwej ofiary. Mimo to, nie ruszyłam się
z miejsca.
-
Udało mi się znaleźć i zabić tego Pustego.
Tym
razem rozpoznałam ten głos. To znowu był on, ten Shinigami, którego wcześniej
„miałam przyjemność” poznać.
-
I po co mi to mówisz? Teraz to bez
znaczenia.
Zignorował
to, co powiedziałam i ciągnął dalej:
-
Poczułem, że ty i ta dziewczynka posiadacie
silną energię duchową.
Wzruszyłam
ramionami.
-
Gówno mnie to obchodzi. To mi przyjaciół nie
zwróci.
-
Wiesz, twoi przyjaciele zostali zaatakowani
właśnie dlatego, że Hollow poczuł resztki tego reiatsu.
-
Czyli to była moja wina tak?!
Poczułam,
jak wzbiera we mnie gniew. Nie dość, że nie wypełnił swojego obowiązku, to
teraz mnie o to obwinia?! Dopiero teraz podniosłam głowę, żeby na niego
spojrzeć.
-
Nie.
-
Więc odwal się.
Przypuszczałam, że
da mi święty spokój, jednak on ukucnął przede mną. Najwyraźniej nie miał
zamiaru ustąpić.
-
Myślałaś kiedyś o tym, żeby zostać Shinigami?
Miło przeczytać jeszcze raz prolożek :3
OdpowiedzUsuńWspominałam ci kiedyś o tym, że ja ljublju twój styl pisania? :3
I oficjalnie pochwalam szatę graficzna, o :3
To się nazywa sposób na pozbycie się zaległości. Dobrze, że nie dałaś wszystkich notek od razu, zawsze ilość mnie zniechęca, co nie znaczy, że nie podejmę się trudu ^.^"
OdpowiedzUsuńNo, ale teraz przejdę do rzeczy. Jak na Prolog strasznie długi i taki bardziej rozdziałowaty, pociachany paroma wątkami, czego Nova nie lubi zbytnio xp No, ale co tam. W każdym razie miło mi widzieć, że natrafiłam na kolejną osobę, która lubi korzystać z opisów i to jeszcze takich :) Od razu Twój styl mi się spodobał, jest lekki, przyjemny i nie zanudza. Jednak nie piszę tego komentarza, aby wychwalać to, jak coś robisz, ale skupić się na samej treści. Uznajmy, że musiałam od czegoś zacząć xp Tak więc... Makoto, jak dla mnie, otoczona jest tajemnicą. Niby wiemy coś o jej życiu z tego Prologu, sama nam o nim opowiada, ale poniekąd wydają się być to tylko suche fakty. O jej ziemskim życiu zapewne już się nic nie dowiemy. Szkoda, chociażby dla lepszego zobrazowania postaci i poznania jej przeszłości. Kto wie, może tamto życie skrywa jakieś interesujące kąski... Rukongai zawiera znacznie więcej wiadomości. Jest to miejsce, w którym naprawdę kryje się wiele tajemnic, chociażby pytanie: Co kryje się za 80 okręgiem? Zwykle bohaterowie lądują w bardziej odległych częściach, co zmusza do uświadomienia sobie czytelnikowi, że będą mieli do czynienia z kimś, kto poznał ból, cierpienie, głód i posiada już pewne doświadczenie w radzeniu sobie z problemami. Można się spodziewać, że dziecinność młodych shinigami będzie wywoływała gniew, utratę kontroli nad emocjami i rozbudzi jakiś instynkt przetrwania lub czegokolwiek tam jeszcze, albo okaże się, że bohater będzie bardziej dojrzały niż nam się zdaje i takie głupoty, będące czymś normalnym, nie wywołają zbędnych uczuć. Wybranie 76 okręgu poniekąd ułatwia sprawę, jest jednym z tych, które najbardziej intrygują, ale z czasem stają się zbyt przewidywalne, niestety. Ciężkie warunki, głód, walki i szukanie radości w każdym, nawet najmniejszym elemencie jest oczywiste. Brakuje mi tu odrobiny tajemnicy, czegoś, na czym mogłabym bardziej się skupić. Shuri stała się tą osobą, która zwróciła moją uwagę i nadal zwraca.
Makoto jest zwyczajnym przedstawicielem tego okręgu, a Shuri już jakąś odskocznią, chociaż nawiązuje do tego poszukiwania radości. W każdym razie nie wiadomo skąd się wzięła i co powoduje ten dziecięcy promyk szczęścia w takim miejscu. Jakie było jej życie, co się w nim działo, czego doświadczyła? Shuri jest osobą, która nagle pojawia się w życiu i je zmienia, wprowadza coś nowego. Przyznam, że jej tekst: "Muszę siku" mnie dobił :D My tu krążymy w jakimś wewnętrznym świecie, mamy do czynienia z kimś, przypominającym króla, czekamy na jakiś ruch węża, a tu pojawia się "siku", który burzy wszelką strukturę powagi. Przez to zdobyła moją sympatię, dobrze że nie chodziło o coś innego, bo wtedy to by zapewne leżała na podłodze i kuliła się ze śmiechu :D Jej towarzystwo nadaje życiu barw, staje się jego nieodłączną częścią, szczególnie dla Makoto. Śmierć przyjaciół musi być dla niej okropnym przeżyciem, a jedyna deską ratunku, którą będzie się broniło, aby nie utonąć w głębi morza rozpaczy jest właśnie Shuri. Nawet sobie nie wyobrażam jak ten widok musiał wpłynąć na to wiecznie roześmiane dziecko, po prostu zawalił jej świat. Jednak, czy będzie w stanie wrócić do normy i dalej zaskakiwać, czy pogrąży się w smutku i obali ten świat? No i jeszcze Hisagi. Miło mi widzieć postać tak nikłą w Bleach. Dotychczas spotkałam się z nią chyba tylko raz, ale to była tylko krótka wzmianka, a blog zniknął. Zdecydowanie przez swoją rzadkość również mnie intryguje, jak tajemnicza siostra Makoto. Jednak sama główna bohaterka wydaje się być najzwyklejszą główną bohaterką, która w żaden sposób na mnie nie wpływa. To normalne. Chyba jeszcze nie zdarzyło mi się, aby jakikolwiek główny bohater zafascynował mnie w jakiś sposób. Oczywiście to nie znaczy, że nie stawali się moimi ulubionymi postaciami, ale nie wzbudzali większego zainteresowania. Muszę przyznać, że nawet za swoimi głównymi bohaterami nie przepadam, chyba taki już ich los :D
UsuńMam nadzieję, że niczym nie uraziłam i nie masz nic do takich komentarzy ^.^
Kochane limity blogspota, musiałam podzielić komentarz >.<
Dziękuję, Nova, za komentarz. ; * Cóż, cieszę się, że w jakimś stopniu udało mi się zainteresować ciętym tworem.
UsuńSzczerze mówiąc pierwszą wersję prologu napisałam jakieś trzy lata temu, dlatego wygląda, jak wygląda. Jest to też moje trzecie podejście do publikowania tego opowiadania od początku i stwierdziłam, że tym razem skupię się tylko na poprawianiu błędów interpunkcyjnych, stylistycznych itp. bo jeśli za każdym razem będę poprawiać treść, to nigdy nie skończę tego opowiadania. ^^
Poza tym, chciałam ująć najważniejsze fakty z życia Makoto w Rukongai zanim akcja przejdzie do tej właściwej, kiedy ona jest już Shinigami. Co do charakteru mojej bohaterki, wiem, że nie jest specjalnym odkrywczy, ale w pewnym sensie chodziło mi o to, by była zwyczajna, żebym mogła jej dać dość niezwyczajny problem, z którym miałaby sobie poradzić - ale o tym później.
Cieszę się, że Shuri przypadła Ci do gustu, bo to opowiadanie kręci się właśnie wokół niej i wszystkie informacje, których nie ma w prologu na pewno się pojawią później.
Również nie spotykałam wielu opowiadań z Hisagim w roli głównej, a jeśli już jakieś znalazłam, to zazwyczaj było opuszczone i niedokończone. Trochę ubolewam nad tym faktem, że tak niewiele osób o nim pisze, ale co zrobić?
Oczywiście niczym nie uraziłaś, a długość komentarza wcale nie przeszkadza, wręcz przeciwnie. Szanuję każdą opinię i biorę sobie do serca wszelkie uwagi, obojętnie w jakiej długości. ^^
Nie, nie, nie. Żadnych zmian. Lubię widzieć jak bohaterowie ze zwykłych stają sie niezwykli i podbijają serca. Nie zmieniaj mi historii. Podoba mi się taka, jaka jest. Lubię zmiany, zawsze to coś nowego, a wiadomo, że później i tak będzie to wyglądać inaczej. Zaczynam dopiero czytać, co jest jasne jak Słońce, więc piszę co myślę. Wolę sobie nawet nie wyobrażać ile komentarzy musiałabym stworzyć, aby wyrazić się na temat wszystkich rozdziałów, chociaż w sposób ogólny :D
UsuńHej! Naprawdę się cieszę, że mogę czytać od początku Twojego bloga i w miarę swoich możliwości komentować każdy rozdział z osobna, bo na onetowym nieco mnie ilość Twoich rozdziałów przerażała ^^"
OdpowiedzUsuńNawet nie zdajesz sobie sprawy jak dawno nie czytałam takiego długaśnego prologu! Twój był naprawdę wyczerpujący, ale także bardzo ładnie opisany i osoby, które nie znają dobrze mangi czy chociażby anime nie muszę się domyślać czym jest choćby Rukongai, chociaż z ręką na sercu przyznam, że akurat te fragmenty ciekawiły mnie najmniej, ale pewnie sama domyślasz się dlaczego.
Zastanawiam się dlaczego postaci, które odkrywają role główne, zawsze znaleźć muszą się na największym odludziu zabitym dechami, ale z drugiej zaś to bardzo rokuje, ponieważ, jeśli nawet Makoto przystanie na słowa Hisagiego, będzie silną kobietą, co jak mniemam, uwolni mnie i innych czytelników od dziewuchy, która nie wie co począć. Bo takie bohaterki są najgorsze!
Podoba mi się bardzo postać Shuri, choć mam też jakieś dziwne poczucie, że dziewczyna trochę, a nawet bardziej niż trochę namiesza. Imię, jakby nie było, kojarzy mi się z polskim słowem "szurnięta" xD Czyżby ona też wstąpiła do Gotei 13 jak shinigami, bo wątpię, aby jej siostra zostawiła ją na pastwę losy na ulicach biedy.
Hisagi, przyznam szczerze, że nie jest to postać na, którą zwracam dużo uwagi, nie jest to także postać, o której czytałam ficki, więc bardzo dobrze się składa, że jest jednym z ważniejszych bohaterów Twojego opowiadania, a przynajmniej wszystkie znaki na ziemie i niebie wskazują, że właśnie tak nie będzie. Po za tym podziwiam faceta - jest jednym z bohaterów Bleacha, który dostrzegając walory kobiecego ciała!
Już nie ględzę i czekam na rozdział pierwszy.
Ja ne, Kanako.
Dziękuję, Kanaoko za komentarz. ; *
UsuńZdaję sobie sprawę z tego, że długość mojego opowiadania jest przerażająca i cieszę się, że mimo wszystko postanowiłaś się za nie wziąć.
W pewnym sensie pisałam tego fan fika z myślą o tych, którzy z Bliczykiem nie mieli nigdy do czynienia i doskonale wiem, że nie będzie to interesować tych, którzy Wybielacza już znają. Muszę ostrzec, że jeszcze kilka pierwszych akapitów pierwszego rozdziału będzie podobnym wprowadzeniem.
Nie powaliłam też oryginalnością, wybierając miejsce, z którego pochodzi Makoto, wiem. Na swoją obronę chciałabym tylko zaznaczyć, że początkowe rozdziały były pisane dość dawno i dlatego nie popisałam się odkrywczością. ; )
Shuri namiesza, oj i to bardzo. Ale na razie nic więcej nie powiem. ^^
Cóż, o kim innym mogłabym pisać fan ficka, jak nie o Hisagim. W zasadzie śmiało można go nazwać jednym z głównych bohaterów.
Witaj Invi :). Ja, podobnie jak Kanako, cieszę sie, że mogę śledzić opowiadanie od początku. Prolog był bardzo dobry, zawarłaś w nim wiele, jednocześnie zachęcając czytelnika do czytania dalej, przez ostatnie zdanie wypowiedziane przez "tajemniczego" shinigami ; d. Tak, podoba mi się.
OdpowiedzUsuńPrzykro mi było, gdy czytałam o śmierci przyjaciół Makoto... blond włosy ubrudzone krwią... ar ;<. To było okropne, a jeszcze przyszedł Hisagi i bez emocji mówił o Pustym. W sumie czasem drażniło mnie w nim to, że jest "wypruty" z emocji, ale wiem, że w dalszych rozdziałach jest uroczym mężczyzną (:
Nie mogę doczekać się dalszych rozdziałów, historii Shuri, która mnie najbardziej ciekawi i tego, jak Makoto poradzi sobie w Seireitei ^^.
Całuję mocno!
Dzień dobry, część i czołem. :3 Długość prologu mnie zszokowała, przyznam szczerze. Tak długiego chyba jeszcze nie widziałam. oO Ale to na plus, na plus. :D I jeszcze ta pierwszoosobowa narracja... Lubię dobrze napisaną taką narrację, a tak właśnie jest u Ciebie, co cieszy oczęta. :3 Co do akcji, to zgrabnie streściłaś w sumie dość sporą część życia głównej bohaterki. Ciężko miała. ; o Makoto już lubię, jeśli chodzi o Shuri, muszę się jeszcze do niej przekonać, traumatyczna niechęć do małych dziewczynek, brrrr... I Hisagi na końcu, niohohohohoh~! ;3 Ciekawa jestem, czy mu się przypadkiem jeszcze nie oberwie. :D Zaraz się dowiem. ^J^
OdpowiedzUsuńNa początku coś mi się w oczu rzucił brak przecinka czy dwóch, ale tak poza tym to było dobrze. Pisarka też człowiek, może coś czasem zgubić. c:
Takoż idę dalej czytać i spamić nielogicznymi komentarzami ;> Pozdrawiam ;>
Prolog bardzo interesujący. Widać, że bardzo skupiasz się na opisach, co niesamowicie mi się podoba ;) Irytującym jest, gdy akcja składa się z samych dialogów, których prostota po prostu mnie zabija. Z dużymi oczekiwaniami lecę czytać rozdział pierwszy ;))
OdpowiedzUsuńKilka słów, bądź zdań o tym tam na górze poście:
OdpowiedzUsuń...
...
...
...
...
...
...
...
...
NAUCZ MNIE TAK PISAĆ! Proszę! Gdy to czytałam, czułam smutek, który ogarną bohaterkę, czułam się, jakby to nie ona, tylko jakbym to ja opłakiwała zmarłych. Po prostu ge-nial-ne! Teraz czuję się jak nic nie umiejący śmieć, ale gdy widzę, jak ktoś pisze tak świetnie to... czuję się dumna, że na świecie są jaszcze ludzie, którzy... jakby to powiedzieć... kochają to co robią i się w to wczuwają.
Dobra, wzięłam się znów za czytanie od początku, co by przypomnić sobie po tych kilku latach chociażby genezę Twojej powieści.
OdpowiedzUsuńPowiem szczerze, że mało pamiętam, wiec prolog był dla mnie jak taka totalna nowość, mimo, ze już kiedyś go czytałam.
Nie zdziwi Cię więc fakt, że zdziwiłam się, jak nasza bohaterka poznała Shuri, oraz jaka była jej historia.
No cóż, teraz tylko przyjdzie mi czytać chociaż jeden rozdział dziennie ^^
Twoja stara, dobra Ryoka :3
http://shining-path-to-dreams.blogspot.com/