002. Komplikacje
Za wszystkie niepoprawione błędy przepraszam. Starałam się pospieszyć.
___________________________________________________
-
Nee-chan, jesteś na mnie zła? – zapytała nagle Shuri.
Wyglądała na zmartwioną.
Westchnęłam kręcąc głową.
-
Oczywiście,
że nie – odparłam, mierzwiąc jej białą grzywkę. – Tylko Shuuhei mnie strasznie
zdenerwował.
Siedziałyśmy
na dachu jakiegoś budynku. Zimny styczniowy wiatr rozwiewał włosy i ziębił
twarze. Był środek nocy. Czyste niebo było usłane milionami gwiazd. Księżyc
rzucał wątłe światło na ośnieżone ulice. Wokoło panował taki spokój, że bitwa z
Arrancarami, która całkiem niedawno odbyła się nad tym miastem, wydawała się
rzeczą niemożliwą.
Puści
nie pojawiali się wcale, a to wydawało mi się dziwne. Karakura była
miejscem największej aktywności duchowej, więc zazwyczaj roiło się tutaj od
Hollow. Spojrzałam na wyświetlacz swojego komunikatora duchowego. Żadnych
czerwonych punktów na mapie. Westchnęłam chowając go z powrotem.
Zastanawiałam
się, czy postąpiłam słusznie naskakując tak na Hisagiego. Ciężko było mi to
przyznać, ale miał trochę racji. W końcu mała została Shinigami i w głębi
duszy powinnam zdawać sobie sprawę z tego, że walka z Hollow stanie się
jej obowiązkiem, tak jak każdego Strażnika Śmierci. Zrobiło mi się trochę
głupio i pożałowałam, że nie mogę teraz z nim porozmawiać i przeprosić
za swoje zachowanie.
Ziewnęłam
przeciągle, zakrywając usta dłonią i nagle to poczułam. Reiatsu, przez
które po plecach przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Ta paskudna energia duchowa
mogła należeć tylko do Pustego. Chwilę później mój komunikator wydał z siebie
dźwięk oznajmiający nadejście potwora. Wyjęłam go i spojrzałam na
wyświetlacz. Był blisko.
-
Shuri,
mamy Pustego do skasowania – oznajmiłam, chowając telefon.
Przeskoczyłam
z dachu na słup. Potem na kolejny. Shuri podążyła za mną. Czarne szaty
oraz kolorowe, wełniane szale łopotały za nami na wietrze. Po chwili byłyśmy
już na miejscu. Nie było potrzeby używać Shunpo na tak krótki dystans.
Zatrzymałam się na latarni. Pusty wyglądał jak przerośnięty kot z ogonem
jaszczurki i rogami znajdującymi się tuż za kocimi uszami. Shuri
przeskoczyła obok mnie, trzymając rękę na rękojeści Zabójcy Dusz, znajdującego
się na jej plecach.
-
Zajmę
się nim – zawołała Shuri, wyjmując miecz.
Przez
jedną, krótką chwilę miałam ochotę zaprotestować. Jednak jak na zawołanie w mojej
głowie zabrzmiały słowa vice kapitana. „Pod
żadnym pozorem nie wolno ci zabijać Pustych za nią.” Chyba nie miałam
żadnego wyjścia i musiałam go posłuchać.
Obserwowałam
z góry jak mała zwinnie unika ciosów potwora, jednocześnie próbując
atakować. W krótkiej chwili Hollow pozbył się ogona i tylnej łapy, mimo to
nie dawał za wygraną.
-
Nie
lekceważ mnie, Shinigami!
Wydał
z siebie przeraźliwy ryk i z rogów, które znajdowały się zaraz za
maską wystrzeliły dwa pociski. Nie widziałam gdzie trafiły. Bałam się, że mała
mogła tego nie uniknąć. Gęsty pył, spowodowany wybuchem ograniczył widoczność
do zera. Drgnęłam, łapiąc za rękojeść swojego Zanpakutou.
-
Shuri!
Pusty
mnie zauważył i ruszył w moją stronę. Wyjęłam Zanpakutou jednak, jak się chwilę
później okazało, niepotrzebnie.
-
Hadou no sanjuuichi
Shukkahou! – krzyknęła dziewczynka.
Ogromna czerwona kula reiatsu trafiła Pustego, odrzucając go
na kilka metrów. Białowłosa
wyskoczyła z mgły i w mgnieniu oka przecięła maskę Hollow na pół.
Tkwiłam
zamurowana, ściskając Zanpakutou w ręce, nie zdając sobie sprawy z tego, co się
przed chwilą stało. Mała stała nieopodal miejsca, w którym jeszcze przed chwilą
był Pusty. Schowała katanę i popatrzyła na mnie zadowolona. Wciąż oniemiała
poszłam w jej ślady i po chwili mój Zabójca Dusz powrócił tam, gdzie
powinien spoczywać, kiedy nie walczę. Jeszcze bardziej pożałowałam, że
pokłóciłam się z Hisagim.
Kawasumi,
idiotko, pomyśl dziesięć razy, zanim znowu na niego nawrzeszczysz. (...)
Od
pojawienia się pierwszego pustego minęły dwa tygodnie. Kurosaki nadal nie
wrócił i wcale się nie zapowiadało, że w najbliższym czasie to zrobi. Póki
co, Shuri radziła sobie bardzo dobrze. Za każdym razem, kiedy pozbywała się
Pustego udowadniała, że moje obawy były bezpodstawne.
Wydawało
mi się, że to miasto jest zupełnie zwyczajne i niczym nie różni się od innych.
Jak się później okazało, źle mi się wydawało. Shinigami byli niewidoczni dla
człowieka, dzięki czemu mogliśmy w spokoju wykonywać patrole podczas wizyt na
ziemi bez obawy, że zostaniemy zauważeni. Wyglądało na to, że Karakury to nie
dotyczyło.
Shuri
podążyła w swoją stronę, ale tak długo, jak byłam w stanie wyczuć jej reiatsu,
nie martwiłam się o nią. Byłam w pobliżu szkoły, wokół której znajdowało się
teraz mnóstwo dzieciaków w mundurkach. Zatrzymałam się na murze otaczającym
wysoki budynek. Wszystko wydawało się być w porządku i nie miałam zamiaru długo
zabawić w tym miejscu. Niespodziewanie, kiedy już chciałam odejść ktoś mnie
zatrzymał.
-
Ej,
ty tam!
Odwróciłam
się i spojrzałam w stronę z której dobiegał głos. Jakiś brązowowłosy chłopak
patrzył się... prosto na mnie?
-
Tak
do ciebie mówię...
A jednak!
-
T-ty
mnie widzisz?
Dobrze,
że nie widziałam swojego wyrazu twarzy.
-
Co
się dzieje z Ichigo?
-
Jaką
Ichigo?
Kolejne
jakże inteligentne pytanie padło z moich ust. Dopiero po chwili zorientowałam
się, że może mu chodzić o Zastępczego Shinigami. Chłopak nie odezwał się od
razu. Wyglądał, jakby się nad czymś głęboko zastanawiał.
-
Myślałem,
że jak jesteś Shinigami, to będziesz znała Kurosakiego Ichigo – powiedział
zawiedziony i odszedł, pozostawiając mnie tkwiącą w szoku.
Podobna
sytuacja miała miejsce dwa dni później. Przechadzałam się po jakimś parku i
nagle zaczepiła mnie czarnowłosa dziewczynka. Również pytała o Kurosakiego. Z
tym, że w przeciwieństwie do tamtego chłopaka wyglądała na bardzo zmartwioną.
Powiedziałam jej, że jest bezpieczny i nie ma się o co martwić. Serce mi
zmiękło na widok tych smutnych oczu.
Zupełnie
nie zdziwiło mnie, jak o tą samą osobę zapytały mnie jeszcze dwie osoby.
Dziewczyna o krótkich czarnych włosach i również czarnowłosy chłopak. Prawdziwy szok przeżyłam za to, kiedy o
Kurosakiego zapytał mnie pluszowy lew. Nie mogłam się otrząsnąć przez kolejne
dwa dni. Wydawałoby się, że już nic dziwniejszego nie mogło mnie spotkać. Po
raz kolejny się przeliczyłam, kiedy dziwak, który przedstawił się jako Don
Kanonji, zaczął mi proponować miejsce w jego drużynie super bohaterów. O dziwo
była z nim czarnowłosa dziewczynka, którą spotkałam wcześniej, pluszowy lew i
dwójka dzieciaków, których pierwszy raz widziałam na oczy.
Karakura
to zdecydowanie najdziwniejsze miasto w którym byłam.
Tak
na dobrą sprawę moja obecność tutaj była zbędna. Puści prawie się nie
pojawiali, a jak już jakiś odważył się przyjść do świata żywych, to został
odesłany przez Shuri. Nie miałam tu żadnych obowiązków, ale nic nie mogłam na
to poradzić. Dostałam rozkaz, żeby być tu razem z małą i mimo wszystko nie
mogłabym teraz opuścić Karakury.
Shuri
usiadła obok mnie na dachu jakiegoś domu, wręczając mi onigiri. Popatrzyłam
zaskoczona na ryżową kulkę.
-
Skąd
to masz? – zapytałam, nie kryjąc zdziwienia.
-
Ururu
mi dała – odparła i bez żadnych wyjaśnień zabrała się za jedzenie.
No
cóż. Po tym wszystkim, co mnie spotkało, przez minione dwa tygodnie nie
powinnam się dziwić, że moja przybrana młodsza siostra dostaje od kogoś
jedzenie.
-
Kim
jest Ururu? – zapytałam po chwili milczenia, jednak odpowiedzi nie usłyszałam,
bo mój komunikator duchowy wydał z siebie przerażający pisk.
Wepchnęłam
w siebie resztę ryżowej kulki i spojrzałam na wyświetlacz.
-
Jet
obota – wyjąkałam z pełną buzią coś, co powinno zabrzmieć: jest robota.
Schowałam
komunikator i podążyłam za Shuri. Zajęła się Hollowem i miałyśmy spokój.
Przynajmniej tak mi się wydawało. Komunikator znowu zaczął piszczeć. Wyjęłam go
i spojrzałam na ekranik. Tym razem, to nie był jeden Pusty, a całe stado. Nie
zdążyłam się nawet odezwać, a wokół nas pojawiła się gromada Hollow.
-
Cholera,
skąd ich tyle?!
Shuri,
nie czekając na nic, wyjęła Zabójcę Dusz. Ku mojemu przerażeniu, co chwila
pojawiali się następni. W takiej sytuacji nie mogłam pozwolić na to, żeby
walczyła sama. Było ich zdecydowanie zbyt wielu. Automatycznie dobyłam miecza.
-
Nee-chan,
przecież nie możesz zabijać Pustych! To moje zadanie.
-
Nie
ma mowy, żebym pozwoliła ci samej walczyć z tą zgrają – odkrzyknęłam.
Nie
czekając na nic przecięłam maskę jednego z nich i od razu pozbyłam się
następnego, jednocześnie unikając ataku kolejnego. Było ich zdecydowanie zbyt
wielu. Nie miałam pojęcia, jak sobie z nimi poradzimy we dwie. Przeskoczyłam
nad głową jednego Hollowa i zaatakowałam kolejnego. Nagle poczułam
przeszywający bój pleców. Aż mnie zamroczyło. Nie wiedziałam co się dzieje. Ostre
powietrze kłuło mnie w twarz. Wiatr świszczał w uszach. Spadałam.
-
Nee-chan!
W
ostatniej chwili odzyskałam świadomość i zdołałam utrzymać się jakoś w
powietrzu. Wyciągnęłam przed siebie rękę, w której trzymałam Zabójcę Dusz. Nie
ma co się cackać.
-
Ukąś,
Hebimizu!
Z
ostrza wystrzelił strumień wody likwidując przy tym kilku Pustych. Klinga
wydłużyła się i pojawił się na niej wygrawerowany wąż. Zdolność mojego
Zanpakutou polegała na wystrzeliwaniu energii duchowej, która materializowała
się pod postacią wody. Każda, nawet najmniejsza kropla, była tak ostra, że
mogła bez problemu przeciąć nawet stal.
-
Teraz
możemy się pobawić. – Na mojej twarzy pojawił się drwiący uśmiech, poczułam się
spokojniejsza.
Bezszelestnie
zachodziłam Hollowy. Strumienie wody strzelały co chwile z ostrza, powodując
zniknięcie Upadłych Dusz. Nieco dalej Shuri pozbywała się jednego za drugim
przy pomocy Magii Demonicznej. Potwory przestały się w końcu pojawiać i nic nie
stawało nam na przeszkodzie, by pozbyć się wszystkich. Nagle zamarłam. Poczułam
nieprzyjemny dreszcz na plecach. Przeszyła mnie fala nieznanego mi dotąd
reiatsu. Nigdy nie czułam tak ciężkiej, tak przepełnionej złem energii
duchowej. Zdawała się napierać z niesamowitą siłą na każdy centymetr mojego
ciała. Upadłam na kolana, nie mogąc już dłużej wytrzymać tego paskudnego
ciśnienia.
-
Makoto! Otrząśnij się!
Usłyszałam
kojący głos w mojej głowie. Przytłaczające uczucie nie znikło, ale zdawało się
mniej intensywne niż przed chwilą. Ścisnęłam rękojeść Zanpakutou, w myślach
dziękując jego duszy za to, że po raz kolejny mi pomógł. Wstałam i wtedy po raz
pierwszy ujrzałam na własne oczy Arrancara.
Wysoki,
szczupły, czarnowłosy chłopak ubrany w biały mundur. Pozostałość maski
znajdowała się wokół jego oczu, które starannie skryte były w cieniu rzucanym
przez maskę. Jego usta wykrzywiły się w drwiącym uśmiechu. Podrzucał srebrny
sztylet, co chwila zwinnie go łapiąc.
Rzucił
mi przelotne spojrzenie i w mgnieniu oka przeniósł się z dachu pobliskiego
budynku w miejsce, gdzie znajdowała się Shuri. Przytłoczona jego Energią
Duchową stała bez ruchu. Jej oczy były puste, bez wyrazu. Przerażona, używając
Shunpo przemieściłam się w miejsce, w którym był i zamachnęłam się, by móc
zadać mu cios Zabójcą Dusz. Niestety zablokował mnie jedną ręką, drugą
uderzając w brzuch. Odrzuciło mnie na kilka metrów. Zgięłam się w pół, plując
krwią.
-
Shu…ri...
– wydusiłam, patrząc na nieświadomą niczego dziewczynkę.
Arrancar
pochylił się nad nią. Wyprostowałam się, łapiąc rękojeść Hebimizu w obie ręce.
Nogi miałam jak z waty. Modliłam się w myślach, żeby tylko nie odmówiły mi
nagle posłuszeństwa. Zamachnęłam się z całej siły, wypuszczając strumień wody
wprost na plecy przeciwnika. Ku mojemu zdziwieniu i przerażeniu jednocześnie,
odparował atak. Nawet go przy tym nie drasnęło.
-
A
ty jeszcze tu stoisz? – zdziwił się.
Nagle
znalazł się przede mną. Podrzucił sztylet i zwinnie złapał go w locie.
Wymierzył cios prosto w moje serce. Jedyne, co zdążyłam zrobić, to unieść
Zanpakutou w górę. Zamiast w serce trafił w miejsce tuż pod obojczykiem.
Poczułam przeszywający ból. Nie byłam w stanie utrzymać Zabójcy Dusz. Gdyby nie
to, że trzymałam go w obu rękach, to już dawno leciałby w kierunku ziemi.
Arrancar wyszarpnął sztylet, powodując, że z rany trysnęła soczyście krew.
Krzyknęłam z bólu, nie mogąc tego powstrzymać. Moja lewa ręka zwisała
bezwładnie, prawą trzymałam kurczowo rękojeść Hebimizu, modląc się o cud. Teraz
nie będę miała szans na obronę.
-
Ale
ty jesteś upierdliwa. Dałabyś się już zabić!
-
Chciałbyś
– wychrypiałam i korzystając z okazji, za pomocą Shunpo podeszłam do Shuri,
która zdążyła już dojść do siebie. Spojrzała przerażona na moją rękę, po czym
przeniosła wzrok na naszego przeciwnika.
-
To
jest Arrancar? – Zapytała drżącym głosem.
-
Uciekaj
– powiedziałam, starając się, by mój głos zabrzmiał spokojnie.
Nie
chciałam zgrywać bohaterki. Po prostu chciałam mieć pewność, że ona wyjdzie z
tego cała, dlatego musiała oddalić się stąd jak najszybciej. Społeczność Dusz
zapewne już wie o tym kto przybył na Ziemię i prędko wyśle kogoś do pomocy.
-
Ale
Nee-chan... co z tobą?
-
Nic
mi nie będzie – powiedziałam to tak, jakbym chciała przekonać samą siebie.
Przyglądała mi się przez chwile niepewnie.
-
No
już, uciekaj!
Chciałam
jej powiedzieć, że na pewno wrócę, ale nie potrafiłam. Posłała mi smutne
spojrzenie i zeskoczyła na ziemię. Spojrzałam na mojego przeciwnika i
westchnęłam. Jedynie cud mógłby mnie teraz uratować. Starałam się uspokoić, co
było strasznie trudne w tej chwili. Nogi trzęsły mi się jak nigdy, ale nie ze
strachu. Arrancar wciąż wydzielał potężne ilości reiatsu, a to powodowało, że
całe moje ciało dygotało.
-
Co
ci to da, jeżeli ta mała ucieknie, co? – Wykrzywił usta w drwiącym uśmiechu. –
I tak ją w końcu zabiję.
We
mnie aż zagotowało się ze złości. Zamachnęłam się, by po chwili wypuścić
strumień wody z ostrza. Wiedziałam, że to mu nic nie zrobi, ale chciałam kupić
Shuri trochę czasu. Arrancar zbliżył się do mnie, chcąc zaatakować, jednak ja
uniknęłam jego ciosu. Po raz kolejny zrobiłam zamach. Zablokował. Sam się
zamachnął, ale tym razem udało mi się powstrzymać go, przed zadaniem ciosu.
Udawało mi się unikać jego ataków z łatwością. Jednak nie na długo.
Nieumyślnie
odsłoniłam się przed nim i on to wykorzystał. Kopnął mnie z całej siły w klatkę
piersiową. Odrzuciło mnie, zaczęłam spadać. Siła, z jaką uderzyłam o ziemię
była tak duża, że nie mogłam złapać tchu. Ciężko było mi oddychać. Za każdym
razem, gdy nabierałam powietrza do płuc, czułam, jakby mi je coś rozrywało, do
tego połamane żebra zdawały się ciąć je, niczym sztylety. Nie miałam siły się
ruszać. Uniosłam lekko powieki i poczułam jak coś ciepłego spływa mi po czole.
Dotknęłam tego miejsca ręką, a kiedy na nią spojrzałam była cała we krwi.
Przeniosłam wzrok na Arrancara. Podchodził powoli w moją stronę, by zadać
ostateczny cios.
Co za wstyd, pomyślałam. Moja pierwsza walka ze zwykłym Arrancarem
przegrana.
Zamknęłam
oczy, oczekując na to, co było już nieuniknione.
Tak, to jest dobra rzecz, przenieść się na blogspot. Nie podoba mi się tutaj tylko wystrój i wgl. Bardziej do onet się przywiązałam.
OdpowiedzUsuńRównież tak myślę o przeprowadzce, ale nie wiem ;D
Dziękuję, Invi, że tak piszesz. Nawet nie wiesz jak bardzo mi to teraz pomogło. Tak jakoś pozwoliło uciec od rzeczywistości i zapomnieć na chwilę o pewnej istotce, albo raczej się uspokoić. Przepraszam za ten komentarz, pewnie wyjdzie chaotyczny i bez sensu, ale na nic lepszego obecnie mnie nie stać. No cóż, dostrzegłam sporo błędów i sądzę, że niepotrzebnie się tak spieszysz, przecież nic złego nie stałoby się, gdybyś dodała rozdział trochę później. Co do Makoto, to podzielam uczucia Aiko, mi również ta jej nadopiekuńczość się nie podoba. Wątpię, aby zamknięcie dziecka w klatce i zajmowanie się nim jak swoją własnością było tym, co chciałaby osiągnąć. No cóż, wysłanie jej do Karakury niesie ze sobą mieszane uczucia. Z jednej strony to źle, bo każdy z nas wie jakie jest to miasto i ile rzeczy tam się dzieje. Z drugiej strony jest tam Urahara i reszta, co oznacza dodatkową ochronę. Chociaż naprawdę nie wiem, co Ichigo robi w SS. Może było to napisane, a ja zapomniałam. To bardzo prawdopodobne. Leczy się? Czy jest tam z powodu Ruki? Co do reszty to wydaje mi się, że Shuri jakąś rolę tutaj odegra, chociaż nie wiem jaką. Ona od początku wydawała się być inna, więc kto wie jak to dalej będzie. W sumie nie powiem, że Makoto staje się być zupełnie inną osobą niż sądziłam, a to dobrze. Ciekawią mnie jej relacje z Hisagim, a także skąd się wzięła nagle Matsumoto, bo, o ile dobrze pamiętam, wspomniałaś o niej tutaj. No cóż, ja się w tym czasie i tak nie odnajduję, ale skoro pojawił się arrancar to znaczy, że Ulizany Pudel zaczyna działać, a skoro pojawił się tak szybko (tak mi się wydaje) to miał jakiegoś asa w rękawie i pewnie ma ich jeszcze sto, znając go.
OdpowiedzUsuńDziękuję, Nova. Cieszę się, że to powyżej było dla Ciebie pewnego rodzaju odskocznią i cokolwiek cię trapi, to mam nadzieję, że szybko przestanie Cię to dręczyć.
UsuńTen pośpiech bierze się z tego, że chciałabym jak najszybciej przejść do akcji właściwej, bo pięć pierwszych rozdziałów to jeden nieprzemyślany bełkot, stąd tyle niejasności.
Makoto mi również działa na nerwy, w szczególności w pierwszych rozdziałach. Jej nadopiekuńczość względem Shuri nieco zmaleje i mam nadzieję, że stanie się znośna. ^^
A Shuri namiesza w tym opowiadaniu i to bardzo.