007. Arrancar
Nie podoba mi się, że w nowym chapterze
Hisagi dostał po dupie i to, że ratuje go nie ta osoba, która powinna. ; <
A poza tym, to chyba popadam w pisarską
depresję...
___________________________________________________
Całą noc nie zmrużyłam
oka. Opatrzyłam jego rany i pomogłam mu na tyle, na ile było mnie stać.
Jego oddech ustabilizował się wciągu tych kilku godzin i zapewne była to
zasługa nie tylko moja, ale przede wszystkim jego zdolności do regeneracji
szybszej, niż u ludzi. Nie mogłam wezwać nikogo z czwartej dywizji, bo źle
by się to skończyło i dla mnie, i dla niego. Dla własnego
bezpieczeństwa schowałam Zanpakutou Arrancara w szafie. Miałam tylko ogromną
nadzieję, że Shuuhei, Shuri i w ogóle wszyscy, będą omijać mój pokój szerokim
łukiem.
Rany, w co
ja się wpakowałam?! Trzęsłam się ze strachu, co było dla mnie absurdem. Za
czasów Rukongai nie bałam się walki z psychopatami, którzy byli silniejsi
ode mnie i trzykrotnie mnie przewyższali, a boję się bezbronnego
Arrancara, któremu w dodatku pomogłam!
Hisagi mnie
zabije! Oczywiście, jeśli ten tutaj nie zrobi tego przed nim.
Usłyszałam
pukanie do drzwi tak niespodziewanie, że aż podskoczyłam w miejscu.
Wstałam i na chwiejnych nogach wyszłam ze swojego pokoju. Osoba za
drzwiami ponowiła pukanie. Uchyliłam drzwi tak, żebym mogła lekko przez nie
wyjrzeć, nie pozwalając jednocześnie na to, by ktokolwiek zajrzał do środka.
Zupełnie się nie zdziwiłam, kiedy zobaczyłam Hisagiego z dwunastoma
egzemplarzami „Seireitei News”.
Przeniosłam wzrok ze sterty, którą trzymał w rękach, na jego oczy.
-
Co
ci się stało w twarz? – zapytał, nie kryjąc zdziwienia. Te zadrapania były
teraz najmniej ważne, więc puściłam to pytanie mimo uszu.
-
Mam
je roznieść – stwierdziłam.
-
Dokładnie.
Nie potrzebowałam
żadnych wyjaśnień. Już miałam zamiar zamknąć mu drzwi przed nosem, kiedy on
powstrzymał mnie przed tym, łapiąc za nadgarstek. Serce zabiło mi mocniej.
Cholera, domyślił się!
-
Z
Shuri wszystko w porządku? Może chcesz, żebym z nią został?
-
Nie!
– Omal nie krzyknęłam.
Jeszcze tego by
mi tu brakowało. Wiedziałam, że prędzej czy później będę miała kłopoty, ale
prawdę mówiąc, zdecydowanie wolałam to później.
-
Nie,
nie ma takiej potrzeby – dodałam spokojniej.
-
Na
pewno? – zapytał, przyglądając mi się podejrzliwie. W odpowiedzi pokiwałam
energicznie głową. – W takim razie do zobaczenia później.
Odszedł, a ja
zasunęłam za nim drzwi.
Nie za bardzo
uśmiechało mi się wychodzić teraz z domu. Co jeśli Shuri się nagle zachce
wejść do mojego pokoju? Zobaczy Arrancara i co wtedy zrobi? Pewnie od razu
uzna go za niebezpiecznego i pobiegnie po Zabójcę Dusz. Albo gorzej.
Poinformuje Hisagiego!
Weszłam z powrotem
do pokoju po swoją torbę, z którą się prawie wcale nie rozstawałam. Pech
chciał, że była zawalona stertą rupieci, których zapomniałam odłożyć na swoje
miejsce. Zrezygnowana zaczęłam pospiesznie i jak najciszej odkładać
wszystko na swoje miejsce. W pewnym momencie, kiedy chciałam położyć dość
grubą książkę na półkę, ta wyślizgnęła mi się z rąk i upadła na ziemię,
robiąc przy tym niemały hałas. Odwróciłam się szybko w stronę nieprzytomnego
Arrancara. Wydawało mi się, że może to go obudzić, ale na szczęście moje obawy
się nie sprawdziły. Nawet nie drgnął. Odetchnąwszy z ulgą, wzięłam swoją
torbę, po czym opuściłam pokój.
Zapakowałam
ostrożnie, żeby nie zniszczyć, wszystkie egzemplarze „Seireitei News” do torby
i ruszyłam w drogę. Niestety nie mogłam znaleźć większości kapitanów.
Rozumiałam, że mają dużo na głowie, ale rano mogliby choć trochę czasu spędzić
w swoich gabinetach. Zupełnie jakby wiedzieli, że ukrywam przed całą
Społecznością Dusz „mroczny sekret” i swoją nieobecnością chcieli zrobić
mi na złość.
Wydawało mi się,
że cały dzień upłynął, nim ponownie stanęłam przed drzwiami mojego mieszkania. Przed
wejściem do pokoju zajrzałam do Shuri. Leżała na brzuchu na swoim futonie
i czytała jakąś mangę, podjadając czekoladowe ciasteczka.
-
Tak,
Nee-chan, jadłam już śniadanie – oznajmiła, zanim zdążyłam się odezwać i wpakowała
sobie kolejne ciastko do buzi.
Nie pozwalałam jej jeść słodyczy przed śniadaniem, ale na
chwilę obecną za bardzo przejmowałam się Arrancarem, więc wyleciało mi to z
głowy. Gdyby Shuri o tym nie wspomniała, pewnie sama nie zapytałabym o to.
-
Pytałaś
się Toushirou, czy ma dziś dużo pracy? – zapytała, odwracając się w moją
stronę.
-
Skąd
wiesz, że byłam roznieść gazety? – zdziwiłam się.
-
Słyszałam,
jak rozmawiasz z Shuuheiem – odparła, uśmiechając się. – To jak, pytałaś
się?
Weszłam do środka i przysiadłam obok niej.
-
Szczerze
mówiąc, zapomniałam – przyznałam. – Ale wiesz, jak to jest w dziesiątej
dywizji. Często Rangiku-san ignoruje swoje obowiązki, przez co kapitan
Hitsugaya jest bardziej zajęty niż powinien.
-
I
tak do niego pójdę. – Po raz kolejny wyszczerzyła zęby w szerokim
uśmiechu.
Potargałam jej białą grzywkę i sama wzięłam jedno z ciasteczek.
Podczas rozmowy z Shuri udało mi się przez chwilę nie myśleć o moim
gościu, o którym nie miał się nikt dowiedzieć. Nikt poza Shuri. Nie było
możliwości, żebym mogła utrzymać jego obecność w tajemnicy przed nią.
Mieszkała tu ze mną, a poza tym nigdy niczego przed nią nie ukrywałam. Niestety
przyszła pora na trening i musiałyśmy przerwać błogie leniuchowanie. Przed
wyjściem zajrzałam jeszcze do pokoju. Arrancar wciąż nie dawał oznak życia.
Gdyby nie to, że jego klatka piersiowa unosiła się miarowo w rytm oddechu,
pomyślałabym, że jest martwy.
Podczas treningów cała dywizja zbierała się w jednym
miejscu i nikt zazwyczaj nie kręcił się w pobliżu kwater mieszkalnych.
Chyba, że chodziło o ćwiczenia rekrutów, którzy właśnie dołączyli do
oddziału, to wtedy na polu zbierała się tylko określona grupa osób. Zajęcia te
zazwyczaj prowadziłam ja. Na szczęście na chwile obecną nie było nikogo nowego
w dywizji, więc mogłam być spokojna o to, że nikt nie zajrzy do mojego pokoju
podczas mojej nieobecności.
***
Młoda kobieta przemierzała korytarze Las Noches, zaglądając do
wszystkich mijanych komnat. W jej niezwykle jasnych niebieskich oczach
tlił się niepokój. Szukała pewnej osoby, jednak nigdzie nie mogła jej znaleźć.
Zupełnie, jakby rozpłynęła się w powietrzu.
-
Gdzie
on jest? –pytała sama siebie, a głos jej się łamał.
Jak tylko uświadomiła sobie, że nigdzie go nie ma, twierdza
wydała się jej dziwnie obcym miejscem. Czuła się jak mała dziewczynka, która
zgubiła się i szukała kogoś ze swojej rodziny, a przecież Las Noches
było jej domem od dnia, kiedy stała się Arrancarem. Dlaczego przez te kilka
godzin jego nieobecności poczuła się taka osamotniona i zagubiona?
To było niedorzeczne! Na pewno był teraz gdzieś niedaleko.
Musiała po prostu dobrze poszukać. Albo pójść do siebie i czekać na jego
powrót. Tak. Tak właśnie zrobi. Już miała zawracać, kiedy zza zakrętu wyszła
ciemnoskóra kobieta o blond włosach i zielonych oczach. Połowę jej
twarzy zakrywał kołnierz białej kurtki, kończącej się w połowie biustu. Dziewczynę
nawiedziła nagle myśl, że Tercera Espada może coś wiedzieć na temat nagłego
zniknięcia tej osoby.
-
Harribel-sama!
Proszę zaczekać.
Blondynka zatrzymała się, mierząc ją obojętnym spojrzeniem.
-
O
co chodzi, Linell?
Zawahała się przez chwilę, jednak odważyła się zadać pytanie,
które tak bardzo ją nurtowało.
-
Ja…
nigdzie nie mogę znaleźć mojego brata, Lucasa. Nie wie pani, gdzie on... może
być?
Linell odwróciła spojrzenie. Głupie pytanie, skarciła się w
myślach. Ktoś taki jak Tercera Espada ma ważniejsze rzeczy na głowie. Harribel
milczała przez chwilę przyglądając się jej z dziwnym wyrazem twarzy.
-
Więc
ty jeszcze nie wiesz – odezwała się w końcu.
Dziewczyna podniosła wzrok.
-
Ten
zdrajca uciekł z Las Noches po tym, jak próbował zaatakować Aizena-sama.
Zdrajca?! Niemożliwe! Aizen-sama został przez niego
zaatakowany?! To nie mogła być prawda!
-
J-jak
to zdrajca? – W głosie Linell niedowierzanie mieszało się z rozpaczą.
Tia Harribel poprowadziła ją w głąb korytarza, a gdy
znalazły się w jej komnacie, opowiedziała całe zdarzenie. Z każdą nową
informacją Linell czuła coraz większą nienawiść do osoby, która była dla niej
wszystkim. Oszukał ją. Karmił kłamstwami tylko po to, by za jej plecami knuć
plan, który miał w założeniu pozbycie się człowieka, który dał im nowe, lepsze
życie. Tylko...
Dlaczego to zrobiłeś?
***
Słowik wyśpiewywał radośnie swoją piosenkę, która docierała do
jego uszu jakby z daleka i z każdą kolejną nutą była coraz bliżej. To była
pierwsza rzecz, którą sobie uświadomił. Kolejną było to kojące uczucie, które
pojawiało się za każdym razem, kiedy jego płuca napełniały się tlenem.
Następnie dotarł do niego ból licznych ran na jego ciele. Dopiero na końcu
dotarło do niego, że przecież wciąż żyje.
Nie pojmował, jak to się stało, że nadal oddycha. Zbyt dobrze
pamiętał ostatnie chwile w Hueco Mundo, by potraktować ten fakt zupełnie
obojętnie. Tamtej nocy powinien się przecież wykrwawić. Tym bardziej, że
znalazł się w Społeczności Dusz. W miejscu pełnym odwiecznych wrogów
jego rasy. Dlaczego nadal żył? Kto mu pomógł? Nie miał pojęcia. Ostatnią rzeczą,
którą pamiętał, był widok żółtookiej Shinigami. To, co działo się z nim
później było jedną wielką niewiadomą.
Czyżby to właśnie jej zawdzięczał, że wciąż może oddychać?
Przywołał ze swoich wspomnień niewyraźny obraz tamtej
dziewczyny. Pamiętał, że bała się go. Nie miała przy sobie broni. Mimo to mu
pomogła? To było zbyt nieprawdopodobne. Przecież był Arrancarem. Niby dlaczego
miała pomagać komuś, kto w pełni sił stoczyłby z nią pojedynek na śmierć i życie?
Właśnie taka była natura Arrancara. Mordowanie Shinigami. To
właśnie po to zostali stworzeni.
Nagromadzone siły włożył w to, by unieść lekko powieki.
Promienie słoneczne nieprzyjemnie podrażniły jego oczy. Wszystko zdawało się
być za daleką mgłą. Zamrugał, a obraz zyskał na ostrości. Był w nieznanym
pokoju urządzonym w tradycyjnym japońskim stylu. Zupełnie sam.
Powoli przekręcił głowę w lewą stronę. Drzwi do pokoju
były lekko uchylone. Podniósł spojrzenie i ujrzał parę żółtych tęczówek,
które wyryły się w jego pamięci, jako ostatnia rzecz, którą widział
minionej nocy.
To jednak była ona.
Invi, też mi się nie podoba! Kurdę, myślałam, że Kensei wkroczy do akcji *wzdycha* Ale Kubo chyba postanowił całkowicie odsunąć Vaizaado od walki. :(
OdpowiedzUsuńRozdział przeczytam do godzinki! Kyaaa, jestem pierwsza!! :D
Bardzo spodobał mi się ten rozdział! Zastanawiam się jak Makoto wybrnie z tej bardzo niewygodnej sytuacji, ale coś mi się wydaję, że Arrancar nie będzie zbyt wielkim utrapieniem. Znaczy się, nie będzie się stawiał, chciał walczyć, chyba, że na początku tak podpowie mu instynkt. Zresztą, chce wyrzucić Aiezena z HM, ne? Więc małe przymierze nikogo nie zaboli, chyba. Nie wiem co kombinujesz, ale chcę następny rozdział i pogawędkę tej dwójeczki!
UsuńWydaję mi się, że jego siostra nie będzie także siedziała jak na szczudłach i prędzej czy później będzie chciała poszukać brata i dowiedzieć dlaczego tak nikczemnie zdradził Aizena-samę. (Chyba, że sam Sousuke wyśle ją jako "przynętę"). Diabli wiedzą co czai się w jego czarnym umyśle!).
Ciekawe dlaczego nie czuli jego reiatsu?
Dziękuję, że dodałaś dziś rozdział (dokładniej to wczoraj) ;*
Czekam na następny. Pozdrawiam ciepło! :D
Gdyby Kensei mu pomógł pewnie mogłabym liczyć na jakąś współpracę tych panów, a tak to dziadek Yama pewnie każe Hisagiemu zjeżdżać i tyle. =.= Jeszcze liczę na to, że Kubo dostanie olśnienia i przypomni sobie o Vizardach... no kurczę, musi, bo jeśli ta manga będzie trwać jeszcze coś koło 8-9 lat, no to musi znaleźć się dla nich miejsce.
UsuńBardzo się cieszę, że spodobał Ci się rozdział. Makoto wybrnie z tej sytuacji w dość bezkonfliktowy sposób, ale nic więcej nie powiem.
Siostra będzie działać, ale dużo, dużo później. Mam to w planach, których nie zdążyłam jeszcze przelać do Worda.
A dlaczego go nie wyczuli, to się okaże, ale ostrzegam, że powód może się okazać wyjątkowo naciągany. ^^
Następny planuję wrzucić jak najszybciej. Może nawet pod koniec tygodnia dam radę.
Również pozdrawiam. ; 3
Dokładnie! Pfu, Kubo zniweczył wszystkie wyobrażenia! Chociaż mam cichą nadzieję, że Momo w końcu szlag trafi. Nie dużo brakuje, prawda? ^^ Ach, mam nadzieję, że znajdzie, bo, no, nie oczekują cudów, czasem tylko jakieś wzmianki, no. A tu długo nic i nagle się pojawiają... na sekundę! To jawna dyskryminacja! Serio blicz ma trwać aż tyle? naoO
UsuńLepszy powód ciągany niż brak jakiegokolwiek powodu. Prawda jest taka, że jeśli opowiadanie jest dobre to wiele można przebaczyć, a twoje, moim zdaniem, jest dobre i już :D
Dobrze jakby ci się udało pod koniec tygodnia, skomentowałabym go jeszcze przed wyjazdem! :D
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWłaśnie doszłam do wniosku, że to jeden z moich ulubionych rozdziałów (i do tego doszło do myśli typowo filozoficzno-egzystencjonalnych: dlaczego moja siostra nie traktowała mnie tak jak Makoto traktuje Shuri? Też byłam na swój sposób urocza jako dziecko!)
OdpowiedzUsuńMi się w ogóle nie podoba, że Hisagi (i w ogóle shinigami) dostał po dupie. Dziadek Yama pewnie też za chwilę padnie, a ich wszystkich będzie musiał ratować Ichigo.
Pisarska depresja jest zła. Wystrzegaj się jej ;<
Ja zaś się zastanawiam dlaczego moja siostra nie jest taka kochana jak Shuri, nawet jeśli nie ma między nami aż takiej dużej różnicy wieku. W ogóle to zawsze mi się wydawało, że lepiej jest mieć starszą siostrę.
UsuńNie, jak Yama padnie podczas walki z jakimś randomem, to już będzie gruba przesada. Już prędzej bym zrozumiała, gdyby zginął w walce z szefem Sternritter czy jak oni tam się nazywają. No i taka już dola głównego bohatera i też mi się to nie podoba. =.=
Między mną i moją siostrą jest dość duża różnica wieku (prawie 10 lat), więc dla niej i dla jej koleżanek byłam zawsze największą atrakcją: żywą lalką! D: Ja za to zawsze chciałam mieć starszego brata, więc chyba nie dogodzisz nikomu.
UsuńMnie już nic nie zdziwi w Bliczu (no, zdziwiłam się trochę jak Sasakibe zginął), ale rzeczywiście to już byłaby przekroczona granica dobrego smaku. Ja tam na miejscu Ichigo wzniosłabym bunt. A on co? "Uratuję Was!!!"