009. Dylemat

Bawiłam się w poprawianie go jakiś czas temu, ale zamiast wybrać „Tak” podczas zapisywania, to wybrałam „Nie” i szlag mnie trafił.
Poza tym rozdział uległ nieco większym kosmetycznym poprawkom, które nie mają żadnego wpływu na fabułę, więc jeśli przypadkiem jest tu ktoś, kto zna już to opowiadanie nie musi zawracać sobie głowy czytaniem go. ; )

___________________________________________________

Przenigdy nie przypuszczałam, że Shinigami i Arrancar mogą żyć w zgodzie, pod jednym dachem.
A jednak.
Lucas Weiss był Arrancarem z krwi i kości, a ja – Shinigami – uratowałam go przed niechybną śmiercią i codziennie modliłam się, żeby Shuuhei nie zechciał złożyć mi niezapowiedzianej wizyty.
Na początku nie wiedziałam, jak będzie wyglądać codzienność z nowym współlokatorem. Wydawało mi się, że wszystko się zmieni, będziemy się wzajemnie ignorować, a przebywanie we własnym mieszkaniu stanie się dla mnie udręką.
W zasadzie niewiele się zmieniło. Lucas może nie należał do najbardziej towarzyskich osób, ale nie mogłam mieć mu tego za złe. Dwa tygodnie to zdecydowanie zbyt mało czasu na oswojenie się z nowym otoczeniem, więc odnosił się do mnie z ostrożnością i trzymał na dystans. Dopiero po tym czasie zaczynał stopniowo i bardzo powoli nabierać do mnie zaufania. Poza tym okazało się, że kompletnie nie pasował do mojego wyobrażenia o niezrównoważonych Arrancarach. Był uprzejmy, opanowany, cichy i sprawiał wrażenie osoby, którą nie tak łatwo wytrącić z równowagi. Z upływem czasu jego pochodzenie zeszło na dalszy plan i nie miałoby dla mnie żadnego znaczenia, gdybym nie musiała go ukrywać przed całym światem.
Cały czas nie mogłam się nadziwić, że jego obecność nie została wykryta. Co prawda potrafił doskonale ukryć swoją energię duchową, ale nie robił tego od samego początku jego pobytu tutaj, co oznaczało, że ktoś mógł bez problemu rozpoznać reiatsu należące do Arrancara. Póki co, nic nie wskazywało na to, że został wykryty, a ja byłam niezmiernie wdzięczna losowi, za taki, a nie inny bieg wydarzeń. Nie chciałam, by dowódcy Oddziałów Obronnych i inni Strażnicy Śmierci gwałtownie dowiedzieli się o Arrancarze mieszkającym w Społeczności Dusz, bo mogło skończyć się to aresztowaniem, lub nawet karą śmierci dla niego. Dlatego właśnie najwłaściwszym posunięciem byłoby podzielenie się tą wiadomością z Shuuheiem. Dzięki swojej pozycji vice kapitana miał nieco wpływów, dzięki czemu szansa na zaakceptowanie Arrancara przez kapitan Ayami, a może nawet kilku innych kapitanów, wzrastała.
Problem tkwił jednak w tym, że wciąż nie zdecydowałam się na wyjawienie Shuuheiowi mojej małej tajemnicy. Najzwyczajniej w świecie bałam się jego reakcji na tą wiadomość, chociaż sama nie wiedziałam, czy słusznie.

W weekendowy poranek obudziły mnie hałasy, dochodzące z kuchni. Jęknęłam niezadowolona, uchylając powieki tylko po to, żeby po chwili zamknąć je ponownie. Nie miałam pojęcia co tam się działo, ale musiałam to sprawdzić. Przeciągnęłam się i spostrzegłam, że futon, na którym sypiał Lucas był już złożony. Powoli podniosłam się z posłania, po czym wyszłam z pokoju, a do moich nozdrzy dotarł zapach przyrządzanego w kuchni jedzenia. Podążyłam za przyjemną wonią prosto do niewielkiej i dość ciasnej kuchni, w której Lucas mieszał coś na patelni ustawionej na piecyku, a Shuri siedziała na szafce i przyglądała się temu, co robi Arrancar.
-     O, cześć Nee-chan! – przywitała mnie dziewczynka, kiedy podeszłam bliżej, przecierając oczy, by upewnić się, że to mi się nie śniło.
-     Cześć – mruknęłam i zerkając jasnowłosemu przez ramię. – Co wy tu robicie z samego rana?
-     Przygotowujemy śniadanie – odparł Lucas. – Skoro ostatnio nadużywam twojej gościnności, to chciałbym się do czegoś przydać.
-     Daj spokój. Niczego nie nadużywasz – żachnęłam się. – Ale to i tak miło z twojej strony, że nie pozwolisz nam dziś głodować. Co dobrego robisz?
Odeszłam kawałek i oparłam się o szafkę.
-     Jajecznicę. Jedna z niewielu rzeczy, które potrafię przyrządzić. Moja... – urwał. – Pewna osoba twierdziła, że wychodzi mi nadzwyczaj dobrze.
Wyłączył gaz i zaczął nakładać porcję jajecznicy na talerze.
Jeśli ktokolwiek przedstawiłby mi Lucasa i nie wiedziałabym o resztkach maski i dziurze w klatce piersiowej – pozostałościach po przynależności do Pustych – to nigdy nie powiedziałabym, że jest Arrancarem. Był zupełnie... normalny. Dogadywałam się z nim, jak z każdą inną osobą. Ponadto czułam, że jeszcze uda nam się zaprzyjaźnić.
Jedynie w pewnych momentach miałam wrażenie, że ukrywa coś przede mną. Tak jak w tej chwili. Zaczynał o kimś mówić, nagle urywał i zmieniał temat, lub dokańczał zdanie nie wspominając kim była ta pewna osoba. Mogłam jedynie przypuszczać, że chodziło o kogoś bliskiego, kto poległ w powstaniu, na którego czele stał Lucas, a samo wspominanie o tym kimś sprawiało mu ból.
-     Coś nie tak? – odezwał się nagle, a do mnie dotarło, że przez chwilę nachalnie się na niego gapiłam.
-     Nie, nic. Zamyśliłam się tylko. – Spojrzałam w dół na swoje stopy. – Zastanawiałam się, jak mogłabym wprowadzić cię do życia codziennego... Poza moim mieszkaniem oczywiście. Nie możesz w nieskończoność siedzieć w tych czterech ścianach.
Miałam nadzieję, że nie zabrzmiało to tak, jakbym chciała się go pozbyć.
-     Jeżeli wyznanie prawdy o tym, że Arrancar przebywa w twoim domu miałoby narobić ci kłopotów, to nie przeszkadza mi przebywanie tu bez przerwy.
-     Przestań. Nie chcę, żeby Społeczność Dusz była dla ciebie więzieniem. Musisz stąd w końcu wyjść. Poza tym... Nie chcę, żeby uważano cię tutaj za wroga. Wiadomość o tym, że byłeś rebeliantem, któremu nie podobały się rządy Aizena może być zaskoczeniem dla wielu osób. Pozytywnym zaskoczeniem, oczywiście.
Wyszliśmy z kuchni i usiedliśmy przy stole w pokoju. Przez chwilę trwała cisza przerywana stukaniem widelców o talerze. Ten moment milczenia postanowiła przerwać Shuri.
-     Nee-chan, a może powiesz Shuuheiowi o tym, że Lucas z nami mieszka?
Lucas utkwił we mnie uważne spojrzenie.
-     Hmm, właściwie to... – zaczęłam, grzebiąc widelcem w jajecznicy. – Mam taki zamiar. Jest moim przyjacielem i chciałabym, żeby wiedział.
To, co powiedziałam było zgodne z prawdą. Taki zamiar miałam, niestety nadal brakowało mi odwagi, co czyniło ten zamiar niewykonalnym.
-     Shuuhei-onii-san na pewno pomógłby jakoś Lucasowi – stwierdziła Shuri, a w jej głosie słychać było, że jest tego pewna.
Możliwe, że miała rację. Na Hisagiego zawsze mogłam liczyć. Tylko, że do tej pory nie prosiłam go o milczenie w sprawie Arrancara mieszkającego w Seireitei. Jaką miałam pewność, że wyznanie mu, że wraz z Weissem mamy tego samego wroga, sprawi, że Shuuhei uwierzy w jego pokojowe zamiary?
*
W zasadzie, było mu to obojętne. Nie powinien na nic narzekać, kiedy Makoto coś proponowała. W końcu to właśnie jej zawdzięczał, że jeszcze żyje, a taki dług nie łatwo będzie spłacić. Dlatego też nie miał zamiaru przeciwstawiać się jej decyzjom, ani ich krytykować. Zapewne żaden Shinigami nie postąpiłby tak, jak ona tamtego wieczoru. Ktoś inny na jej miejscu wezwałby pomoc, żeby wtrącić go do więzienia albo po prostu, nie myśląc zbyt wiele, zabiłby go. W końcu był ledwo żywym Arrancarem, który wtargnął na terytorium wroga, co było równoznaczne ze samobójstwem.
Nie miał pojęcia, czym się wtedy kierowała. Bezinteresowna pomoc ze strony Strażnika Śmierci wydawała się czymś surrealistycznym. Mimo wszystko ta dziewczyna wydawała mu się godna zaufania. Nie był pewien dlaczego, ale wiedział to już od chwili, gdy zobaczył jej złote oczy, krótko po tym, jak się obudził.
Wyszedł z pokoju w momencie, kiedy drzwi zasunęły się za nią. Opuściła mieszkanie, jak tylko przyszedł po nią jakiś Shinigami. Nie widział go, ale po wybuchu radości Shuri i po tym, jak odnosiła się do niego Makoto wywnioskował, że jest ich przyjacielem. Albo nawet kimś więcej.
Shuri siedziała przy stole, czytając mangę. Kiedy zorientowała się, że nie jest już sama, spojrzała na niego z nad małej książeczki i uśmiechnęła się. Podszedł do drzwi wejściowych i rozchylił je lekko, żeby przez nie wyjrzeć.
Makoto i wysoki brunet oddalali się coraz bardziej od mieszkania. Byli za bardzo pochłonięci rozmową, żeby zauważyć, że ktoś ich obserwuje. Mimo rosnącej odległości widział jej uśmiech, kiedy on jej coś opowiadał.
-     Kto to jest? – zwrócił się do Shuri.
Dziewczynka odłożyła mangę, po czym podeszła do niego i wyjrzała przez szparę w drzwiach.
-     Ach, to Shuuhei-onii-san. To znaczy – odchrząknęła – vice kapitan Hisagi – dokończyła akcentując zbyt przesadnie.
-     I kim on dla was jest?
-     Przyjacielem. – Usiadła z powrotem przy stole. – Przyprowadził nas tu z Rukongai.
Zamknął drzwi i również zajął jedną z poduszek.
Shuri opowiedziała mu o ich niezbyt sielankowym życiu, zanim zostały Shinigami. Nie miał pojęcia, że tak to się przedstawiało. Wydawało mu się, że Shinigami, podobnie jak Arrancarzy, są świadomi swojej mocy od samego początku. Najwyraźniej zapomniał o tym, że Strażnicy Śmierci w przeciwieństwie do nich, są wciąż duszami ludzkimi, a nie skupiskiem tysięcy pożartych Pustych, które z czasem ewoluowały.
-     ... pomógł Nee-chan w dostaniu się do Akademii i znalazł nam mieszkanie – zakończyła, a na jej twarz po raz kolejny wstąpił uśmiech. – Przekonał Makoto do tego, żebym też mogła zostać Shinigami. Nee-chan na początku w ogóle się nie zgadzała, ale Shuuhei ją w końcu namówił. Pewnie tobie też pomoże.
Shuri wyglądała na pewną tego, co mówiła. Lucas jednak wciąż miał to przeczucie, że nie będzie się to przedstawiać aż tak pozytywnie. Vice kapitan jednego z oddziałów Gotei 13 nie będzie dla niego aż tak łaskawy, jak te dwie Shinigami. Mimo to postanowił, że poczeka na rozwój sytuacji. Miał również nadzieję, że niezależnie od tego, co się stanie po poinformowaniu vice kapitana, nie straci jedynych sojuszników tutaj.
Spojrzał po raz kolejny na Shuri. Wciąż nie mógł nadziwić się, że to dziecko potrafi uśmiechać się do niego z taką szczerą serdecznością. Wyciągnął powoli rękę i pogłaskał ją po głowie.

Komentarze