010. Sen


Chyba zacznę publikować dwa rozdziały na raz, bo w takim tempie nigdy nie dotrę do nowych rozdziałów. Tego tutaj nie poprawiłam w stu procentach, bo przede wszystkim muszę odrobić zaległości. Bez tego ani rusz.
A w ogóle, to ja chcę tę najnowszą Bliczową nowelkę! <3

___________________________________________________

Powoli, naprawdę powoli, przymierzałam się, żeby powiedzieć o wszystkim Shuuheiowi. Cały weekend spędziłam nad rozmyślaniem, jak mogłabym przekazać mu tą wiadomość tak, żeby nie pobiegł od razu to pani kapitan. W końcu stwierdziłam, że stopniowo będę go przybliżać do poznania prawdy. Nie miałam pojęcia jak to dobrze rozegrać, żeby nikomu to nie wyszło na złe, ale musiałam się jakoś postarać.
Byłam wraz z nim w dziale redakcyjnym „Seireitei News”. Dokonywał ostatnich poprawek przy najnowszym numerze, który już jutro powinien być gotowy do wydruku. Tutaj był nie tylko vice kapitanem dziewiątej dywizji, ale też redaktorem naczelnym pisma. Było już dosyć późno. Około w pół do jedenastej. Przez okno wpadał snop księżycowego światła, oświetlając moją twarz. Kolejnym źródłem światła była lampa stojąca na biurku Hisagiego, które pokryte było mnóstwem przeróżnych papierów. Od krótkich notatek na wydartych fragmentach papieru, po ważniejsze pliki kartek spiętych za pomocą zszywacza.
-     Shuuhei?
-     Hmm?
-     Co byś zrobił, jeśli spotkałbyś na swej drodze rannego wroga? – Postanowiłam nie owijać w bawełnę, tylko walić prosto z mostu. Rzuciłam mu krótkie spojrzenie, po czym prędko spojrzałam na projekt okładki. – No wiesz, załóżmy, że idziesz sobie spokojnie wieczorem na spacer, niespodziewanie czujesz czyjąś energię duchową i znajdujesz wroga, który ledwo stoi na nogach.
-     Chodzi ci o Arrancara? – zapytał. Wydawał się być rozbawiony.
-     Niekoniecznie – zaprzeczyłam, kręcąc głową. – Po prostu wróg.
Przez chwilę nie odzywał się, pochłonięty swoją pracą. Odczekałam cierpliwie aż skończy. Siedziałam na moim ulubionym fotelu przy ścianie i uważnie obserwowałam, jak ze zgromadzonych na blacie kartek robi dwie sterty – te przydatne i te zbędne.
-     Dobre pytanie – powiedział w końcu. – Nie wiem nawet, czy chciałbym się znaleźć w takiej sytuacji.
Jego odpowiedź ani trochę mnie nie zadowoliła. Nie dawałam jednak za wygraną i drążyłam to dalej.
-     No, a co jeśli już by ci się coś takiego przytrafiło? Wykończyłbyś go, czy pomógłbyś?
Chociaż w rzeczywistości nie mogłam się doczekać tego co powie, to starałam się sprawiać wrażenie jak najbardziej cierpliwej. Na szczęście nie musiałam długo czekać na odpowiedź.
-     Kopanie leżącego zdecydowanie nie jest w moim stylu – stwierdził. – Nie wiem, wydaje mi się, że jeśli byłby w stanie wytłumaczyć mi dlaczego tu jest i jeśli miałby pokojowe zamiary, to nic bym mu nie zrobił. Chyba, że to on by atakował. Wtedy musiałbym go wykończyć.
Odetchnęłam z ulgą, bo Lucas zdecydowanie pasował do tego pierwszego opisu.
-     Masz rację – stwierdziłam. – Atakowanie, jeśli później okazałoby się, że ten wróg może być pomocny, nie miałoby sensu.
-     Niestety w rzeczywistości, bardziej możliwa jest pewnie ta druga sytuacja – dodał, gasząc lampkę.
I tu się z tobą nie zgadzam, pomyślałam.
Wstał z miejsca i gestem pokazał, żebym poszła razem z nim, tak też zrobiłam. Opuściliśmy redakcję pogrążeni w rozmowie. Jednak na dziś postanowiłam dać sobie spokój z drążeniem tego tematu. Obawiałam się, że może zacząć coś podejrzewać, jeśli zbyt długo będę to kontynuować. Na razie starczyło mi to, czego się dziś dowiedziałam. Zaczynałam widzieć cień szansy na to, że jeśli opowiem mu o wszystkim, to nie doniesie na mnie nikomu.
Dla Shuuheia był to koniec pracy na dziś. Mimo że nie musiałam, to i tak chciałam mu trochę potowarzyszyć. Jeszcze jakieś dwa miesiące temu mogłam z nim swobodnie rozmawiać jedynie podczas prac końcowych nad „Seireitei News”. Od kiedy Kapitan Ayami zajęła miejsce poprzedniego dowódcy, Hisagi nie miał już na głowie tylu obowiązków i dzięki temu mogłam z nim spędzać więcej czasu. Zupełnie jak za starych dobrych czasów, kiedy naszym kapitanem był Tousen Kaname. Nikt wtedy nie przypuszczał, że wkrótce wydarzy się coś tak strasznego. Żyliśmy w słodkiej nieświadomości, że nasz autorytet spiskuje przeciw Społeczności Dusz.
Prędko odgoniłam od siebie te myśli i ugryzłam się w język, zanim zdążyłam wypowiedzieć to głośno. Jeszcze przywołałabym coś, co popsułoby humor naszej dwójce. Szkoda by było marnować tą chwilę. Tych złych momentów było o wiele więcej.
Zatrzymaliśmy się przy drzwiach do mojego mieszkania. Shuuhei mieszkał niedaleko pani kapitan, a więc miał jeszcze spory kawałek do przebycia.  Jednak wyglądało na to, że nie miał ochoty mnie od razu opuścić. Rozgadaliśmy się, zupełnie jakby nas ktoś nakręcił. Wystarczyło, że powiedział o jakiejś błahostce, żeby wywołać u mnie atak śmiechu. Może na to nie wyglądał, ale jak chciał, potrafił być całkiem zabawny. Rozstaliśmy się dopiero, kiedy któraś osoba z rzędu przypomniała nam, że jest już środek nocy. Nie mając wyjścia, musiałam się z nim pożegnać.
Wodziłam za nim wzrokiem dopóki nie zniknął za zakrętem. Dopiero wtedy weszłam do mieszkania i pierwszą rzeczą, jaką zarejestrowało moje spojrzenie, był nagi tors Lucasa, przyozdobiony dziurą pod mostkiem. Z moich ust mimowolnie wydobył się pomruk podziwu. Zadarłam głowę do góry, żeby móc spojrzeć mu w twarz i, zdecydowanie za późno, zdałam sobie sprawę, że to moje mruczenie było na tyle głośne, że on też to usłyszał.
-     Cześć.
Mruknęłam pod nosem coś, co miało być powitaniem i minęłam go ze spuszczoną głową. Dobrze, że było ciemno, bo mogłabym przysiąc, że moja twarz przybrała kolor dojrzałego pomidora.
-     Czemu tu tak stoisz? – zapytałam, zdejmując z ramienia torbę.
Robiłam to bardzo powoli, żeby opóźnić moment zapalenia lampki. Co prawda mogłabym rozmawiać z nim przy zgaszonym świetle, ale wcześniej jakoś nigdy tego nie robiłam, a on mógłby sobie coś pomyśleć.
-     Zanim weszłaś, miałem ochotę wyjść i na ciebie nawrzeszczeć – odparł, siadając naprzeciwko mnie. – Jest w pół do drugiej, a wy tam się wydzieracie, jakby nie wiadomo co się działo.
-     Tylko byś spróbował wyjść, udusiłabym cię od razu. Shuuhei nic o tobie jeszcze nie wie.
-     Jeszcze? Czyli nadal mu nie powiedziałaś? – zapytał.
-     Nie, ale niedługo mu powiem. Wydaje mi się, że jest szansa, że przyjmie to w miarę spokojnie.
Krótko streściłam Lucasowi moją rozmowę z Hisagim. Nie był tym ani zachwycony, ani rozczarowany. Przyjął to spokojnie, można by powiedzieć, że wręcz obojętnie. Nie było w tym nic, co miałoby mnie zdziwić czy oburzyć, gdyż większość rzeczy, które mu przekazywałam nie robiły na nim zbyt wielkiego wrażenia.
-     Ale jestem zmęczona – ziewnęłam potężnie, zakrywając usta dłonią.
-     Trzeba było tam dłużej stać.
-     Tej, bo będziesz spał na dworze.
Puścił to mimo uszu i zakrył się szczelnie kołdrą.
Udałam się do łazienki, umyć się i po niespełna trzydziestu minutach poszłam w ślady mojego współlokatora. Ułożyłam się wygodnie na osobnym futonie i wtuliłam głowę w miękką poduszkę. Powieki same mi się zamykały. Nie musiałam długo czekać na upragniony sen, bo nim się obejrzałam, przestałam kontaktować ze światem rzeczywistym.

Gęsty deszcz ograniczał widoczność do minimum. Biegłam mokrą ścieżką, co chwila ślizgając się na błocie. Ogromny strach kazał mi kierować się przed siebie i nie zatrzymywać. Zapewne, gdyby nie dźwięk krzyżujących się mieczy nie przestawałabym brnąć na przód. Jednak to wystarczyło, by odwrócić się i przestać kierować się wyłącznie strachem.
Dziwne uczucie targnęło moim ciałem, kiedy zobaczyłam pojedynkujące się ze sobą dwie osoby. Osoby, które nie powinny walczyć! Oboje wyglądali na zmęczonych starciem. Trzymali miecze w gotowości do obrony. Ich zakrwawione ubrania były podarte w wielu miejscach. Chciałam ich powstrzymać, ale kiedy miałam zamiar puścić się biegiem w ich kierunku natrafiłam na opór w postaci szklanej ściany. Z przerażeniem patrzyłam, jak nacierają na siebie w jednej chwili. Wykrzykiwałam ich imiona. Chciałam ich zatrzymać, ale oni mnie nie słyszeli. Było już za późno. Zamknęłam oczy, czując jak po policzkach spływają mi łzy.
Zamrugałam powiekami. Pole treningowe znikło. Byłam w jakimś ciemnym, ciasnym pomieszczeniu. Leżałam na podłodze i z każdą chwilą zaczynało brakować mi powietrza. Nie mogłam oddychać. Sięgnęłam rękoma szyi. Czyjeś drobne dłonie zaciskały się na niej mocno i ani myślały puścić. Znowu zamrugałam. Ujrzałam przed sobą parę czerwonych oczu, których źrenice przypominały wąskie szparki, jak u wściekłego kota.
Rozpaczliwie próbowałam zaczerpnąć powietrza, ale nie mogłam. Wbiłam paznokcie w nadgarstki, posiadacza czerwonych oczu. Dłonie nie poluźniały uścisku. To nie był sen, ja naprawdę się dusiłam!
Nie spuszczałam wzroku z czerwonych tęczówek, których widok z każdą chwilą zamazywał się.
Nagle hipnotyzująca czerwień rozmyła się w ciemności. Pociągnięte do tyłu dłonie gwałtownie rozluźniły swój uścisk. Poczułam ulgę, gdy moje płuca wypełniły się tlenem.
-     Nic ci nie jest? – Usłyszałam w ciemności.
Przekręciłam się na bok, by spojrzeć na właściciela głosu. Wątłe światło księżyca oświetlało bladą twarz Lucasa.
-     Żyję – wydyszałam. Oddychałam ciężko, zupełnie jakbym przebiegła maraton. – Co się stało?
Odpowiedzi się nie doczekałam. Zamiast tego spostrzegłam, że z uścisku Lucasa próbuje się wyrwać Shuri. Wytrzeszczyłam oczy ze zdziwienia i zakryłam usta dłonią. Jej dotychczas szare tęczówki były wściekle czerwone.

Komentarze

  1. Byłam niezwykle zdziwiona, gdy zobaczyłam dwie nowe notki, całe dwa nowe rozdziały (!), zważywszy na to, że przez kilka tygodniu na "piekielnym kwiecie" było cichutko i niepozornie. Cieszę się, że w końcu dodałaś nowe rozdziały, bo muszę przyznać, że robi się coraz bardziej ciekawie i coraz bardziej lubię Lucasa. Ciekawe czy Makoto w końcu zdradzi Hisagiemu swój "mały" sekret. Mam tylko nadzieję, że nie będzie tak źle jak kobieta myśl, że może być. Shuuhei mimo wszystko nie jest osobą, która życzyłaby źle przyjaciółce, prawda? A nawet nie mogę sobie wyobrazić co by się stało z panią oficer, gdyby cały świat dowiedział się, że nie dość, że uratowała wroga, to jeszcze przygarnęła pod swój dach i wyleczyła rany.
    Kolejna sprawa, która mnie zaciekawiła, to oczywiście dziwny trans, w który padła mala Shuri. Albo ktoś nią w tym momencie manipulował, albo dziewczynka ma rozdwojoną jaźnie. Właściwie od początku wiedziałam, że zdrowie przetrzepie spokojny świat Makoto, ale nie wiedziałam, że zacznie się to tak... brutalnie. Śmiem nawet wątpić, że gdyby nie interwencja Lucasa siostra mogła by zrobić krzywdę siostrze.
    Jeśli o mnie chodzi, po proszę o nowy rozdział nawet już dziś, chętnie poczytam ^^

    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie dlatego, żę tak cicho było na kwiatuszku postanowiłam wstawić dwa rozdziały za jednym razem, bo nigdy nie dojdę do rozdziału 28 jakl tak dalej pójdzie...
      Cieszę się, że polubiłaś Lucasa i, że nie zanudziłam cię akcją. Hisagi prędzej czy później będzie musiał się dowiedzieć o Arrancarze, ale czy pójdzie to zgodnie z zamierzeniami Makoto, to już nie wspomnę. ; )
      Shuri jeszcze będzie rozrabiać i to bardzo i jeszcze nie raz będzie spędzać Makosi sen z powiek, ale już nic więcej nie mopgę powiedzieć.
      Chciałabym, żeby udało mi się wstawić kolejne rozdziały przed 20, więc proszę trzymać kciuki. ; )
      Również pozdrawiam. ; *

      Usuń
  2. To dobry pomysł :). Ja z niecierpliwością czekam na nowe rozdziały.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Mogę pomarudzić?
    "Dłonie gwałtownie rozluźniły uścisk, pociągnięte do tyłu." -> A nie lepiej by było "Pociągnięte do tyłu dłonie gwałtownie rozluźniły swój uścisk"? Chociaż ja w sumie nie wiem, nic już nie rozumiem.
    Zastanawiam się czasem, czy zdążysz z dodaniem świeżego rozdziału przed Nowym Rokiem ;D. Ale z obraną strategią powinno Ci się udać i trzymam za to kciuki.
    I jaką nowelkę?
    (Czuję się jakbym żyła w jakiejś wsi, do której nie dociera połowa informacji o,o)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, Happy, marudź ile wlezie. ; ) Tę sugestię wzięłam sobie do serca i poprawiłam tamto zdanie.
      Wiesz, to takie moje małe marzenie, żeby jeszcze przed Nowym Rokiem pojawiło się tutaj coś świeżego. Chociaż jak patrzę na dwa kolejne rozdziały to płakać mi się chce, bo nie wiem, czy to marzenie się spełni. ;<
      I chodzi mi o nowelkę The Death Save the Strawberry, w której jest trochę fajnych scenek z tego co działo się przez te siedemnaście miesięcy, kiedy Truskawuś był pozbawiony mocy. Czyli to, co powinno znaleźć się w mandze, ale Jakubo o tym nie pomyślał... -.-

      Usuń
    2. Dziękuję za pozwolenie. Ostatnio wszystkim bardzo zależy, żeby ograniczyć moje narzekanie ;D. Przynajmniej tutaj wolność!
      Ja w Ciebie wierzę! I czemu od razu płakać? Jeśli nie masz siły poprawiać błędów, to może zatrudnij betę? Ponoć takich przybyło w ostatnich czasach (ja nie wiem jak Ci ludzie to robią, to całe gospodarowanie czasem i w ogóle).
      Ojej, to chyba muszę się tym zainteresować, bo brzmi naprawdę intrygująco. I myślę, że to już nie pierwszy i nie ostatni raz, kiedy Kubo nas zawiódł ;<

      Usuń
    3. Z własnego doświadczenia mogę spokojnie stwierdzić, że ograniczenie narzekania graniczy z cudem. Ja i moja koleżanka jesteśmy na to chodzącymi dowodami.
      Faktycznie beta byłaby dobrym rozwiązaniem, ale rozdziałów jest tak dużo, że nie chciałabym zwalać na nikogo tej brudnej roboty. Dlatego wolę sama się bawić z tymi rozdziałami, a becie zostawić te nowsze. Też się zastanawiam skąd te osoby biorą na to czas i, co najważniejsze, chęci.
      Niestety w internecie można znaleźć tylko strzępki tego co nowelka zawiera. Na angielskie tłumaczenie nie ma chyba co liczyć niestety. http://bleachasylum.com/showthread.php/20715-The-Death-Save-the-Strawberry-novel-discussion w tym temacie można znaleźć trochę przydatnych informacji.

      Usuń
    4. Właśnie łatwiej by było, gdyby całe moje otoczenie zrozumiało, że nie da się tak po prostu przestać narzekać. I w ogóle to uważam, że Polacy mają narzekanie we krwi :D.
      Ach, rozumiem, co przeżywasz. W wolnym czasie poprawiam błędy UG. Już pominę fakt, że kiedy to wszystko pisałam, wydawało mi się, że wychodzi w miarę poprawnie. Teraz jestem w szoku, że w ogóle ktoś chciał to czytać, więc tym bardziej nie chciałabym, by ktokolwiek miał się męczyć z poprawianiem błędów, które zrobiłam z własnej głupoty. Zwłaszcza że robię to dla własnego pożytku i z powodu kaprysu.
      Bety to w ogóle ciekawe stworzenia. Nie znam się specjalnie, ale dla mnie jeszcze rok temu takie istniały tylko w angielskich fikach :D.
      Przejrzałam pobieżnie i muszę przyznać, że moja wygasła miłość do Blicza trochę się ożywiła. Rzeczywiście jest na czym oko zawiesić, dlatego też bardzo dziękuję za przesłanie linka <3.

      Usuń

Prześlij komentarz