015. Reiatsu

-     Powiedziałeś o wszystkim Renjiemu?! – zapytałam zszokowana, podążając za vice kapitanem w stronę kwater szóstej dywizji.
-     Jeszcze mu nic nie mówiłem – odparł spokojnie. – Ty to zrobisz.
On oszalał! Nie potrafiłam inaczej określić tego, co oznajmił mi dziś, po powrocie z gabinetu kapitan Ayami z dokumentami, którymi miałam się zająć. Dał mi je, najzwyczajniej w świecie oznajmiając, że Renji nam pomoże. Nie miałam zielonego pojęcia, co miał przez to na myśli. Mogłam się jedynie domyślać, że chodziło o to, że miałam wyjawić vice kapitanowi szóstej dywizji, kogo gościłam w moim mieszkaniu.
Ale w jakim celu?!
-     Niby po co mam mu mówić o Lucasie? Żeby doniósł o wszystkim?! – zdenerwowałam się.
-     Ja zachowałem to w tajemnicy, dlaczego sądzisz, że Abarai nie zdoła tego zrobić? – zapytał, wyraźnie zmęczony moim zachowaniem.
-     A czy ja siedzę w twojej, czy jego głowie, że mam to wiedzieć?! – prawie krzyknęłam. Grupa oficerów, przechodzących nieopodal, popatrzyła w moją stronę jak na zawołanie. Każdego z osobna spiorunowałam wzrokiem, po czym zwróciłam się do Shuuheia przyciszonym głosem. – Nie chciałam, żeby ktokolwiek oprócz ciebie wiedział, kim jest Lucas.
-     Ale w dywizji chciałaś go mieć – zauważył, a ja rzuciłam mu gniewne spojrzenie.
Doskonale wiedziałam, co miał na myśli mówiąc to. Miał też rację, ale nie chciałam przyznawać tego na głos, żeby nie dać mu satysfakcji. W rzeczywistości byłam świadoma, że chciałam osiągnąć rzecz niemożliwą. O tym, kim był Lucas musiał wiedzieć ktoś jeszcze poza mną, Shuri i Shuuheiem, żeby Arrancar mógł cieszyć się swobodnym życiem w Społeczności Dusz. Tylko dlaczego miał to być Abarai Renji? Nie było co ukrywać, że vice kapitana szóstej dywizji znałam dość dobrze i prawie tak samo długo jak Shuuheia. Mimo to nie potrafiłam zgadnąć co takiego wyróżniało go spośród tysięcy Shinigami, że akurat on mógł okazać się pomocny.
Dotarliśmy na miejsce i podreptałam niechętnie za Hisagim w kierunku gabinetu Abaraia. Niespodziewanie drzwi owego gabinetu otworzyły się i ze środka wyszedł osobnik, do którego właśnie zmierzaliśmy. Jak tylko nas ujrzał, na jego twarzy pojawił się ten charakterystyczny uśmiech.
-     O, macie świetne wyczucie czasu, akurat wychodziłem na przerwę – oznajmił, po czym zwrócił się do mnie. – Hisagi-san mi mówił, że masz mi coś do powiedzenia, Makoto.
-     Taa, ja również się dziś dowiedziałam, że mam do ciebie sprawę – zaśmiałam się nerwowo. Renji rzucił mi pytające spojrzenie. – Ale prawdę mówiąc nie jest to nic ważnego i można tę rozmowę przełożyć na jutro, na przykład. Nie chcę ci przecież psuć przerwy.
Już się odwróciłam i miałam zamiar ruszyć w kierunku powrotnym, jednak zatrzymał mnie Shuuhei, obracając, jak jakąś kukiełkę.
-     A tam od razu psuć przerwę. To nie zabierze dużo czasu – stwierdził Shuuhei. – Poza tym Makoto przedobrzyła dziś z obiadem. Ugotowała za dużo i nie ma kto tego zjeść.
Ty wstrętny, irytujący, bezczelny kłamco, pomyślałam. Przecież ja nawet nie potrafię gotować! Renji na pewno się na to nie nabierze.
-     W takim razie trzeba coś z tym zrobić.

Ta wredna kreatura, nie pozostawiła mi innego wyjścia. Renji dowiedział się o moim sympatycznym współlokatorze, który, na nieszczęście, był odwiecznym wrogiem Shinigami. Ba! On się nie tylko o nim dowiedział. Przez bajeczkę o obiedzie, wymyśloną przez Hisagiego, zobaczył go na własne oczy!
Ku mojemu bezgranicznemu zdziwieniu, vice kapitan szóstej dywizji przyjął tą wiadomość niewiarygodnie spokojnie. Owszem, był zszokowany tym wyznaniem, ale nie palił się do tego, żeby komuś donosić, ani nie wyzywał mnie od nieodpowiedzialnych wariatek. Po prostu stwierdził, że po misji ratunkowej w Hueco Mundo nic go już nie zdziwi, a już tym bardziej nie to, że Arrancar mógł być po „naszej” stronie.* Nie wnikałam w szczegóły. Byłam w zbyt wielkim szoku, żeby wypytywać.
W końcu wyszedł także na jaw motyw Hisagiego w związku z wyborem „odpowiedniej osoby do uświadomienia”, jak sam to określił. Renji znał najlepszego fałszerza dokumentów w Rukongai. Ta informacja wywarła na mnie niemałe wrażenie.
-     Skąd ty go w ogóle znasz? – zapytałam. – A co ważniejsze, po co ci takie znajomości?
Renji wzruszył ramionami.
-     No cóż, kiedy potrzebowało się przepustki do świata żywych, żeby uratować tyłek Ichigo, to trzeba było mieć się do kogo zgłosić. Zwłaszcza, jeśli kapitan Kuchiki miał się o tym dowiedzieć nieco później.
Podchodziłam jednak do tego dość sceptycznie i wątpiłam w to, że rzeczywiście był on najlepszy. Przypuszczałam, że papiery z Akademii były zbyt trudne do podrobienia. Kiedy tydzień po naszej rozmowie ujrzałam na własne oczy fałszywe dokumenty ukończenia Akademii Shinigami nie mogłam wyjść z podziwu. Były wykonane perfekcyjnie pod każdym względem i nikt nie zorientowałby się, że mogły być najzwyczajniej w świece sfabrykowane.

***

-     Od dziś nazywasz się Hidaka Kyohei – oznajmiła wesoło Makoto, wręczając mu dokumenty. – Chciałam, żebyś je zobaczył, zanim przekażę je dalej.
-     Czyli od dziś jestem Shinigami? A to dobre.
Lucas przejrzał powierzchownie fałszywe dane wypisane na zaświadczeniu. Już wcześniej uzgadniał z Makoto wszystkie szczegóły dotyczące jego nowej tożsamości, więc nie czuł potrzeby zagłębiania się w treść dokumentów. Nie miał pojęcia co mogło wyniknąć z jego przydziału do Trzynastu Oddziałów Obronnych. Tak po prostu mógł wyjść na ulice Seireitei i czuć się bezpiecznie? Miał mieszane uczucia odnośnie tego wszystkiego, ale wolał zachować je dla siebie i czekać na rozwój wydarzeń.
-     Mam dla ciebie jeszcze coś – powiedziała nagle Kawasumi.
Zaczęła grzebać w swojej „bezdennej” torbie, a po chwili wyjęła z niej granatową chustę. Przyglądał się dziewczynie, jak złożyła ją po przekątnej tak, że teraz przypominała trójkąt. Niespodziewanie zbliżyła się do Arrancara i przewiązała chustę na szyi.
-     To, żeby nikt nie widział szczątków twojej maski – wyjaśniła. – Dobrze, że masz ją akurat tutaj, a nie gdzieś na twarzy, bo wtedy byłby problem.
-     Chyba o czymś zapomniałaś. – Wskazał swoją grzywkę, a dokładniej to, co się pod nią znajdowało.
-     Tym się nie przejmuj. Pod włosami tego nie widać. No nic, muszę wracać do pracy.
Odebrała od niego plik kartek, któremu nie chciał się zbytnio przyglądać. Pożegnała się z nim i wyszła. Wyglądała na naprawdę zadowoloną z siebie.
Lucas wstał z miejsca i podszedł do lustra, w którym przeglądała się zawsze Makoto przed wyjściem z domu. Mało brakowało, a nie rozpoznałby własnego odbicia. Jego kamuflaż można było zatem uznać za idealny. Wystarczył tylko mundur Shinigami i zwykła chusta do ukrycia przed całym światem, kim był naprawdę. Wszystko po to, by pozostać zaakceptowanym przez Shinigami. Mało tego. On miał się stać jednym z nich. W innych okolicznościach uznałby to za coś haniebnego, kłócącego się z jego prawdziwą naturą, a przede wszystkim godnością. Tyle, że resztki godności stracił w momencie przybycia do Społeczności Dusz, więc teraz nie miało to żadnego znaczenia.
Pomyślał o Linell. Wściekłaby się, gdyby go teraz zobaczyła.
***
Hisagi zmierzał właśnie do gabinetu kapitana, kiedy wyszła z niego Makoto. Wyglądała na zadowoloną z siebie. Nie musiał się zastanawiać z jakiego powodu. Zapewne dostarczyła dokumenty rekrutów, pośród których znalazły się fałszywe papiery niejakiego Hidaki. Kawasumi nie zauważyła go, ruszyła prawdopodobnie w stronę kwater mieszkalnych. Nie zamierzał jej zatrzymywać. Skoro udało jej się na wcielenie swojego planu w życie, to teraz czas na jego ruch.
Wszedł do gabinetu i przywitał się z przełożoną, najzwyczajniej w świecie. Jak zawsze zastał ją zaczytaną w świeże dokumenty. Te musiały dotyczyć nowych członków dywizji, w tym Arrancara, ukrywanego przez Kawasumi.
-     Widzę, że Makoto wyrobiła się na czas z dokumentami – odezwał się, sięgając z pobliskiego regału teczkę, której akurat potrzebował.
Ayami spojrzała na niego z nad papierów któregoś z nowych. Skinęła głową.
-     I z tego, co widzę zrobiła to porządnie.
Hisagi obrzucił krótkim spojrzeniem arkusz, na którym widniało nowe nazwisko Arrancara. Zawahał się, jednak po chwili postanowił, że wystarczyło już tego przeciągania.
-     Pani kapitan. – Ayami znów przerwała przeglądanie dokumentów. – Jest coś, co powinna pani wiedzieć na temat jednego z rekrutów.
***
Usiadłam przed Lucasem, który wpatrywał się we mnie nieco niepewnie, odkąd weszłam do mieszkania. Milczałam przez chwilę, próbując stwierdzić czy to, co się właśnie stało było ciągle rzeczywistością. Nie wierzyłam, że tak łatwo poszło.
-     I jak? – zapytał Weiss, odkładając Seireitei News na stół.
-     Udało się.
Nie mogłam powstrzymać uśmiechu wypowiadając na głos te dwa słowa. Zabrzmiały tak prawdziwie, że w końcu udało mi się w nie uwierzyć. W jednej chwili poczułam się dziwnie szczęśliwa. Miałam wrażenie, że ktoś zdjął z moich pleców ciężar, który nie pozwalał na swobodne poruszanie się. Na Arrancarze nie wywarło to większego wrażenia, ale nie zdziwiło mnie to. Wydawało mi się, że teraz cieszyłam się za nas dwoje.
-     Co powiesz na mały spacer po Soul Society? – zapytałam, nie myśląc nawet o tym, czy to dobry pomysł.
Weiss wlepił we mnie zdziwione spojrzenie.
-     Ty żartujesz, prawda?
Pokręciłam przecząco głową.
Nie chciał się zgodzić, jednak nie pozwoliłam mu zbyt łatwo zgasić mojego zapału. Zdarzało się, że jak się na coś uparłam, to niełatwo mnie spławić, a kiedy była ze mną Shuri, która zgadzała się z moimi pomysłami, stanowiłyśmy duet nie do pokonania. Niestety w chwili obecnej spędzała prawdopodobnie czas z kapitanem dziesiątej dywizji. Nie zniechęciłam się tym jednak i jakieś dwadzieścia minut po tym, jak z moich ust padła propozycja spaceru, Weiss niechętnie się zgodził.
Przemierzanie wraz z nim uliczek Seireitei, nie bojąc się, że ktoś mógł nas zobaczyć, było najdziwniejszym uczuciem na świecie. Lucas mógł sobie teraz swobodnie spacerować po Azylu Dusz, bez obawy, że ktoś dowie się, kim był. Nie bałam się o to, że mogli rozpoznać energię duchową Arrancara, bo Weiss potrafił kontrolować ją do tego stopnia, że przybrała raczej neutralne zabarwienie. Byłam pełna euforii, w przeciwieństwie do Arrancara, który na każdym kroku zachowywał czujność. Nie powinnam się dziwić, bo był to pierwszy raz, odkąd mu pomogłam, kiedy przebywał poza moim mieszkaniem. Zapewne potrzebował znacznie więcej czasu na zaaklimatyzowanie się.
Niespodziewanie na końcu uliczki, którą właśnie przechodziliśmy dostrzegłam blondwłosą Shinigami, obładowaną stertą dokumentów. Nie było by w tym niczego, co mogłoby wzbudzić mój niepokój, gdyby nie fakt, że była to vice kapitan dziesiątej dywizji, obok której nie potrafiłam przejść bez zamienienia kilku słów. A prawdę powiedziawszy rozmowa z nią, w chwili obecnej wydawała mi się dość ryzykowna ze względu na Weissa. Zawahałam się i miałam zamiar poprowadzić Lucasa w pierwszą lepszą boczną uliczkę, jednak momentalnie zmieniłam zdanie. Przecież on był już bezpieczny. Nie było już żadnego powodu do obaw.
-     Witaj Rangiku-san! – zawołałam, podchodząc bliżej. Lucas podążył za mną, jak cień.
-     Ach, Makoto, nie zauważyłam cię – rozpromieniła się niebieskooka Shinigami. – Za bardzo skupiłam się na tym, by nie wywalić tego. – Spojrzała wymownie na stertę, którą trzymała. – Kapitan kazał mi je odebrać od kapitana Kuchiki. Gdybym wiedziała, że tyle tego będzie, poprosiłabym kogoś innego, żeby szedł za mnie.
-     Sporo tego – przyznałam. – Hidaka-kun i ja możemy pomóc ci je dostarczyć na miejsce? Co ty na to? I tak miałam zamiar wstąpić do dziesiątej dywizji, bo Shuri miała być u kapitana Hitsugayi.
Zgodziła się, co mnie wcale nie zdziwiło. Byłam jednak mile zaskoczona tym, że w ogóle nie nabrała podejrzeń, co do Lucasa. Mało tego. Wydawała się być nim zainteresowana, czego się kompletnie nie spodziewałam po kimkolwiek w Seireitei.
-     Czyli dopiero co dołączyłeś do dziewiątej dywizji? No cóż, to tłumaczy dlaczego widzę cię po raz pierwszy. A Makoto nigdy nie wspominała, że ma przyjaciela w Akademii. Fakt, że nigdy nie pytałam czy ma jakichś znajomych poza Seireitei, z opowiadań Shuuheia wywnioskowałam, że była kiedyś strasznie zamknięta w sobie i nie nawiązywała zbyt wielu znajomości. Nawet nie przypuszczałam, że może mieć tak interesującego przyjaciela.
Lucas wydawał się być zakłopotany słowotokiem Rangiku, a ja nie kryłam rozbawienia. Wyglądało na to, że wprowadzenie go w życie Społeczności Dusz mogło być łatwiejsze, niż mi się wydawało.
Dotarliśmy do głównej kwatery dziesiątej dywizji i Matsumoto poprowadziła nas do gabinetu kapitana Hitsugayi. Im bliżej celu byliśmy, tym bardziej czułam coś dziwnego, jakby czyjeś reiatsu. Było bardzo silne, zupełnie inne niż energia Shinigami, Hollow czy Arrancara. Energia była niestabilna, ciężka, kłująca każdą komórkę organizmu. Dotarliśmy do drzwi gabinetu, a owa dziwna energia zaczęła napierać pod ogromnym ciśnieniem na ciało. Zdawała się mieć swoje źródło właśnie za drzwiami, a to mogło oznaczać, że Hitsugaya Toshirou ma kłopoty.

__________
*Mowa o Nel i jej wesołej ekipie.

 Jeśli mi się uda, to postaram się wstawić w tym tygodniu jeszcze jakiś rozdział. Wciąż się łudzę, że do Nowego Roku uda mi się dotrzeć tu z rozdziałami, których nie było na onetowym blogu.
Pozdrawiam gorąco. ; * 

Komentarze

  1. ja chcę następny rozdział!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Poprawka poprzedniego komentarza: ja to kocham!!! Świetnie piszesz, miło się czyta. Oby tak dalej!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej, jestem Oceniającą, która właśnie recenzuje bloga "Dyktator" i mam sprawę (zauważyłam, że jesteś stalą czytelniczką): czy nie wydaje Ci się, że historia pisane przez Kanako ma zbyt dużo intryg i tajemnic? Przeczytałam jej opowiadanie i ubolewam nad tym, że praktycznie w każdym rozdziale pojawia się nowy wątek. Chcę poznać opinię stałych czytelników, więc piszę między innymi do Ciebie. Spokojnie, nie zamierzam cytować w ocenie Twojej wypowiedzi. Jakbyś mogła, napisz na e-mail (veronica3@poczta.onet.pl)

    Leaena z Oceny Opowiadań [oceny-opowiadan.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  4. O jej! Ale się porobiło! Cieszę się, że Luke może sobie teraz tak bezkarnie maszerować po uliczkach dobytku Shinigami i zastanawia mnie jeden fakt - cóż ten Hisagi chce powiedzieć pani kapitan? Bo chyba nie to, że mają w załodze Arrancara, prawda? Może znów coś zmyśli...
    Czyżby Shuri zaatakowała Toushiro? Kcem więcej!
    *masz szczęście, że jest :D*

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz