019. Wieści

Linell jeszcze nigdy nie uczestniczyła w żadnym ze słynnych zebrań organizowanych przez Aizena. Odkąd spośród Espady przetrwała tylko trójka, zwykli Arrancarzy mogli brać w nich udział, pod warunkiem, że byli w stanie aktualnie przynieść jakieś korzyści przywódcy. Nie robiła sobie złudnych nadziei na to, że kiedykolwiek stanie się przydatna, co nie oznaczało, że nigdy nie była ciekawa tematów dyskusji, toczonych podczas tych spotkań. Zazwyczaj powstrzymywała się przed podsłuchiwaniem, ze strachu przed tym, że ją na tym nakryją, a nie wiedziała, co mogłoby ją wtedy spotkać. Tym razem zależało jej na usłyszeniu choć części debaty, ponieważ na zebranie został zaproszony Duarte Rangel – Arrancar, który do tej pory informował ją o poczynaniach Lucasa. Dlatego właśnie stała wciśnięta we wgłębienie między ścianą, a wypukłym, marmurowym portalem ozdabiającym drzwi.
Strzępki rozmów, które udało jej się usłyszeć, jak na złość nie dotyczyły jej brata. Zastanawiała się, czy jeszcze żył, czy może Shinigami już ukrócili jego żywot. Drugi scenariusz był zdecydowanie bardziej prawdopodobny. Wątpiła w to, że przez tak długi okres czasu udało mu się ukrywać przed wrogami, będąc na ich terytorium.
Usłyszała kroki, ktoś zbliżał się do wyjścia z sali, w której odbywało się zebranie. Linell przycisnęła plecy do ściany, wstrzymując oddech i upewniła się, że wystarczająco obniżyła swoje reiatsu. Nie powinna zostać zauważona, jeśli osobnik przejdzie prosto, nie odwracając się za siebie. Kroki ucichły, a Linell odetchnęła z ulgą i znów wytężyła słuch. Ta chwila wytchnienia niestety nastąpiła zbyt szybko. Niespodziewanie tuż przed jej oczami pojawiło się ostrze miecza. Serce zabiło jej mocniej, a strach sparaliżował każdą kończynę. Jak to możliwe, że ta osoba zauważyła ją, zanim jeszcze wyszła z pomieszczenia?
-     Oj, niegrzeczna dziewczynka. – Znajomy, jadowity głos dobiegł jej uszu. – Nieładnie tak podsłuchiwać.
Wakizashi błysnął złowieszczo zbliżając się jeszcze bardziej. Serce łomotało w piersi kobiety, jak szalone. Po chwili ujrzała lisią twarz Ichimaru Gina, wychylającą się zza drzwi. Poczuła, jak żołądek wykręca się jej jeszcze mocniej ze strachu na widok jego zamkniętych oczu i ust wygiętych w szerokim uśmiechu.
-     Najmocniej przepraszam, Ichimaru-sama.
-     Och, wystraszyłem cię? – Opuścił miecz. – Wybacz, nie miałem takiego zamiaru.
Ton jego głosu wyrażał jednak co innego.
Linell spróbowała się uspokoić, czekając na dalszą reakcję Ichimaru. Ten jednak odwrócił się na pięcie i ruszył długim korytarzem przed siebie. Jasnowłosa pozostała czujna na wszelki wypadek. Ichimaru był zbyt nieprzewidywalny, by mogła pozwolić sobie na utratę ostrożności. Nie była do końca pewna czy sam jego wyraz twarzy, czy cały sposób bycia sprawiał, że wydawał się największym psychopatą, spośród trójki Shinigami zbiegłych ze Społeczności Dusz.
-     Co ty tu robisz?
Jasnowłosa omal nie podskoczyła w miejscu na dźwięk kolejnego znajomego głosu. Jego właścicielem okazał się Duarte, którego tak zawzięcie wyczekiwała. Na szczęście on nie wyglądał jakby sianie terroru sprawiało mu przyjemność.
-     Nieważne. Koniec zebrania?
Duarte skinął głową. Ruszyli w głąb korytarza.
-     Dowiedziałeś się czegoś nowego o Lucasie? – Nie wytrzymała, musiała to z siebie wyrzucić.
-     Wciąż łudzisz się, że go jeszcze nie zabili? – odpowiedział jej pytaniem, co potraktowała jako odpowiedź przeczącą. – Aizen-sama jest zainteresowany czymś w Soul Society. Nie wyjawił, co to takiego, ale chce tam kogoś wysłać. – Obrzucił dziewczynę krótkim spojrzeniem. – Nie powiedział jeszcze kogo, ale wątpię, byś była to ty – dodał widząc ożywienie na jej twarzy.
Natychmiast powróciła na ziemię po tych słowach. Próbowała się przekonać, że nie było w tym nic ekscytującego. Nawet, jeśli jakimś cudem udałaby się do Społeczności Dusz, to tylko po to, by wypełnić zadanie.
Musiała w końcu przestać mieć nadzieję na to, że jej brat żyje.
***
Perspektywa przekazania Shuri, kim hipotetycznie mogła być, nie była za wesoła. Obiecałam jej, że się dowiem, co się z nią działo. Proszę bardzo. Mam czego chciałam. Nie potrafiłam spotkać się z nią i tak zwyczajnie oznajmić jej, że była krwiożerczą bestią. Nie teraz, kiedy tak bardzo martwiła się o Kapitana Hitsugayę. Ale jeśli nie teraz, to czy kiedykolwiek znajdzie się odpowiedni moment, żeby to zrobić?
Starałam się skupić na bieżących wydarzeniach, byleby tylko nie myśleć o Piekielnym Kwiecie i innych rewelacjach, o których dziś się dowiedziałam. Wciąż musiałam przeprowadzić trening.
Lucas wyruszył na pole treningowe przede mną. Kiedy się tam wreszcie znalazłam, zebrali się już wszyscy rekruci – łącznie z Weissem, trzynaście osób. Na mój widok ustawili się w szeregu. Po wstępnych formalnościach mogłam spokojnie dać im jakieś zadanie, by móc im się uważnie przyjrzeć. Nie wyglądało na to, by ktokolwiek reagował z nadmierną ostrożnością na Lucasa, co trochę mnie uspokoiło. W Akademii na tym samym roku było tak wielu potencjalnych Shinigami, że nie sposób było zapamiętać wszystkich choćby z twarzy.
Pierwszy trening, który dziś przeprowadzałam niczym nie różnił się od innych początkowych spotkań z nowymi członkami dywizji. Te same procedury, wstępne informacje do przekazania i proste ćwiczenia na rozgrzewkę, po których przychodził czas na krótkie sparingi. Nie brałam w nich udziału, zazwyczaj tylko obserwowałam dywizjonistów, żeby dowiedzieć się czegoś o ich umiejętnościach. Tym razem, biorąc pod uwagę nieparzystą liczbę rekrutów, postanowiłam zmienić tę tradycję.
-     Przepraszam, trzeci oficerze, ale co ze mną? – odezwał się Lucas po tym, jak przydzieliłam każdemu partnera.
Próbowałam powstrzymywać się z całej siły, by nie roześmiać się, kiedy mówił do mnie tak uprzejmym tonem. Musiałam przyznać, że był znakomitym aktorem i idealnie wczuł się w swoją rolę.
-     Ty, Hidaka-kun – sięgnęłam po drewniany miecz – zmierzysz się ze mną.
Usłyszałam zdziwione szepty, ale nie zwróciłam na nie większej uwagi. Lucas otworzył szeroko oczy, jednak zdziwienie szybko zostało zastąpione przez błysk ekscytacji.
-     To dla mnie zaszczyt – ukłonił się nisko, nie zapominając o dalszej grze aktorskiej.
Wystąpiłam na środek polany, przyglądając się każdemu z osobna.
-     Dobra, w związku z tym, że chciałabym zobaczyć na co was wszystkich stać, będziecie się pojedynkować po kolei – oznajmiłam, po czym zwróciłam się do Weissa. – Zapraszam na środek, Hidaka-kun.
Jeszcze zanim zrobił to, o co go poprosiłam, ujrzałam zbliżającą się czarną plamkę, która okazała się być Piekielnym Motylem, bez wątpienia zmierzającym w moim kierunku. Bardzo rzadko przekazywano mi wiadomości za jego pośrednictwem, a jeśli już, to nie były to dobre wieści, więc nieco się zaniepokoiłam. Z lekkim wahaniem wyciągnęłam rękę ku stworzonku. Kiedy usadowił się na mojej dłoni usłyszałam treść wiadomości.
„Do Kawasumi Makoto, trzeciej oficer dziewiątej dywizji Trzynastu Oddziałów Obronnych. Za siedem dni, licząc od dnia dzisiejszego, odbędzie się rozprawa, na której zostanie osądzona, odpowiedzialna za atak na kapitana dziesiątej dywizji Hitsugayę Toshirou, Kawasumi Shuri. Prosimy o stawienie się tego dnia w sali zebrań na terenie pierwszej dywizji. Pani obecność jest obowiązkowa.”
Poczułam nieprzyjemny dreszcz na plecach, kiedy sens wiadomości dotarł do mnie po kilku sekundach. Za tydzień ukarzą Shuri. Tylko w jaki sposób? Wnętrzności wykręciły mi się ze strachu. Chyba nie wydadzą na nią wyroku śmierci?
Uświadomiłam sobie, że gapiłam się bezmyślnie w stojącego przede mną Arrancara, który przyglądał mi się badawczo.
-     Wszystko w porządku? – zapytał.
Pozostawiłam jego pytanie bez odpowiedzi i bez słowa zaczęłam się wycofywać. Odwróciłam się plecami od rekrutów, a im bardziej się oddalałam, tym szybsze były moje kroki. Przestał mnie obchodzić trening i prawdopodobne konsekwencje mojej ucieczki. Musiałam się prędko zobaczyć z Shuuheiem. Nie wiedziałam skąd nagle wzięła się u mnie taka potrzeba, ale to właśnie on był osobą, którą musiałam  k o n i e c z n i e  zobaczyć, chociaż nie miałam nawet pojęcia, gdzie go szukać.
Wybiegłam poza teren dziewiątej dywizji, po uprzednim sprawdzeni, czy nie było go w gabinecie, redakcji, czy nawet w jego mieszkaniu. Musiałam go znaleźć, nawet jeśli oznaczało to przeszukanie kwater pozostałych dwunastu oddziałów.
Nie zważając na przekleństwa i uwagi potrącanych przeze mnie Shinigami, biegłam ile sił w nogach, skręcając we wszystkie możliwe uliczki. Byłam w okolicy siódmej dywizji, kiedy wreszcie zobaczyłam sylwetkę mężczyzny w kimonie bez rękawów. Obładowany stertą dokumentów Hisagi zamierzał najwyraźniej skręcić w prawo.
-     Shuuhei! – zawołałam, przyspieszając nieznacznie.
Usłyszawszy swoje imię, odwrócił się nie kryjąc zdziwienia. Zatrzymałam się przed nim, próbując wyrównać oddech.
-     Co się stało? – zapytał.
-     Chodzi o Shuri – wydyszałam.
Nie było sensu bawić się w przeprosiny i wyjaśniać skąd się tu wzięłam. Widocznie już teraz nie było to potrzebne, kiedy dowiedział się, że chcę rozmawiać o małej. Powiedział tylko, żebym poszła za nim i o nic więcej nie zapytał. To była jedna z tych cech, które w nim tak bardzo lubiłam. Nie obchodziły go nigdy barwne wyjaśnienia, oczekiwał konkretnych informacji i nie rozpamiętywał naszych błahych kłótni.
Kiedy znaleźliśmy się w miejscu, gdzie nikt nie mógł nas posłuchać, czyli w przesmyku między siódmą i ósmą dywizją, opowiedziałam mu o wiadomości, którą dostałam. Nie zapomniałam oczywiście dodać, jak bardzo bałam się tej rozprawy. Atak na kapitana to ciężkie przewinienie, które z pewnością zostanie surowo ukarane. Pytanie tylko, jak surowo?
Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu na betonowym chodniku. Powinnam powiedzieć mu, czego dowiedziałam się od Morimi Shion, w końcu to dzięki niemu z nią rozmawiałam. Problem tkwił w tym, że nie bardzo wiedziałam, jak przekazać mu informację, że Shuri mogła być wcieleniem żądnego krwi potwora.
-     Rozmawiałaś z Morimi? – zapytał w końcu.
Skinęłam powoli głową.
-     Myślałam, że ta rozmowa coś wyjaśni, ale teraz mam wrażenie, że jest gorzej, niż na początku.
-     Czyli ta czerwonooka nie ma nic wspólnego z Shuri?
-     Chciałabym, żeby tak było.
Widząc jego spojrzenie, dające mi do zrozumienia, że niewiele z tego zrozumiał, opowiedziałam mu wszystko, czego dowiedziałam się o Piekielnym Kwiecie.
-     Nie brzmi to zbyt ciekawie – przyznał. – Chociaż na razie to tylko przypuszczenia. Nie ma żadnych dowodów na istnienie czegoś takiego.
Wzruszyłam ramionami. Chciałabym, żeby jego słowa mnie teraz uspokoiły. Zamiast tego, przypomniałam sobie to, co zaszokowało mnie najbardziej, we fragmencie, który zdążyłam już przeczytać. Piekielny Kwiat odradzała się pod postacią dziecka. Fala chłodu momentalnie zalała moje ciało. Czy to oznaczało, że Shuri mogła wiedzieć od samego początku, kim była? Czy okłamała mnie mówiąc, że nie posiadała żadnych wspomnień i nie pamiętała, co się z nią działo, zanim ją spotkałam?
-     Nie rób takiej miny. Coś się wymyśli – odezwał się Shuuhei po chwili milczenia.
Niespodziewanie objął mnie ramieniem i przyciągnął do siebie. W tym geście nie było przesadnie wiele czułości, a jego słowa nie zostały wypowiedziane pocieszającym tonem, ale to wystarczyło, bym poczuła się nieco lepiej. Oparłam głowę o jego ramię.
-     Skąd wiedziałeś, że szukałam dziś Morimi?
-     Nie wiedziałem.
Popatrzyłam na niego.
-     Przypomniałem sobie o naszej niepisanej umowie, że skontaktujemy się z nią, jeśli coś złego będzie się działo z Shuri, więc ją znalazłem i skierowałem do ciebie.
Ogarnęło mnie jakieś dziwne uczucie. Coś na granicy wdzięczności i czegoś głębszego, czego nie potrafiłam zdefiniować. Wczoraj dałam mu do zrozumienia, że nie wiedziałam czy wciąż mogłam mu ufać, a on w zamian za to mi pomógł. Nie pojmowałam tego, ale było to teraz bez znaczenia.
-     Głupi jesteś.
Przytuliłam się do niego zapominając na chwilę o całym świecie i o tym, że będę musiała jeszcze dziś złożyć wizytę pani kapitan, żeby usprawiedliwić moją ucieczkę z treningu.

_________________________________________________

I’m still alive! Jeśli to oczywiście kogoś jeszcze interesuje.
Moje plany wstawiania tak zwanej drugiej serii od nowego roku szlag trafił. Oczywiście mogę być wdzięczna samej sobie i studiom za to, że tak jest. Poprawianie starych rozdziałów nie należy do moich ulubionych zajęć. Strasznie mnie cięgnie do pisania nowych, a nie mogę ich pisać dopóki tego nie poprawię i tak oto wpadłam w jakieś idiotyczne błędne koło… Poza tym staram się wyrzucić z głowy pomysł rozpoczęcia fan fika o The Walking Dead. Żadnych nowych opowiadań, póki nie skończę tego!
A po nowym chapterze Bleacha mam wrażenie, że ta manga w końcu wraca do formy. <3 Obym się nie myliła.
To by było na tyle.
Z uwagi na to, że nie wiem czy wyrobię się z rozdziałem przed świętami, życzę wszystkim wesołych świąt Bożego Narodzenia, bogatego Gwiazdora i tak dalej. ; )
Pozdrawiam gorąco. ; *

Komentarze

  1. Czyżbym była pierwsza? Nie wierze! <3
    Oficjalnie mówię "cześć"! :D
    Żałuję, że nie mam więcej do nadrobienia, bo sytuacja z rozdziału na rozdział robi się coraz bardziej ciekawa. Muszę także przyznać,że twój styl jest znacznie lepszy niż poprzednio, ale jedne co się nie zmieniło - Luke nadal jest głęboko w moim serducho, nawet jakby miał się okazać tym złym i niedobrym łgarzem.
    Pozwól, że zacytuje pewien fragment "Fala chłodu momentalnie zalała moje ciało." - dokładnie tak się czułam jak przeczytałam rozdział poprzedni. Choć ten także nie był zły, ba, dobry!
    Czyżby Aizen dowiedział się o możliwym odrodzeniu "Piekielnego Kwiatu"? Jeśli tak to od kogo? W końcu wiedziała o tym niewielka liczba osób i jeśli nawet Aizen jest inteligenty itp. itd, na pewno chciałby się najpierw upewnić czy to prawda. Mam dwie (w porywach do czterech opcji, ale trzecia jest głupia ;P) albo Lucas albo (mniej prawdopodobne) ta cała dziwaczna Morimi. Oby nie sprawdziła się opcja numer trzy i cztery!
    Czyżby jednak w magiczny sposób (przez wpływy "troskliwego" Gina) Linell jednak byłaby tą wybraną, która ma zostać wysłana do Świata Shinigami i wyciągnąć jak najwięcej informacji (tudzież również porwać) małą Shuri? Jestem bardzo ciekawa, bo albo panna Weiss chce się zemścić na braciszku, albo tak naprawdę się o niego martwi i chce mu pomóc, albo... Nie, no, "kilkanaście teorii..." się do mnie kłania, naprawdę!
    Cieszę się, że emocje pomiędzy Makoto i Shuuheiem opadły. Mogę w takim razie żyć spokojnie, będąc przekonanym, że dziewczyna się w Hisagim zakochała, a on był śmiertelnie zazdrosny o Luke'a, prawda?
    Mam nadzieję, że jednak uda ci się wrzucić coś przed świętami. Trzymam kciuki na studiach. Życzę duuuużo prezentów, uśmiechu, zdrówka i wszystko, co sobie wymarzysz na ten świąteczny czas i Nowy Rok ;)
    Już nie marudzę za uszami. Ściskam mocno ;*

    PS. Wybacz za te małe komentarze, ale musiałam wykorzystać (seksualnie) moje Wena.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć, Kanako!
      Kochana, nie mam nic przeciwko takim komentarzom, dla mnie liczy się każda wyrażona opinia, nie ważne czy w jednej części, czy w kilku. Także dziękuję za wszystkie komentarze i za każdy z osobna.
      Następnym razem znów postaram się wstawić cztery rozdziały już się powoli wzięłam za poprawianie, więc być może niedługo będziesz miała co nadrabiać. Chętnie odpowiedziałabym na wszystkie twoje pytania, ale nie mogę. Na część z nich poznasz odpowiedź przy okazji kolejnych rozdziałów. W ogóle, co cieszę się, że podoba Ci się to, co tutaj wymyśliłam. ^^

      Usuń
    2. Czasem niestety nie wyrabiam na czas z czytaniem, czasem też nie mam do tego kompletnie Wena, ale gdy już czytam - palce same się rwą do klawiatury, dlatego pewnie takich "akcji" możesz jeszcze trochę przeżyć w moim wykonaniu ;P Ale cieszę się, że cię nie zmęczyły :D
      Wiem, że nie możesz wiem, ale cóż za lichym byłabym czytelnikiem, gdybym nie mogła zapytać, albo podumać, ne? ;P Czekam więc na kolejną porcyjkę rozdziałów. Mam nadzieję, że sesja się udała, jeśli jej nie miałeś jeszcze życzę zdania! ;*

      PS. Nowy szablon się szykuje? :D

      Usuń
    3. W takim razie na przyszłość będę przygotowana na "wysyp" komentarzy. Też tak mam, że czasami komentarze mi wcale nie wychodzą, a jak już piszę, to gdzie popadnie. ^^
      Kolejna porcja rozdziałów już niedługo, jeśli mi się uda, to nawet jutro. Sesja dopiero przede mną... niestety. =.= Nie dziękuję, żeby nie zapeszać. ; )
      A szablon chyba zostanie tak jak jest, chyba że znajdę jakiś ładny obrazek, który mogłabym w nagłówek wstawić, bo kompletnie nie mam pomysłu, ani tym bardziej umiejętności na jakąś ładną grafikę.

      Usuń
  2. Masz rację, ostatni rozdział wzbudził moją nadzieję. Po ostatniej stronie w mojej głowie rozwinęło się tysiąc scenariuszy ;D.
    Osobiście myślę, że powinnaś pisać te rozdziały, póki masz pomysł i chęci. Potem to wszystko może obrócić się przeciw Tobie i wtedy nie będzie już tak fajnie. Swoją drogą zawzięta jesteś z tym poprawianiem. Ja już dawno bym to wszystko rzuciła w cholerę.
    Wychwyciłam jeszcze to:
    "Odkąd z pośród" -> "spośród"
    "Serce zabiło jej mocnie" -> "mocniej"
    "Nie wytrzymała musiała to z siebie wyrzucić." -> może przecinek albo kropka między czasownikami?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Normalnie w szoku jestem, bo od dawna nie czytało mi się Bleacha tak dobrze jak teraz. Kubo obiecywał, że będzie ciekawie i wygląda na to, że z obietnicy się wywiązuje (jak na razie)
      Heh, doszłam do wniosku, że to właśnie dzięki poprawianiu mam więcej chęci i nowe pomysły na "Kwiatuszka". Zanim zaczęłam publikować tego fan fika na onecie, publikowałam go na innej stronie, ale stwierdziłam, że za dużo dziur fabularnych narobiłam. Postanowiłam zacząć od nowa, wyjaśnić więcej rzeczy i przyszło mi do głowy kilka pomysłów, których nie było w pierwszej wersji "Kwiatka".
      I dziękuję kochana za wychwycenie błędów. Muszę chyba zainwestować w jakieś tabletki na koncentrację, bo coś mi nie idzie wychwytywanie wszystkiego. ; )

      Usuń
    2. Może końcówka będzie warta czytania tylu rozdziałów. ;) Bo już pomału zaczynałam wierzyć, że trzeba było pozostać przy dobrych czasach bliczowskich.
      Hm... nigdy nie patrzyłam na to z tej strony. Chociaż jak teraz czytam sobie takie UG, to bym zmieniła kilka rzeczy, bo teraz aż mię kuje w oczy. :D
      Nie ma sprawy, od tego są czytelnicy. A błędami się nie przejmuj, wiadomka, że się nigdy wszystkiego nie wychwyci. Błędy są wykwalifikowane w technikach ninja. :)

      Usuń
    3. No oby. Jak już zaczyna się w Bleachu robić fabularny syf, to czytam dla samych postaci, więc nie mam wielkich wymagań.
      Ja najchętniej wywaliłabym z "Kwiatka" pięć pierwszych rozdziałów i zastąpiłabym czymś innym, ale to pociągnęłoby za sobą więcej zmian i wolę dać sobie z tym spokój i skończyć to opowiadanie wreszcie. Mówi się, że tekst, musi swoje odleżeć, żeby można było wychwycić wszystko co nadaje się do poprawy, ale z drugiej strony jakby kazać każdemu rozdziałowi dać miesiąc na "leżakowanie", to wyobrażasz sobie ile by zajmowało skończenie opowiadania na blogu? ^^
      Dla mnie, z punktu widzenia czytelnika, Ugasić Gniew było bez zarzutu.
      Dobrze, że ma się takich wyrozumiałych czytelników, dla których błędy to nie koniec świata, bo w przeciwnym razie nie miałabym po co się tutaj pokazywać. ^^

      Usuń
    4. To całkiem niezła metoda! Ale co zrobić, kiedy ulubieńcy pojawiają się raz na ruski rok albo nie żyją? Chyba muszę zmieniać swoje gusta i zakochać się w Ichigo. ;)
      Nie bądźmy takie drastyczne, żadnego wyrzucania rozdziałów! Ale z tym leżeniem to raczej prawda. Najlepiej napisać, kiedy ma się wenę, poczekać kilka miesięcy, wrócić, załamać się własnym poziomem, poprawić i opublikować. Najlepszym rozwiązaniem jest najpierw napisać, a potem zająć się zakładaniem bloga. Chociaż nie ma gwarancji, że w międzyczasie Blogspot nie przestanie istnieć. ;D Albo świat się skończy!
      Dobrze, że tak uważasz. Wiele rzeczy mi jeszcze zgrzyta, a nawet nie mogę się zalogować na UG, żeby poprawiać jakieś błędy. Onet mnie nienawidzi.
      Znienawidziłabym takich czytelników, którym przeszkadzają błędy interpunkcyjne czy literówki. Innych u Ciebie w życiu nie widziałam. ;)

      Usuń
    5. Wtedy trzeba zacząć pisać fan fiki. ^^ Fanki Ichigo mają zdecydowanie za dobrze, ale wiesz, tak sobie myślę, że jak już ten ulubieniec pokaże się raz na ruski rok, to bardziej się go docenia... Jeśli nie żyje, to już jest niestety problem. ; <
      Zawsze można wrócić na onet. ; P Koniec świata mógłby naprawdę przeszkodzić, ale z drugiej strony już się tyle ich przeżyło, że chyba niekoniecznie. Gorzej jak wszyscy stracą zainteresowanie tym o czym jest FF, tak jak to się ostatnio dzieje w przypadkuy Bleacha.
      Autor zawsze znajdzie coś, co koniecznie nadaje się tylko do poprawki. Onet nienawidzi nas wszystkich. Ja się co prawda zalogowałam, ale skasowali mi podstronę z linkami.

      Usuń
    6. Albo zacząć je czytać! Bo do pisania ostatnio nie mam siły. A wiesz, że w całej swojej "karierze" spotkałam tylko jedną fankę Ichigo? Jakoś jest lepiej, kiedy myśli się, że nie jest się samym w beznadziejnej sytuacji. Jeśli nie żyje, można oglądać fanarty o jego zmartwychwstaniu lub... pisać fanfiki. Albo je czytać! I tak w kółko.
      Onet chyba nie jest już dla mnie. Ostatnio próbowałam dodać komentarz na jednym z niewielu blogów, który tam się ostał. Nie wiem, czy się dodał i nie mam do tego absolutnie żadnego wglądu. Gdy chciałam napisać ponownie, poinformowali mnie, że dubluję swój poprzedni komentarz, więc może ten pierwszy gdzieś wisi zawieszony w czasoprzestrzeni.
      To jest takie smutne - to tracenie zainteresowania Bliczem. Z jednej strony rozumiem, z drugiej jest mi po prostu przykro, bo nawet jak przestanę pisać fanfik, to z pewnością będę je czytać. Chociaż autorzy chyba też tracą zainteresowanie tym, o czym piszą. To dopiero przykra rzecz.

      Usuń
    7. Oh, wspaniałe opowiadanie, przyjemny ton i pełnokrwista bohaterka. Ichimaru, taak, przerażał innych, ale dlaczego musiał tak po prostu odejść? Nie za bardzo (jeszcze) wiem, o co chodzi z tym piekielnym kwiatem, ale się dowiem:) A co do końcówki - szykuje się romans^^

      Usuń
  3. Zostałaś nominowana do Liebster Blog. Więcej informacji na blogu. :)
    [angelo-dallinferno.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz