012. Wyjaśnienia

Znowu dwa rozdziały za jednym razem i tym razem też pozmieniałam kilka rzeczy, ale podobnie jak ostatnio nie mają one wpływu na dalszą fabułę. ; ) To teraz jeśli uda mi się wyrobić z dwoma kolejnymi rozdziałami, będę przeszczęśliwa. ^^
 ___________________________________________________
 
Siedziałam sparaliżowana w miejscu, nie mogąc wykrztusić ani słowa. Hisagi stał oniemiały w przejściu, patrząc to na mnie, to na Lucasa. Weiss za to wbijał w niego obojętne i jednocześnie nieco niepewne spojrzenie. Przełknęłam głośno ślinę. Gorzej już być nie mogło. To nie tak miał się dowiedzieć o Lucasie. Starałam się odezwać, ale wydawało mi się, że w gardle utkwiła mi ogromna gula, która nie pozwalała wydobyć się dźwiękom na powierzchnie. Z tym, że to chyba dobrze, bo żadne sensowne wyjaśnienia nie przychodziły mi teraz do głowy. On też się nie odzywał, jednak jego milczenie wcale mnie nie uspokajało. Nie miałam pojęcia, co mu mogło chodzić po głowie. Co takiego teraz powie? Nawrzeszczy na mnie i wygranie, co o tym wszystkim myśli, czy może bez słowa wyjdzie i pójdzie powiedzieć o wszystkim kapitan Ayami?
No dalej, powiedz coś, pomyślałam.
Z jego ust wydobył się dźwięk, którego nie dało się jednoznacznie określić. Coś na granicy złośliwego chichotu i prychnięcia.
-     Teraz, to przeszłaś samą siebie. – Pokręcił z niedowierzaniem głową.
Zaskoczył mnie spokój w jego głosie. Wiedziałam jednak, że było za wcześnie na odetchnięcie z ulgą. Potrafił po mistrzowsku panować nad swoimi emocjami.
-     To dlatego zadawałaś wczoraj te dziwne pytania?
-     Shuuhei, ja...
-     Chodź ze mną – powiedział stanowczo, po czym wyszedł.
Rzuciłam przestraszone spojrzenie Lucasowi, zanim podniosłam się i ruszyłam za Hisagim.
Byłam przerażona. Szczerze, to wolałabym stanąć teraz twarzą w twarz z żądnym krwi wrogiem, niż zostać w jednym pomieszczeniu z Shuuheiem. Z pewnością miał ogromną ochotę rozerwać mnie na strzępy. Zerknęłam na niego, ale nie potrafiłam wyczytać z jego twarzy kompletnie niczego. Szedł przed siebie nie zaszczycając mnie nawet przelotnym spojrzeniem. Z przerażeniem stwierdziłam, że zmierzaliśmy w kierunku gabinetu pani kapitan. Czułam, że moja kariera oficera Trzynastu Oddziałów Obronnych niedługo się skończy. Bałam się myśleć o tym, co mogło mnie teraz czekać, nie wspominając już, co czułam na myśl o nieznanym losie Lucasa.
Przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz. Zaczęłam się o niego jeszcze bardziej bać. Wyrzucenie mnie z Gotei 13, to nic w porównaniu z tym, co dowództwo mogłoby z nim zrobić. Co jeśli skarzą go na śmierć?! Przecież on był naszym sprzymierzeńcem!
Weszłam za Hisagim do gabinetu Ayami. Ulżyło mi, kiedy okazało się, że nikogo tam nie było, jednak niepokój powrócił z chwilą, kiedy uświadomiłam sobie, że nic nie stało na przeszkodzie, żeby któreś z nas po nią poszło.
Shuuhei oparł się o biurko, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
-     Trzeci oficerze, Kawasumi.
Niedobrze. Tak zwracał się do mnie tylko wtedy, kiedy był naprawdę wściekły.
-     Wszystko ci wytłumaczę – wydusiłam, zaciskając drżące dłonie w pięści.
-     Taką mam nadzieję – powiedział spokojnie. – Co ci odbiło?! Zdajesz sobie sprawę z tego, kim on jest?
-     Doskonale wiem kim jest.
-     W takim razie, co on robił w twoim domu?
Nie odpowiedziałam. Zagryzłam wargi, zastanawiając się, jak mu to wszystko wyjaśnić, żeby nie wziął mnie za jeszcze większą wariatkę, a co ważniejsze, by nie stracił wobec mnie zaufania.
-     Ty wiesz jaki może być niebezpieczny?! – warknął, mrużąc gniewnie oczy. – Chociaż czekaj, już chyba wiem o co tutaj chodzi. Może wy razem spiskujecie przeciwko Soul Society?
-     Oszalałeś?! Skąd ci to przyszło do głowy?! – krzyknęłam, kompletnie wytrącona z równowagi.
Zabolało. Wstrząsnęło mnie to, że coś takiego mogło przyjść mu na myśl. Przecież nigdy w życiu nie postąpiłabym w tak godny potępienia sposób.
-     On jest nieszkodliwy! Obiecał, że nie skrzywdzi żadnego mieszkańca Społeczności Dusz!
-     Taa, akurat – prychnął.
-     Naprawdę!
-     Na miłość Boską, Makoto, naprawdę uważasz, że jestem aż tak naiwny? On jest Arrancarem! Stanowi ogromne zagrożenie dla Soul Society, a ty mi tu taki kit wciskasz?!
-     Mówię prawdę! – powtórzyłam, a głos mi drżał już nie ze strachu, a z gniewu. – I przestań w końcu mówić o Soul Society, bo oboje doskonale wiemy, że jeden Arrancar wcale nie jest niebezpieczny pośród tylu Shinigami. Tu chodzi o ciebie i o Tousena. Od czasu jego zdrady wydaje ci się, że każdy tylko czeka na odpowiedni moment, żeby wbić ci nóż w plecy. Uważaj, teraz cię zaskoczę: wcale tak nie jest!
Kiedy wreszcie przestałam krzyczeć, dotarło do mnie co tak naprawdę powiedziałam. Hisagi wyprostował się, opuszczając ręce, a z jego twarzy zniknęły wszelkie oznaki gniewu. Posunęłam się za daleko. Przeprosiny cisnęły mi się na usta, ale nie chciały się z nich wydobyć. Przecież sam przed chwilą oskarżał mnie o spiskowanie. Uciekłam gdzieś wzrokiem, byle tylko na niego nie patrzeć.
-     Nie mieszaj do tego kapitana Tousena, bo to zupełnie inna sprawa i wspominanie o tym wcale cię nie usprawiedliwia – odezwał się w końcu Shuuhei, a spokój z jakim to powiedział, tylko utwierdził mnie w przekonaniu, że trafiłam w czuły punkt.
-     Więc pozwól mi się wytłumaczyć – wykrztusiłam, starając się, żeby mój głos brzmiał w miarę spokojnie.
Nie odpowiedział od razu. Wbijałam spojrzenie w stolik przy oknie, zastanawiając się co zrobi, kiedy mu wszystko wyjaśnię. Jeśli mnie w ogóle dopuści do słowa. W przypadku, gdy nie da mi tej szansy, nie będę mogła w żaden sposób pomóc Lucasowi. Podszedł do okna, nerwowym gestem mierzwiąc włosy. Cały czas milczał, co prawdopodobnie nie wróżyło niczego dobrego.
-     Do cholery, Lucas chciał pozbyć się Aizena!
Nie wytrzymałam. Musiałam to powiedzieć i odważyłam się na niego spojrzeć, żeby nie przegapić jego reakcji.
-     Co takiego?
W jego głosie wyraźnie dało się słyszeć szczere zaskoczenie, nie było w tym żadnej nuty ironii. Odwrócił się w moją stronę, marszcząc brwi, jak gdyby nie do końca wierzył w to, co przed chwilą powiedziałam.
Wykorzystałam okazję i opowiedziałam mu wszystko, co wiedziałam. Streściłam ze szczegółami to co usłyszałam od Weissa, powiedziałam o jego nastawieniu do Aizena, buncie, który wszczął wraz ze swoimi pobratymcami, a także o druzgoczącej porażce, jaka ich spotkała. Shuuhei nie przerwał mi ani razu, co odebrałam jako dobry znak.
-     Lucas przeżył jako jedyny. Obiecał mi, że za to, co dla niego zrobiłam, nie skrzywdzi nikogo. On naprawdę jest po naszej stronie, Shuuhei, przecież wiesz, że bym cię nigdy nie okłamała.
-     Skąd u ciebie ta pewność, że jest niegroźny? – zapytał. Ponownie wrócił do biurka i teraz siedział przy nim, obserwując mnie uważnie. Ja natomiast zajęłam miejsce naprzeciwko niego. Widziałam, że wściekłość przechodziła mu stopniowo i był skłonny uwierzyć w to, że mówiłam prawdę. – I co jeśli to wszystko jest kłamstwem?
Pokręciłam głową. Zdążyłam przemyśleć tę opcję wcześniej i to nie raz. Byłam pewna, że nie okłamał mnie. Ten ból w jego oczach nie mógł być udawany.
-     To nie jest kłamstwo. On mówił prawdę – stwierdziłam. Cisnęło mi się na usta powiedzenie, że uratował mnie ubiegłej nocy przed Shuri, ale skutecznie się temu oparłam. – Zorientowałabym się, gdyby tak było, a poza tym, ja wciąż żyję. Chyba nie ma lepszego dowodu na jego niewinność.
Znowu zapadła cisza. Wpatrywałam się wyczekująco w Hisagiego, czekając na to, co powie. Ja już zdradziłam mu wszystko, co miałam do powiedzenia, teraz wystarczyło mi tylko, żeby udawał, że Lucas nie istnieje.
-     W porządku – odezwał się w końcu zrezygnowany, a ja podskoczyłam w miejscu na dźwięk jego głosu. – Na razie nikomu nic nie powiem.
-     Naprawdę?
-     Ale będę go miał na oku – dodał, starając się zachować poważny wyraz twarzy.
-     Dziękuję! – Radość eksplodowała we mnie, jak fajerwerki i nim się obejrzałam, rzuciłam się mu na szyję z takim impetem, że mało brakowało, a krzesło, na którym siedział, wylądowałoby na podłodze razem z nami. Opamiętałam się i prędko odczepiłam się od niego.
Poczułam, jakby jakaś ciasna obręcz, założona na moje serce, została zniszczona. Lucas był bezpieczny. Byłam pewna, że nawet, jeśli te słowa padłyby z ust samego generała Yamamoto, to nie cieszyłabym się tak, jak tej chwili. W końcu Shuuhei to mój przyjaciel, jeśli straciłby do mnie zaufanie, nie wybaczyłabym tego sobie. Nie sądziłam, że to potoczy się w ten sposób. Może to nawet lepiej, że tak po prostu wszedł i zobaczył Weissa u mnie w mieszkaniu. Nie byłam pewna, czy samodzielnie zdobyłabym się na zdradzenie mu mojego sekretu.
-     Naprawdę nie wiem, jak mam ci dziękować.
-     Daj spokój. – Hisagi wzruszył obojętnie ramionami. Nie mogłam przestać się uśmiechać, ale czułam, że jemu wcale nie jest do śmiechu. Nie mogłam mieć mu tego za złe. Miałam nadzieję, że prędzej czy później będzie w stanie przekonać się do Lucasa.
Wyszliśmy z gabinetu kapitana i ruszyliśmy w dwóch przeciwnych kierunkach.
-     Nie wracasz do siebie?
-     Mam jeszcze sporo do zrobienia – wyjaśnił. – Jak nie skończę dzisiaj z papierkową robotą, to mogę się pożegnać z wolną sobotą.
-     Rozumiem – mruknęłam. Czułam, że wciąż miał mi za złe, że wspomniałam o Tousenie.
Rozsunęłam drzwi i ujrzałam Shuri w towarzystwie kapitana Hitsugayi. Przez całą sprawę z Lucasem, kompletnie zapomniałam o niej. Całe moje szczęście uleciało ze mnie w mgnieniu oka, a moje myśli przywołały obraz czerwonych oczu z pionowymi źrenicami. Przyjrzałam się uważniej tamtej dwójce. W zachowaniu Shuri nie było naprawdę nic dziwnego. Opowiadała coś zawzięcie młodemu kapitanowi, który w każdej chwili robił się coraz bardziej poirytowany. Naprawdę nie chciałam wierzyć w to, że mogłaby mnie udusić.
Chwilę później zadźwięczały mi w głowie słowa Lucasa: „Powinnaś powiedzieć o wszystkim temu swojemu porucznikowi”. Dopiero teraz rozważyłam je na poważnie. Cofnęłam się, zamykając za sobą drzwi.
Teraz albo nigdy.
-       Shuuhei – zawołałam, zanim vice kapitan zniknął za drzwiami swojego gabinetu.
-       Coś nie tak? – zapytał.
Zagryzłam nerwowo wargi. Nie chciałam, żeby martwił się o Shuri, ale ukrywanie tego przed nim również nie było dobrym pomysłem.
-     Mógłbyś wpaść do mnie, jak skończysz pracę? – zapytałam. – Nawet jeśli skończysz po północy, to przyjdź. Proszę.

Komentarze

  1. Zastanawiałam się kiedy wstawisz następny rozdział, a tu znów spotkała mnie miła niespodzianka i wstawiłaś dwa na raz ;)
    Muszę przyznać z zadowoleniem, że działo się i to sporo. Lżej mi na duszy, gdy Hisagi poznał już całą prawdę o Lucasie i orzekł, że póki co może zostać. Zastanawiam się, co w związku z nim wymyślą, bo trochę szkoda chłopaka, że wegetuje całymi dniami w domu Makoto. Życie mu przeleci między palcami, ot co! Aż żal w taki brutalny sposób marnować jego potencjał. ^^
    Z rozdziału na rozdział coraz bardziej lubię główną bohaterkę. Pewnie dlatego, że coraz bardziej kreujesz nam jej charakter, który po kilku rozdziałach naprawdę staje się znośny. Gdzieś tam na początku była nieco nadopiekuńcza i zbyt wyidealizowana w tym swoim matkowaniu to teraz nadrabia. XD
    Teraz najciekawszy wątek bez wątpienia to sprawa Shuri. Zastanawiam się czy dziewczynka miała jakiś związek z fotografią z książki, bo w zasadzie istnieje niemałe prawdopodobieństwo, że jednak tak. Bardzo ciekawi mnie jej przypadłość, bo z tego co zrozumiałam wpada w jakiś nieznany trans, a gdy się z niego wybudza nie pamięta swoich wcześniejszych czynów. Czyżby to była jakaś legenda, która zaczyna się wybudzać? ;)
    Czekam na odpowiedź i piękny rozwój wydarzeń. Pozdrawiam serdecznie ;*
    PS. Opłacało się trzymać kciuki! ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem z Ciebie dumna za te szybkie publikacje! :D
    Rzuciło mi się w oczy:
    "- Taką mam nadzieję. – powiedział spokojnie." Ta kropeczka raczej niepotrzebna, nie?
    Mam wrażenie, że niektórzy mnie posądzają o pastwienie się nad biednymi autorami.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz