047. Następstwa

 Tym razem meeeega opóźnienie, za co bardzo przepraszam. Październik nie jest dla mnie zbyt łaskawy, dzień jakby się skurczył i sił również zabrakło, a jakby tego było mało, to wywaliło internet na pół miesiąca. Chociaż w obecnej, pandemicznej rzeczywistości to i tak pikuś. 

No nic tam, nie przedłużając zapraszam na przedostatni (!) rozdział Kwiatka.

 

 

Shuri wydawało się, że obudziła się z wyjątkowo długiego i szczególnie przerażającego koszmaru. Po raz pierwszy odkąd pamiętała, czuła się naprawdę świadoma swojego ciała, jakby w końcu odzyskała miejsce za jego sterami. Zacisnęła palce, po czym je rozprostowała, czując przepływającą przez żyły moc podarowaną przez Makoto. Zorientowała się, że zamiast białej yukaty miała na sobie shihakusho, przepasane obi, przy którym znajdował się Zanpakutou. Zastanawiała się ile czasu minęło odkąd odebrano jej miecz, prawdopodobnie całe wieki, bo zdążyła zapomnieć jakie to czucie mieć go przy sobie. Pogładziła rękojeść i przez chwilę miała wrażenie, że wyczuła w nim czyjąś obecność, jednak tym razem bardziej przyjazną i jakby znajomą. Umysł miała świeży, myśli niezmącone i nie słyszała już żadnego głosu żądnego krwi. Wreszcie miała pewność, że to ciało należało tylko i wyłącznie do niej. Wreszcie czuła się wolna.

Spojrzała na znajome twarze wpatrujące się w nią z całą gamą emocji wymalowaną na twarzach. Wyczekujący Toushirou, zatroskana Rangiku, zaniepokojony Lucas, zmartwiony Shuuhei i pełna nadziei Makoto. Zdawali się czekać na jakiś sygnał, potwierdzenie, że już wszystko było pod kontrolą i chętnie dałaby im jakiś znak, ale sama nie wiedziała co w tej sytuacji byłoby najwłaściwsze. Czy powinna wyściskać każdego z osobna? Może wypadałoby wygłosić jakieś przemówienie? Wystarczyłoby gdyby po prostu do nich pomachała?

– Nie sądziłam, że ci się powiedzie, Shinigami.

Postać spętana łańcuchem, stworzonym przez Magię Demonów zwróciła się do Makoto, która drgnęła jakby zapomniała o jej istnieniu.

Shuri rozpoznała Setsunę, kobietę, która poprzednim razem wywołała w niej nieuzasadniony lęk. Teraz już wiedziała, że to uczucie nie należało do niej, tylko do Białej Damy, z którą współdzieliła tak wiele różnych emocji. Była pewna, że Setsuna jej nie skrzywdzi.

– Nie boję się ciebie – odezwała się Shuri, zwracając na siebie uwagę Łowczyni. Patrząc na reakcję pozostałych, miała wrażenie, że 1)właśnie przedstawiła światu jakieś przełomowe odkrycie.

– I słusznie. Jesteś fenomenem, mała Shuri, pierwsza duszo, która przetrwała pojawienie się Piekielnego Kwiatu.

Te słowa musiały być tym sygnałem, na który wszyscy czekali. W następnej chwili Makoto ściskała ją tak mocno, że prawie brakło jej tchu, słyszała westchnienia ulgi, okrzyk radości, czuła klepanie po ramieniu, ktoś potargał jej grzywkę. Fala euforii, która ją zalała była oszałamiająca i jedyne co Shuri pozostało to śmiać się w głos tak szczerze jak jeszcze nigdy.

Tak wiele rzeczy wydarzyło się tak szybko. Na miejscu pojawiła się większość dowódców Gotei 13 zaniepokojonych całym zajściem. I nagle radosny nastrój prysnął. Nastał moment tłumaczenia się przed wszystkimi, Toshirou wychodził z siebie, żeby obronić przed kapitan Soifon Lucasa i jego siostrę. Shuri nie pamiętała kiedy ostatnio widziała go tak wzburzonego. Wtedy też z jego ust padła informacja, która nieomal nie zwaliła z nóg nie tylko Shuri, ale przede wszystkim Shuuheia i Makoto. Kapitan Ayami okazała się Arrancarem, szpiegiem Aizena. Makoto wyglądała jak rażona piorunem, Shuuhei zbladł jeszcze bardziej, o ile to było możliwe. Oboje zasypali Hitsugayę gradem pytań, co go tylko jeszcze bardziej zirytowało i w końcu ryknął, że każdemu niedowiarkowi może zaprezentować zabezpieczone zwłoki. Hisagi sprawiał wrażenie jakby miał zaraz pobiec na miejsce walki Arrancarów, jednak kapitan Unohana zarządziła, że on i Makoto mają niezwłocznie zostać przetransportowani do czwartej dywizji. Uśmiechała się, jednak sposób w jaki to robiła był dość przytłaczający i wywoływał zimny dreszcz na karku.

Kurotsuchi powrócił ze swojej misji w terenie i na widok swojej dywizji ogarnęła go taka furia jakiej jeszcze żaden Shinigami u niego nie widział. Tym razem to Shuri była naprawdę przerażona, wciąż mając w głowię wspomnienie wszystkich testów, którym ją poddawał. Odgrażał się, że osobiście będzie musiał potwierdzić, że Piekielny Kwiat naprawdę znikła, ale tu z pomocą przybyła Setsuna. Dowódca dwunastki już miał ją zignorować, kiedy niespodziewanie kapitan Kyoraku ją poparł, jednocześnie ratując Shuri przed ponowną wizytą w laboratorium.

Zaklęcie Toshirou przestało działać, złoty łańcuch zniknął i Setsuna znów była wolna. Shuri miała całą masę pytań do niej, ale nie chciała przerywać jej rozmowy z kapitanami. Niestety zniknęła w chwili, gdy Kyoraku uzyskał satysfakcjonujące go informacje, pozostawiając młodszą Kawasumi z poczuciem, że już nigdy nie pozna odpowiedzi na nurtujące ją kwestie. Ale może nie było w tym znowu nic złego?

 *

Jak tylko zostałam sama, wymknęłam się ze swojej sali w czwartej dywizji. Nabrałam wprawy w przemykaniu niezauważona, ale tym razem nie było to takie proste zważając na ranną nogę, która dawała mi się we znaki. Upewniłam się, że medyczka, która właśnie opuściła salę Shuuheia oddaliła się na tyle, żebym zdążyła przemknąć. Tak bardzo pragnęłam z nim porozmawiać po tym wszystkim co działo się na terenie dwunastej dywizji, że nie mogłam już dłużej czekać do wypisu. Ubiegłego wieczoru nie miałam na to szans. Zmęczenie w końcu wzięło górę i spałam dobre kilkanaście godzin aż do dzisiejszego południa, a kiedy wreszcie doszłam do siebie do tego stopnia żeby wstać z łóżka, zabroniono mi z niego wychodzić. Dopiero wieczorem, kiedy ruch na szpitalnych korytarzach zmalał niemalże do zera, zdecydowałam się wymknąć.

Zacisnęłam wargi, tłumiąc jęk bólu, kiedy niefortunnie ustałam na zranionej nodze i omal nie wpadłam do środka. Shuuhei spał spokojnie, leżąc na boku i wyglądało na to, że nawet moje wejście smoka nie zdołało go obudzić. Uśmiechnęłam się na ten widok. Nawet w tych szpitalnych warunkach wydawał się odprężony. Cienie pod oczami zbladły, za to na jego policzki wstąpił lekki rumieniec, co było miłą odmianą od widoku jego trupio bladej twarzy sprzed kilku dni. Dokuśtykałam do łóżka i ostrożnie wgramoliłam się obok niego, wtedy dopiero jego powieki drgnęły, po czym uchylił je lekko.

– Hej – szepnęłam, gładząc jego przedramię.

Przyglądał mi się chwilę wyraźnie zdezorientowany.

– No cześć.

Przyciągnął mnie do siebie i pocałował w czoło. Zaciągnęłam się jego zapachem ledwie wyczuwalnym z pod szpitalnej woni. Nareszcie bezpiecznie, nareszcie bez strachu o jego życie.

– Teraz już wiem jak to jest, kiedy nie możesz opuścić szpitalnego łóżka i chyba trochę lepiej cię teraz rozumiem.

– Lepiej późno niż wcale – mruknął, posyłając mi zmęczony uśmiech.

– Jak się czujesz?

Wzruszył ramionami.

– Niespecjalnie. 

Wciąż wyglądał dość mizernie. Vice kapitan Kotetsu wyjaśniła mi wcześniej, że przez ten dziwny środek, który podała mu Setsuna dojście do pełni sił zajmie mu znacznie więcej czasu. Wciąż był rozpalony, choć gorączka, która była efektem ubocznym tamtego preparatu, znacznie opadła od wczoraj, według tego co mówiła zastępczyni kapitan Unohany.

Uświadomiłam sobie, że nie mieliśmy szansy porozmawiać spokojnie od tamtego poranka, kiedy Arrancarzy najechali Seireitei. Wydarzenia przybrały tak szalony bieg, że wymieniłam z nim ledwie kilka zdań zanim popędziłam szukać Shuri, a kiedy widziałam go następnym razem Piekielny Kwiat zadała mu krytyczną ranę. Potem zrobiło się już tylko intensywniej. Poza krótkimi wymianami zdań i głupią kłótnią prawie się do siebie nie odzywaliśmy, a przez cały czas przewijało mi się przez myśli wszystko co chciałam mu powiedzieć, albo zapytać. Tak wiele wydarzeń, tak wiele emocji, a taka pustka w głowie, gdy trzeba wybrać to co najistotniejsze. Więc leżeliśmy przez jakiś czas, tak po prostu patrząc sobie w oczy, chłonąc swoją obecność, nareszcie będąc w stanie docenić bliskość. Mieliśmy świadomość, że przyjdzie czas na każde wyznanie, każde pytanie i wyjaśnienie, bo w tym momencie mogliśmy skupić się tylko na sobie.

– Widziałaś się z Shuri? – Shuuhei postanowił odezwać się pierwszy.

– Tak, była u mnie jakiś czas temu. Mówiła, że vice kapitan Kotetsu ją zbadała jeszcze pod kątem urazów, ale wygląda na to, że rany zadane jej przez Setsunę zagoiły się po przekazaniu jej moich mocy. Rangiku zaproponowała jej, że dopóki tutaj jestem, to może się nią zaopiekować i chwała jej za to. Shuri też to najwyraźniej odpowiadało. Myślę, że lepiej jej będzie z daleka od szpitalnych warunków.

– A co z tobą?

– Trochę mi dokucza rana na nodze, może się teraz trochę dłużej goić, ale przeżyję.

– Wiesz, że nie o to mi chodzi.

Przygryzłam wargi. Shuuhei patrzył się na mnie jakby chciał przewiercić mnie spojrzeniem na wylot, więc odwróciłam wzrok.

– No co, no nie mam mocy – bąknęłam, wzruszając ramionami. – To znaczy czuję, że coś jeszcze się we mnie tli, bo mogę wytrzymać obecność silniejszych Shinigami, ale nie słyszę już Hebimizu. Próbowałam się z nim porozumieć, ale nie czuję nawet jego obecności. Proszę nie patrz tak na mnie, bo mam wrażenie, że spotkała mnie niesamowita tragedia, a przecież dokonałam niemożliwego. Pokonałam Piekielny Kwiat. Ja! Zwyczajna trzecia oficer.

Shuuhei skrzywił się. Nie chciałam, żeby to zabrzmiało jako przytyk do jego wcześniejszych słów, ale chyba nie dało się tego uniknąć, sądząc po jego wyrazie twarzy.

– Przepraszam, nie powinienem ci mówić czegoś takiego, nie byłem wtedy do końca sobą.

– No co ty nie powiesz...

– Wszystko co się wtedy działo było kompletnie popieprzone, a ja... – westchnął, pocierając czoło. – Nie powinienem zgadzać się na pomoc Setsunie nie znając jej prawdziwych zamiarów, ale kiedy okazało się, że zostałaś niesłusznie aresztowana, jedyne czego chciałem, to wydostać się ze szpitala. W tamtej chwili czułem się tak strasznie bezradny, że nie zastanawiałem się długo nad jej propozycją. Chciałem po prostu pomóc. Chciałem cię uwolnić i chwyciłem się brzytwy, a teraz zwyczajnie czuję się winny tego, że straciłaś moce.

Zamrugałam z niedowierzaniem. Tym razem to on odwrócił wzrok. Otworzyłam usta, chcąc coś powiedzieć, ale prawie od razu je zamknęłam i przygryzłam wargi, szukając odpowiednich słów.

– Wyjaśnijmy sobie coś – powiedziałam w końcu. – To była w stu procentach moja decyzja i to, że zdecydowałeś się pomóc Setsunie na nią nie wpłynęła, bo zrobiłabym to nawet jeśli cierpliwie czekałbyś tu w szpitalu, aż cała sprawa się sama rozwiąże. No, chociaż muszę przyznać, że gdybyś nie uwolnił mnie z aresztu mogłabym wpaść na to trochę później. Chcę żebyś wiedział, że dla mnie to jest w porządku. Zostałam Shinigami po to, żeby chronić Shuri i po prostu wykonałam swoje zadanie. Proszę, nie czuj się winny z tego powodu, bo wszystko jest tak jak powinno być.

Pogładziłam go czule po twarzy i powędrowałam dłonią w dół zatrzymując się na opatrunku na klatce piersiowej.

– Ja również mam powód do poczucia winy, bo niewiele brakowało, a bym ciebie straciła przez moją nieuwagę. – Przejechałam palcem po krawędzi bandaża, wracając myślami do tej chwili, kiedy zorientowałam się, że został ranny, przeżywając ten horror po raz kolejny. –  Dlaczego to zrobiłeś?

Dotknął mojej twarzy i przejechał kciukiem pod dolną wargą.

– Bo nie mogłem cię stracić.

– A czy ja mogłam stracić ciebie? Naprawdę ruszyłeś mi na ratunek nie zastanawiając się jakie to może mieć dla ciebie konsekwencje?

Zabrzmiałam dużo ostrzej, niż zamierzałam, ale trudno było mi trzymać emocje na wodzy, kiedy to wszystko było takie świeże.

– Wiem, że głupio zrobiłem, ale kiedy w niebezpieczeństwie jest ktoś, kogo kochasz to nie ma czasu się zastanawiać nad sensem swoich działań. Wtedy po prostu chciałem cię ratować.

Zamrugałam, kiedy dotarł do mnie sens tych słów.

– Czy ty właśnie powiedziałeś, że mnie kochasz?

Shuuhei wzruszył ramionami.

– Na to wygląda.

– To chyba pierwszy raz, kiedy mi to powiedziałeś, wiesz?

– A czy kiedykolwiek czułaś, że było inaczej?

– Właściwie to nie.

– No właśnie.

Pocałował mnie delikatnie.

– Też cię kocham.

– Wiem.

I znów leżeliśmy tak po prostu patrząc się sobie w oczy, zapominając o całym świecie, o czwartej dywizji i o tym, że nie powinno mnie tu teraz być.

Nadszedł wreszcie czas, żeby przestać rozpamiętywać co już za nami i ruszyć naprzód bez obaw o życie najbliższych. Czekały nas kolejne wyzwania, jako Shinigami nie mogliśmy liczyć na spokojną przyszłość, ale póki co należało skupić się na teraźniejszości, a czułam, że już wszystko będzie dobrze. Z resztą, leżąc w objęciach ukochanego nie mogłam czuć niczego innego.

*

Lucas czuł się jakby przestał dźwigać na swoich barkach jakiś wyjątkowo ciężki bagaż, kiedy wreszcie wszyscy kapitanowie Gotei 13 dowiedzieli się kim tak naprawdę był Hidaka Kyohei. Nie dało się już dłużej utrzymywać tego w tajemnicy po wydarzeniach na terenie dwunastej dywizji i jedyne co czuł to ulga, że nie musiał już udawać kogoś kim nie był. Nawet jeśli los jego i Linell stanął pod znakiem zapytania.

Stracił już rachubę, w ilu uczestniczył przesłuchaniach od tamtej pory. Kapitanowie wypytywali go o różne szczegóły z jego życia z ostatnich miesięcy dość skrupulatnie, dlatego miał nadzieję, że odpowiadając na wszystko nie wpakuje w kłopoty Makoto, Shuri, Hitsugayi czy nawet Hisagiego. Pytano go również o Aizena i jego zamiary, ale tutaj wiedza Lucasa była raczej uboga i z pewnością nieaktualna. Nawet jeśli chętnie zemściłby się na zdradzieckim Shinigami i ze szczegółami opowiedział jak wyglądały jego plany, to nie mógł, bo nie wiedział kompletnie nic. Być może Linell miała okazać się tutaj nieco bardziej pomocna, ale trudno było mu to ocenić.

Lucas opadł wykończony na kanapę w gabinecie dowódcy dziesiątej dywizji, a tuż obok usiadła Linell, zdecydowanie bardziej spięta obecnością tutaj. Nie mógł się temu dziwić, bo dokładnie znał to uczucie wyobcowania i niedopasowania pośród tych wszystkich Strażników Śmierci. Potrzebował wiele czasu, żeby się dostosować i oswoić z warunkami panującymi w Seireitei i wiedział, że Linell również tego potrzebowała. Ekscytował się na myśl, że teraz on będzie mógł pomóc jej odkryć to co tak bardzo ekscytowało go tutaj, a nie było tego w Hueco Mundo. Wschody i zachody słońca, nocne niebo upstrzone milionami gwiazd i przede wszystkim ten brak poczucia, że osoba, która właśnie z tobą rozmawia najchętniej zadałaby ci cios mieczem między łopatki. Lucas miał ogromną nadzieję, że będzie mu dane zostać tu razem z siostrą i jej to wszystko pokazać.

Wreszcie w drzwiach pojawił się chłopiec w kapitańskim haori, wyglądający na równie zmęczonego co Weiss, a za nim weszła Rangiku i podążająca za nimi Shuri. Hitsugaya oparł się o swoje biurko, przeczesując leniwym gestem swoją gęstą czuprynę i popatrzył na rodzeństwo, a jego twarz nie zdradzała zbyt wielu emocji.

– Nie wiem, jak tego dokonałem, ale udało mi się wreszcie dogadać z tymi starymi prykami – westchnął. – Robiłem co mogłem, ale koniec końców nie możesz dłużej zostać w dziewiątej dywizji, co oznacza również, że oboje musicie opuścić Seireitei.

Lucas zmarszczył brwi, zerkając jeszcze na Rangiku i Shuri, których tajemnicze uśmiechy nie do końca korespondowały ze słowami młodego kapitana.

– To znaczy, że wracamy do Hueco Mundo? – odezwała się zaniepokojona Linell.

Powrót do świata Hollow po tym jak Lucas wszczął bunt przeciwko Aizenowi, a Linell odłączyła się od grupy Arrancarów najeżdżających na Soul Society równała się z samobójstwem.

– Powiedziałem tylko, że nie możecie zostać w Seireitei, a nie w Soul Society. Przemówiłem tym zgredom do rozumu, choć to nie było wcale takie łatwe i wynegocjowałem dla was, że możecie się zatrzymać w Rukongai, gdzieś w pierwszym okręgu, żeby ci paranoicy wciąż mogli mieć na was oko.

Lucas poderwał się z miejsca i natychmiast ukłonił się nisko.

– Przyjmij nasze najgłębsze wyrazy wdzięczności, kapitanie.

– W porządku. – Hitsugaya machnął ręką, nieco speszony. – Po prostu spłacam swój dług, chociaż tyle mogę zrobić dla kogoś, kto uratował mi życie. Wiem, że powrót tam, skąd pochodzicie mógłby źle się dla was skończyć, a udowodniliście, że możemy mieć w was sojuszników. Poza tym jest ktoś, kto nie odpuściłby mi, dopóki nie zagwarantowałbym, że zostajecie.

Spojrzał znacząco na Shuri, która odwróciła wzrok udając, że nie wiedziała co kapitan miał na myśli.

– To naprawdę wiele dla nas znaczy.

Lucas wyprostował się i chwycił dłoń Linell. W jej oczach nadal tliła się niepewność, ale Lucas już wiedział, że nic lepszego w danej chwili nie mogło ich spotkać.

Niespodziewanie podbiegła do niego Shuri i objęła go w pasie.

– Tak cię cieszę, że zostajesz. To byłoby tak strasznie nie fair, gdyby się okazało, że wreszcie jestem normalna, a ty musisz odejść. Tyle mam ci jeszcze do pokazania.

Lucas rozumiał co miała na myśli Makoto nazywając Shuri swoim promykiem słońca. Ta dziewczynka wręcz promieniała, rozsyłając wokół pozytywną energię i dobry humor. Od kiedy Kawasumi przekazała jej swoje moce wydawało mu się, że to przybrało na intensywności. Albo już po prostu zapomniał jak radosna potrafiła być Shuri.

– Będzie super! Wciąż będziemy mogli się odwiedzać.

Trudno było ocenić, czy będzie super. Dla Lucasa było pewne, że mając u swego boku Linell na pewno będzie dobrze.

Komentarze

  1. Nie tylko dla Ciebie październik jest słaby, bo ja to się kompletnie posypałam. Zresztą widać, skoro od miesiąca nie było żadnego rozdziału nigdzie. Dramat, a jakoś nie widzę, żebym miała się za szybko pozbierać z tego. No nieważne.
    Przedostatni rozdział... Z jednej strony smutno, cieszyłam się na powrót do Kwiatka, a już musimy się na nowo rozstać, ale po zniknięciu Białej Damy trudno spodziewać się innej informacji. Cieszę się za to, że udało się doprowadzić to do końca, mam nadzieję takiego, którego oczekiwałaś. Wszystko też dzieje się dobrze, Shuri jest wolna, Lukas i Linell mogą zostać w świecie dusz, a Makoto z Shuuheiem wszystko sobie w końcu wyjaśnili. Podoba mi się szczególnie ta scena, kiedy po prostu leżą i spoglądają na siebie z wiedzą, że jest już po wszystkim. Daleko mi może do zachwytów romantycznych w życiu, ale ta scena jest mega urocza i chwyciła mnie za serce. I nawet nie burzy tu niczego myśl, że mają jeszcze wojnę z Aizenem do wygrania, bo chwilowo nie ma to aż takiego znaczenia.
    Pozostało mi czekać na ostatni rozdział. Trzymaj się zdrowo i ciepło.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nadrobiłam całość i domagam się ostatniego rozdziału. Jakaś specjalna zachęta do tego jest potrzebna? Bo to się da zrobić^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Praca nad rozdziałem trwa, obiecuję. Niestety brakuje mi czasu żeby nad tym porządnie usiąść i dokonczyć :(

      Usuń

Prześlij komentarz