013. Spekulacje

Linell przeszła wolnym krokiem do okrągłego okna, przez które mogła obserwować bezkresną pustynię. Nie lubiła tego monotonnego widoku, jednak nie potrafiła pozbyć się nawyku wpatrywania się w biały piasek, kiedy chciała coś przemyśleć. Wiedziała, że go tam nie było. Tchórz uciekł do Świata Żywych, albo co gorsza do Społeczności Dusz. Gdyby tylko mogła go odnaleźć, dałaby mu nauczkę. Pogardzała nim bardziej, niż kimkolwiek innym. Nikt, kogo znała, nie okazał się nigdy takimi śmieciem. Nikt nie sprzeciwił się Aizenowi-sama.
Ale nie to było najgorsze, bo potraktował ją jak powietrze, udowadniając, że nic dla niego nie znaczyła .Okłamywał ją od samego początku. Nie pisnął ani słowa o tym, że planował się zbuntować.
Zapewne bał się, że go powstrzymam, albo sama poinformuję o wszystkim Aizena-sama, pomyślała. Poczuła gorzką satysfakcję na myśl, że jej brat czuł do niej pewien respekt, a nawet bał się tego, co mogłaby uczynić, gdyby tylko o wszystkim wiedziała. Pożałowała jednocześnie, że nie zainteresowała się tym wcześniej, kiedy widziała, jak znikał bez słowa na całe godziny, zapewne żeby knuć spisek przeciwko ich władcy.
Usłyszała kroki za sobą, jednak się nie odwróciła. Zachowała czujność na wypadek, gdyby ktoś miał ją zaatakować. Walka o przetrwanie toczyła się nie tylko na pustyni, ale także tutaj, w Las Noches. Przybysz podszedł bliżej. Najwyraźniej nie zamierzał jej skrzywdzić, więc rozluźniła się
-     Znowu o nim myślisz, Linell – stwierdził Arrancar, odgarniając kosmyk jej niezwykle jasnych włosów za plecy.
Od razu rozpoznała ten głos. Spojrzała na przybysza przelotnie. Na jego śniadej twarzy malowało się zainteresowanie, a jego czarne oczy wpatrywały się w nią intensywnie. Zbliżył się do niej do tego stopnia, że mogła poczuć jego oddech na swojej skórze.
-     Jest w Społeczności Dusz.
Po tych słowach odsunęła się, a jej wzrok na dłużej ulokował się w brązowowłosym Arrancarze. Wyglądało na to, że mówił prawdę. Poczuła napływ sprzecznych emocji. Ucieszyła się na tę wiadomość, a jednocześnie zdenerwowała jeszcze bardziej. Szczątkowe ilości szacunku do Lucasa wyparowały.
*
Szczerze powiedziawszy miałam nadzieję, że Shuuhei jeszcze dziś przyjdzie, bo czułam, że jeśli tak się nie stanie, to do jutra zdążę zmienić zdanie i nic mu o Shuri nie powiem. Zajrzałam przez rozchylone drzwi do pokoju małej. Już od dobrych dwóch godzin spała spokojnie. Naprawdę, gdyby nie Lucas, to wydawałoby mi się, że wydarzenie z zeszłej nocy było zwykłym urojeniem, albo jakąś senną marą. Jednak on był światkiem, który w dodatku uratował mnie przed nią, jakkolwiek dziwnie to nie brzmiało.
Zasunęłam po cichu drzwi i usiadłam przy stole na jednej z czterech rozłożonych poduszek. Chwilę później przyłączył się do mnie Weiss. Zdążyłam już dawno poinformować go o tym, że udało mi się wyjaśnić wszystko Hisagiemu, co było równoznaczne z tym, że jeden z największych kłopotów miałam z głowy. Nie zrobiło to na nim zbyt wielkiego wrażenia, tak samo jak większość rzeczy, które miałam mu kiedykolwiek do przekazania.
-     Jesteś pewna, że przyjdzie? – zapytał w pewnym momencie Arrancar.
Wzruszyłam ramionami. Byłam już trochę zmęczona i chętnie położyłabym się spać, jednak mimo wszystko, chciałam na niego zaczekać.
-     Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia – przyznałam.
Jedna brew Weissa powędrowała ku górze.
-     A jutro będziesz jęczeć, że nie chce ci się z samego rana na patrol wstawać – zadrwił.
-     Jutro, a właściwie już dzisiaj, jest piątek, więc to nie ja mam patrol – odpowiedziałam z takim samym drwiącym uśmiechem.
-     Faktycznie, jutro piątek – stwierdził, a chwilę później jego twarz stężała w wyrazie głębokiego zastanowienia. – Piątek, piątek... Co ty właściwie robisz w piątki?
Znów się uśmiechnęłam, ale tym razem z rozbawienia.
W pewnym momencie rozległo się pukanie do drzwi. Z satysfakcją stwierdziłam, że to Hisagi postanowił przyjść tu dziś i wysłuchać, co miałam mu do powiedzenia. Wszedł do środka, jak gdyby nigdy nic, ale zanim doszedł do stolika i usiadł na którejkolwiek z poduszek, zatrzymał się i zmierzył Lucasa wrogim spojrzeniem, które zostało odwzajemnione przez Arrancara. Nie skomentowałam tego w żaden sposób. Wiedziałam, że Shuuhei będzie potrzebował trochę czasu by zaakceptować Lucasa, jako sprzymierzeńca. Weiss najwyraźniej nie miał zamiaru tego procesu przyspieszać.
-     Dzięki, że przyszedłeś.
Postanowiłam przerwać tę nieznośną ciszę panującą, odkąd Hisagi przekroczył próg mojego mieszkania. Usiadł obok mnie. Wyglądało na to, że obrał taktykę totalnego ignorowania Weissa, bo nie zaszczycił go później nawet przelotnym spojrzeniem.
-     Przepraszam, że ściągam cię o tak później porze, ale mam ci coś ważnego do powiedzenia.
-     Zdążyłem się domyślić. W przeciwnym razie raczej nie ściągałabyś mnie do siebie o tej porze – stwierdził.
-     Chodzi o Shuri.
Widząc jego wyczekujące spojrzenie opowiedziałam mu o wydarzeniu, które nie pozwalało mi o sobie zapomnieć. Nie uwierzył mi od razu i było to dla mnie zrozumiałe. Gdyby ktoś mi opowiedział tą samą historię, również bym nie uwierzyła. Wciąż było to dla mnie zbyt surrealistyczne, więc gdyby nie Weiss, to ani ja, ani Shuuhei nie bylibyśmy do końca przekonani o tym, że tamta noc wcale mi się nie przyśniła.
Pierwszą i najtrudniejszą część miałam za sobą. Pozostała jedynie kwestia tego, co mieliśmy teraz zrobić. Shuuhei był za tym, aby zgłosić się z naszym „problemem” do dwunastej dywizji, a ja w ogóle nie chciałam nic słuchać na ten temat. Według niego była to jedyna dywizja, w której moglibyśmy szukać pomocy, bo to co się działo z Shuri, nie mogło wynikać z jej stanu zdrowia. Ciarki mnie przechodziły na samą myśl o tym, że miałaby stać się obiektem doświadczalnym kapitana Kurotsuchiego. Robiłam wszystko, co tylko mogłam, by odwieść go od tego pomysłu. Niestety bezskutecznie. Uparł się, że to najlepsze wyjście z tej sytuacji.
-     Pamiętasz waszą wyprawę do Rukongai, po której zabrałeś ją do czwartej dywizji? – zapytałam, przekonana, że udało mi się znaleźć argument, który świadczyłby o tym, że to czwarta, a nie dwunasta dywizja, byłaby w stanie nam pomóc. – Pewnie tam się czegoś nabawiła!
-     Ależ oczywiście – zironizował. – To taka choroba, przez którą kolor oczu się zmienia i chcesz zabić każdego, kto ci się nawinie.
Popatrzył na mnie z politowaniem, a ja już nic na ten temat nie powiedziałam. Rzeczywiście brzmiało to co najmniej idiotycznie. Nie pozostało mi nic innego, jak zgodzić się na propozycję Hisagiego.
-     W porządku – westchnęłam. – Zgłoszę się do dwunastej dywizji, ale tylko jeśli to jej dziwne zachowanie jeszcze się powtórzy.
Hisagi nie wyglądał na zadowolonego. Nie mogłam mu obiecać, że pobiegnę do Kurotsuchiego z samego rana. Wciąż miałam nadzieje, że to dziwne zachowanie Shuri było tylko jednorazowym wybrykiem.

Postanowiłam zrobić wszystko, by Shuri nie padła ofiarą szalonych badań kapitana dwunastego oddziału. Na samym początku nie bardzo wiedziałam od czego miałam zacząć moją „misję ratunkową” i włóczyłam się po Seireitei nie mając pojęcia za co się zabrać. W końcu, po dwóch dniach bezowocnych rozmyślań, przypomniałam sobie o ilustracji, którą widziałam w książce tamtej czarnowłosej Shinigami, którą mijałam jakiś czas temu. Nie byłam przekonana, że rycina mogła mieć coś wspólnego z dolegliwością Shuri, ale nie zaszkodziło się upewnić. Powinnam wykluczyć jak najwięcej błędnych możliwości, być może dzięki temu mogłabym trafić na jakieś wskazówki i szybciej znaleźć odpowiedź na nurtujące mnie pytanie.
Sterta książek z hukiem wylądowała na blacie jednego ze stołów w Wielkiej Bibliotece Shinigami. Postarałam się nagromadzić jak najwięcej tytułów, które mogły okazać się pomocne i miałam nadzieję, że jeden z opasłych tomów był tym, który czytała wtedy tamta czarnowłosa Shinigami. Zaczęłam wertować pierwszą z książek, kiedy usłyszałam, jak krzesło tuż obok mnie odsunęło się.
-     Weiss mówił, że tu jesteś. – Usłyszałam głos Shuuheia.
Podniosłam głowę, żeby na niego popatrzeć. Chwycił książkę, która górowała na szczycie zebranych przeze mnie grubych tomiszczy i przyjrzał się okładce, marszcząc brwi.
-     Szukam czegoś, co mogłoby być pomocne w dojściu do tego, co się dzieje z Shuri – mruknęłam, przewracając stronę.
-     I do tego potrzebujesz „Encyklopedii starożytnych chorób”? – zadrwił.
-     Nie pomagasz mi… – mruknęłam, przerzucając stronę za stroną.
Również wątpiłam w to, że ta „Encyklopedia” była tym, czego szukałam, jednak nie miałam zamiaru wypowiedzieć tego na głos, by go usatysfakcjonować. Oparłam łokcie na stole i schowałam twarz w dłoniach. Nie miałam nawet pewności, czy w ogóle znajdę tę ilustrację w nagromadzonych tutaj książkach. Możliwe, że to całe szukanie było kompletnie bezcelowe i nie dowiem się co takiego działo się z Shuri. Chyba, że odnajdę tamtą Shinigami i zapytam o tytuł książki, którą czytała tamtego dnia. W pewnym sensie wydawało się to najprostszym rozwiązaniem problemu. Tylko nie miałam pojęcia, gdzie jej szukać.
Spojrzałam kątem oka na Shuuheia, przeglądającego spokojnie „Encyklopedię starożytnych chorób”, a w mojej głowie zakiełkowała pewna myśl.
-     Shuuhei, muszę ci coś powiedzieć.

Komentarze

  1. Rozdział dość krótki, ale co raz bardziej lubię Weissa. Mam nadzieje, że nie zginie tak szybko, a najlepiej wcale. Co zaś tyczy się Linell czuję w kościach, że nabierze jeszcze kiedyś tam szacunku do swojego braciszka, bo skoro spiskował kiedyś, to i znów pewnie zachce. Oby nie teraz, ale później, ha!, niech ją zaskoczy XD
    12 dywizja? Nie spodziewałam się, że z ust Shuuheia padną takie rady, ale co oczywiście bardzo mi się podobała. Sądziłam, że raczej będzie nakłaniał Makoto, aby poczekała i po obserwowała siostrę.
    Kim był nowy Arrancar? ^^

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz