016.Atak
W ostatniej chwili
odepchnęłam vice kapitan Matsumoto. Odwróciłam się i spostrzegłam, że
drzwi gabinetu zostały przebite przez Zanpakutou. Nie uwierzyłam w to, co
do mnie doszło po kilku sekundach. Czułam już kiedyś reiatsu, które wydobywało się
z tamtego pomieszczenia. Taka sama energia duchowa emanowała od Shuri,
kiedy nie panowała nad sobą. Ostrze cofnęło się, a ja gwałtownym ruchem
otworzyłam drzwi i zamarłam. Spojrzałam prosto w czerwone oczy o wąskich,
kocich źrenicach. Plamy krwi widniały na twarzy, ubraniu i Zabójcy Dusz
Shuri.
To nie
dzieje się naprawdę! Nie może!
Wydawało mi się, że minęły lata, zanim
usłyszałam krzyk Rangiku. Chwilę później moje spojrzenie powidło w dół. Ścieżka
krwawych plam na podłodze prowadziła do nieruchomego ciała białowłosego
chłopca. Jakieś dziwne zimno rozlało się po całym moim ciele, niczym jadowita
trucizna, kiedy uświadomiłam sobie, co się tutaj stało. To nie mogła być
prawda. Ona tego nie zrobiła!
-
Kapitanie!
– Matsumoto rzuciła się ku chłopcu.
-
Rangiku-san,
stój! – krzyknęłam, ale mnie nie posłuchała.
Podbiegła do dowódcy i obróciła go na
plecy. W mgnieniu oka znalazła się nad nią Shuri z uniesionym Zanpakutou. Serce
podskoczyło mi do gardła.
-
NIE!!!
– Zacisnęłam powieki w momencie, w którym zaatakowała.
Strach mnie paraliżował i jedyne na co
było mnie stać w tamtym momencie to krzyk. Nie mogłam na to patrzeć. Nie
potrafiłam zareagować w żaden inny sposób. Nie byłam w stanie jej
powstrzymać. Shuri chciała zabić Rangiku i Toushirou, a ja mogłam jedynie krzyczeć
i zaciskać powieki!
-
Puszczaj!
Otworzyłam oczy. Dosłownie dwa centymetry
nad głową Rangiku ostrze zatrzymało się, ale nie z woli dziewczynki. To Lucas
je zatrzymał. Ściskał ostrze gołą dłonią, raniąc ją. Stróżki krwi spływały po
jego nadgarstku i przedramieniu, po czym kapały na podłogę.
-
Nie
słyszałeś, co do ciebie powiedziałam, Arrancarze?! PUSZCZAJ! – wrzasnęła.
To nie była Shuri. To nie mogła być ona.
Jej głos przepełniony był taką furią, jak nigdy. Twarz wykrzywiał przeraźliwy
grymas wściekłości, a oczy płonęły rządzą mordu. To nie mogła być moja siostra.
Wydawało mi się, że to tylko film.
Horror, który oglądałam i nie brałam aktywnego udziału w wydarzeniach. To było
dla mnie zbyt surrealistyczne by mogło się dziać w rzeczywistości. Dopiero głos
Lucasa uświadomił mi, że nie byłam zwykłym obserwatorem.
-
Makoto,
nie stój tak!
Wzdrygnęłam się. Musiałam ją jakoś
unieruchomić. Wyciągnęłam przed siebie rozdygotane ręce i zaczęłam recytować
pierwszą inkantację, która mi przyszła do głowy.
-
Bakudou no yon - Hainawa!
Złota lina pomknęła w kierunku
dziewczynki i błyskawicznie oplotła jej ciało, unieruchamiając ją. Lucas,
korzystając z okazji, przeniósł Rangiku i kapitana z dala od Shuri,
używając migoczącego kroku.
Zaklęcie nie należało do najsilniejszych,
więc nie zatrzymało jej na długo. Uwolniwszy się, uniosła miecz gotowa
zaatakować i niespodziewanie zamarła. Obserwowałam ją w napięciu. Dziewczynka
złapała się za głowę, wytrzeszczając szeroko oczy, a z jej ust wydarł się
przerażający okrzyk. Upadła na kolana i oparła się łokciami o podłogę, wciąż
krzycząc. Zrobiłam krok do przodu, chcąc do niej podejść.
-
Stój!
Zatrzymałam się na dźwięk ostrego tonu
Lucasa. Rzuciłam mu krótkie spojrzenie, po czym na powrót wlepiłam wzrok w
Shuri, która nagle zamilkła. Wyprostowała się, oddychając ciężko i omiotła
spojrzeniem całe pomieszczenie. Jej oczy znów były szare jak dotychczas, a
okrągłe źrenice zwężyły się za strachu, kiedy dostrzegła Hitsugayę.
-
Toshirou!
– krzyknęła, po czym zwróciła się do nas. – Co się stało?! Kto to zrobił?!
Zorientowała się, że trzymała zakrwawiony
miecz i wtedy musiało do niej dotrzeć. Krzyk przerażenia ponownie opuścił jej
usta, a Zanpakutou opadł z brzdękiem na posadzkę.
Popatrzyłam na Rangiku, która wyglądała
na niemniej wstrząśniętą ode mnie. Cała ta sytuacja musiała być dla niej czymś
niezrozumiałym i chętnie wyjaśniłabym jej o co w tym wszystkim chodziło, ale
sama wiedziałam niewiele więcej. W tej chwili niczego nie pragnęłam tak
bardzo jak zapewnienia jej, że to nie była wina Shuri, niestety to co tu
widziała dobitnie temu przeczyło.
Zamieszanie, panujące w gabinecie
kapitana, zwabiło innych Shinigami z dziesiątej dywizji. Wszyscy stanęli
jak wryci widząc rannego kapitana. Lucas cały czas osłaniał Rangiku i chłopca,
a zdziwiona Shuri stała na środku pomieszczenia, tuż obok zakrwawionego
Zabójcy Dusz. Zdziwione głosy zadawały pytania i wymieniały krótkie
wypowiedzi. Pierwszą osobą, która ocknęła się z tego dziwnego stanu była
Rangiku.
-
A-aresztować
ją! – rozkazała Matsumoto drżącym głosem, wskazując Shuri. – I wezwijcie
szybko czwarty oddział!
Chciałam zaprotestować, ale
zrezygnowałam, kiedy napotkałam spojrzenie blondynki. Znów poczułam się jak obserwator, którego nie dotyczyło to, co się
działo. Nic już ode mnie nie zależało. Mogłam tylko patrzeć, jak jakiś Strażnik
Śmierci wyprowadził zapłakaną Shuri z pomieszczenia. Chciałam iść za nimi,
ale czułam się, jakby nogi przyrosły mi do podłoża. Obok mnie przebiegła
Shinigami, która najwyraźniej miała wezwać czwarty oddział.
Odwróciłam się
powoli. Gabinet wciąż był pełen krzątających się ludzi. Ktoś udzielał pierwszej
pomocy kapitanowi Hitsugayi, przy którym klęczała Rangiku. Tuż za vice kapitan
stał Lucas, ściskający kawałek materiału, który zdążył przesiąknąć krwią.
Wyglądał spokojnie, jak zwykle. Zupełnie, jakby nie obawiał się o swój los.
Grupa medyków
wyminęła mnie nagle. Od razu zajęli się rannym kapitanem.
Co teraz będzie
z Lucasem? Nazwanie go Arrancarem na pewno nie uszło uwadze Matsumoto. Co
miałam jej powiedzieć, żeby i ona go zaakceptowała? Dlaczego to musiało
się stać akurat teraz, kiedy udało mi się wprowadzić go do świata Shinigami?
Obserwowałam
ich, stojąc w tym samym miejscu. Rangiku musiała poprosić medyków o bandaż, bo
opatrywała jego dłoń. Rozmawiali. Wydawało mi się, że powinnam uznać to za
dobry znak. Tylko co będzie, kiedy on już wszystko jej powie? Czy jego też każe
aresztować? Czy powie o nim komuś jeszcze?
Oficerowie
czwartej dywizji wynieśli kapitana Hitsugayę na noszach do szpitala, by
dostarczyć mu odpowiedniej opieki.
Zdecydowałam się porozmawiać w końcu
z Rangiku. Wciąż nie miałam pojęcia jak miałam zacząć, żeby ułożyć
sensowne wyjaśnienia. Podeszłam do nich, niepewnie stawiając każdy krok. Rangiku
spojrzała na mnie. Nie potrafiłam wyczytać z jej twarzy żadnych emocji, co było
dość dziwne.
-
Rangiku-san,
ja... – zaczęłam, ale przerwała mi gestem.
-
Już
wszystko wiem – oznajmiła sucho. –Lucas już mi o wszystkim opowiedział.
Przez chwilę stałam oniemiała, patrząc to
na Matsumoto, to na Weissa. Nie wiedziałam czy to oznaczało, że nie miała
zamiaru traktować Weissa, jak wroga, którego trzeba jak najszybciej się pozbyć.
-
Jeśli
chodzi o Shuri, to nie mam pojęcia jak
ci to wszystko wytłumaczyć. – Oparłam się o ścianę i ukryłam twarz w dłoniach.
– Z nią dzieje się coś złego, a ja nawet nie wiem co.
Opowiedziałam jej wszystko. Nie mogłam
teraz tak najzwyczajniej ukryć tego przed nią. Nie po tym, jak Shuri o mały
włos nie zabiła swojego przyjaciela.
-
Naprawdę,
przykro mi, Makoto – odezwała się blondynka, kiedy skończyłam. – Niestety nie
mogę tak tego zostawić. O całej sprawie musi dowiedzieć się generał.
-
P-przecież
za zaatakowanie kapitana mogą ją nawet... skazać na śmierć – powiedziałam
przerażona. Wypowiedzenie ostatnich słów przyszło mi z niemałym trudem.
Nie wyobrażałam sobie, że kiedykolwiek mojej siostrze mogło grozić coś takiego.
-
Uwierz
mi, gdyby nie było takiej konieczności, to nigdy nikomu nie doniosłabym o tym.
Wiem, jak ważna jest dla ciebie twoja przyrodnia siostra, ale w tej
sytuacji nie mogę milczeć.
Oczywiście, że nie mogła milczeć. W końcu
to jej kapitan został zaatakowany.
-
Rozumiem
– przyznałam. – Ale, czy w zamian za to, mogłabym prosić cię o milczenie
w sprawie Lucasa? Skoro o wszystkim ci opowiedział, to z pewnością
wiesz, że jest naszym sprzymierzeńcem.
Matsumoto popatrzyła przez chwilę na
Arrancara, który wpatrywał się w nią nieco niepewnie i, ku mojemu zdziwieniu,
uśmiechnęła się lekko.
-
Nie
dopuścił do tego, bym stała się kolejną ofiarą dziwnego zachowania Shuri, więc
jak mogłabym na niego donieść?
*
Przenigdy nie spodziewałam się, że będę
musiała odwiedzić Shuri w areszcie. Nie pasowała do tego miejsca. Przecież
wciąż była tylko dzieckiem. Dzieci nie lądują w więzieniu. Bo dzieci nie
usiłują zabijać swoich przyjaciół. Była tutaj jedynym więźniem. Siedziała
skulona na więziennej pryczy, obejmując kolana ramionami. Na policzkach miała
wciąż mokre ślady od łez. Strażnicy,
którzy jej pilnowali, wyglądali na nieco zdezorientowanych. Zapewne nie mieli
pojęcia, jak to dziecko mogło kogoś skrzywdzić. Podeszłam do krat, a Shuri
natychmiast podbiegła do mnie i drobnymi rączkami ścisnęła pręty. Otarłam
łzy z jej twarzy, żałując, że nie mogłam jej przytulić, a widziałam,
jak bardzo tego potrzebowała.
-
To
ja zaatakowałam Toshirou, prawda? – zapytała, powodując, że kolejna fala łez
zalała jej policzki.
Zacisnęłam wargi i pokiwałam
twierdząco głową. Po tym zwykłym geście, dziewczynka rozpłakała się na dobre.
Nie mogłam na to patrzeć.
-
To-Toshirou
nic nie b-będzie, pra-wda?
-
Wyjdzie
z tego – zapewniłam ją i było to zgodne z prawd, bo to samo powiedzieli
medycy, zanim opuścili dziesiątą dywizję.
Bolało mnie to, że nie mogłam pocieszyć
jej w żaden inny sposób. Ona i kapitan Hitsugaya byli przyjaciółmi już od
dawna, więc wyobrażałam sobie jak bardzo musiała się o niego martwić.
Nawet jeśli była świadoma tego, co ją czekało za zaatakowanie kapitana.
-
Ja...
ja nie... nie wiem, jak to się stało – zaczęła, tłumiąc kolejny wybuch szlochu.
– Poszłam do jego gabinetu, a potem... potem zobaczyłam Rangiku-san
i Lucasa, a on... On...
Znowu się rozpłakała. Mi samej łzy
zebrały się w oczach na ten widok.
-
Nie mam pojęcia, co się z tobą dzieje –
przyznałam, gładząc jej jasne włosy. – Ale się dowiem. Nie pozwolę na to, by
stało ci się coś złego. Obiecuję.
Łał! Jestem naprawdę zaskoczona tym rozdziałem. Nie spodziewałam się, że Matsumoto będzie kolejną osobą, która dowie się o prawdziwej tożsamości Luke, ba, bardziej moim kandydatem byłby porywczy Hitsugaya, aczkolwiek uważam, że on nie dałby się przekupić "cukierkami" i być może nawet skończyłoby się to donosem.
OdpowiedzUsuńRobi się niebezpiecznie. Czyżby pojawienie się Weissa w życiu sióstr powodowała te poważne emocjonalne wahania u Shuri? Jestem bardzo ciekawa, co wydarzy się dalej...