021. Wątpliwości
Miałam ochotę krzyczeć i płakać z
bezsilności. Czułam się, jakbym powoli traciła Shuri, za każdym razem, kiedy
jej oczy zmieniały swoją barwę. Nie mogłam nic zrobić, by jej pomóc i przez
to byłam na siebie wściekła. Jak tylko wróciłam do domu, dorwałam się do
książki Morimi Shion, żeby po raz kolejny przeczytać rozdział o Piekielnym
Kwiecie. Jak na złość, nie było mowy o tym, jak pozbyć się tego potwora,
nie krzywdząc jednocześnie Shuri. Z trudem powstrzymałam się przed
rzuceniem książką o ścianę i odłożyłam ją na półkę. Jeszcze nigdy nie
czułam się aż tak bezradna. Wydawało mi się, że utknęłam w sytuacji bez
wyjścia i jedyne co mogłam zrobić to czekać na rozwój wypadków. Nie
potrafiłam się pogodzić z tą biernością. To tak, jakbym sama wydała na nią
wyrok śmierci.
Drzwi do mojego mieszkania rozsunęły się
niespodziewanie.
- Puka się! – warknęłam, odwracając się
gwałtownie w stronę drzwi.
- Hej, ja tu w pokojowych zamiarach
przybywam.
Shuuhei uniósł dłonie w obronnym
geście. Westchnęłam ciężko, stwierdzając, że chodzenie w kółko po pokoju
nie rozwiąże moich problemów i usiadłam na poduszce przy stoliku.
- Co się dzieje? – zapytał, przyglądając mi
się uważnie. – Chyba nie z powodu Shuri jesteś taka wściekła, co?
Zajął miejsce naprzeciwko mnie.
Wbrew pozorom, jego obecność nie była mi
obojętna. Najchętniej wypłakałabym mu się w ramię, ale nie mogłam tego zrobić.
Przyznałabym się wtedy przed sobą i przed nim, do mojej słabości,
jednocześnie dając do zrozumienia, że się poddałam. Pod żadnym pozorem nie
mogłam tego zrobić. Jeszcze nie wszystko stracone.
- Niestety, właśnie o nią chodzi – oznajmiłam.
Hisagi wyglądał na zdezorientowanego.
- Rangiku-san mówiła mi, że skończyło się to
bezboleśnie. Skonfiskowanie Zanpakutou to nic poważnego. Prędzej, czy później
ją... – przerwał, a na jego twarzy widniało niedowierzanie. – Tylko nie
mów, że znów coś zrobiła.
- Chciała zaatakować kapitana Hitsugayę –
powiedziałam. Spojrzałam na niego przelotnie po czym wbiłam tępe spojrzenie
w blat stołu. – Na szczęście nie zrobiła mu krzywdy. Obezwładnili ją
w porę. – Oparłam łokcie na stole i ukryłam twarz w dłoniach. –
Mogę tylko patrzeć, jak zamienia się w tego potwora.
Nigdy bym nie pomyślała, że kiedykolwiek
będę bać się, że ta dziewczynka może kogokolwiek skrzywdzić. Znowu powróciło to
specyficzne uczucie strachu, które towarzyszyło mi, kiedy dowiedziałam się
o istnieniu Białej Damy. Po raz kolejny pomyślałam o Shuri, jak o obcej
osobie. Byłam pewna, że gdybym wypowiedziała moje myśli na głos, zostałabym
skarcona przez Shuuheia. Może gdyby tak się stało poczułabym się lepiej? Nie
mogłam przecież oskarżać mojej przybranej siostry o tak straszne kłamstwo.
- Wiesz co, Shuuhei? – wyszeptałam i nie
czekając na jakikolwiek odzew z jego strony, kontynuowałam. – Boję się, że
od początku wiedziała kim jest, tylko zataiła to przed wszystkimi. Wiem, że to
dziwne, bo musiałaby być niezłą aktorką, skoro w jednej sekundzie chce
rozszarpać kogoś na strzępy, a w kolejnej zalewa się łzami. Ale nie
potrafię pozbyć się wrażenia, że nas okłamuje.
Odpowiedziała mi głucha cisza. Czekałam, aż
stwierdzi, że oszalałam i zapyta skąd nasunął mi się tak idiotyczny
wniosek, jednak nic takiego nie nastąpiło. Jego milczenie przepełniało mnie
najgorszym obawami, a odpowiedź, którą mnie w końcu uraczył, zmroziła
każdą komórkę mojego ciała.
- Też się tego obawiam.
Przygryzłam wargi, nie mogąc w to
uwierzyć. Zawsze potrafił odgonić ode mnie wszelkie głupie myśli. Dlaczego tym
razem było inaczej?
- Ale nie uważasz, że to głupie? – zapytałam,
uśmiechając się nerwowo.
Próbowałam ratować sytuację. Nie byłam pewna
co pojawiło się na mojej twarzy, ale na pewno nie był to planowany uśmiech. On
milczał, a jego zmartwione spojrzenie utwierdzało mnie w jednym
przekonaniu.
Omiotłam wzrokiem pokój, mając nadzieję, że
w jakimś kącie zamajaczy jakaś wskazówka. Tak też się stało. Opasłe
tomisko leżące na półce, przy przeciwległej ścianie przywiodło mi na myśl jedną
osobę. Poderwałam się gwałtownie z miejsca.
- Idę do Morimi – oznajmiłam.
Poczułam nagłą determinację. Wydawało mi
się, że ona będzie w stanie rozwiać te wątpliwości i powie, że Shuri
jest zupełnie niewinna, a tego potwora szybko się pozbędziemy. Nie
czekając na nic wyszłam z domu. Shuuhei dogonił mnie po chwili i bez słowa
zmierzaliśmy ku wyjściu z terenu dziewiątego oddziału.
Pomarańczowa kula chowała się powoli za horyzontem,
rzucając złotą poświatę na Społeczność Dusz. Ulice Seireitei powoli pustoszały.
Kierowaliśmy się do kwater dwunastej dywizji, chociaż nie miałam żadnej pewności,
że właśnie tam ją zastanę, a jeśli tak, to gdzie jej szukać. Poza tym, nie
chciałam natknąć się na kapitana Kurotsuchiego, który z pewnością nie
powitałby tam nas z radością. Zatrzymałam się pod drewnianymi wrotami,
wlepiając wzrok w czarną dwunastkę. Nie miałam odwagi tak po prostu ich
pchnąć i wejść na teren dwunastej dywizji. Wzięłam głęboki oddech i już
kładłam rękę na drewnianej bramie, kiedy usłyszałam głos Shuuheia.
- Zaczekaj – powiedział.
Odwróciłam się i poznałam powód, dla
którego mnie zatrzymał. Długie, czarne włosy zafalowały na wietrze, kiedy
dziewczyna wyszła zza zakrętu. Taszczyła stertę ciężkich książek, która
zakrywała jej połowę twarzy. Z pod czarnej grzywki łypały nieprzyjemnie
czekoladowe tęczówki.
- Co ty tu robisz? – zapytała oschle.
Odsunęłam się od drzwi, kiedy ona podeszła
bliżej. Nie skomentowałam jej kompletnego braku manier wobec vice kapitana.
- Chciałam porozmawiać – odparłam, starając
się, żeby mój głos brzmiał spokojnie.
Zmierzyła mnie obojętnym spojrzeniem, po
czym przeniosła wzrok na Hisagiego.
- Chodźcie.
Przez chwilę się wahałam, jednak kiedy
spostrzegłam, że Shuuhei kieruje się ku wejściu, zrobiłam to samo. Po minięciu
głównego budynku, brunetka poprowadziła nas do kwater mieszkalnych. Dźwigała
kilka opasłych tomów i widać było, że sprawiało jej to nie lada problem,
jednak kiedy Shuuhei zaproponował jej pomoc, odmówiła.
Kilka razy starałam się rozpocząć rozmowę,
żeby jak najszybciej mieć ją za sobą, niestety nie bardzo mi to wychodziło.
Ochota na to przechodziła mi za każdym razem, kiedy otwierałam usta, żeby coś
powiedzieć. Ku mojemu zdziwieniu, ciszę przerwała Morimi.
- Mamy tu dzisiaj małe zamieszanie. Wczoraj
zlokalizowano w Społeczności Dusz Arrancara – powiedziała obojętnym tonem.
Serce zabiło mi mocniej, a żołądek
skurczył się ze strachu. Jak to znaleźli Arrancara? Przecież Lucas potrafił
idealnie maskować swoją energię duchową. Poczułabym, jeśli wymknęłoby się to z
pod jego kontroli. Kusiło mnie, żeby wypytać ja o szczegóły. Bałam się
jednak tego, że mogłoby to zajść za daleko i Shion domyśliłaby się czegoś.
Nie byłam pewna czy mogłam jej zaufać do tego stopnia, żeby zdradzać kim jest
Weiss.
- Mogłabyś powiedzieć coś więcej na ten temat?
– odezwał się Shuuhei.
Dziewczyna zerknęła na niego kątem oka.
- Nie macie się o co martwić – odparła
znudzona. – To nie ten, który od miesiąca przebywa na terenie waszego oddziału.
Tego zlokalizowano na obrzeżach czwartego okręgu Rukongai.
Gdyby nie dobry refleks Shuuheia, który w ostatniej
chwili złapał mnie za rękaw kimona, leżałabym na ziemi. Wydawało mi się, że się
przesłyszałam. Kiedy spojrzałam na twarz Hisagiego, on wyglądał na niemniej
zszokowanego ode mnie. Jakim cudem ona dowiedziała się o tym, że w
dziewiątej dywizji jest Arrancar?!
- Jak...? Dlaczego...? Skąd ty...?
Nie potrafiłam się nawet porządnie wysłowić.
Zanim coś konkretnego wydobyło się z moich ust, brunetka mnie ubiegła.
- Skąd wiem? To chyba oczywiste. – Prowadziła
nas w głąb kwater mieszkalnych. Dookoła nie było żadnego Shinigami. –
Pojawienia Arrancarów w Soul Society, jak i w świecie żywych są
ciągle monitorowane. Nie ma mowy, żeby coś nam umknęło.
- To dlaczego inni dowódcy o tym nie
wiedzą? – zapytał Shuuhei, za co byłam mu szczerze wdzięczna.
- Kapitan nie był nim zainteresowany –
powiedziała, a w tonie jej głosu dało się wyczuć delikatną nutę
rozbawienia. – W Hueco Mundo zdobył tyle materiałów do badań, że
kolejny Arrancar był już niepotrzebny. Poza tym, kiedy tutaj dotarł był ledwo
żywy, więc podnoszenie alarmu nie miało większego sensu, tym bardziej, że
w pobliżu byłaś ty, Kawasumi.
- Tylko
dlatego? – zapytałam z niedowierzaniem, na co Shion skinęła głową. Byłam ciekawa,
czy dla Shuuheia było to równie niewiarygodne jak dla mnie.
Zatrzymała się nagle bez słowa i nogą
rozsunęła drzwi do jednego z mieszkań. Weszła do środka, mrucząc pod nosem
coś, co powinno nas zachęcić do pójścia w jej ślady.
- Siadajcie – powiedziała.
Omiotłam wzrokiem pomieszczenie. Stał tu
jeden stolik z rozłożonymi dookoła szarymi poduszkami. Przy oknie
znajdowała się mała szafka, na którą dziewczyna położyła przyniesione książki.
Drzwi do pozostałych pokoi były zamknięte. Panował tu pedantyczny wręcz
porządek, przez co mieszkanie sprawiało wrażenie surowego i niezamieszkanego.
Nie posiadało żadnych dowodów na to, że właścicielka jest w jakiś sposób
związana z tym miejscem.
Tym razem rozpoczęcie rozmowy nie przyszło
mi z tak wielkim trudem.
- Przyszłam tutaj, bo chciałam się dowiedzieć,
czy wiesz coś więcej na temat Piekielnego Kwiatu, niż to, co jest zapisane w tej
książce?
Shion zajęła miejsce przy stole. Obojętne
spojrzenie jej brązowych oczu spoczęło na mnie.
- To zależy, co chcesz wiedzieć – odparła.
- Załóżmy, że Shuri faktycznie jest jej
wcieleniem. Czy to możliwe, żeby wiedziała od samego początku kim jest?
Moment milczenia, który nastąpił po zadanym
przeze mnie pytaniu, zdawał się trwać całą wieczność. Niepewność paliła, jak
rozgrzane do czerwoności żelazo, a z wyrazu twarzy Shion nie dało się
wyczytać kompletnie niczego.
Pokręciła przecząco głową, co sprawiło, że
ogromne uczucie ulgi rozlało się po moim ciele.
- Gdy Piekielny Kwiat się odradza jest w stanie
stworzyć sobie ciało, nad którym nie ma na początku żadnej kontroli. –
wyjaśniła. – To ciało kształtuje sobie osobowość, która zanika dopiero wtedy,
kiedy zacznie odzyskiwać siły. Czasami trwa to kilka dni, innym razem kilka
tygodni lub miesięcy, a jak nam udowodniła mała Shuri, może to trwać przez
wiele lat. Nic mi nie wiadomo o tym, czy ten proces jest odwracalny, czy
nie.
Tak, właśnie tego teraz potrzebowałam.
Poczułam się o wiele lepiej i jednocześnie wstyd mi było na myśl o tym,
o co ją posądzałam. W końcu to była ta wesoła dziewczynka, która
odmieniła moje życie. Ktoś tak okrutny, jak Piekielny Kwiat nigdy by tego nie
dokonał, nawet jeśli miał to być doskonały kamuflaż prawdziwej osobowości.
Kątem oka dostrzegłam, że Shuuhei nie
wydawał się podzielać mojego entuzjazmu, wręcz przeciwnie. Wciąż przyglądał się
uważnie oficer dwunastej dywizji, jakby coś nie dawało mu spokoju.
Powiedziałaś, że ciało, stworzone przez
Piekielny Kwiat kształtuje osobowość, która z czasem zanika – zwrócił się
do Morimi. Ona skinęła głową. – Masz na myśli, że Shuri zniknie na dobre?
Komentarze
Prześlij komentarz