023. Rozczarowanie

Jedną wielką niewiadomą była dla mnie rzecz, o której dowiedział się Aizen. Choćbym nie wiadomo jak bardzo się starała, nie potrafiłam dociec, co mogłoby zaintrygować byłego kapitana piątej dywizji do tego stopnia, że wysłał Arrancara na samobójczą misję. Być może chłopiec chciał dać do zrozumienia, że Aizen wiedział o Lucasie i o tym, że jego aktualnym miejscem przebywania było Soul Society. Czyżby miało to oznaczać kłopoty dla Weissa w przyszłości?
Jedyną osobą, która oprócz mnie miała nieco dłuższą styczność z wrogiem, był Shuuhei. Niestety on również nie był w stanie odpowiedzieć na moje pytanie. Tak, jak podejrzewałam, został przechytrzony przez tego dzieciaka. Walczył z nim, a kiedy wróg wyczuł, że nie da sobie rady, wywabił Pustego, przed którym Hisagi nie zdołał się obronić.
Zaraz po tym jak nasza grupa wróciła do Seireitei, kapitan Ayami zatroszczyła się o to, żeby każdy otrzymał pomoc medyczną. Jak tylko uwolniłam się od sanitariuszy z czwartej dywizji, którzy dezynfekowali każde rozcięcie na moim ciele, udałam się w odwiedziny do Shuri. To było silniejsze ode mnie, musiałam się z nią zobaczyć.
Podeszłam do krat oddzielających mnie od dziewczynki. Łańcuchy ciężkich kajdan zabrzęczały, kiedy poruszyła lekko rękoma. Nie miała ich, kiedy ostatnio się z nią widziałam. Podniosła się z miejsca i podeszła do mnie. Teraz dopiero dostrzegłam łzy w kącikach jej oczu. Ukucnęłam przy niej i złapałam ją za rękę, kiedy jej palce objęły pręt w okratowanych drzwiach.
-       Co się stało?
-       Toushirou tu był wczoraj – oznajmiła, odwracając spojrzenie. – Dziwnie się zachowywał. Stał tak daleko i nie chciał podejść bliżej. Czy ja... znowu go zraniłam?
-       Nie zrobiłaś mu krzywdy – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Widziałam, że mi nie wierzy. – Ale chciałaś.
Zacisnęła dłoń na kracie jeszcze mocniej.
-       Pokażę ci coś – powiedziała odsuwając się o kilka kroków.
Wskazała palcem na szczątki krzesła, zniszczonego przez Piekielny Kwiat. Jeden malutki kawałek drewienka poruszył się, po czym uniósł. Wyciągnęła rękę w jego stronę. Patrzyłam ze zdziwieniem, jak fragment przeleciał przez całą celę i wylądował na otwartej dłoni dziewczynki.
-       Co się ze mną dzieje?
Zacisnęłam mocno wargi. Choć zatajenie przed nią prawdy było w tej chwili najgorszą rzeczą, jaką mogłam jej zrobić, to nie potrafiłam powiedzieć jej prosto w oczy, że była potworem. Z drugiej strony, jeśli dowiedziałaby się tego ode mnie, mogłoby to przynieść jeszcze gorszy efekt. Nie chciałam jej ranić. Ze wszystkich sił starałam się wierzyć, że jeszcze da się jej pomóc.
Moje próby poprawienia Shuri nastroju nie powiodły się niestety i po opuszczeniu aresztu sama czułam się dość parszywo. Zastanawiałam się, gdzie mogłabym się podziać w przerwie między pracą, a treningiem. Nie chciałam wracać do domu. Panowała w nim tak nieprzyjemnie pusta atmosfera, że nie potrafiłam wytrzymać, przesiadując tam samotnie. Dziwne. Przecież dom powinien kojarzyć się z bezpieczeństwem i ciepłem, przyciągającymi jak magnez.
Tak się pogrążyłam w swoich myślach, że nawet nie zauważyłam idącego przede mną mężczyzny i najzwyczajniej w świecie wpadłam na niego. Ku mojemu przerażeniu, był to dowódca ósmej dywizji. Tak, tego mi właśnie brakowało, żeby wpadać na kapitanów.
-       Najmocniej przepraszam, kapitanie Kyouraku!
Ukłoniłam się nisko w wyrazie skruchy.
-       Nic się nie stało, Makoto-chan... No już, wyprostuj się – dodał, kiedy spostrzegł, że wciąż się kłaniałam.
Wykonałam polecenie wciąż patrząc na niego przepraszająco.
Co prawda, kiedy jeszcze należałam do ósmej dywizji nie wyróżniałam się wybitnymi osiągnięciami, nigdy też nikomu tam nie podpadłam, więc nie było zbyt wielu okazji by mnie zapamiętano. Kapitan Kyouraku miał najwyraźniej bardzo dobrą pamięć do imion.
-       Wyglądasz trochę niemrawo – zauważył. – Coś cię trapi?
-       Ach... Ja... Aż tak to widać? – odpowiedziałam pytaniem, nie kryjąc zakłopotania.
Nie podobało mi się to. Nie miałam zamiaru chodzić z uśmiechem na twarzy i udawać, że wszystko było w porządku, ale robienie z siebie ofiary losu również nie było moim zamierzeniem.
Mężczyzna zaśmiał się pod nosem.
-       Życie jest krótkie, więc nie marnuj go na zamartwianie się. Każdy problem da się rozwiązać, tylko pamiętaj, by nigdy nie rozwiązywać go w samotności – rzekł. Spojrzał w bezchmurne niebo i westchnął. – Może i brzmi to banalnie, co nie oznacza, że nie mam racji.
Poprawił kapelusz. Jeszcze zanim się oddalił, ukłoniłam się z szacunkiem.
Również ruszyłam przed siebie. Oczywiście, że miał rację. Dlatego nie będę biernie czekać na to, aż Shuri zamieni się w tą diablicę. W końcu dopóki Piekielny Kwiat się w pełni nie przebudzi, będzie można jeszcze nad nią zapanować i mała będzie uratowana.
Już wiedziałam, dokąd miałam się udać.
Dwunasta dywizja zdawała się tak samo nieprzyjemna i nieprzyjazna, jak zawsze. Atmosfera tego miejsca była specyficzna, nieporównywalna do żadnej innej dywizji. Już zanim przekroczyło się bramę ciarki przechodziły po plecach.
Tym razem nie miałam zamiaru się wahać. Jeżeli kapitan Kurotsuchi nawrzeszczy na mnie za to, że włóczę się na terenie jego oddziału, to z pewnością nie stchórzę. Przyszłam tu po to, żeby porozmawiać z Morimi Shion, a moja determinacja dawała mi przeczucie, że nikt i nic mi w tym nie przeszkodzi. Nawet fakt, że nie miałam bladego pojęcia, gdzie ona mogła się w tej chwili znajdować. Zmierzałam w kierunku budynku, który wydawał mi się jedynym możliwym wyborem, jeżeli chodziło o jej miejsce pobytu, a mianowicie była to kwatera główna. To właśnie tam mieściło się laboratorium i zapewne także tam była właśnie Morimi.
Długi korytarz, który ukazał mi się tuż po wejściu zdawał się ciągnąć w nieskończoność. Już chciałam zapukać do najbliższych drzwi, kiedy nagle otworzyły się z hukiem. Odskoczyłam w ostatniej chwili, inaczej mój nos zapoznał by się bliżej z nimi, co z pewnością byłoby bolesnym doświadczeniem. Z laboratorium wyszedł rozjuszony kapitan Kurotsuchi.
-       Banda debili! Na nikim tu nie można polegać! Nemu! Gdzie jesteś, idiotko?!
Białe haori załopotało, kiedy odwrócił się od drzwi. Ulżyło mi, bo jedyne zagrożenie w tym miejscu zaczęło się oddalać w głąb korytarza, klnąc soczyście. Zajrzałam do środka pomieszczenia, z którego owo zagrożenie przed chwilą wyszło.
Na środku stał biały stół poplamiony przez różne niezidentyfikowane płyny, które musiały być wcześniej zawartością zbitych probówek, leżących na blacie. Rozlana ciecz kapała na podłogę wyłożoną białymi płytkami. Przy każdej ścianie stał rząd oszklonych szaf, w których znajdowały się przeróżne składniki niezbędne do trucizn, antidotów, czy innych eksperymentalnych wynalazków. Jaskrawe światło lamp, wiszących na suficie, oświetlało twarze przebywających w laboratorium naukowców, którzy wyglądali nie tyle na przestraszonych, co na poirytowanych. Powoli zabierali się do sprzątania bałaganu, który tutaj panował, pomrukując z niechęcią.
-       Przepraszam – odezwałam się, tym samym zwracając na siebie uwagę. – Szukam Morimi Shion.
Trzeci oficer Akon, stojący najbliżej drzwi, spojrzał na mnie.
-       Powinna być w piątce – odparł obojętnie.
Podziękowałam i szybko wycofałam się stamtąd. Odszukałam drzwi oznaczone niewielką mosiężną piątką i właśnie ku nim się skierowałam.
W przeciwieństwie do głównego laboratorium, tutaj panował półmrok, a jedynymi źródłami światła były monitory ustawione na biurkach w dwóch rzędach pod przeciwległymi ścianami. Na środku pomieszczenia stało biurko z niewielkim komputerem, który był zapewne tak zwanym panelem sterowania. Oficer, który właśnie zajadał się jakimś ciastkiem, schował je prędko pod blat.
-       Już się przestraszyłem, że to kapitan – odetchnął z ulgą i z powrotem wyjął ciastko.
Shion ujrzałam przy jednym z komputerów, stojących pod ścianą. Przerwała wystukiwanie na klawiaturze, kiedy usłyszała, że to nie dowódca wszedł do pomieszczenia.
-    To znowu ty – jęknęła, mierząc mnie wzrokiem.
-    Możemy porozmawiać?
***
O ile jeszcze kilka dni temu, podczas rozmowy z Morimi wszystko wydawało mi się tak proste, że pewność siebie wręcz we mnie kipiała, tak teraz powróciłam na ziemię ze świadomością, że to wcale nie przedstawiało się tak kolorowo. Shion zgodziła się mi pomóc dość niechętnie co prawda, ale nie było w tym nic dziwnego, biorąc pod uwagę jej niechęć do wszystkich i wszystkiego. Nie obiecywała niczego. Mogłam się jedynie domyślać, że sama wiedziała niewiele więcej ode mnie i dopiero teraz potrafiłam dostrzec, że mogłam życzyć sobie rzeczy niemożliwej.
Stan Shuri był coraz gorszy. Nikt nie mógł przewidzieć, kiedy będzie miała kolejny atak. Zdarzało się to zupełnie niespodziewane i w dodatku coraz częściej. Bywały dni, kiedy nie odzyskiwała kontroli nad swoim ciałem nawet na kilka minut. Jej cela więzienna była kompletnie zdemolowana, bo gdy Biała Dama przejmowała nad nią kontrolę, niszczyła wszystko, co znajdowało się w pobliżu, a kajdany, blokujące reiatsu na niewiele się zdały.
Jakby tego było mało, to coraz częściej kłóciłam się z Shuuheiem, głównie o to, co działo się z małą. Cały czas zachowywał się tak, jakby to przestało go obchodzić. Chciałam udawać, że tego nie widziałam, ale nie zawsze się to udawało. Zazwyczaj nasze kłótnie kończyły się jeszcze tego samego dnia. Nie chciałam pokłócić się z nim na dobre.
Odłożyłam kubek z herbatą, po czym oparłam łokcie na stole i ukryłam twarz w dłoniach. Przede mną leżała książka Shion. Czytałam ją tak często, że niektóre fragmenty mogłam recytować z pamięci. Wydawało mi się, że musiałam czytać między wierszami, by zdobyć potrzebne informacje.
Uniosłam wzrok na dźwięk rozsuwania drzwi. Nie zdziwiłam się na widok Shuuheia. Skinął głową na przywitanie i, zasunąwszy za sobą drzwi, podszedł do stolika, by zająć miejsce na jednej z poduszek. Znowu schowałam twarz w dłoniach czując, jak ogarniało mnie zmęczenie. Chęci opuszczały mnie z każdą sekundą, ale nie miałam zamiaru się poddawać. Byłam po prostu zbyt zmęczona tym wszystkim.
-       Rangiku-san urządza dziś małą imprezkę – odezwał się, a ton jego głosu wskazywał na to, że cieszył go ten fakt. – Może chciałabyś się przyłączyć?
-       Nie mam ochoty.
Nic nie odpowiedział. Miałam ogromną nadzieję, że nie chciał ciągnąć dalej tej rozmowy, a tym bardziej, że nie będzie próbował mnie przekonać, żebym jednak poszła z nim do vice kapitan dziesiątej dywizji.
Przez chwilę milczeliśmy. Przetarłam oczy i popatrzyłam na Shuuheia. Wszelkie oznaki zadowolenia znikły z jego twarzy. Przysunął książkę do siebie. Była już tyle razy otwierana na tej samej stronie, że automatycznie otworzyła się na rozdziale o Piekielnym Kwiecie.
-       Znowu to czytałaś?
Skinęłam głową, chociaż nie było takiej potrzeby. Jego pytanie bardziej zabrzmiało, jak stwierdzenie oczywistego faktu.
-       Wydaje mi się, że jest tam coś, na co nie zwróciłam uwagi, a jest ważne – odparłam. – Jeśli to porządnie przeanalizuję, to możliwe, że...
-       Ty już to analizujesz po raz tysięczny – przerwał mi. – Cały czas przesiadujesz w areszcie, albo siedzisz nad tą książką. Nie da jej się pomóc. To sytuacja bez wyjścia, zrozum to wreszcie!
Zamknął z hukiem książkę. Kubek z niedopitą herbatą zachwiał się niebezpiecznie i przewrócił, rozlewając całą swoją zawartość na blat. Wpatrywałam się w niego, nie wierząc, że to powiedział.
Bez słowa wstałam i ruszyłam do kuchni po ścierkę. Nie potrafiłam skomentować jego zachowania. Po co on tu przyszedł, skoro ma zamiar krytykować to, że chciałam odzyskać moją siostrę? Może czytanie w kółko tego samego było czymś głupim. Jednak jeśli bym tego nie robiła, a okazałoby się, że miało to jednak jakiś sens, miałabym to sobie za złe. Próbować mogłam, nic mi się od tego nie stanie. Grubo się mylił, jeśli myślał, że odpuszczę. Nie przekreślę mojej jedynej siostry ze względu na potwora, który ją opętał. Będę walczyć z tą diablicą czy to mu się podobało, czy nie.
Wróciłam do pokoju. Posprzątałam cały ten bałagan, po czym rzuciłam ścierkę na stół i usiadłam na poprzednio zajmowanym miejscu, nawet na niego nie patrząc.
-       Jeżeli to wszystko, co masz mi do powiedzenia, to lepiej stąd idź – warknęłam, chwytając książkę.
Wbiłam spojrzenie w skórzaną okładkę, na której znaki kanji układały się w tytuł: „Mistyczne stworzenia”. Nie posłuchał mnie. Wciąż siedział w miejscu, a ja czułam na sobie jego spojrzenie. Przez chwilę milczeliśmy. On postanowił to przerwać.
-       Wiem już od dawna, że Shuri jest dla ciebie bardzo ważna i, że przysięgłaś sobie ją chronić, choćby nie wiadomo co się z nią działo. Dla mnie twoja siostra też nie jest obojętna i powinnaś zdawać sobie z tego sprawę. Niestety wszystko wskazuje na to, że nie jesteśmy i nie będziemy w stanie jej pomóc.
Jeszcze nigdy jego słowa nie przepełniały mnie aż taką niechęcią i pogardą do niego, jak w tej chwili. Popatrzyłam na niego. Z początku wyraz jego twarzy stał się dla mnie trudny do rozszyfrowania, bo nie rozumiałam jak to możliwe, że mógł się martwić, skoro spisywał ją na straty. Nie musiałam jednak prosić o wyjaśnienia. Sam zdecydował się odpowiedzieć na niezadane przeze mnie pytanie.
-       Ja po prostu nie chcę, żebyś robiła sobie nadzieję tylko po to, żeby się w końcu rozczarować. Nie chcę, żebyś cierpiała.
Wpatrywałam się w jego szare tęczówki, jak zahipnotyzowana. W pierwszej chwili przez myśl przeszło mi, żeby mu ulec. Dopiero po kilku sekundach doszedł do mnie sens jego słów. Mylił się. Nie ma mowy, że się nie uda. Nie będzie żadnego rozczarowania. Odzyskam Shuri.
Odwróciłam wzrok. Nie mogłam znieść jego spojrzenia. Czułam, że pod jego wpływem moja pewność siebie wyparuje i stanie się to, czego on chciał, a nie mogłam sobie odpuścić.
-       Idź już lepiej – wyszeptałam.
Na początku nawet się nie poruszył. Wiedziałam, że nie spuszczał ze mnie wzroku. Dziwnie się poczułam, kiedy w końcu wstał od stołu i bez słowa skierował się ku wyjściu. Właśnie udowodnił, że Shuri nie była mu obojętna. Gdyby tak było, nie odwracałby się ode mnie.
-       Wcale nie potrzebuję twojej pomocy – powiedziałam. – Sama sobie poradzę. A twoja gadka o tym, że to wszystko nie ma sensu jest zbędna. Jeśli zamierzasz to w kółko to powtarzać, to wynoś się.
Było to oczywiste kłamstwo. Potrzebowałam jego wsparcia, jak nigdy. Sama jego obecność była mi niezbędna. Jednak skoro miał zamiar krytykować moje postępowanie, to lepiej niech trzyma się ode mnie z daleka. Kątem oka zauważyłam, że zatrzymał się. Ten krótki moment wystarczył by zaiskrzyła we mnie nadzieja na to, że zostanie i przyzna, że go poniosło.
Wyszedł po kilku sekundach.
Podkuliłam nogi i objęłam kolana, zaciskając dłonie w pięści. Zostałam sama z miażdżącą ciszą pośród czterech ścian. Ogarnęło mnie dziwne otępienie, a coś wewnątrz mnie chciało wrzeszczeć ze złości.
Jaka ja jestem głupia.
_________________________________________________


Oficjalnie witam się z wami w 2013? Mam nadzieję, że Sylwester minął wam w miłej atmosferze, bo w końcu jaki Sylwester, taki cały rok.

Nie wiem jak będzie z następnymi rozdziałami, bo ten wstrętny potwór zwany sesją zbliża się nieubłaganie (i jak widzicie bardzo pilnie się do niej uczę), ale postaram się znaleźć trochę czasu i poprawić te ostatnich pięć rozdziałów, żeby w końcu rozruszać ten „biznes”.

No nic, ja spadam. Życzę udanych ferii, tym szczęściarzom, którym się zaczynają.

Pozdrawiam. ; *

PS.
Ktoś chętny do pomocy w reanimowaniu BleachLovers?

Komentarze

  1. Hohoho, nie spodziewałam się, że tak szybko dodasz nowe rozdziały, co mnie bardzo cieszy :D Już sama nie wiem, co sądzić o Makoto, raz mnie irytuje, innym razem "raczej" ją lubię, a jeszcze innym mam ochotę rzucić nią o ścianę - ach, te skrajne emocje, prawda? Ale to dobrze, przynajmniej nie jest mi obojętna ^^ Co do małej Shuri - ciekawe czy jest jakiś magiczny środek, aby dziewczynkę "obudzić" i wyciągnąć z niej Białą Damę. Może jakieś egzorcyzmy albo Urahara? Sama nie wiem. Aczkolwiek myślę, że nie jest to sytuacja bez wyjścia, jako, że Shiori jak widać, na początku naprawdę się przed Wiedźmą broniła. Mam nadzieję, że nie da upustu swoich emocji i ten pasożyt nie przejmie nad nią kontroli.
    Kamień z serca mi spadł, gdy Głównodowodzący odroczył wyrok i pozwolił Shuri egzystować. Wtedy zapaliła się takie małe światełko "jest jeszcze jakaś szansa". Dobrze byłoby, gdyby młoda nie wyrwała się spod ich kontroli, bo wtedy będzie istna tragedia.
    Co do słów młodego Arrancara - czyżby Aizen już wiedział, że w SS budzi się prawdziwy Akuma? Tylko jaki cel mu przyświecał, gdy wysłał do Rukongai swojego podwładnego - ziarnko niepewności? A może knuje coś o wiele gorszego? Znając jego "motylkową" osobowość pewnie tak :D
    Nie jestem fanką szczęśliwego zakończenia, ale żywię nadzieję, że "piekielny kwiat" się go doczeka.
    Mogę liczyć na skrzyżowanie mieczy Shuuseia i Lucasa? Podczas misji pomiędzy nimi było naprawdę gęsto :D
    Pozdrawiam serdecznie. Ściskam. Życzę powodzenia na sesję i zdania na celujący! ;*

    PS. Jeśli zaś chodzi o pomoc w ożywieniu forum - to deklaruje się do udzielania się na jego ramach ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawdę powiedziawszy, chciałam tutaj się pojawić jeszcze wcześniej, ale świąteczne lenistwo nie pozwalało mi na odpowiednie zajęcie się opowiadaniem.
      Dobrze, że w ogóle są takie momenty, w których Makoto jest dla ciebie znośna. ^^ I masz rację, dobrze, że w ogólw budzi jakieś emocje, w przeciwnym razie byłoby kiepsko. Pisząc najnowsze rozdziały starałam się, żeby jednak nie budziła w nikim ochoty rzucenia nią o ścianę, ale czy mi się udało dowiem się przy okazji ich publikacji.
      Z Białą Damą będzie spory problem, tylko tyle mogę powiedzieć. Już w kolejnym rozdziale Makoto będzie próbowała stawić jej czoła, a z jakim skutkiem, to zobaczysz.
      Śłowa małego Arrancara również zostaną wyjaśnione. Jak na razie jesteś na dobrym tropie.
      Jestem już na tyle przywiązana do bohaterów Kwiatka, że nie mogłabym im zafundować złego zakończenia. Z drugiej strony na happy end z prawdziwego zdarzenia nie ma co liczyć, więc mam nadzieję, że nie rozczaruję cię.
      Również pozdrawiam i nie dziękuję. ^^

      Usuń
  2. Tak się zastanawiam, czy to spotkanie z Kyouraku ma jakieś większe znaczenie, czy po prostu był okazją do ujawnienia, że Makoto kiedyś pracowała w Ósemce. :D
    Chyba powinnam Cię nienawidzić za to, co robisz głównej bohaterce. Przynajmniej wiem już, że stosunki między nią, a pewnym panem się poprawią, ha.
    Uwielbiam Shion!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właściwie, to tak, ta krótka wymiana zdań z Kyoraku miała sprawić, żeby Makoto się ogarnęła i zaczęła wreszcie działać. A informacja, że Mańka była w Ósemce pojawiła się już w pierwszym rozdziale. ; P
      Jeszcze jej to wybagrodzę, obiecuję. Też już mam wyrzuty sumienia za to, jaki los jej zgotowałam. Z drugiej strony jak sobie pomyślę co jeszcze dla niej naszykowałam, to boję się, że znienawidzisz mnie jeszcze bardziej.
      Wiem, że ją lubisz i dlatego dziewczę jeszcze będzie miało co nieco do zrobienia w tym opowiadaniu. ; )

      Usuń
    2. Mańka... Dobre. Kurczę, serio? Nie ma to jak czytać coś dwa razy i wciąż nie pamiętać wszystkiego. Skleroza nie boli, oj, to prawda.
      Ja nie lubię nienawidzić, więc mam nadzieję, że jednak nie będzie źle. Ale rozumiem te popędy do sadyzmu. Mam wrażenie, że każdy autor tak ma. Zero empatii dla swoich bohaterów. :D
      Och, och, wspaniale, genialnie, dziękuję bardzo! <3

      Usuń
  3. Niedawno trafiłam na twojego bloga po raz pierwszy. I się zachwyciłam! Piszesz cudownie! Czytając ostatnie notki, zwłaszcza tą po prostu miałam łzy w oczach. Serce mnie bolało(i to na serio! Kiedy jest mi smutno to serce mnie boli i czuje takie mrowienie od dłoni do właśnie serca) więc jeśli padnę na zawał to będzie to twoja wina! No dobra, żartuję, ale faktem jest że piszesz rewelacyjnie!
    Muszę przyznać, ze Makoto na początku zdecydowanie przesadzała ze swoja troskliwością w stosunku do małej. Teraz też, ale przynajmniej teraz ma powód. Ale polubiłam ją jako bohaterkę.
    Shuri jest najsłodszym dzieckiem o jakim czytałam!!! Biedna mała, dlaczego właśnie ją to spotyka?
    Shuuhei u ciebie mnie się osobiście bardzo spodobał. Jest odrobinę inny niż w anime czy mandze, ale fajnie to się w nim prezentuje. Chociaż po tej notce mam ochotę dać mu w pyś. Jak mógł tak zostawić Makoto samą? Wrrr, ugryzę go!
    Lucas jest bardzo ciekawą postacią. Mam nadzieję, ze pogodzi się z siostrą. Jestem fanką happy endów.
    Spodobał mi się u ciebie Toushiro. Bardzo fajnie wykreowałaś tę postać. Wreszcie się odszczekuje, a nie tylko wkurza.
    A jestem ciekawa bardzo delikatnie wspomnianego kilka notek temu wątku, czyli co się dzieje z Ginem. Wiem, że wrócił do Aizena, ale dlaczego Matsumoto do tego dopuściła? Przecież ona by mu nie pozwoliła. Coś w tym musi być! Ja to w moczu czuje!!!
    Wspaniale piszesz. Już nie mogę się doczekać kolejnych notek!!!
    Jesli chciałabyś mnie odwiedzić na moim blogu z BARDZO różnymi opowiadaniami to zapraszam na: http://ravenzuza.blog.interia.pl/ACBBGCWNTW/
    Jeśli chodzi o reanimację forum to jestem na tak!
    Pozdrawiam i życzę powodzenia w walce z hollowem zwanym sesją!
    RavenZuza

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ślicznie za komentarz. Cieszę się, że opowiadanie Ci się spodobało i mam nadzieję, że się nie zawiedziesz, czytając kolejne rozdziały. Z tym bolącym sercem, to mnie przestraszyłaś, a naprawdę nie chciałabym Cię mieć na sumieniu. ; O
      A odnośnie tego, czemu Gin wrócił do Aizena. Jak wspomniałam w opisie opowiadania przebieg wojny w Karakurze został zmieniony i Aizen razem z Ginem i Tousenem ulotnili się krótko po tym jak Visardzi przybyli do Karakury, więc Rangiku nie dała rady zatrzymać Gina. W ogóle, opowiadanie zaczęłam pisać dość dawno temu, kiedy do mangowej bity w FK nie dołączyli Visardzi. Teraz, wiedząc jak się to wszystko potoczyło, zmieniłabym wiele rzeczy, żeby pasowały do kanonicznych wydarzeń.
      Łojej, mam nadzieję, że mój bełkot był w miarę zrozumiały. Jeśli nie to spróbuję ponowić próbę tłumaczenia. ^^
      Na pewno odwdzięczę się komentarzem u Ciebie.
      Zapraszam więc gorąco na forum i również pozdrawiam. ; )

      Usuń
  4. Czy ten blog umarł?
    Mam nadzieję, że nie, bo jest to jeden z lepszych fanfików jakie czytałam. :)
    A.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, blog jeszcze nie umarł. Po prostu muszę jeszcze ogarnąć parę spraw, żebym mogła tutaj wrócić. ; )

      Usuń
  5. Zostałaś nominowana przez Serek do nagrody The Versatile Blogger Award.
    Wszelkie szczegóły są dostępne na moim blogu: nasza-milosc-zakazany-owoc.blogspot.com w zakładce "Nagrody".

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz