028. Nadzieja

Wyszłam z kwatery głównej dwunastej dywizji w wyjątkowo paskudnym nastroju. Nie pomógł nawet fakt, że Shuuhei czekał na mnie tuż przy masywnej bramie oddzielającej teren oddziału od reszty Seireitei. Bez słowa podeszłam bliżej. Pozwoliłam mu się objąć i sama wtuliłam się w jego tors. Prędko powstrzymałam łzy, które zaczęły gromadzić się pod moimi powiekami.
Wszystko, co do tej pory robiłam, usiłując pomóc Shuri przyniosło efekt odwrotny do zamierzonego. Miałam ogromną ochotę zaszyć się gdzieś daleko, w jakimś ciemnym kącie i nie wychodzić dopóki problemy same się nie rozwiążą. Znów zaczęło brakować mi sił do walki. Przysięgłam sobie, że już nigdy nie okłamię Shuri. Nawet jeśli prawda będzie zbyt trudna do zaakceptowania. Sprawy zaszły za daleko i tym razem nie mogłam zatajać przed nią najważniejszych faktów. Zwłaszcza, że stawką było jej normalne życie.
     Chodźmy stąd – poprosiłam Shuuheia.
Skinął głową i już po chwili byliśmy w drodze do wyjścia z terenu dwunastej dywizji. Nie zdążyliśmy jednak wyjść poza jej obręb, kiedy dosłownie znikąd pojawiła się przed nami zastępczyni kapitana – Kurotsuchi Nemu. Jej ciemne zielone oczy jak zwykle nie wyrażały żadnych emocji.
     Mayuri-sama ma wam coś do powiedzenia – oznajmiła bez zbędnego wstępu.
Wymieniliśmy z Shuuheiem znaczące spojrzenia i podążyliśmy za brunetką, która bez słowa ruszyła w kierunku powrotnym. Byłam ciekawa co takiego miał nam do przekazania kapitan Kurotsuchi, a jednocześnie czułam lekki niepokój. Cokolwiek by to było, zapewne miało związek z sytuacją Shuri, co oznaczało, że to niekoniecznie musiały być dobre wieści.
Nemu poprowadziła nas długim, słabo oświetlonym korytarzem, w głąb kwatery. Budynek ten różnił się od budynków głównych pozostałych dywizji. Mieściły się w nim przeróżne laboratoria, co kiedyś było dla mnie nie do końca zrozumiałe. Chociaż z ilością i intensywnością z jaką wykonywane były tutaj przeróżne badania i eksperymenty nie powinno mnie to dziwić. Gabinetem dowódcy było, rzecz jasna, kolejne laboratorium, prawdopodobnie największe ze wszystkich. To właśnie tam zostaliśmy poprowadzeni przez vice kapitan Kurotsuchi.
Weszłam za brunetką do przestronnego pomieszczenia, oświetlonego przez ogromny monitor komputera. Kątem oka dostrzegłam sprzęty o przeróżnych kształtach, poustawiane pod ścianą. Przyjrzawszy się dużej, prostokątnej maszynie z pięcioma czerwonymi kontrolkami i czterema okrągłymi przyciskami, która brzęczała i trzęsła się, jakby miała zaraz eksplodować, spojrzałam przed siebie i omal nie krzyknęłam z przerażenia, kiedy ujrzałam tuż przede mną twarz kapitana Kurotsuchiego. Z wrażenia zrobiłam kilka kroków w tył, przez co wpadłam na idącego za mną Shuuheia.
     W końcu raczyliście tu przyjść – warknął Kurotsuchi, zmierzając w kierunku wielkiego komputera. Łypnął nieprzyjemnie na Nemu, która wycofała się momentalnie, zupełnie niewzruszona.
Poczułam, jak Hisagi położył mi dłoń na ramieniu, jednocześnie popychając lekko do przodu.
     Jak już zapewne zdążyłaś się domyślić, Kawasumi, wezwałem was tu, bo mam wiadomości, co do stanu twojej siostry – oznajmił, nawet na nas nie patrząc. Wciąż za to wystukiwał jakieś skomplikowane kombinacje na klawiaturze.
     Czy coś z nią nie tak, kapitanie?
Nie odpowiedział. Zamiast tego wystukał kolejne kombinacje i na monitorze pokazały się dwa wykresy. Jeden z nich przedstawiał czerwoną linię załamującą się ostro w wielu miejscach i pnącą nieznacznie ku górze. Kolejny był lekko zaokrągloną parabolą, której koniec przechodził w niedługą linię prostą.
     Te wykresy przedstawiają stan Kawasumi, a dokładniej są zapisem fal mózgowych z ostatnich kilku tygodni – wyjaśnił kapitan od niechcenia. – Jak widać na początku miesiąca jej stan był bardzo niestabilny. Wynika to zapewne z licznego pojawiania się Piekielnego Kwiatu. Natomiast to – wskazał na parabolę – jest zapis z ubiegłych dwóch tygodni.
Starałam się  nie pozwolić żeby ten jeden jedyny wniosek, który nasunął mi się po usłyszeniu tych informacji, zawładnął moimi myślami. Mógł przecież być błędny. To, co miał do przekazania Kurotsuchi mogło nie oznaczać tego, na co miałam tak ogromną nadzieję.
Poczułam, że Shuuhei złapał moją dłoń. Odwzajemniłam uścisk, czekając na kontynuację ze strony kapitana.
     Z niewiadomych przyczyn obecność Piekielnego Kwiatu została ograniczona, w związku z czym chciałem przeprowadzić jeszcze kilka badań. Jeżeli nic nie wykażą, Kawasumi wróci do domu.
Nie uwierzyłam w pierwszej sekundzie. Byłam przygotowana na każdą, najgorszą wiadomość, ale nie na dobrą.
     Na-naprawdę? – wyjąkałam, czując, że nie stać mnie na bardziej rozbudowane zdanie.
Kurotsuchi posłał w moją stronę nieprzyjemne spojrzenie, jednak nie skomentował w żaden sposób mojej wypowiedzi.
     To już wszystko, co miałem do przekazania. Idźcie już.
*
To było dziwne. Wyjątkowo dziwne. Najpierw przerażona Shuri zwierzała mi się, że Biała Dama terroryzowała jej myśli, a teraz kapitan Kurotsuchi oświadczył, że prawdopodobnie za tydzień będę mogła ją zabrać do domu. Nie wiedziałam, co miałam o tym myśleć. To zdawało się być zbyt niewiarygodne i gwałtowne, żebym mogła się cieszyć. Oczywiście chciałam wierzyć, że to już koniec kłopotów, na dany moment niczego bardziej nie pragnęłam. Tak strasznie tęskniłam za jej obecnością, za uśmiechem goszczącym na jej twarzy i uroczym głosikiem. Jednak ostatnie wydarzenia mocno ograniczyły mój optymizm. Nie ufałam Białej Damie, a przez to cierpiała Shuri. Tak też nie mogło być. W końcu jej powrót miał przynieść poprawę jej stanu, nie pogorszenie.
Nie mogąc już dłużej wytrzymać sama z własnymi myślami, udałam się do kapitan Ayami. Na szczęście okazało się, że było dziś sporo do zrobienia w dywizji. Zbliżał się koniec miesiąca, co oznaczało, że należało ukończyć wszelkie rozliczenia i bilanse, posegregować raporty i przygotować sprawozdanie, które miało wylądować na biurku vice kapitana pierwszej dywizji. To ostatnie zadanie nie byłoby możliwe bez kilku raportów od dowódców oddziałów, z którymi dziewiąta dywizja współpracowała w ostatnich czterech tygodniach. Jak do tej pory nikt się nie pokwapił, żeby te dokumenty odebrać, więc zgłosiłam się na ochotnika do tego zadania. Shuuhei i kapitan Ayami zostali zasypani papierkową robotą, a dla mnie był to dobry pretekst, by wyrwać się z biura, przesyconego zapachem tuszu i herbaty. Przede wszystkim była to też okazja, by oderwać się od tych natarczywych myśli dotyczących Shuri. Bieganie po barakach poszczególnych dywizji w poszukiwaniu dowódców było na tyle zajmujące, że wystarczyło w zupełności na wypełnienie umysłu czymś innym.
Zapukałam do drzwi gabinetu kapitana dziesiątej dywizji i, usłyszawszy odpowiedź, weszłam do środka. Hitsugaya siedział przy swoim biurku, otoczony masą papierów. Jak tylko zamknęłam za sobą drzwi, utkwił we mnie pytające spojrzenie turkusowych tęczówek.
     Przyniosłam raport, o który prosiłeś kapitanie i przy okazji chciałabym odebrać ten potrzebny do sprawozdania – wyjaśniłam.
     Dobra, możesz go tutaj położyć – odparł, wyciągając plik kartek z jednej z szuflad biurka.
Podziękowałam, odebrawszy raport i już miałam opuścić gabinet, kiedy przyszła mi do głowy pewna myśl.
     Mam nowe wieści na temat Shuri – oznajmiłam po chwili wahania. Uznałam, że będzie chciał wiedzieć o tym, co usłyszałam od Kurotsuchiego.
Przez krótką chwilę wpatrywał się we mnie, po czym bez słowa wskazał krzesło naprzeciwko siebie. Opowiedziałam o wszystkim, a on słuchał uważnie. Nie zapomniałam o wyjawieniu tego, że Piekielny Kwiat ujawniła się Shuri.
Niespodziewanie drzwi do gabinetu otworzyły się i do środka weszła Rangiku obładowana stertą dokumentów. W pierwszej chwili wyglądała na poirytowaną, jednak na jej twarz wstąpił serdeczny uśmiech, kiedy jej wzrok padł na mnie.
     No proszę, nie spodziewałam się, że cię tu zastanę – powiedziała, po czym zwróciła się do swojego przełożonego. – Kapitanie, przyniosłam wszystkie dokumenty, o które prosiłeś.
     Dziękuję. Włóż je do teczek, tutaj nie mam już miejsca. – Machnął niedbale ręką w kierunku regału, stojącego za biurkiem.
     Słyszałam od Shuuheia, że Shuri będzie mogła wrócić do domu – oznajmiła Rangiku, szukając wolnej teczki.
     Zgadza się – potwierdziłam.
Blondynka przerwała na chwilę swoje zajęcie. Rzuciła mi krótkie spojrzenie, po czym przeniosła wzrok na swojego dowódcę.
     W takim razie skąd u was takie miny? Shuuhei też nie wyglądał na zadowolonego, a przecież to wspaniała wiadomość.
     Być może. – Wzruszyłam ramionami. – Jednak boję się, że jej stan znów może się pogorszyć w każdej chwili. Nie sądzę, że to koniec problemów i dziwi mnie, że Kurotsuchi chce ją tak prędko wypuścić.
     Kawasumi ma rację, Matsumoto – odezwał się Toshirou. – Piekielny Kwiat jest zbyt niebezpieczna, żeby ją zlekceważyć.
Rangiku westchnęła ciężko, kręcąc głową.
     Więc wy wszyscy macie zamiar jej o tym przypominać, tak? – zapytała z dezaprobatą. – Z tego, co wiem, jest już wystarczająco przerażona, a wasze nastawienie niewiele jej pomoże. W jej obecności powinniście chociaż udawać, że jesteście dobrej myśli. Przyda jej się chwila wytchnienia, naprawdę. Za pasem letni festiwal i to dobra okazja, żeby ją rozweselić chociaż na chwilę, zanim ta diablica znów postanowi rujnować jej życie.
Miała rację. Skoro pojawiła się okazja, to nie wolno nam jej zmarnować. Powinniśmy z niej skorzystać, bo taka sytuacja już więcej mogła się nie powtórzyć. Musiałam po prostu stworzyć zwykłą atmosferę codzienności, panującej zanim Piekielny Kwiat zaczęła wywracać ją do góry nogami. Wystarczyło zachowywać się tak, jakby nigdy nic się nie stało.
Tylko czy będę w stanie to zrobić?
_________________________________________________

Jeśli ktoś tu jeszcze zagląda, to mam prośbę. Zabijcie mnie!
Nawaliłam po całości i nie mam nawet żadnej konkretnej wymówki, bo w tym miesiącu na sesję się nie da zwalić winy… Mogę tylko padać na kolana, błagać o przebaczenie i mieć nadzieję, że wybaczycie.
Tym razem ciągiem poszło pięć rozdziałów, bo chciałam skończyć poprawianie rozdziałów z Flower of Hell i wrzucić w końcu coś świeżego. Jeśli teraz wszystko pójdzie po mojej myśli, to jeszcze chwila a rozdziały będą pisane na bieżąco i zakończenie tego tasiemca pozostanie już kwestią czasu, uff. W zakładce „Rozdziały” dodałam kilka tytułów rozdziałów, które udało mi się naskrobać i jak tylko odleżakują swoje, zabiorę się za nie. Tym razem postaram się pospieszyć.
Jeszcze raz wszystkich najmocniej przepraszam.

EDIT.
Miałabym jeszcze jedną prośbę. Jeżeli jestem komuś winna komentarz na blogu, to proszę dajcie mi znać i pod rozdziałem, albo najlepiej w zakładce SPAM.

Komentarze

  1. Najpierw zaniedbujesz czytelnikom, a potem każesz im siebie zabijać, przez co mają trafić do więzienia? Oj, nieładnie! :D Większą karą będzie męczenie się tu ze mną i pozostałymi!
    Dobrze jest przeczytać coś nowego. Twojego nowego, bo wiem, że nigdy nie zawiedziesz. Przy fragmencie z Tośkiem miałam prawie łzy w oczach, ale o tym trochę później.
    Zajrzałam sobie na onetowską wersję Piekielnego Kwiatu, żeby zobaczyć, czy mnie oczy nie mylą, że to nowy rozdział. Napotkałam swój komentarz i tam czarno na białym (czy tam błękitnym) napisane, spod mojej własnej klawiatury, że to cisza przed burzą. Patrzę dzisiaj na spis rozdziałów i co? "033. Burza". Ha! Jestem tak jakby jasnowidzem!
    Nie dziwię się Makoto, że nie do końca uwierzyła w tę poprawę stanu. Pewnie nikt by nie uwierzył i w sumie będzie to wyglądać tak, że wypuszczą ją, a oni wszyscy będą czekać aż Biała Dama zaatakuje. Chyba że znajdzie się jakiś złoty środek. Ale pewnie jest na to za szybko...
    Swoją drogą, też bym się przestraszyła, gdybym tak nagle spotkała Majura. Nawet jeśli to byłoby w jego własnej norze.
    No i w końcu ten Tosiek. Wiesz, ja zawsze się tak cieszę, jak znajdzie się ktoś, to mi mówi, że Tosiek jest Tosiowaty. I wiesz co? U Ciebie jest zupełnie tak samo. Nie wiem, czy to dla Ciebie komplement, ale ja się trochę czułam, jakbym oglądała kolejny odcinek anime (a anime nie oglądam już od kilku lat chyba, więc to w ogóle jakiś wielki paradoks).
    Mój komentarz jest bez sensu, prawda? No cóż...
    Ja Cię po prostu uwielbiam, no. I Makoto też. I Tośka też. Ale to już standard.
    Ach! No i:
    przez co wpadałam na -> wpadłam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Happy, jak się cieszę, że cię "widzę"!
      Kurczę, ja naprawdę jestem złym człowiekiem. D; Ale skoro taka kara mnie czeka, to nie żałuj sobie. ^^
      Dziękuję ci za miłe słowa. Tym bardziej mi głupio, bo samo poprawienie czegoś co już dawno było napisane zajęło mi calutki rok (i jeden dzień). Korzystając z okazji, chciałabym Ci podziękować, że wytrwałaś przez cały ten czas.
      Jasnowidz z Ciebie całkiem niezły, bo przewidziałaś tę burzę zanim miałam ten rozdział w planach. Tzn., w planach miałam, że ten spokój to tylko tak na chwilę, ale pomysłu na ten konkretny rozdział nie miałam… gadam bez sensu, nie?
      Na Białą Damę sposób się znajdzie i to całkiem skuteczny. Makoto na pewno będzie nim zachwycona.
      Oczywiście, że to dla mnie komplement i bardzo Ci za niego dziękuję. Zależy mi na tym, żeby kanoniczne postacie były takie bliczowe, zwłaszcza kiedy wiem, że któraś z nich jest ulubieńcem czytelników. W końcu jak się polubiło w pierwowzorze jakąś postać to chciałoby się poczytać właśnie o niej, a nie o ktosiu z takim samym imieniem i nazwiskiem jak ulubieniec, tylko że z zupełnie innym charakterem.
      I nie, kochana, Twój komentarz nie jest bez sensu.
      Błąd poprawiony.

      Usuń
    2. Ja też się cieszę! Chyba nawet bardziej!
      Rok i jeden dzień! Ale wiesz, że ja wciąż jestem pod wrażeniem, że w ogóle chciało Ci się poprawiać? Bo ja jak widzę błąd w rozdziale, to zajmuje mi to kilka dni, żeby go poprawić. A co dopiero wszystko od początku. Więc: szacun! A to "wytrwanie" to dla mnie była przyjemność. :)
      Ojej, to może w takim razie była siła sugestii lub coś w ten deseń. Ale na razie będę myśleć o sobie jako o jasnowidzu, następna kumulacja w totku jest moja!
      Ja czasami lubię poczytać o tym, jak postacie się zmieniły, ale u Tośka raczej bym tego nie zaakceptowała. I u paru innych postaci. Oczywiście wszystko w miarę rozsądku i kanonu, bo nigdy nie uwierzę w zuą Orihime albo Grimma rozdającego dzieciom cukierki na ulicy. Chociaż...
      Twój Tosiek jest doskonały. Gdyby ktoś się sprzeciwiał - kieruj go do mnie.
      Mimo wszystko dobrze wiedzieć, że wracasz z czymś nowym i świeżym. Poważnie się stęskniłam. :)
      (Tak sobie teraz myślę. Jest 22, a ja siedzę przy komputerze i piszę durne komentarze. Chyba nie mam życia. Ale to przez Janowicza.)

      Usuń
    3. Ja mam jakiegoś świra na punkcie poprawiania. Ostatnio przeglądałam po raz któryśtam pierwsze rozdziały i znów zachciało mi się je poprawiać. Jak myślisz, da się to leczyć?
      Ja właściwie też nie mam większych problemów z czytaniem o tym jak postać się zmienia. Mi raczej chodziło o to, jak niektóre autorki diametralnie zmieniają charakter np, no nie wiem... głupi Aizen (co jak co, czasami jest dziwny, ale chyba nie da się o nim powiedzieć, że nie ma nic w tym łbie). Jak do tej pory najczęściej zdarzało mi się spotkać z tak "odmienionym" Byakuyą, że z szanowanego szlachcica zmieniał się w napalony podnóżek dla Mary Sue.
      Grimm rozdający dzieciom cukierki jest dość prawdopodobny... pod warunkiem, że miałby zamiar je zjeść, czy coś w ten deseń.
      I naprawdę cieszę się, że tak myślisz o moim Tośku... jeszcze będzie miał szansę się pokazać, więc mam nadzieję, że się nie rozczarujesz.
      Tak z ciekawośi rzuciłam okiem na godziny dodawania przeze mnie komentarzy i rozdziałów... Ja to dopiero nie mam życia. ; P

      Usuń
    4. Nie wiem, czy to się da leczyć (pomimo nałogowego oglądania medycznych seriali), ale myślę, że takie samozaparcie jest lepsze od mojego lenistwa. Czasem nawet mnie ono przeraża...
      Ano, ano... Ostatnio na szczęście nie spotkałam się z niczym takim. Albo się wszystko zlimitowało, albo to ja miałam jakiegoś farta do dobrych opek. Haha, chciałabym poczytać o takim Byakuyi! Pewnie po lekturze czoło bolałoby mnie niemiłosiernie, ale zawsze jest coś fascynującego w opkach. Hehe, mam wrażenie, że mnie ktoś by mocno zlinczował za takie opinie. :D
      A wiesz, że jak o tym myślę, to może jednak te cukierki mają sens? Oczywiście jako jakieś podwójne czy może potrójne dno, ale wszyscy wiemy, że w Grimmie jest trochę takiego misia.
      Myślę, że się nie rozczaruję. Ha, powiedziałabym, że jestem tego pewna, ale nie chciałabym nakładać na Ciebie presji czy coś. :D Tosiek w gruncie rzeczy to taka fajna postać do opisywania! Ostatnio biedak cierpi na brak sławy w opkach...
      Czyli obie mamy bardzo ciekawe życia. :D Taki chyba już nasz los.

      Usuń
  2. Ohayou, Invisible-chan!
    Na początku powiem tak : Gomennasai!
    Zaniedbałam swojego bloga, tak samo jak zaniedbałam blogi innych osób, w tym Twojego. Postanowiłam się nawrócić na pisanie, tak samo jak i powrócić do czytania innych blogów. Mam nadzieję, że mi to wybaczysz. Postaram się w krótkim czasie nadrobić rozdziały :3
    Pozdrawiam!~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam!
      Bardzo mnie cieszy Twój powrót, Ryoka, więc z chęcią zajrzę do Ciebie.
      O ile mnie pamięć nie myli na onetowej wersji bloga byłaś na bieżąco, więc nie masz tutaj dużo do nadrabiania, dzięki mojemu lenistwu. ^^

      Usuń
    2. Ano, ano, nie myli Cię :D Więc dzięki Bogu! Nie będę musiała godzinami czytać, co oczywiście byłoby przyjemne, ale nauka poszłaby w tył :C
      Ja chwilowo ciągle przeprawiam rozdziały z Onetu, lecz będą to dość gruntowne zmiany, czasem nawet zmieniające historię :)

      Usuń
  3. Przeczytałam wszystkie rozdziały i muszę Ci powiedzieć, że dawno nie trafiłam na tak dobre, bliczowe opowiadanie. W ogóle dawno nie sięgałam po nic, co wiąże się z anime/mangą, ale tutaj jeszcze się pojawię, możesz być pewna.
    Piszesz w taki sposób, że naprawdę chce się to czytać. I chyba nie chciałabym, żebyś zginęła, zabita przez jakiegoś czytelnika... Także, nie umieraj:)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję pięknie za komentarz i miłe słowa. Mam nadzieję, że się nie zawiedziesz dalszymi rozdziałami.

      Usuń
  4. Przeczytałam i jestem prze szczęśliwa że w końcu się ruszyło, że w końcu pojawiła się nadzieja dla Shuri, chociaż mam wrażenie, że tak nikła jak pogoda za oknem, ale mimo wszystko nadal mocno trzymam kciuki, aby skończyło się wszystko dobrze, aby Mayuri jej pomógł, a nie zaszkodził, bo naprawdę lubię tą małą i zasługuje na spokojne, dostatnie życie. Przy tej okazji wolę przemilczeć i mam nadzieję, że każdy jego plan zostanie zniszczony z nawiązką.
    Ach, zacny trójkącik się kreuje! A mówiłam, że widzę Lucasa jako bohatera (prawie) romantycznego, który oddaje życie za swoją ukochaną i w ogóle, i dopiero jak już otrzymuje ten swój śmiercionośny cios, to wyznaje, że ją kocha, ale pragnie najbardziej jej szczęścia i w ogóle. Taka łzawa, dramatyczna scenka. Ogólnie nie jestem ich fanką, ale w tym wypadku pasuje jak ulał, ponieważ mam dylemat z kim byłaby Makoto szczęśliwsza, ale mam jednak wrażenie, że Hisagi był jej pisany już od bardzo dawna. ^^
    Bredzę, wiem. Ale no...
    Nie wiem, co mogłabym jeszcze napisać. Podoba mi się, bardzo mi się podoba. Z rozdziału na rozdział coraz bardziej i już bym chciała więcej i więcej. Mam nadzieję, że się ulitujesz na spragnionymi czytelnikami, szczególnie nade mną. No, bo wiesz, niedługo dzień dziecka i w ogóle ;)
    Wena, kochana ;'

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć, Kanako!
      Uwierz, nie tylko ty jesteś szczęśliwa z tego powodu. Co do Shuri to możesz mieć rację, ale póki co, powiedźmy, że Shuri ma święty spokój.
      O nie, nie mogłabym tego zrobić Lucasowi. Za bardzo go lubię. A czy to co czuje do Makoto, to rzeczywiście miłość, to się okaże trochę później, ale na razie nic więcej nie mówię. W każdym razie Makoto nie będzie musiała między nimi wybierać. Dobra, teraz już naprawdę nic więcej na ten temat nie powiem. Kropka.
      Bardzo mnie cieszy, że Ci się podoba i mam ogromną nadzieję, że się nie zawiedziesz. Kolejny rozdział postaram się niedługo wstawić, ale tym razem już tylko jeden. ; )

      Usuń
    2. Przyszłam żebrać o nowy rozdział~!

      Usuń
    3. Muszę jeszcze wprowadzić poprawki, więc lada dzień coś nowego się pojawi. ; )

      Usuń

Prześlij komentarz