Rozdział 0,5



     Nie potrzebuję twojej litości.
     To znaczy, że wolisz tutaj zostać i skazać was na pewną śmierć?
     Nawet jeśli, to nic ci do tego.
Shinigami westchnął zrezygnowany i odwrócił się.
     Masz rację. To nie mój interes.
Drgnęłam, kiedy zaczął się powoli oddalać. Siedziałam skołowana, zastanawiając się, co ja najlepszego wyrabiałam. Miał rację. Zginiemy tu, jeśli z nim nie pójdziemy, a przecież obiecałam sobie, że nigdy nie pozwolę by Shuri stała się krzywda. On właśnie oferował mi coś, dzięki czemu mogłabym dotrzymać słowa. Nie mogłam zmarnować takiej szansy. 
     Zaczekaj!
Zatrzymał się. Niezdarnie wstałam z miejsca, usiłując nie obudzić małej. Trzymając ją w ramionach, ruszyłam za nim. Mogłabym przysiąc, że dosłownie przez chwilę, widziałam uśmiech satysfakcji wymalowany na jego twarzy.
     Jednak wciąż nie rozumiem dlaczego nam pomagasz.
Wzruszył ramionami.
     Bo mieszkańcy Rukongai powinni sobie pomagać.
Nie spodziewałam się, że również stąd pochodził. Chociaż jakbym się miała nad tym dłużej zastanowić, to czy Shinigami, który całe swoje życie spędził w Seireitei, byłby w stanie pomóc duszy, którą spotkał podobny los? Szczerze w to wątpiłam. Strażnicy Śmierci nie robili nic, by polepszyć warunki życia w tak odległych okręgach. Cóż za ironia losu. Gardziłam nimi, a jednocześnie tak bardzo pragnęłam stać się jedną z nich.
     Nazywam się Hisagi Shuuhei, jestem oficerem w dziewiątym oddziale – przedstawił się uprzejmie.
Spojrzałam na niego kątem oka. Sam fakt, że okazał mi szacunek i uznał, iż wypada wyjawić swoje nazwisko, był dość nieoczekiwany. Zwykła uprzejmość sprawiła, że nieco się zawstydziłam.
     Kawasumi Makoto – odparłam i wskazałam podbródkiem na małą. – A to moja siostra, Shuri.
Wzmocniłam uścisk, czując jak zsuwa się lekko. Nie była już taka lekka, jak kiedyś i ciężko było mi ją utrzymać.
     Wiem, że to raczej pytanie retoryczne, ale nie jesteście spokrewnione, prawda?
Skinęłam tylko głową w odpowiedzi. Nie miałam ochoty na rozmowę i miałam wrażenie, że Strażnik Śmierci to wyczuł, bo już nie odezwał się.
Zapadł zmierzch. Uliczki Rukongai zalała ciemność, tylko w niektórych domach paliło się wątłe światło. Kroczyliśmy w milczeniu przed siebie. Nie docierało do mnie, że opuszczam Rukongai i zmierzam do Seireitei. Moje myśli skupiały się w dalszym ciągu na Sayu i Yuusuke. Nie mogłam uwierzyć, że w ciągu kilku sekund utraciłam wszystko. Najbliższych przyjaciół i dom. Pewnie prędzej czy później skończyłabym tak jak oni, jeśli nie spotkałabym tego Shinigami. Dlatego z każdym krokiem czułam narastającą wdzięczność wobec niego i jednocześnie żal. Żałowałam, że nie pojawił się tam wcześniej.
Zatrzymałam się na chwilkę, by złapać solidniej Shuri, która po raz kolejny zaczęła się wysuwać z mojego uścisku. Nie uszło to jego uwadze i również się zatrzymał.
     Może ja ją wezmę? – zaproponował.
     Poradzę sobie – burknęłam, ruszając naprzód.
     Jeszcze spory kawał przed nami.
Zignorowałam go. Usłyszałam jego kroki, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że dał sobie z tym spokój i nie będzie się dalej narzucał. Niespodziewanie pojawiły się przede mną jego ręce i chwyciły Shuri. Nie zdążyłam nic zrobić, żeby go powstrzymać.
     Powiedziałam, że sobie poradzę!
Teraz to on mnie zignorował i szedł przed siebie, trzymając Shuri w ramionach. Mała ani drgnęła. Miała twardy sen i niewiele rzeczy było w stanie ją zbudzić. Zacisnęłam ze złością pięści i ruszyłam za nim.
Wokół panowała niezmącona niczym cisza. Mijaliśmy drewniane domki siedemdziesiątej dzielnicy, które zdawały się być nieco solidniejsze niż te z siedemdziesiątej szóstej, jednak nadal sporo im brakowało do doskonałości. Niewiele było różnic między okręgami, które zdążyliśmy już minąć, wszędzie panowała bieda. W każdym okręgu nieliczne dusze ignorowały mnie i rzucały zazdrosne spojrzenia w kierunku Hisagiego Shuuheia. Nikt nie rzucał się na nas z zamiarem pozbawienia życia, najwyraźniej byli na tyle rozsądni, by nie zadzierać ze Strażnikiem Śmierci.
     Musimy zrobić postój – oznajmił nagle brunet.
Rozejrzałam się dookoła. Zdążyliśmy dojść na granicę, więc w okolicy nie było żadnego schronienia. Znaleźliśmy się na porośniętej trawą polanie, otoczonej przez kilka pojedynczych drzew. Odruchowo zadarłam głowę do góry i zaniemówiłam.
Niebo wyglądało magicznie. Niezliczona ilość gwiazd migotała na tle granatu, a księżyc w pełni królował pośród nich. Obserwowanie nieboskłonu nocą na otwartej przestrzeni było absolutnie nieporównywalne do oglądania go przez szpary chatki. Widok był tak oszałamiający, że aż zapierał dech w piersi. Gwiazdy wydawały się być na wyciągnięcie ręki, a jednocześnie tak nieosiągalne, nieważne jak wysoko człowiek się znalazł.
     Przepiękne – wyszeptałam, nie mogąc oderwać wzroku od rozświetlonego księżyca otoczonego gromadą błyszczących punktów.
     Zgadzam się. – Usłyszałam za sobą głos Hisagiego i aż podskoczyłam. Poczułam, jak płoną mi policzki. – Czyli nie masz nic przeciwko spaniu pod gołym niebem?
Podał mi Shuri. Nasze spojrzenia spotkały się, jednak prędko odwróciłam wzrok.
     Nie mam zamiaru wybrzydzać – mruknęłam.
Podszedł do najbliższego drzewa i z niemałym wysiłkiem przewrócił dość spory kamień, po czym wyjął niewielki tobołek z dziury ukrytej pod nim.
     Nie przewidziałem, że będę miał towarzystwo w drodze powrotnej, więc jest tu tylko jeden koc – oznajmił, wyciągając z tobołka okrycie. – Mam nadzieję, że sobie z nim poradzicie.
     A co z tobą? – zapytałam, patrząc, jak rozkłada koc.
     Poradzę sobie – odparł wymijająco.
Wyjął Zanpakutou zza obi i usiadł pod drzewem, opierając się plecami o pień. Spojrzałam na rozłożony koc i z lekkim wahaniem położyłam na nim Shuri, po czym okryłam ją drugim jego końcem. Poszłam w jego ślady i również usiadłam pod drzewem. Kątem oka zauważyłam, jak rzucił mi przelotne spojrzenie. Objęłam nogi ramionami i ułożyłam brodę na kolanach.
To była moja ostatnia noc w Rukongai, a zarazem pierwsza pod gołym niebem. Tam, gdzie jeszcze kilka godzin temu mieszkałam, wychodzenie z domu o tej porze równało się ze samobójstwem. Dlatego mogłam podziwiać nocne niebo jedynie przez szpary między deskami. Po tym, jak znajdę się w Seireitei nie będę musiała się bać wyglądać przez okno. I co najważniejsze, nie będę bała się o Shuri.
     Hisagi... san – zaczęłam nieśmiało. Spojrzał na mnie z pod uchylonych powiek. – Dziękuję ci.
Jego usta wygięły się w lekkim uśmiechu, a moje serce zabiło mocniej na ten widok. W chwili gdy zobaczyłam go po raz pierwszy, sprawiał wrażenie typa nieprzystępnego i surowego. Po kilku godzinach wspólnego towarzystwa okazało się, że pozory mylą. Ani razu nie spojrzał na mnie z wyższością, nie odniósł się w sposób lekceważący i nie sprawił, że poczułam się gorsza. Traktował mnie jako równą sobie, był uprzejmy, a nawet pomocny. Kiedy emocje opadły i ból stał się bardziej znośny, poczułam coś na kształt sympatii do niego. Postanowiłam sobie, że zrobię wszystko co w mojej mocy, żeby się mu odwdzięczyć w przyszłości.
______________________________________________
 Witam wszystkich w nowym roku! 
Wybaczcie moją ponowną nieobecność, ale od jakiegoś czasu moje życie jest jakieś dziwne i niestety nie mam siły myśleć o Kwiatuszku.
Dziś publikuję coś, co od dawna kurzyło się w zakamarkach mojego dysku twardego - nazwijmy to rozdziałem specjalnym. Może nie jest to jakoś wielce odkrywczy z całą masą akcji, ale służy jako dopełnienie i tak już obszernego prologu. Poza tym, naprawdę lubię pisać o tej dwójce i nie mogłam się oprzeć wstawieniu tego.
Pozdrawiam wszystkich serdecznie i życzę, żeby rok 2016 był lepszy od poprzedniego!

Komentarze

  1. W pierwszej chwili się przeraziłam, że coś przegapiłam i nie wiem, że zaczynasz od początku. Szybciutko przewinęłam do posłowia i dopiero uspokojona zaczęłam czytać XD
    Fajnie widzieć chociaż bonus w ten mroczny czas "zrobię wszystko przez Święta". :D Ale i tak wyczekuję normalnego rozdziału - już od kilku poprzednich prorokuję, że coś się zdarzy lada moment i jestem ciekawa, czy się zdarzy i co XD
    Wszystkiego dobrego w 2016, dużo weny i czasu na pisanie! :D
    Bai bai~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę jeszcze popracować nad kolejnym rozdziałem, a chciałam pokazać, że jeszcze żyję i nadal piszę (choć w żółwim tempie). Postaram się niebawem go opublikować i zaspokoić Twoją ciekawość. ; )
      Pozdrawiam gorąco. ;*
      Invisible

      Usuń
  2. Hisagi w swojej najlepszej postaci. Rzadko ostatnio tak się szczerzyłam do komputera, więc to coś znaczy. Kochane to.
    Czekam na kolejny rozdział i pozdrawiam serdecznie.
    Laurie

    OdpowiedzUsuń
  3. Oni tam mają piękne niebo, nie to co u mnie... Nie dość, że gwiazd nie widać, to jeszcze księżyc chmury przysłaniają...

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeju, ja też się przeraziłam, że zaczynasz pisać od nowa i już Cię chciałam zrugać!
    Przyjemne to było. Ta dwójka chyba niewiele się zmieniła, no, może Makoto trochę spokorniała. :D Ale o takim Hisagim wspaniale się czyta - takim, co się nie wywyższa, chce pomagać, a nawet uznaje to za coś oczywistego. Taki Hisagi miał być chyba w oryginale (teraz to ja już niczego nie jestem pewna w Bliczu). Szkoda, że Shuri miała taki twardy sen, bo ciekawa byłabym jej rozmowy z Hisagim i reakcję na decyzje siostry o wyprowadzce z Rukongai. :D
    No, to ja Cię trzymam za słowo, że coś Ci się tam pisze i spóźnione Wszystkiego Najlepszego z okazji Nowego Roku! Jeszcze styczeń, aż tak bardzo się nie spóźniłam. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A bo ja też tak bez żadnego wyjaśnienia wrzucam coś i ludzi straszę... niepoważna jestem, wiem. ;)
      Cieszę się, że Ci się podobało Happy, tekst pisany dawno temu, tak dla samego pisania.
      No i cieszę się, że widzę Twój komentarz, bo u Ciebie na blogu panuje cisza i zaczynałam się niepokoić... ;)
      A rozdział naprawdę niebawem.

      Usuń

Prześlij komentarz