033. Burza
Dwa tygodnie po zakończeniu letniego festiwalu niebo nad Seireitei
pokryły ciemne, burzowe chmury, a sączący się z nich przelotny deszcz prędko
zastąpiła ulewa, której towarzyszyły błyskawice. Zabrakło entuzjastów
przemakania do suchej nitki, więc Shinigami w większości poznikali z ulic
Seireitei, natomiast treningi zostały przeniesione do dojo lub po prostu
odwołane. Tylko nieliczni przemykali, ukryci pod parasolami w celu załatwienia
spraw, nie cierpiących zwłoki. Nigdy nie wierzyłam, że gwałtowne zmiany
pogodowe mogły zwiastować coś złego. Wszelkie złe omeny uważałam za
niedorzeczne zabobony, które w gruncie rzeczy nigdy nie miały wpływu na to, co
miało się wydarzyć w niedalekiej przyszłości. Poza tym, co złego mogło stać się
teraz, kiedy Biała Dama wreszcie odpuściła?
Patrząc na Lucasa, który na dzisiejszym treningu ograniczył nasze
kontakty do minimum, powinnam chyba jednak stwierdzić, że mogło się zdarzyć coś
złego. Coś jak tsunami albo tornado, zmiatające naszą przyjaźń z przysłowiowej
powierzchni ziemi. Podczas nocy, którą spędziłam z Shuuheiem, nie myślałam
o tym, co mi powiedział Weiss zaledwie godzinę wcześniej. Kiedy zostałam
sama to wszystko wróciło ze zdwojoną siłą. Nie miałam pojęcia jak się w to
wpakowałam, a tym bardziej nie wiedziałam jak z tego wybrnąć.
– W
porządku, to wszystko na dziś, widzimy się we czwartek o tej samej porze –
oznajmiłam.
Rekruci zaczęli powoli opuszczać dojo, rzucając w moją stronę słowa pożegnania
i komentarze dotyczące pogody. Oparłam o ścianę drewniany miecz
i podeszłam do kąta, żeby przejrzeć dokumenty, które zostawiłam tam dziś
rano przed rozpoczęciem sesji ćwiczeniowej. Zanotowałam kilka uwag w rubrykach
przy nazwiskach Shinigami. Ayami powinna być zadowolona, kiedy się dowie, że
większość z moich podopiecznych była gotowa do swoich pierwszych misji.
Zatrzymałam się, kiedy dotarłam do Hidaki Kyoheia i zagryzłam wargę. Podczas
treningu nie odniosłam wrażenia, że miał do mnie o coś żal, a to z jakichś
powodów nie napawało mnie optymizmem. Chciałabym to zrzucić na zbyt dużą ilość
wypitego alkoholu, ale z tego co pamiętałam, wydawał się całkiem trzeźwy.
Dokończyłam wypełnianie rubryk. Po schowaniu wszystkich papierów do
teczki odwróciłam się, a serce podskoczyło mi do gardła na widok Weissa,
opierającego się o framugę. Mogłabym przysiąc, że byłam sama.
– Lucas!
– syknęłam. – Chcesz, żebym zawału dostała? Nie zachowuj się jak skrytobójca.
On tylko się uśmiechnął. Stał tam jak gdyby nigdy nic. Jego maska
opanowania nie mogła go przecież zawieść i naprawdę miałam mu za złe, że ją
włożył. Chociaż ten jeden, jedyny raz chciałabym domyślić się z samego wyrazu
twarzy, co czuł. Odepchnął się od framugi i podszedł bliżej, nie spuszczając ze
mnie wzroku. Wiedziałam co miało za chwilę nastąpić. Zdecydowanie za długo nie
zamieniliśmy ani jednego słowa, żeby uciąć sobie zwykłą pogawędkę
o pogodzie.
Tsunami zbliżało się z niewyobrażalną prędkością.
– Uciekłaś
z przyjęcia Rangiku jakbym faktycznie był tym skrytobójcą.
– Shuri
chciała iść do domu, nie mogłam pozwolić jej włóczyć się samej po Seireitei
o tak późnej porze.
Włożyłam teczkę do torby. Chciałam uciąć to jak najprędzej, bo nie
byłam gotowa, żeby dyskutować z nim o tym, co mi powiedział. Niestety
wyglądało na to, że jego plany różniły się nieco od moich.
– To
prawda, ale jeśli kazałabyś jej zaczekać pięć minut, nic by się jej nie stało.
Był stanowczo za blisko. Instynktownie odsunęłam się, ale napotkałam
opór w postaci ściany. Nie było już mowy o ucieczce. Przełknęłam ślinę i
zebrałam w sobie odwagę, żeby stawić mu czoła.
– I
co miałabym zrobić w ciągu tych pięciu minut? – zapytałam spokojnie ponownie
patrząc mu w oczy. – Rzucić ci się w ramiona i wyznać to samo, co ty mnie?
Chciałbyś, żebym kłamała w żywe oczy? Żebym zabawiła się tobą? Zdradziła
Shuuheia?
Oczekiwałam ostrej, ironicznej riposty, ale ku mojemu zdziwieniu, Weiss
przestał się uśmiechać. Wyciągnął rękę w moją stronę. Początkowo uchyliłam się,
kiedy chciał pogładzić mój policzek, ale w końcu mu na to pozwoliłam.
Zadrżałam. Jego palce były takie chłodne.
– Chciałem
tylko, żebyś przyjęła to do wiadomości – powiedział spokojnie. – Jesteś
wpatrzona w Hisagiego jak w obrazek, więc nawet nie próbowałem robić sobie
nadziei na to, że coś się zmieni.
Poczułam się jakbym właśnie została pozbawiona jakiegoś wielkiego
ciężaru, ale to wcale nie sprawiło, że poczułam się lepiej, wręcz przeciwnie.
Słowa Lucasa wcale nie wskazywały, że chciał odpuścić i wrócić do tego co było
przed festiwalem.
– Ale
kiedy nadzieja nie wystarczy, to może czas zacząć walczyć o to, czego się chce.
Przejechał kciukiem po moich wargach i zbliżył się, żeby mnie
pocałować. Kolejny dreszcz przebiegł wzdłuż mojego kręgosłupa, kiedy zbliżył
twarz do mojej. Nie pozwoliłam, żeby pocałunek doszedł do skutku.
– Nie!
– Odepchnęłam go od siebie.
Zarzuciłam torbę na ramię, chwyciłam drewniany miecz i opuściłam dojo,
pilnując się, żeby nie zacząć biec. Wbrew sobie wplątałam się w miłosny
trójkąt, który nie miał prawa bytu. Nie kochałam Lucasa i wiedziałam, że to się
nigdy nie zmieni.
*
Lucas podrapał się po karku, prychając z frustracji. Co to
właściwie miało być? Powinien trzymać język za zębami i udawać, że to co
powiedział na przyjęciu Rangiku, nigdy nie opuściło jego ust. Przynajmniej
Makoto zachowywałaby się w jego towarzystwie normalnie, a nie jak
spłoszona zwierzyna. Opuścił dojo i pożałował, że nie wziął parasola, kiedy w
ciągu niespełna minuty przemókł zupełnie. Zauważył w oddali sylwetkę równie
przemoczonej Makoto, która zmierzała w kierunku budynku głównego, ale nie
próbował jej dogonić, tylko ruszył w przeciwną stronę, do kwater mieszkalnych.
Miał dziś odbyć patrol, więc jak tylko wrócił do siebie i
pozbył się mokrych ubrań, przygotował sobie coś do jedzenia. Był pewien, że nie
znajdzie nawet chwili na wyrwanie się do Stołówki,
więc musiał zadowolić się resztkami z wczoraj. Ubrał suchy mundur i tym razem
nie zapomniał parasola przed wyjściem.
Odczeka dzień, może dwa i porozmawia z Makoto na spokojnie raz
jeszcze. Nie chciał, żeby ich relacje popsuły się przez niedorzeczne uczucie
zazdrości, które ogarniało go gdy sobie przypominał, że należała do Hisagiego. Myśl o tym, że Kawasumi patrzyła na vice
kapitana jakby nie widziała świata poza nim, przyprawiała go o mdłości. Znał to
spojrzenie aż za dobrze, kiedyś jego siostra spoglądała na niego w ten sam
sposób. Lecz teraz Linell była w innym wymiarze, a on za nią tęsknił. Sądził,
że ulży mu choć trochę jeśli uczyni z Makoto zastępstwo dla siostry, ale
to okazało się niemożliwe. Makoto w niczym nie przypominała Linell. Nie była
tak piękna jak ona, nie zachowywała się jak ona i przede wszystkim wolała tego
przeklętego vice kapitana.
Z trudnością powstrzymywał się od przywalenia Hisagiemu w twarz
za każdym razem, kiedy przebywali zbyt blisko siebie. Nigdy go nie lubił, a
gdyby nie obietnica, którą złożył Makoto, kto wie czy nie byłby skłonny do
skrzyżowania z nim mieczy. Chętnie by się przekonał jak silny może być ktoś na
pozycji vice kapitana, bo jeszcze nigdy nie miał okazji na walkę z tak silnym
Shinigami.
Prędko otrząsnął się z tych myśli. Nie powinien się nawet
zastanawiać nad takimi rzeczami, ale naprawdę trudno było mu się powstrzymać,
zwłaszcza że od dawna z nikim nie walczył. Treningi z Makoto nie
wystarczały, a ćwiczenia z rekrutami to tylko dziecinna igraszką, która nie
była nawet namiastką walki. Choćby nie wiadomo jak próbował, nie mógł oszukać
swojej natury. Brakowało mu dużej dawki adrenaliny, bólu świeżych ran ciętych,
a przede wszystkim ryzyka. Brakowało mu tego, do czego został stworzony i nie
mógł nic na to poradzić. Obawiał się, że już dłużej nie wytrzyma, a nie
chciał łamać obietnicy.
Poczuł dotyk na swoim barku i na chwilę stracił nad sobą
panowanie. Odwrócił się gwałtownie i chwycił za poły munduru jakiegoś
Shinigami, przygważdżając go do ściany.
– H-hej,
spokojnie, kolego! – zawołał oficer, wyraźnie zaniepokojony.
Lucas momentalnie się opanował i puścił go. Shinigami nie był jednym z rekrutów,
ale Weiss kojarzył go ze zebrań dywizji.
– Przepraszam,
zaskoczyłeś mnie – powiedział Lucas, odsuwając się na bezpieczną odległość. –
Normalnie nie rzucam się na innych.
– Dobra,
powiedzmy, że wierzę ci na słowo – zapewnił oficer, jednak wyraz twarzy miał
dość sceptyczny. – Ale następnym razem poproszę chyba kogoś innego
o przekazanie ci roboty. – Weiss nie do końca rozumiał o co mu chodziło,
ale dostrzegł teczkę w jego rękach. – Vice kapitan Hisagi musi koniecznie
dostać te papiery, więc chyba nie muszę tłumaczyć co masz z nimi zrobić?
– Jasne,
znajdę go i przekażę je.
– Podobno
siedzi w redakcji.
Oficer oddalił się, rzucając mu krótkie podziękowanie. Lucas rzucił
okiem na teczkę i zawrócił.
Naprawdę potrzebował walki, bo jeśli tak dalej pójdzie, to w końcu
kogoś skrzywdzi.
*
Hisagi odchylił się na krześle, odłożywszy poprawiony rękopis swojego
artykułu do Seireitei News i doszedł
do wniosku, że na dziś skończył już swoją pracę. Dziwiło go, że od jakiegoś
czasu miał tak mało obowiązków, w porównaniu z natłokiem zajęć z przed
kilku miesięcy. Co było jeszcze dziwniejsze, to fakt, że nie czuł się w związku
z tym zaniepokojony. W Seireitei panował względny spokój, jego dywizja
działała sprawnie, a Biała Dama przestała dręczyć Shuri. Nie dało się
ukryć, że podobał mu się taki stan rzeczy i gdyby to od niego zależało,
utrzymałby go tak długo jak tylko się dało. Niestety nie potrafił się oprzeć wrażeniu,
że to tylko chwilowe. Zupełnie jakby obecna sytuacja była tylko ciszą przed
burzą.
Spojrzał w kierunku drzwi, kiedy usłyszał jak się rozsuwają i zdziwił
się, ujrzawszy przemoczonego Weissa. Jednocześnie przypomniał sobie o tym, co
tak bardzo nie podobało mi się w obecnym stanie rzeczy.
– Kazali
mi przekazać to tobie.
Arrancar podszedł bliżej i bezceremonialnie rzucił teczkę na jego
biurko. Ku zdziwieniu Shuuheia, deszcz nie uszkodził jej prawie wcale.
Przysunął ją do siebie, żeby przejrzeć zawartość.
– Mam
nadzieję, że to wszystko, panie vice kapitanie.
– Właściwie,
to jest coś, o czym chciałbym z tobą porozmawiać.
Weiss, który był już w drodze do wyjścia, ponownie odwrócił się
w stronę Hisagiego, a na jego twarzy widniało kiepsko maskowane
zdziwienie. Akurat to potrafił zrozumieć, bo rozmawiali ze sobą wyjątkowo
rzadko, a jeśli już musieli, to ani jednemu, ani drugiemu nie sprawiało to
przyjemności. Tym razem niechęć do wymiany zdań z Arrancarem była jeszcze
większa, bo jej głównym tematem miały być sprawy osobiste.
– W
takim razie słucham – oznajmił Weiss. Nawet nie starał się ukryć kpiny
w swoim głosie, co jeszcze bardziej zdenerwowało Shuuheia. Odłożywszy
teczkę, wstał i podszedł do Arrancara, krzyżując ręce na piersi.
– Odwal
się od Makoto – wypalił zanim zdołał ugryźć się w język. Układał sobie w
myślach poważną i na pewno nie tak prostacką kwestię, która miała zabrzmieć jak
ostrzeżenie osoby dorosłej, a nie zadurzonego chłystka.
Musiałby być ślepy, żeby nie zauważyć dziwacznego zachowania Lucasa
wobec Makoto podczas przyjęcia w dziesiątej dywizji. Gapił się na nią jak
wygłodniały drapieżnik na zwierzynę, rzucał dwuznaczne uwagi, kiedy Kawasumi
nie było w pobliżu. Jedynym powodem, dla którego Shuuhei nie zareagował, była
niechęć niszczenia tego wieczoru Shuri. Czuł, że na groźbach by się nie
skończyło.
– Wybacz,
chyba nie dosłyszałem.
– Nie
będę się powtarzał, bo wiem, że bardzo dobrze słyszałeś, co powiedziałem. –
Shuuhei za wszelką cenę starał się panować nad gniewem, ale domyślał się, że
z marnym skutkiem. – Jeśli wydaje ci się, że nie widzę jak zachowujesz się
wobec niej, to grubo się mylisz. Wycofaj się, zanim będzie za późno.
Shuuhei mógłby przysiąc, że Weiss chciał chwycić za rękojeść swojego
miecza, ale ostatecznie oparł dłoń na pochwie. Cień szyderczego uśmiechu był
jedyną reakcją, którą Arrancar uraczył Hisagiego, gdyż niespodziewanie rozległ
się przeszywający dźwięk alarmu. Momentalnie dotarło do niego, że reiatsu,
które poczuł należało do sporej grupy Arrancarów. Instynktownie chwycił,
opartego o biurko, Zanpakutou i dopiero wtedy zwrócił uwagę na Weissa,
który akurat ruszył w kierunku drzwi. Nie zastanawiając się zbyt długo, znalazł
się tuż przy nim i złapał go mocno za ramię.
– Dokąd
się wybierasz? – zapytał spokojnie, a przez twarz Arrancara przebiegł
niezidentyfikowany grymas.
– Nie
twój zasrany interes – wycedził przez zaciśnięte zęby. – Muszę się tam jak
najszybciej znaleźć, a ty mi w tym nie przeszkodzisz.
– Teraz
nie masz tam czego szukać. – Hisagi zastąpił mu drogę. – Kolejny Arrancar
narobi tam jeszcze więcej zamieszania.
– Nie
mam zamiaru się z tobą pierdolić. Z drogi!
Zanim Shuuhei zdążył w jakiś sposób zareagować, poczuł uderzenie w
twarz, a nim zorientował się o co chodzi, zgiął się w pół po kopnięciu w
brzuch. Opadł na kolana, kiedy Weiss opuszczał pomieszczenie.
Oooo, nowy rozdział. Przyznaję bez bicia, że powoli zaczynam zapominać szczegóły. Jednak w czasie czytania mniej więcej wraca to na miejsce (nie, nie jest to aluzja, żebyś częściej coś wstawiała).
OdpowiedzUsuńMakoto wpadła jak śliwka w kompot i podejrzewam, że nie skończy się to dobrze. Podoba mi się jednak, że jasno postawiła sprawę. Co pewnie Lukasa nie powstrzyma, ale ważne, żeby trzymała się swoich uczuć.
Wkurzony Shuuhei to fajny Shuuhei. Aż widziałam iskry przy konfrontacji z Lukasem. Mam nadzieję, że mu porządnie odda za ten atak. Wyższego stopniem tak potraktować, toż to się nie godzi.
Pozdrawiam
Laurie
Mi też zdarza się zapominać o niektórych szczegółach tego opowiadania... Kiepska ze mnie autorka, wiem, ale ostatnio nie mam głowy, żeby myśleć o Kwiatuszku, dlatego tak powołanie mi idzie publikowanie. :(
UsuńMakoto i Lucas będą teraz trochę zajęci i nie będą mieć czasu, żeby zajmować się swoimi uczuciami. Ale Makoto będzie twarda, za długo zna Hisagiego, żeby ot tak dać skok w bok.
Również pozdrawiam :)
Oho, i już po tytule rozdziału wiadomo, że nie będzie wesoło.
OdpowiedzUsuńW sumie sama nie wiem, co sądzić o tym biednym, miłosnym trójkącie. Po cichu liczyłam, że Lucas będzie udawał, "bądź szczęśliwa u boku innego" i te sprawy, no ale chyba zapomniało mi się, że mamy do czynienia z Arrancarem. I, kurcze, to chyba mi się najbardziej podoba - że w sumie jego natura go wzywa, że to do walki został stworzony i zrobiła się z niego trochę tykająca bomba.
I oto przybywają pozostali Arrancarzy! Ciekawa jestem ich reakcji na Lucasa (podejrzewam, że niezbyt pozytywna). Pewnie wiele ciekawych rzeczy z tego wszystkiego wyniknie, doczekać się nie mogę. Ogólnie to kilka razy było wspomniane w rozdziale, że Biała Dama dała sobie spokój - aha, jasne, bohaterów to Ty możesz zwodzić, czytelników nigdy! :D
Dużo weny życzę!
Wesoło będzie, problem w tym, że nie dla Makoto i reszty ekipy, a dla autorki-sadystki, której się sielanka już znudziła. ;)
UsuńLucas to taka cicha woda, ale musi w końcu pokazać nieco pazura, bo zbyt długo był spokojny.
Siostra Lucasa na pewno się ucieszy na jego widok, to mogę zagwarantować. Mogę też zagwarantować, że sporo będzie się działo i oby było ciekawie.
Jeśli chodzi o to, że Biała Dama dała sobie spokój, to Makoto i Shuuhei bardzo chcą w to wierzyć... a ja im na to pozwalam (wiem jestem wstrętną sadystką). Wiem, że czytelnicy się na to nie nabiorą. ;<
Dziękuję, wena się bardzo przyda.
Buziaki.
Zrobiłam sobie bardzo długaśną przerwę od bloggera i przegapiłam rozdział :o
OdpowiedzUsuńTrójkąty uczuciowe to zło totalne. Makoto jak na razie wybrnęła na spokojnie z niezręcznej sytuacji (a mogła przywalić~), jednak jestem ciekawa jak zamiesza w tym wszystkim Linell. Będą walki ♥ Jako czytelniczka-sadystka nie mogę się doczekać, co im zgotujesz :D Jak coś ma się walić, to wszystko na raz :D
Podobają mi się nowe kolory na blogu, wiosenne odświeżenie bloga C:
Do zobaczenia, mam nadzieję, że wkrótce :D
Świetnie, że wróciłaś już z przerwy, mam nadzieję, że na dłużej. :)
UsuńBędą walki i przez nie może już nie być czasu na myślenie o miłosnych trójkątach. Dla Makoto, Shuri, Shuuheia i Lucasa może być niewesoło, więc mam nadzieję, że będziesz zadowolona. ;)