035. Walka
Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, Happy! ;*
Lucas
zorientował się, że przybył tutaj za późno. Ściana budynku, przed którym stał,
została doszczętnie zniszczona i był pewien, że to sprawka jego siostry. Wyraźnie
czuł pozostałości jej reiatsu, unoszące się w powietrzu niczym zapach.
Rozejrzał się po okolicy. Za dużo
zniszczeń jak na jedną osobę, pomyślał, musiała
tu być z kimś jeszcze. Doszedł do wniosku, że nic tu po nim i już miał
zamiar się wycofać, kiedy dostrzegł ruch w głębi budynku. Instynktownie złapał
za rękojeść swojego Zanpakutou, ale prędko zrozumiał, że niepotrzebnie.
Rozpoznał sylwetkę młodzieńca, kuśtykającego w jego kierunku. Hayashi
Ryoichi był jednym z rekrutów dziewiątej dywizji. Lucas nie miał czasu
zastanawiać się, skąd chłopak wziął się na drugim końcu Seireitei, bo dostrzegł
paskudną ranę ciętą na jego lewym udzie. Zawahał się przez chwilę.
– Hidaka-san... – jęknął
niemalże błagalnie. – Nishimura-san… Znaczy Nishimura Reiko… Ona potrzebuje pomocy…
Hidaka-san, proszę.
Lucas zacisnął
szczęki. Musiał jak najszybciej znaleźć Linell. Nie mógł pozwolić, żeby coś go
spowolniło. Hayashi wyglądał jednak tak żałośnie, że coś w nim pękło.
– Gdzie ona jest? – zapytał w
końcu, wściekły na siebie za to, że zrobił się taki miękki.
Na twarzy
Hayashiego pod grymasem bólu, dało się dostrzec ulgę. Chłopak poprowadził
Weissa w głąb ruin budynku, który okazał się być dojo trzeciej dywizji. Nie
tylko południowa ściana została zniszczona. Wewnątrz walało się mnóstwo gruzu,
a zachodnia ściana i część sufitu, runęły pod ciężarem obalonego drzewa.
– Co się tutaj stało?
– Trenowaliśmy, kiedy znikąd
pojawiła się dwójka Arrancarów. Zaatakowali nas i zadawali jakieś dziwne
pytania… Za bardzo bałem się, że zginiemy, żeby coś z tego zrozumieć – wyjaśnił
Hayashi, po czym zawołał: – Nishimura-san!
Lucas dopiero
wtedy zobaczył, że pod drzewem coś się rusza. Drobna dziewczyna, której ciało
od pasa w dół, było przygniecione przez stertę gruzu i grubą gałąź. Jej klatka
piersiowa szybko podnosiła się za każdym razem, kiedy z trudem czerpała
powietrze. Wpatrywała się w obu mężczyzn wystraszona, a z jej ciemnych oczu
płynęły łzy.
– Ha…Hayashi-kun.
Sytuacja była
ciężka. Nawet jeśli udałoby im się usunąć przeszkodę, to nie będą w stanie
jej ruszyć, mogła mieć złamaną miednicę. Ktoś musiał wezwać czwartą dywizję.
Popatrzył na ranę na nodze rekruta. Daleko by z nią nie zaszedł. Miał ochotę
dać upust swojej złości przez zniszczenie czegokolwiek w zasięgu wzroku, ale
powstrzymał się z całej siły. Szybkim ruchem ściągnął chustę z szyi i
przewiązał ją nad raną na nodze Hayashiego. W tej chwili miał głęboko w
poważaniu, że całe Seireitei mogło dowiedzieć się kim był. Rekrut syknął z
bólu.
– Idź i wezwij kogokolwiek,
kto będzie w stanie jej pomóc – powiedział, prostując się. Zauważył, jak
spojrzenie młodzieńca raz po raz przenosi się z jego twarzy na miejsce, w
którym znajdowała się jego maska. – Jeśli naprawdę chcesz ją uratować, to teraz
zapomnisz o tym, co tu zobaczyłeś i zrobisz, co ci kazałem, rozumiemy się?
Hayashi
pokiwał energicznie głową, chociaż jego wyraz twarzy wskazywał na to, że
chętniej znalazłby kogoś, kto zająłby się Lucasem. Mimo to pokuśtykał do
nienaruszonego wyjścia z dojo.
Lucas odwrócił
się w stronę dziewczyny, która, jeśli to było możliwe, wyglądała na jeszcze
bardziej przerażoną.
– Jesteś… jesteś…
– Spokojnie, Nishimura, nie
zrobię ci krzywdy – zwrócił się do niej, wyciągając rękę w uspokajającym
geście. – Chcę ci pomóc, a ty musisz mi przez chwilę zaufać, dobrze?
Lucas
wiedział, że równie dobrze mógłby poprosić ją o to, żeby sama podniosła się
z miejsca, ale ku jego bezgranicznemu zdziwieniu, Shinigami nieco się
uspokoiła i skinęła głową. Wyprostował się i jeszcze raz popatrzył na
konar, który przygniótł młodą dywizjonistkę. Musiał przyznać, że Nishimura
miała szczęście, bo drzewo nie należało do tych starych, o pniach grubych jak
kolumny podtrzymujące strop w korytarzach Las Noches. Jeśli Lucas włoży w
to wystarczająco dużo siły, będzie w stanie odrzucić je w jednym kawałku.
Znalazł miejsce, gdzie mógł pewnie złapać gałąź i zaczął ostrożnie unosić.
Usłyszał jęk Shinigami.
– Postaram się pospieszyć –
udało mu się powiedzieć przez zaciśnięte zęby.
W tej sytuacji
nie dałby rady kontrolować reiatsu, więc pozwolił energii płynąć swobodnie.
Mógł mieć nadzieję, że Arrancarzy, którzy robili już niemały bałagan
w Soul Society, odwrócą uwagę Strażników Śmierci.
Napiął mięśnie
do granic możliwości i wreszcie udało mu się unieść ciężar, przygniatający
dziewczynę. Jeszcze tylko trochę wysiłku i uda mu się go odrzucić.
Z trudem zrobił dwa kroki w tył, następnie jeszcze jeden i kolejny.
Opuścił drzewo, z jękiem ulgi, na tyle daleko od Shinigami, by nie miało
żadnego kontaktu z jej ciałem.
Kucnął obok dziewczyny,
przyglądając się jej obrażeniom.
– Czwarta dywizja cię poskłada,
nie martw się o to. Tylko nie ruszaj się przez jakiś czas.
– D-dlaczego ty…? – chciała
zapytać, ale Weiss nie pozwolił jej dokończyć.
– Czego chcieli od was tamci
napastnicy?
Nishimura
spoglądała na niego z niepokojem. Zawahała się, jednak w końcu udzieliła mu
odpowiedzi.
– Oni… Pytali o jakiś kwiat.
Nie wiem, o co im mogło chodzić… To wszystko działo się za szybko… Bałam się…
że zginiemy.
– Piekielny Kwiat? – zapytał
Lucas, marszcząc brwi.
– Chyba… – Głowa dziewczyny
opadła na otaczający ją gruz. Straciła przytomność.
To nie były
dobre wieści i Lucas jeszcze bardziej pożałował, że postanowił im pomóc. Nie
był pewien do kogo miał udać się najpierw. Do Makoto, żeby ostrzec ją
o celu Arrancarów? Czy może nie powinien przerywać poszukiwań Linell?
W tym samym
momencie, do zniszczonego dojo wpadła grupa Shinigami. Lucas nie zastanawiał
się ani chwili, zanim wyniósł się stamtąd przy pomocy Sonido.
*
Hisagi syknął,
łapiąc się za rozcięte przedramię. Jego przeciwnik pomimo gabarytów był dość
szybki i miał nad nim minimalną przewagę. Shuuhei starał się za wszelką cenę
odciągnąć go jak najdalej od kwater dziewiątej dywizji, jednak za każdym razem,
gdy próbował przenieść walkę w powietrze, wróg zmuszał go do powrotu na
ziemię. W kwaterach wciąż byli oficerowie, a nie mógł pozwolić, by ktoś
wkroczył na pole bitwy. W końcu jego powinnością była ochrona podwładnych.
Po raz kolejny
użył Shunpo, by znaleźć się ponad dachami budynków. Arrancar ruszył w jego
kierunku, szykując się do ataku. Hisagi wciąż nie znał powodu ich inwazji na
Społeczność Dusz, a za każdym razem, gdy starał się wyciągnąć jakieś pożyteczne
informacje, przeciwnik uśmiechał się drwiąco. Irytowało go to niesamowicie.
Zablokował
miecz wroga i natychmiast przeszedł do kontrataku. Nie uwolnił jeszcze swojego
Zabójcy Dusz, póki nie było takiej potrzeby, wolał sobie radzić bez jego
pomocy. Słyszał w myślach jego zniecierpliwiony głos, który nakazywał mu
wypowiedzieć odpowiednią komendę, ale skutecznie mu się opierał. Przywołanie
prawdziwej formy Kazeshini było ostatecznością.
– Nudny z ciebie przeciwnik –
stwierdził Arrancar. – Jestem rozczarowany. Myślałem, że vice kapitan zapewni
mi odpowiedniej rozrywki.
– Powiedziałbym, że mi
przykro, ale podobno kiepski ze mnie kłamca.
Wyprowadził
cięcie z prawej, jednak tamten uniknął. Hisagi nie czekał na jego reakcję.
Złapał katanę oburącz i korzystając z luki w gardzie przeciwnika, pchnął go.
Nie przewidział tego, że sam nieumyślnie się przed nim odsłoni i wróg to
wykorzystał. Shuuhei poczuł ostry ból ramienia.
– Tak się zastanawiam, kiedy
masz zamiar zaatakować mnie pełną mocą. Bo ja mam już dość tej nudnej gierki.
Dwa słowa
wystarczyły, by zielone reiatsu otoczyło sylwetkę Arrancara.
*
Odskoczyłam,
przyglądając się badawczo młodej kobiecie, ubranej w biały strój Arrancara; obcisły,
biały kombinezon, z wycięciem pod biustem, ukazującym dziurę w klatce
piersiowej. Gdyby nie buty na bardzo wysokim obcasie byłaby niewiele wyższa ode
mnie. Oczy nieznajomej wyglądały niemalże identycznie jak oczy Lucasa. Co
dziwiło mnie najbardziej to energia duchowa, taka sama jak Weissa. Kim ona do
cholery była?
– Kapitanie Hitsugaya, proszę
pozwól mi zająć się wrogiem i zabierz Shuri w bezpieczne miejsce –
zawołałam. Chciałam rozwiązać zagadkę nieznajomej, a on był jedną z dwóch osób,
którym mogłam bez wahania powierzyć opiekę nad Shuri.
Kątem oka
zauważyłam, jak opuścił miecz. Złapał Shuri za nadgarstek i zniknął, używając
Shunpo. Mogłam skupić się na walce, nie obawiając się o nią. Nie miałam
wątpliwości co do tego, że będzie bezpieczna z Toshirou.
Usta kobiety
wygięły się w drwiącym uśmiechu.
– Więc uważasz, że jesteś na
tyle silna, żeby poradzić sobie ze mną w pojedynkę, bez pomocy kapitana? Cóż za
lekkomyślność.
– To ty jesteś lekkomyślna,
skoro sądzisz, że możesz walczyć tylko z kapitanem.
– A to ciekawe.
Już miałam
atakować, kiedy zauważyłam jak jej nogi ugięły się w gotowości do wyskoku.
Natarła na mnie pierwsza. Z łatwością sparowałam jej atak. Była silna, jednak
nie na tyle, żebym nie zdołała się obronić. Atakowałam, kiedy tylko nadarzyła
się okazja i ze zdziwieniem stwierdziłam, że jej styl walki był dziwnie
znajomy. Nie musiałam się długo zastanawiać. Wyprowadziłam atak z góry, a ona
umknęła przed nim w identyczny sposób, w jaki robił to Lucas na treningach.
Arrancarka wykonała salto w tył. Zaskoczona swoim odkryciem, nie zdążyłam w
porę zareagować i kopnęła mnie prosto w twarz. Zachwiałam się, jednak
udało mi się odzyskać równowagę. W ostatniej chwili dostrzegłam jej
ostrze, pędzące w moim kierunku. Nie pozwoliłam, by jej atak doszedł do skutku.
Uchyliłam się przed nim i korzystając z chwilowej nieuwagi przeciwniczki,
cięłam ją. Skóra Arrancarów była wyjątkowo twarda, więc zamiast głębokiej rany,
na jej brzuchu pojawiło się płytkie rozcięcie, z którego sączyła się powoli
krew.
– Dziwka – warknęła.
– Co, zdziwiona? – zapytałam,
wycierając wierzchem dłoni krwawiący nos.
Uśmiechnęłam
się złośliwie, na co ona posłała mi gniewne spojrzenie. Nie czekała już ani
chwili dłużej. Odparowałam jej szybkie cięcie i odskoczyłam, zwiększając
dystans między nami.
– Wiesz, wydajesz mi się
dziwnie znajoma – powiedziałam w przerwie między kolejnymi ciosami. – Tylko nie
mam pojęcia... co możesz mieć wspólnego... z osobą, którą mi przypominasz... Poza
tym, że oboje jesteście Arrancarami.
– Nie mam pojęcia co masz na
myśli, ale nie obchodzi mnie to!
Wyraz jej
twarzy i chwilowe wahanie utwierdziło mnie w przekonaniu, że blefowała.
Przyszło mi na myśl, że musiała znać Lucasa i zorientowała się, że właśnie
o nim mówiłam. Wykorzystałam tą krótką chwilę, kiedy odsłoniła się przede
mną niemalże całkowicie i natarłam na nią. W ostatniej chwili spróbowała
uniknąć cięcia, które wyprowadziłam błyskawicznie, ale nie dała rady. Krew
trysnęła z rany na jej ramieniu, znacznie głębszej niż poprzednio.
– Oj, coś się nie możesz
skupić na walce.
Gniew wykrzywił
twarz Arrancarki. Odskoczyła prędko i wyciągnęła przed siebie rękę, a tuż nad
jej otwartą dłonią zaczęła gromadzić się kula energii. Przeklęłam szpetnie i
już miałam zamiar unikać, kiedy niespodziewanie zmaterializował się przede mną
Lucas. Niczym na zwolnionym filmie widziałam, jak obrócił się w stronę mojej
przeciwniczki i złapał ją za nadgarstek, powodując, że pocisk rozpłynął się
w powietrzu.
– Lucas? – wyszeptała
Arrancarka, potwierdzając jednocześnie moje wcześniejsze przypuszczenia.
Zmierzyła go wzrokiem, jakby nie dowierzała własnym oczom. – Dlaczego…?
Dlaczego, do cholery, masz na sobie mundur Shinigami?! Co to ma znaczyć?
– Co tu robisz, Linell? –
zapytał, jakby nie usłyszał jej wcześniejszej wypowiedzi, a mnie uderzył
sposób w jaki warzył słowa. Ta troska w jego głosie była wręcz rozczulająca,
jeszcze nigdy nie słyszałam, żeby zwracał się do kogoś w ten sposób.
– Ty zdrajco, po tym co
zrobiłeś, masz jeszcze czelność pytać?
Wyszarpnęła
rękę z uścisku Weissa i zaatakowała. Już miałam zamiar ruszyć z pomocą,
ale udało mu się w ostatniej chwili umknąć. Linell nie czekała długo, żeby
ponowić atak.
– Makoto, zostaw ją mnie i
znajdź Shuri! – zwrócił się do mnie, unikając ostrza, które musnęło skórę na
jego szyi. – Ich celem jest Piekielny Kwiat.
Przez chwilę zawahałam
się. Jako żołnierz powinnam zostać, żeby dokończyć pojedynek i zadać Weissowi
wszystkie pytania, które zadać w tej sytuacji powinnam. Jednak tu chodziło o
Shuri i cały mój profesjonalizm musiał szlag trafić, nawet jeśli ona była teraz
z kapitanem Hitsugayą. Umieściłam miecz w pochwie i, rzuciwszy ostatnie
spojrzenie Lucasowi, użyłam Shunpo.
______________________________________________
A cóż to takiego? Nowy rozdział prędzej niż po pół roku?
Takie tempo dodawania rozdziałów powinno wejść Ci w nawyk. Nie obraziłabym się:) Dobry rozdział, dobrze rozpisane walki, dynamizm zachowany, Hisagi taki jak trzeba z wiecznie zniecierpliwionym Kazeshinim. Trochę obawiam się tego, co szykujesz w dalszych rozdziałach, ale cierpliwie poczekam na ciąg dalszy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ajjj! Dziękuję bardzo! Same piękne prezenty w tym roku dostaję, prawie zapominam o tym, jaka jestem stara. :D
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz, jaką przyjemność sprawiło mi czytanie tego rozdziału, i to nie tylko ze względu na dedykację. Szczególnie ucieszyłam się, gdy Lucas porzucił ściganie siostry, żeby pomóc shinigami. Jednak Makoto i spółka miała na niego jakiś wpływ. :D Jednocześnie jego sekret wyszedł na jaw, nawet jeśli będzie dobrze po tym ataku Arrancarów, to wcale nie musi być wesoło dla jego samego.
Tak sądziłam, że musi dojść do spotkania między Linell i Makoto, ale szczerze urzekło mnie to, że Makoto wiedziała, jak z Arrancarką walczyć, bo dobrze znała ruchy Lucasa. Teraz nie wyprą się tego, że są rodzeństwem. :D Chociaż jestem bardzo ciekawa, co z tej walki wyniknie, czy Lucas przypadkiem (przymusowo lub nie) nie wróci do Hueco Mundo, no i jak to wszystko wpłynie na Shuri, bo to jej szukają (Aizen, nawet jak go nie ma, to mnie wkurza, tego już się nie da naprawić).
Jednocześnie mam złe przeczucia co do Tośka, bo to on jest z Shuri, a pewnie któryś z Arrancarów odkryje, że to właśnie po nią przyszli. Nawet nie próbuj mu coś zrobić, bo spotka Cię mój gniew!
Pozdrawiam i liczę na równie prędki następny rozdział!
Happy.
Hej! Jak fantastycznie widzieć nowy rozdział :D Chociaż powiem szczerze, boję się, że historia chyli się ku końcowi :C
OdpowiedzUsuńWspaniale się czytało, szczególnie fragment walki Makoto z Linell. Szkoda, że Lucas ją przerwał, chociaż starcie rodzeństwa też zapowiada się interesująco. Nie mogę się doczekać następnego, mam nadzieję, że utrzymasz tempo :D Przeczuwam, że to dopiero początek kłopotów. C:
Tak btw, fajnie poczytać coś bliczowego, gdzie wszystko nie kręci się wokół Ichigo. Ostatnie rozdziały mangi mnie pokonały. :v
Pozdrawiam i życzę dużo weny, na razie ♥
Matko, Invisible, Ty nadal dodajesz!
OdpowiedzUsuńJuz dawno odcięłam się od blogowej społeczności porzucając zarówno cudze blogi jak i swoje własne.
Nawet nie wiem na którym rozdziale u Ciebie skończyłam, wydaje mi się jakby to było kilka lat temu (i może faktycznie tak było).
Musze sobie odświeżyć wszystko, od jakiegoś czasu nachodzą mnie myśli, żeby wrócić nie tyle do starego opowiadania, co do stworzenia czegoś nowego. Może zacząć pisać krótkie shoty? Chciałabym się jakoś w tym kierunku rozwinąć.
Podziwiam Cie ze od tylu lat nadal posty się pojawiają, w tym wypadku akurat różnica pomiędzy notkami jest nieważna.
Pozdrawiam,
stara dobra Ryoka!