037. Łowczyni
Jak tylko
opuściłam Lucasa, zlokalizowałam reiatsu Shuri i kapitana Hitsugayi, i aż
zadrżałam ze strachu. Nie byli sami. Towarzyszył im Arrancar, który
z pewnością nie znalazł się tam dla towarzystwa. Biegłam tak szybko jak
tylko byłam w stanie, napędzona obawami, że wrogowie faktycznie przybyli
tutaj po Shuri. Chociaż nie, oni nie przybyli tutaj po zwykłą dziewczynkę,
której odebrano Zanpakutou. Przybyli tutaj ze względu na powód odebrania jej
broni. Oczywistym było, że to Aizen zlecił im tę misję i mimo iż nie miałam
pojęcia, dlaczego to zrobił, nie mogłam pozwolić, by im się powiodło. Biała
Dama w rękach Aizena mogłaby stać się niewyobrażalnie niebezpieczną bronią.
Przedarłam się
przez patrol Shinigami, którzy próbowali mnie zawrócić, twierdząc, że to rejon,
broniony przez szóstą dywizję. Po pokonaniu dwóch kolejnych zakrętów znalazłam
się w okolicy Wielkiej Biblioteki Shinigami, a reiatsu dowódcy dziesiątej
dywizji było tak intensywne, jakby stał tuż obok mnie. Użyłam Shunpo raz,
drugi, trzeci i wreszcie dotarłam do celu. Toshirou i Shuri byli za bardzo
skupieni na Arrancarze, żeby zareagować na moje pojawienie się, więc poszłam w
ich ślady. Dokładnie w momencie, kiedy mój wzrok dosięgnął wroga, z jego
piersi wydobyło się ostrze miecza.
Arrancar padł
martwy na ziemię i wtedy cała nasza trójka mogła dostrzec napastnika, który go
zabił. Kobieta, której odzienie wyraźnie wskazywało na to, iż była nietutejsza,
strzepnęła krew z obosiecznego miecza o dość nietypowym ostrzu
i automatycznie spojrzała na Shuri. Instynktownie wystąpiłam na przód, żeby
ją osłonić. Nie podobał mi się wyraz twarzy nieznajomej. Było w nim coś, co
przyprawiało mnie o gęsią skórkę; niecodzienna, a wręcz chora fascynacja.
Przyszło mi na myśl, że kobieta mogła być sojuszniczką Aizena, co w tej chwili
zaniepokoiło mnie jeszcze bardziej, niż fakt, że z powodu Piekielnego
Kwiatu w Soul Society zjawiła się cała Armia Arrancarów. Byłam prawie pewna, że
nikt w Seireitei nie posiadał informacji na jej temat. Co więcej, nie
potrafiłam wyczuć ani odrobiny reiatsu, zupełnie jakby nie istniała. Tylko
strach na twarzy Shuri i podejrzliwe spojrzenie kapitana Hitsugayi utwierdzało
mnie w przekonaniu, że nieznajoma nie była wytworem mojej wyobraźni.
Kobieta z
gracją zeskoczyła z muru i, wylądowawszy miękko na ziemi, zaczęła się zbliżać.
– Zatrzymaj się! – zawołałam,
dobywając miecza.
Poszłam w
ślady kapitana i wymierzyłam ostrze w kierunku przeciwniczki. Ona zdawała się
tego nie zauważyć i ze stoickim spokojem zbliżała się do Shuri.
– Proszę, przepuśćcie tę
dziewczynkę, to unikniemy niepotrzebnego rozlewu krwi.
– Najpierw powiesz nam kim
jesteś i co zamierzasz z nią zrobić – zażądał kapitan Hitsugaya.
– Już Hana-sama dobrze wie,
kim jestem.
Kobieta
zatrzymała się tuż przed zwróconymi w jej stronę Zabójcami Dusz
i uśmiechnęła się łagodnie. Zerknęłam kątem oka w stronę Shuri. Jeśli to
możliwe, wyglądała na jeszcze bardziej przerażoną.
– Nie znam pani – odezwała się
nieśmiało.
– Och, nie każ mi korzystać z
twoich metod, żebym mogła cię zmusić do powiedzenia prawdy, Hana-sama.
– Ja… nie mam pojęcia o czym
pani mówi – wydukała dziewczynka i popatrzyła zdesperowana na mnie i kapitana.
– Nee-chan, Toshirou, wierzycie mi, prawda?
Chciałam
zapewnić ją, że tak, ale zamiast tego wrzasnęłam przeraźliwie, kiedy moim
ciałem targnął nieziemski ból. Jakby moje ciało rozrywano kawałek po kawałku
w zwolnionym tempie. Nie mogłam skupić na niczym spojrzenia. Wszystkie
dźwięki zbiły się w chaotyczny jazgot. Powietrze przestało dostawać się do
płuc. Jedyne czego byłam pewna, to że jeszcze nigdy nie przeżywałam czegoś
podobnego. Pragnęłam tylko, żeby to się wreszcie skończyło. Chciałam przestać
czuć. Niech to przerwie! Niech mnie zabije!
– Przestań, Setsuna! Przestań
natychmiast!
Wtedy nagle
wszystko wróciło do normy. Zaczerpnęłam głośno powietrza, jakby miało go za
chwilę zabraknąć. Zdałam sobie sprawę z tego, że leżałam na ziemi. Całe moje
ciało dygotało wściekle, a twarz miałam mokrą od potu i łez. Dopiero na końcu
dotarło do mnie, że tamte słowa zostały wypowiedziane przez Shuri, która
wydawała się być wyjątkowo tym wstrząśnięta.
– Mówiłam, że dobrze wiesz,
kim jestem, Hana-sama. Nie zrobiłabym krzywdy twojej przyjaciółce, gdybyś mnie
posłuchała. – Kobieta opuściła rękę, do tej pory skierowaną w moją stronę.
Wyglądała na usatysfakcjonowaną tym, że jej imię padło z ust dziewczynki.
Shuri
pokręciła szybko głową, jakby zależało jej na zaprzeczeniu bardziej niż
kiedykolwiek. Zwróciła się do kapitana Hitsugayi, stojącego w nieznacznej
odległości od nieznajomej. Hyorinmaru, uniesiony na wysokość jego ramion
świadczył o tym, iż coś powstrzymało go przed natarciem na Setsunę.
– Toshirou, n-naprawdę nie...
nie wiem s-skąd znam jej imię... Nie mam na imię Hana... Nie wiem, nie rozumiem...
Przepraszam. Naprawdę przepraszam.
– W porządku. Wierzę ci,
Kawasumi, ale teraz się uspokój – odparł kapitan, wyraźnie zaniepokojony.
Jednak ona się
nie uspokoiła, jakby słowa kapitana do niej nie doszły. Powtarzała, że nie
rozumie co się działo i desperacko wszystkich przepraszała. Cofnęła się
o kilka kroków, złapała się za głowę, ściskając w dłoniach jasne włosy.
Chwyciłam
rękojeść Zabójcy Dusz i dźwignęłam się na nogi. Miałam bardzo złe przeczucia.
– Shuri, już w porządku. Nic
się nie stało.
Chciałam
podejść do niej i ją uspokoić, ale coś mnie hamowało. Wydawało mi się, że
wiedziałam co się za chwilę stanie, ale nie potrafiłam wykrzesać w sobie tyle
siły, żeby temu zapobiec. Już pewnie nie mogłam zrobić nic, co powstrzymałoby
nieuniknione.
Energia Białej
Damy wybuchła tak gwałtownie, aż odrzuciło mnie na kilka kroków w tył.
Zachwiałam się, ale nie straciłam równowagi. Udało mi się zauważyć jak
Piekielny Kwiat przywołała do siebie Zanpakutou Arrancara. Wystarczył jej do
tego tylko jeden ruch ręką, a rękojeść miecza automatycznie znalazła się w jej
dłoni. Czerwone tęczówki błysnęły, a usta wykrzywiły się w grymasie przypominającym
obrzydzenie, kiedy zwróciła się do Setsuny.
– Co ty tu robisz? – Z ust
Shuri wydobył się głos, który pomimo barwy bardziej pasował do dorosłej
kobiety. Każde słowo wypowiedziała z wyniosłością, która nie współgrała z jej dziewczęcym wyglądem. – Chyba nie myślisz, że
pozwolę ci na ponowne zapieczętowanie.
– Taki jest mój obowiązek jako
Łowczyni, więc bardzo mi przykro, ale nie mam innego wyjścia – odparła Setsuna,
a ton jej głosu wyraźnie świadczył, że z radością wykona swoje zadanie.
Zachowywały
się jak stare znajome, które spotkały się po latach i żadna z nich nie zwracała
uwagi ani na kapitana Hitsugayę, ani na mnie. Tak jakby zapomniały o naszej
obecności. Zauważyłam, że na obręczy oplatającej nadgarstek Shuri, zamigała
czerwona kontrolka i wtedy przypomniałam sobie do czego owo urządzenie służyło.
Jeśli ta rozmowa potrwa chwilę dłużej, być może oficerowie dwunastej dywizji
przybędą, zająć się Białą Damą i jakakolwiek walka będzie zbędna. Popatrzyłam
w kierunku kapitana. Pokazał gestem, żebym nie zwracała na siebie uwagi.
Najwyraźniej pomyślał o tym samym co ja.
– Nie spodziewaj się, że
pójdzie ci tak łatwo, bo tym razem jest inaczej.
– Zdążyłam się domyślić, że
jest inaczej – przyznała beztrosko Setsuna. – Twoje ciało się buntuje, a to się
nam jeszcze nie zdarzyło. Idąc dalej tym tropem, mogę śmiało wnioskować, że to
będzie bułka z masłem.
– Nie to miałam na myśli. –
Hana zmarszczyła gniewnie brwi. Słowa Setsuny wyraźnie wyprowadzały ją z
równowagi, a ja zaczęłam się obawiać, że to się dobrze nie skończy.
– Nie, oczywiście, że nie.
Dlaczego miałabyś chwalić się swoimi słabościami przed wrogiem? Też sądzę, że
to nie jest najmądrzejsze posunięcie.
– Dość!
Biała Dama
zamachnęła się, jakby rzucała czymś w Setsunę. Wydawało mi się, że to tylko nic
nieznaczący gest, ale kiedy Łowczyni machnęła od niechcenia ręką, w ścianie
pobliskiego budynku pojawił się spory krater. Hana, nie czekając na nic,
natarła na nią, a Setsuna zablokowała atak bez najmniejszego problemu.
Po oficerach
dwunastej dywizji nie było ani śladu, co niepokoiło mnie jeszcze bardziej. Nie
mogłam tak biernie czekać na rozwój wydarzeń. Spojrzałam w kierunku kapitana
Hitsugayi, ale on skupił swoją uwagę na zmaganiach Białej Damy
z Łowczynią. Poczułam jakiś dziwny impuls. Ścisnęłam rękojeść Zabójcy Dusz
i, w akcie desperacji, użyłam Shunpo, żeby przenieść się bliżej walczących.
Uniosłam miecz, gotowa do ataku. W tym samym momencie Biała Dama odwróciła się
w moim kierunku. Zawahałam się przez chwilę i ona to wykorzystała.
Poczułam uderzenie tej samej niewidzialnej energii, której użyła wcześniej.
Zanim się zorientowałam, leżałam na ziemi. Otrząsnęłam się prędko
i z przerażeniem stwierdziłam, że mój Zanpakutou leżał u stóp Białej
Damy. Zdawała się tego nie zauważyć, ale co z tego, skoro nie mogłam się do
niego zbliżyć?
Hana ponownie
skupiła swoją uwagę na Setsunie, a kapitan Hitsugaya to wykorzystał i natarł na
nią. Rzuciłam się w kierunku broni, kiedy nagle dźwięk zderzającej się stali
ustał i został zastąpiony przez głuche uderzenie ciała o ścianę. Wyprostowałam
się, żeby zobaczyć jak Toshirou osuwa się na ziemię.
– Kapitanie Hitsugaya! –
zawołałam.
Czas zatrzymał
się na kilka sekund, a gdy uświadomiłam sobie, że zarówno Setsuna jak i
Piekielny Kwiat zniknęły z pola widzenia, zostałam brutalnie odepchnięta.
Przewróciłam się i cały świat zawirował mi przed oczyma, kiedy przeturlałam się
po podłożu. Zamroczyło mnie po uderzeniu w ścianę budynku. Straciłam poczucie
rzeczywistości, ale sama nie wiedziałam czy na kilka sekund, czy godzin.
Dźwignęłam się na kolana, opierając się jedną ręką o ścianę. Drugą otarłam krew
spływającą mi do oka i złapałam się za głowę, a po tym jak obraz przed oczyma
zyskał na ostrości, ujrzałam Shuuheia. Pochylał się nade mną nieznacznie, jego
spojrzenie było dziwnie mętne, a z ust wypływały stróżki krwi. Poczułam
ukłucie niepokoju, które zmieniło się w panikę, kiedy powiodłam wzrokiem w
dół, żeby ujrzeć świeżą ranę, zadaną mieczem, na wysokości jego serca.
Czułam zimny
pot spływający po karku. Głos uwiązł mi w gardle i nawet jeśli miałam ochotę krzyczeć,
nie potrafiłam wydobyć z siebie dźwięku. Shuuhei osunął się na kolana. Dopiero
wtedy udało się oprzytomnieć do tego stopnia, że objęłam go zanim upadł na
ziemię. Poczułam coś lepkiego i mokrego na jego plecach. Przesunęłam rękę
wyżej, wyczuwając postrzępiony materiał pod palcami i podniosłam dłoń. Była
cała we krwi. Zadrżałam ze strachu, bo to oznaczało tylko, że miecz przeszedł
na wylot.
– Nie – jęknęłam, nie wierząc,
że to się działo naprawdę. – Nie, nie, nie!
Spojrzałam
przed siebie, żeby ujrzeć Białą Damę, dzierżącą zakrwawiony miecz. Uśmiechnęła
się z chorą satysfakcją wymalowaną na twarzy, jakby napawała się każdą sekundą
cierpienia, które zadała. W tej chwili nienawidziłam tej diablicy z całych sił,
a jej śmierci pragnęłam tak bardzo, jak jeszcze nie pragnęłam niczego na
tym świecie. Nie przestała się uśmiechać, gdy jej spojrzenie stało się
nieobecne, a tęczówki powoli zmieniły swoją barwę. Zaniemówiłam z
niedowierzania. Ta wiedźma celowo oddała Shuri kontrolę!
Zdezorientowana
Shuri zmarszczyła na chwilę brwi, przyglądając się nam, żeby po chwili na jej
twarzy pojawiło się przerażenie. Jej pierś zafalowała gwałtownie pod wpływem
szybkiego oddechu, aż w końcu jej usta opuścił krzyk. Czym prędzej odrzuciła
miecz Arrancara, jakby rękojeść parzyła jej dłoń.
– Onii-san! – załkała, robiąc
kilka kroków do przodu. Nie pozwoliłam jej na więcej.
– Zatrzymaj się! Nie podchodź
bliżej!
Poczułam się
niesamowicie podle na widok jej wyrazu twarzy. Nie chciałam tego robić, ale
bałam się, że skoro Piekielny Kwiat celowo oddała jej kontrolę, to mógł się za
tym kryć podstęp.
– Dla-czego nie…?
Zdziwiłam się,
kiedy usłyszałam słaby głos Shuuheia tuż przy swoim uchu. Byłam pewna, że
stracił przytomność. Kiedy zaczął się krztusić, dotarło do mnie jak wiele
wysiłku musiał włożyć w powiedzenie tych słów.
Serce mi
pękało, kiedy słyszałam płacz Shuri, ale póki panowała nad sobą, musiałam zająć
się Hisagim. Ułożyłam go ostrożnie na ziemi. Z dużym trudem czerpał każdy
kolejny oddech. Panika ponownie mną wstrząsnęła. Znałam się na pierwszej
pomocy, każdy Shinigami znał to proste zaklęcie Magii Demonów, które pozwalało
na jej udzielenie, ale w tej chwili to były nic nieznaczące sztuczki. Shuuhei
potrzebował opieki dobrze wyszkolonego medyka. Mimo to postanowiłam działać.
Nie mogłam się poddać. Wątłe zielonkawe światło otoczyło moje zakrwawione
dłonie, które trzymałam tuż nad raną. Nie mogłam pozwolić mu umrzeć!
– Wytrzymaj jeszcze trochę,
Shuuhei. Pomoc na pewno zaraz przybędzie i wszystko będzie dobrze! –
Zacisnęłam wargi. Miałam nadzieję, że zabrzmiałam przekonująco, mimo że tak
naprawdę zbierało mi się na płacz. Nie miałam pojęcia czy pomoc w ogóle tutaj
dotrze.
Hisagi
przekręcił głowę w kierunku Shuri.
– Sły-szałaś? – zwrócił się do
niej, krzywiąc się z bólu. – Będzie do-obrze.
Ponownie
zakrztusił się własną krwią, która obficie wypłynęła mu z ust. Zgroza ogarniała
mnie na myśl, że moje Kidou wcale nie pomagało.
– N-nic już nie mów –
poprosiłam, widząc jak bardzo go to męczy. Znów popatrzył na mnie, a ja byłam
pewna, że ostatkiem sił trzyma się przytomności. – Zaraz ktoś ci pomoże, tylko
nie zasypiaj, proszę cię.
Wtedy
niespodziewanie z uliczki naprzeciwko wybiegła spora grupa Shinigami, wśród
których dostrzegłam Kurotsuchi Nemu. Oficerowie dwunastej dywizji otoczyli
Shuri. Widząc wyraz jej twarzy zachciałam ich powstrzymać, ale świadomość tego,
że nie miałam innego wyjścia była silniejsza. Dziewczynka wycofała się, ale
dopadła ją Kurotsuchi. Wyrywała się, protestując i łkając, ale była bezsilna
wobec oficerów dwunastki. Choć tak bardzo pragnęłam jej pomóc, pamiętałam co
powiedział mi Akon, kiedy opuszczała Instytut. Żeby tylko na nią nie patrzeć,
wbiłam wzrok w twarz Hisagiego, walczącego o każdy oddech. Nagle przed
jego oczyma pojawiła się drobna, kobieca dłoń, spowita jasnym światłem. Spojrzenie
Shuuheia stało się puste, a jego powieki opadły powoli.
– Nie! – zawołałam i
momentalnie popatrzyłam na sprawczynię tego stanu rzeczy. Shion nie wyglądała
na przejętą. – Morimi, co to ma znaczyć?!
– Och, zamknij się, jest tylko
nieprzytomny – burknęła, dźgając mnie łokciem w żebra. – Przesuń się.
Zrobiłam co mi
kazała, uważnie obserwując jej dalsze poczynania. Zaklęcie lecznicze w jej
wykonaniu wyglądało na pewniejsze od mojego.
– Nawet nie wiem jak mam ci
dziękować – powiedziałam, kiedy kolejny wdech przyszedł Shuuheiowi nieco
łatwiej.
– To go tylko utrzyma przy
życiu do momentu przybycia czwartej dywizji – oznajmiła sucho i popatrzyła na
mnie znacząco. – No, na co czekasz? Nie masz zbyt wiele czasu. Gazu!
______________________________________________
Miesiąc po czasie i to przy okazji wklejania linków na nowego bloga, ale przybywam.
OdpowiedzUsuńNie bardzo wiem, o co chodzi z tą łowczynią, kim jest i dlaczego poluje na Piekielny Kwiat. Nie wiem też, czy to dobrze czy źle, ale to wszystko przestało mieć znaczenie, gdy postanowiłaś niemal zabić Shuuheia. Już gryzłam palce z nerwów. No wiesz Ty co? Tak nie wolno. Mam nadzieję, że przeżyje. A Dwunastka jak zwykle spóźniona.
Pozdrawiam