038. Siostra

Słowem wstępu, małe przypomnienie ostatnich rozdziałów.

Po letnim festiwalu wszystko zdawało się wrócić do stanu z przed pojawienia się Piekielnego Kwiatu. Niestety sielanka nie mogła trwać wiecznie. Na Seireitei napadła grupa Arrancarów, mająca na celu schwytanie Shuri. Lucas wyczuł, że pośród nich jest jego siostra, więc niezwłocznie ruszył na poszukiwanie, jednak to Makoto odnalazła ją pierwsza.

Kawasumi nie rozumie skąd wynika podobieństwo Linell i Lucasa. Rozpoczyna z nią walkę, którą przerywa Weiss. Arrancar odkrył cel inwazji i nakazuje Makoto odnalezienie Shuri, podczas gdy sam wdaje się w walkę ze swoją siostrą. Usiłuje się wytłumaczyć opowiedzieć jej swoją wersję wydarzeń z dnia, w którym opuścił Hueco Mundo, ale zaślepiona wściekłością Linell nie chce słuchać. Furia ogarnęła ją do tego stopnia, że nie jest w stanie w pełni skupić się na walce, więc ostatecznie potyczka rodzeństwa kończy się remisem.

Równolegle Shuuhei walczy z jednym z Arrancarów i również zdobywa informacje o celu ich inwazji. Pokonuje swojego przeciwnika i rusza do Shuri.  Tymczasem Makoto odnajduje swoją siostrę i kapitana Hitsugayę, mierzących się z wrogiem. Nie zdążyli jednak podjąć z nim walki, ponieważ zabija go tajemnicza postać, która wyprowadza Shuri z równowagi i wywołuje ponowne pojawienie się Białej Damy. Wywiązuje się walka między tajemniczą Łowczyni i Piekielnym Kwiatem. Makoto nieudolnie usiłuje wtrącić się w ich walkę w wyniku czego staje się celem Białej Damy. Kawasumi zostaje uratowana przez Hisagiego, który zostaje ciężko ranny.

Na tym zakończyłam i spieszę z dalszym ciągiem, jednak w pewnej kwestii potrzymam was jeszcze chwilę w niepewności



Kiedy w końcu udało jej się ochłonąć, Linell poczuła się naprawdę szczęśliwa, że ma przy sobie swojego brata, a skoro znów mogli być razem, już nic się nie liczyło. Potrafiła mu wybaczyć nawet to, że podawał się za jednego z Shinigami, bo jeśli dzięki temu udało mu się przeżyć, nie będzie miała mu tego za złe. Rozczarowanie jego postępowaniem, gniew za to, że pozostawił ją całkiem samą, czy chęć zadania mu bólu, te wszystkie uczucia wyparowały, a wystarczyło do tego tylko jedno słowo. Przepraszam. To było tak szczere, że Linell postanowiła mu natychmiast wybaczyć. Skoro teraz się spotkali, to wiedziała, że brat jej już nigdy nie opuści. Wreszcie mogła przestać być bezbronną dziewczynką, poszukującą swojego anioła stróża.

Zaprowadził ją do swojej kwatery w jednym z oddziałów obronnych. Twierdził, że będą bezpieczni, ale i tak czuła się dosyć nieswojo w tym miejscu. Przede wszystkim dlatego, że w dalszym ciągu znajdowali się na terytorium wroga. Oboje nosili znamiona walki. Pozbyli się strojów wierzchnich i półnadzy opatrywali swoje rany.

– Więc tamta Strażniczka cię odnalazła i pomogła? Jakoś nie chce mi się w to wierzyć.

Lucas podniósł wzrok, unosząc nieznacznie kąciki ust.

– Czy ja cię kiedykolwiek okłamałem?

Linell skrzywiła się po części dlatego, że mokry materiał, którym Lucas ścierał krew z jej ciała, w kontakcie z jej ranami przynosił nieprzyjemne pieczenie. Po części też dlatego, że nie musiała sięgać daleko pamięcią, żeby odpowiedzieć na jego pytanie. Zauważył tę zmianę w wyrazie jej twarzy.

– Wybacz. Durne pytanie – powiedział skruszony i pocałował jej odsłonięte ramię. Poczuła przyjemne mrowienie wzdłuż kręgosłupa. Tak bardzo jej tego brakowało.

– Wiesz, to chyba swego rodzaju hipokryzja – stwierdziła. Czuła usta Lucasa na swojej szyi, ale ku jej ogromnemu niezadowoleniu, odsunął się od niej.

– Co masz na myśli?

– Szykowałeś zamach na Shinigami, którzy rządzili w Hueco Mundo, a gdy znalazłeś się tutaj, po sromotnej klęsce, zostałeś uratowany przez jedną z nich. Mało tego, ty sam praktycznie stałeś się Strażnikiem Śmierci. Ironia losu?

Była zawiedziona, kiedy kolejną rzeczą, za którą zabrał się Lucas było bandażowanie jej nadgarstka, zamiast kontynuowania tego, co zaczął.

– Tonący brzytwy się chwyta – przyznał Lucas. – Poza tym, czułem że jestem jej coś winien za to, że uratowała mi życie i dlatego obiecałem, że nie skrzywdzę żadnego Strażnika Śmierci. Nie sądziłem, że jeszcze kiedykolwiek wrócę do Las Noches, więc nie miałem nic do stracenia.

Linell znów się skrzywiła i tym razem już nie z bólu. Nawet gdyby chciała, nie potrafiłaby nie zauważyć zmiany, jaka w nim zaszła odkąd go widziała go po raz ostatni. Mimo, że nie dał po sobie tego poznać, wyczuła, że Lucas zdecydowanie czuł coś do tej Shinigami. Coś poważniejszego niż zwyczajną wdzięczność za uratowanie życia i to jej się tak strasznie nie podobało. Mimo to, kontynuowała tę rozmowę.

– Gdybyś miał teraz taką możliwość, wróciłbyś tam?

Patrzyli sobie w oczy, ale tym razem nie potrafiła wyczytać zbyt wiele z jego wyrazu twarzy. Nigdy nie była w tym dobra, ale dopóki znała tę samą sztuczkę na maskowanie swoich uczuć, nie miała mu tego za złe. Byli do siebie tak podobni, że niektóre zachowania z jego strony mogła bez trudu przewidzieć.

W końcu Lucas opuścił wzrok i skończył bandażowanie jej nadgarstka. Przeczesał palcami gęste włosy siostry, powodując, że znów poczuła przyjemne mrowienie na skórze.

– Wątpię, że jestem tam mile widziany – stwierdził gorzko. Linell przygryzła wargę, próbując zamaskować uśmiech. Chętnie sama powiedziałaby na głos to co chciała usłyszeć. Mogłaby wtedy mu zaproponować, że zrobi co w jej mocy, żeby tylko mu pomóc wrócić do domu. On natomiast z radością by na to przystał. – I nie, nie chciałbym tam wrócić.

Tak, Linell Weiss była szczęśliwa i nie mogła tego zepsuć nawet opowieść Lucasa o tym co działo się z nim, odkąd trafił do Soul Society. A przynajmniej tak jej się zdawało.

*

Jeżeli kiedykolwiek, w obliczu strasznych wydarzeń pomyślałam sobie, że gorzej już być nie może, to zapragnęłam wszystko odszczekać. Los dosłownie śmiał mi się w twarz, jakby twierdząc, że nie mam pojęcia do czego jest jeszcze zdolny. Ale ja już nie wierzyłam, że mogłoby być jeszcze gorzej. Kiedy beznadziejność sytuacji sięga dna, nie można przebić się już niżej. Po prostu nie można.

Tak jak zawsze, kiedy w Seireitei wybuchała walka, w zatłoczonym holu przy głównym wejściu do czwartego oddziału wrzało jak w ulu. Shinigami ze wszystkich pozostałych dywizji przybywali przeważnie żeby zdobyć informacje. Niektórzy czekali na raporty, zawierające statystyki na temat liczby rannych lub martwych dywizjonistów, inni prywatnie dowiadywali się jaki jest stan ich kolegów czy podwładnych. Nieliczni opuszczali budynek, po uprzednim opatrzeniu ran, ale nawet oni nie wyglądali na zadowolonych z tego powodu. Bo być może niewiele brakowało, a złamanej kończyny nie udałoby się uratować, gdyby wróg był silniejszy. Bo ktoś teraz wyszedł z tego cało, ale obawiał się, że to jeszcze nie koniec. Czy wreszcie dlatego, że młody rekrut, który nie brał jeszcze udziału w walce, przekonał się na własnej skórze jak może być przerażająca.

Obserwowałam twarze nieznajomych, zastanawiając się co ich tu sprowadziło, usiłując jednocześnie nie myśleć dlaczego sama się tutaj znalazłam. Jak do tej pory nie otrzymałam żadnych wieści na temat stanu zdrowia Shuuheia, a to doprowadzało mnie do szaleństwa. Co prawda minęło zaledwie pół godziny odkąd trafił do jednostki medycznej, po uprzednim przygotowaniu go do transportu i być może było jeszcze za wcześnie na przekazanie konkretnych informacji. Ale zadowoliłoby mnie cokolwiek, co miało jakiś związek z nim. Nieświadomość w tej sytuacji była prawdziwą męczarnią, dlatego robiłam wszystko, żeby skupić się na czymś innym.

Wydawało mi się, że odkąd po raz ostatni rozmawiałam spokojnie z Shuri minęły setki, albo nawet tysiące lat, a przecież widziałyśmy się jeszcze dziś przed południem. Ubiegłego wieczoru zastanawialiśmy się z Shuuheiem gdzie zabierzemy ją jutro po pracy, żeby móc świętować jej urodziny. Jakieś fatum postanowiło zniszczyć wszystko. Shuri trafiła po raz kolejny w łapska kapitana dwunastej dywizji i jakby tego było mało Shuuhei walczył o życie. Spojrzałam na swoje dłonie całe we krwi. Jego krwi. Poczułam zapierający dech uścisk w piersi.

– Wyglądasz fatalnie.

Podniosłam głowę na dźwięk głosu Rangiku. Mogłabym przysiąc, że wyłoniła się spod ziemi, bo jeszcze chwilę temu nie widziałam jej w pobliżu. Była zbyt charakterystyczną osobą, żeby ot tak przeoczyć ją w tłumie.

– Wracam właśnie od kapitana Hitsugayi i słyszałam, co się stało – oznajmiła, posyłając mi współczujące spojrzenie. Zajęła miejsce obok. – Wiesz już cokolwiek?

Pokręciłam przecząco głową, spoglądając ponownie w stronę tłumu. Pewien oficer z wymalowaną na twarzy ulgą chwycił właśnie dłoń medyka i potrząsnął nią energicznie. Najwyraźniej mu za coś dziękował. Przetarłam powieki i znów popatrzyłam na Matsumoto. Widok czyjegoś szczęścia działał mi w tej chwili na nerwy.

– Z kapitanem wszystko w porządku?

Skinęła głową.

– Na szczęście nic mu nie będzie. Doznał tylko wstrząśnienia mózgu, więc zostanie jakiś czas na obserwacji – westchnęła. – I całe szczęście, bo jeśli to spotkanie z Białą Damą skończyłoby się tak jak poprzednie, to bym go chyba dobiła za całą papierkową robotę, która by na mnie spadła.

Dolna warga zadrgała mi gwałtownie, więc szybko zakryłam usta dłonią, mając nadzieję, że się nie rozpłaczę. Vice kapitan nie powiedziała nic złego, ale już wtedy czułam się winna temu, co stało się Toshirou, więc dzisiejsze wydarzenia spowodowały, że to uczucie wróciło, potęgowane strachem o życie Hisagiego.

– Och, Makoto, jeszcze wszystko będzie dobrze. Czwarta dywizja potrafi zdziałać cuda, uwierz mi wiem coś o tym.* – Złapała się za prawy bok, krzywiąc się nieznacznie. – Poza tym Shuuhei jest silny i nie powinnaś mieć wątpliwości, że wyliże się z tego.

– Ale to znowu moja wina. Za każdym razem, kiedy ta wiedźma kogoś atakuje, dzieje się to przeze mnie – każde słowo wypowiadałam coraz bardziej piskliwie i nie potrafiłam już nad tym zapanować. – Powinnam pobiec do Kurotsuchiego jeszcze zanim zaatakowała kapitana Hitsugayę. Gdybym już wtedy zaczęła działać, to ta sytuacja nigdy nie miałaby miejsca, a Shuuhei byłby cały i zdrowy. – Pociągnęłam głośno nosem. – To wszystko moja wina.

– Już wystarczy! – Rangiku powstała szybko z miejsca. Twarz miała poważną. – Przestaniesz mi się w tej chwili mazać i pójdziesz ze mną. Nie ma mowy, żebym pozwoliła ci pokazać się Shuuheiowi w takim stanie. Znajdziemy kogoś kto zajmie się tym paskudnym rozcięciem na twoim czole, a potem pójdziemy do ciebie.

– Rangiku-san, ale…

– Nie chcę słyszeć żadnych wymówek. No, rusz się!

*

– Powinnam zostać w czwartej dywizji. Co jeśli…

– Już! Cicho! Nic nie mów! – rozkazała, Matsumoto, wprowadzając mnie do łazienki w moim własnym mieszkaniu. – Spójrz w lustro i powiedź mi co widzisz.

Zrobiłam co mi poleciła i od razu pojęłam, dlaczego mnie tu zaciągnęła. W takim stanie mogłam tylko straszyć. Byłam prawie cała umazana we krwi. Twarz i ubranie pokrywały czerwone, zaschnięte plamy. Brudne, potargane włosy i opuchnięte, zaczerwienione oczy dopełniały tylko wrażenia, że wyglądałam jakbym wyszła ledwo żywa z jakiejś krwawej rzezi. Pokazywanie się w tym stanie komukolwiek po ciężkiej operacji nie było najlepszym pomysłem.

– Widzę ducha – odparłam w końcu.

– No właśnie, a więc do dzieła.

Nie miałam pojęcia, jak bardzo tego potrzebowałam. Psychicznie być może wciąż nie czułam się najlepiej, ale moje ciało zareagowało na strumień gorącej wody jak na leczniczy balsam. Kiedy wyszłam z łazienki, zastałam Matsumoto, krzątającą się w kuchni. Przecierając mokre włosy ręcznikiem, usiadłam przy stoliku, a wtedy blondynka postawiła przede mną kubek z parującą zieloną herbatą. Byłam jej szczerze wdzięczna za wszystko co dla mnie robiła, bo gdyby nie ona, zapewne rozsypałabym się na kawałki.

– Masz świetne wyczucie czasu, dosłownie przed chwilą zdążyłam zaparzyć herbatę – zaświergotała.

Pozostawiając ręcznik na głowie, objęłam kubek palcami. Rangiku zajęła miejsce obok mnie.

– Wysłałam Piekielnego Motyla do czwartej dywizji, więc jak tylko skończą operować to dowiemy się co z Shuuheiem.

Popatrzyłam na nią niepewnie.

– Myślisz, że udzielą ci informacji? Z tego co wiem niechętnie mówią cokolwiek o stanie zdrowia, jeśli poszkodowany jest spoza dywizji osoby pytającej.

Rangiku posłała mi cwany uśmiech, przeczesując palcami miodowe loki.

– Widzisz, właśnie dlatego tak dobrze być vice kapitanem. Masz wystarczająco dużo wpływów, żeby wypytać o wszystko, co nie zostało opatrzone etykietką wyłącznie do wiadomości kapitanów. – Owinęła kosmyk wokół palca i przyjrzała się krytycznie końcówkom. – Oczywiście wtedy wchodzi w grę urok osobisty i cała Społeczność Dusz leży u twych stóp. – Poprawiła dekolt, odsłaniający spory fragment jej obfitego biustu.

– Nie mam pojęcia, jak mam ci dziękować, Rangiku-san.

– O to się nie martw. Już ja dopilnuję, żebyś mi się jakoś odwdzięczyła.

Nie wiedziałam, jak ona to zrobiła, ale udało mi się uśmiechnąć.

Nieoczekiwanie usłyszałyśmy pukanie do drzwi. Nie spodziewałam się nikogo w tej chwili i co ważniejsze nie miałam ochoty widzieć się z nikim poza Rangiku. Mimo to wstałam. Ręcznik, o którym zdążyłam zapomnieć, zsunął się na ramiona, po czym opadł z cichym szelestem na matę tatami. Otworzyłam drzwi i zamurowało mnie na widok Lucasa.

Właściwie sama nie wiedziałam skąd taka reakcja. Odkąd stał się mieszkańcem Społeczności Dusz jego wizyty w końcu stały się czymś zupełnie normalnym. Zawsze był u mnie mile widziany, a już w szczególności w momentach, kiedy Biała Dama postanawiała wywracać całe moje życie do góry nogami. Powinnam się spodziewać, że w końcu się tutaj pojawi. A jednak coś mi podpowiadało, że po spotkaniu z tamtą Arrancarką, którą nazwał Linell, zdecyduje się wrócić do Las Noches. Ulżyło mi, że tak się nie stało.

– Musimy porozmawiać – powiedział.

Rangiku wstała z miejsca i podeszła do nas. Tak poważnej nie widziałam jej chyba jeszcze nigdy.

– Mogłybyśmy powiedzieć dokładnie to samo. – Zmarszczyła brwi, nie spuszczając wzroku z Weissa.

Ustąpiłam, żeby wpuścić Arrancara do mieszkania i jeszcze zanim zamknęłam drzwi, upewniłam się, że nikt go nie śledził. Tak na wszelki wypadek.

Lucas nie wyglądał na zadowolonego z obecności Rangiku, a to nie mogło zwiastować niczego dobrego. Miałam wrażenie, że przyszedł tutaj, żeby porozmawiać o Linell. Mogłabym pokusić się o zgadywanie, że pokonał ją i chciał mi to oznajmić i przy okazji wyjaśnić kim dla niego była. Ale wtedy obecność Matsumoto nie miałaby znaczenia, bo nie musiałby ukrywać, że pozbył się wroga. Coś tutaj było nie tak.

– Nie miałem z tym nic wspólnego – odezwał się, zanim któraś z nas zdążyła otworzyć usta.

– Skąd mogę wiedzieć, że mówisz prawdę? – zapytałam, mrużąc oczy. Lucas posłał mi zdziwione spojrzenie.

– Ty chyba żartujesz.

– No wyobraź sobie, że nie. – Przeszłam obok stolika, krzyżując ręce na piersi. – Widziałam cię, uciekającego poza teren dywizji, chwilę po tym, jak rozległ się alarm, a kiedy odnalazłam w redakcji Shuuheia, to się jeszcze okazało, że go zaatakowałeś. Dlatego pytam: czy mam jakieś podstawy, żeby ci wierzyć?

Zauważyłam, że zacisnął dłonie w pięści

– Stał mi na drodze, a ja musiałem ją odnaleźć.

– O czym ty mówisz? – zapytała Rangiku

Weiss zawahał się, utwierdzając mnie w przekonaniu, że chciał porozmawiać o tamtej kobiecie i bardzo zależało mu na tym, żeby ta rozmowa odbyła się bez świadków.

– Musiałem odnaleźć moją siostrę, Linell.

_________________________________________________

*Tak gwoli przypomnienia, jak wspomniałam w zakładce „O opowiadaniu”. W związku z tym, że kiedy zaczęłam pisać tego tasiemca, wojna w Karakurze jeszcze trwała, zawiesiłam ją krótko po przybyciu Vizardów do Fałszywej Karakury, w związku z czym ofiary zwierzątka podopiecznych Harribel (Matsumoto, Hinamori, Hisagi i Iba) zostały wyleczone już w czwartej dywizji.

Komentarze

  1. Ok, słabo pamiętam, co działo się wcześniej. To znaczy te ostatnie rozdziały z walką i dramatem Mako związanym z Shuu kojarzę całkiem nieźle, ale już wcześniej jest dla mnie mętną plamą. Muszę wrócić do początku, kiedy tylko uporam się z innymi, bardziej priorytetowymi rzeczami.
    Scena pomiędzy Arrancarami ani mnie ziębi, ani grzeje, ale to chyba właśnie kwestia tej plamy w pamięci. Natomiast domyśliłam się, że zamierzasz nas jeszcze potrzymać w niepewności co do Shuu. Jest to wredne, ale sama bym pewnie tak zrobiła, a że robiłam też gorsze rzeczy, to może nie powinnam się odzywać?
    Matsu jest jak zwykle kochana. Uwielbiam tę kobietę. Wystarczy ją napuścić na taką biedną, rozhisteryzowaną sierotkę i zaraz wydobywa z niej na nowo naszą bohaterkę. I to nawet nie jest kwestia tego, że my ją tak widzimy, ona po prostu taka jest, co Bleach udowodnił przynajmniej kilka razy. Uwielbiam tę kobietę, naprawdę.
    W ogóle bardzo się cieszę, że wróciłaś do PK, bo mam niedobór bleachowych opowieści. Doff mi się kończy, Wattpady głównie milczą, a ile można się zachwycać własnymi tekstami albo czytać stare opowieści? KnY spodziewaj się czwartek-piątek, o ile się wyrobię z przepisywaniem i korektą.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest totalnie moja wina i efekt tego, że przez trzy lata (!) nie opublikowałam żadnego rozdziału, dlatego ani trochę się nie dziwie, że niewiele pamiętasz z wcześniejszych wydarzeń.
      I wiem, że to strasznie wredne po takiej przerwie nie napisać nic o Hisagim, ale no muszę potrzymać w napięciu, bo inaczej byś tu już więcej nie wróciła xD.
      Też strasznie cierpię na niedobór fanfików Bleacha we krwi i ciągle mam nadzieję, że powrót anime w przyszłym roku rozrusza coś w tej kwestii, bo naprawdę chciałoby się poczytać coś fajnego i nowego, a nawet nie ma gdzie, bo większość zakończona albo w najgorszym przypadku porzucona ;( Nie mamy innego wyjścia i musimy same coś zrobić z tą pustką.
      Ja zaś do siebie zapraszam za jakieś dwa tygodnie.
      Buziaki!

      Usuń

Prześlij komentarz