039. Napięcie

Ok, stresuję się, bo naprawdę długo siedziałam nad tym rozdziałem.

_______________________________________________

Schemat ewolucji Pustych nie dawał mi spać po nocach w Akademii Shinigami, bynajmniej nie dlatego, że mnie przerażał. Powód był bardziej prozaiczny, bowiem właśnie przez to oblałam jeden z ważniejszych przedmiotów podczas trzeciego roku nauki. Płakać mi się chciało, kiedy musiałam uczyć się go na poprawkę, ale dzięki temu zapamiętałam go, jak mi się teraz wydawało, na całe życie. Dzięki niemu miałam pewność, że Puści nie mogą się rozmnażać i właśnie dlatego, nie miałam pojęcia jakim cudem Arrancar mógł mieć siostrę tak bardzo do siebie podobną.

Odkładając tę kwestię na bok, nie wiedziałam, czy wciąż mogłam ufać Lucasowi. Bo jeśli faktycznie chciał tylko odnaleźć swoją siostrę, to dlaczego zachowywał się, jakby miał coś wspólnego z inwazją. Z drugiej zaś strony to od niego dowiedziałam się, że celem Arrancarów był Piekielny Kwiat. Pragnęłam wierzyć w jego niewinność, bo naprawdę miałam dość złych wiadomości jak na jedną dobę. Dlatego pozwoliłam mu na opowiedzenie jego wersji wydarzeń, nie przerywając ani razu, tak samo jak tamtego dnia, kiedy opowiadał mi o swoim przybyciu do Soul Society.

– Starałem się, żeby nikt mnie nie zauważył, kiedy już wymknąłem się z dziewiątej dywizji, ale to nie było łatwe po tym jak rozległ się alarm. Wiem, że to mogło wyglądać cholernie podejrzanie, ale jeśli ktoś by mnie śledził, to dopiero by się zrobiło nieprzyjemnie, gdyby wyszło na jaw, że zna mnie któryś z intruzów.

Lucas przeszedł przez pokój i w końcu oparł się o framugę drzwi pokoju Shuri, krzyżując ręce na piersi. Zawahałam się chwilę i w końcu zajęłam miejsce przy stoliku. Rangiku poszła w moje ślady.

– Podążyłem za reiatsu Linell, ale kiedy dotarłem do jego źródła, zdaje się, że to był teren trzeciej dywizji, zamiast niej zastałem tam dwójkę rannych rekrutów. Chłopaka z dziewiątki i dziewczynę z trójki. Oni mi powiedzieli, że celem intruzów jest Piekielny Kwiat. Nie byłem pewien czy powinienem przerwać swoje poszukiwania i odnaleźć ciebie, Makoto. Na szczęście podjęcie decyzji przyszło mi łatwiej niż myślałem.

– Co to znaczy? – zapytała Rangiku, marszcząc brwi.

– Walczyłam z Linell – odparłam. – Już wtedy wydała mi się dziwnie podobna do niego, ale nie wpadłam na to, że mogą być rodzeństwem. Potem pojawił się Lucas i powiedział mi co tu się święci, więc pobiegłam szukać Shuri. – Znów popatrzyłam na Weissa. – Nie mam pojęcia co stało się dalej.

Mięśnie jego twarzy poruszyły się w ten sposób, że miałam pewność, iż zaciska szczęki. Poza tym drobnym szczegółem jego twarz nie wyrażała większych emocji.

– Pokonałem ją – powiedział krótko.

Z jakiegoś powodu wydawało mi się, że nie mówił całej prawdy. Być może gdybym nie usłyszała z jaką czułością się do niej zwracał, byłabym skłonna mu uwierzyć.

– Więc szukałeś ją tylko po to? – zapytała sceptycznie Rangiku. – Tak bardzo spieszyło ci się do walki, że postanowiłeś zachowywać się aż tak podejrzanie?

– Nie chciałem z nią walczyć – odparował szybko Lucas. – Chciałem ją powstrzymać przed zrobieniem czegoś, czego by potem żałowała, ale ona nie słuchała.

Wciąż nie byłam pewna, czy mogłam mu ufać w tej sprawie. Linell faktycznie rzuciła się na Lucasa, kiedy ten przerwał naszą potyczkę, ale z jakichś przyczyn wydawało mi się, że nie walczył z nią na śmierć i życie po moim odejściu.

Nie mogłam się nad tym dłużej zastanawiać. Do pokoju wleciały dwa Piekielne Motyle, obydwa do Rangiku. Matsumoto cierpliwie wysłuchała wiadomości. Zmarszczyła brwi, kiedy pierwszy z nich przekazał swoją, a ja poczułam jak drżą mi ręce. Jeden z nich przyniósł wieści, na które sama tak bardzo czekałam. W końcu drugi motyl opuścił pokój, znikając na tle nocnego nieba.

– Dobra wiadomość dla ciebie, zła dla mnie – oznajmiła w końcu, a mi serce zabiło mocniej. – Skończono operować Shuuheia, po więcej wiadomości masz się zgłosić do szpitala i możesz to zrobić nawet zaraz.

Wstając z miejsca niewiele brakowało, żebym podskoczyła.

– A ta zła? – zapytałam niepewnie.

– Zła jest taka, że jutro z samego rana mam pilne zebranie vice kapitanów i moja obecność jest obowiązkowa. Będziemy omawiać to, co się dziś stało.

Wypuściłam powietrze, nieświadoma tego, że w ogóle wstrzymałam oddech i schowałam twarz w dłoniach. Skończyli operację. Przeżył.

*

Zdziwiłam się, kiedy sama kapitan Unohana przekazała mi na czym polegała operacja. Byłam świadoma, że to właśnie ona zajmowała się leczeniem Hisagiego, ale moja ranga nie wymagała, żeby musiała się do mnie fatygować osobiście. Spodziewałam się raczej jakiegoś nisko postawionego oficera, zaznajomionego z przypadkiem Shuuheia. Dowiedziałam się, że miecz Hany przebił jego lewe płuco, ale nie zdołał dosięgnąć serca. Poza tym został wcześniej ranny w brzuch. Stracił dużo krwi, ale dzięki temu, że ktoś już wcześniej zaczął leczyć tą ranę, utrata nie była krytyczna. Cała procedura naprawy szkód, choć nie łatwa, przebiegła bez większych komplikacji. Stan Hisagiego był ciężki, ale szanse na to, że wyjdzie z tego były dość wysokie.

Nie sądziłam, że pozwoli mi się z nim zobaczyć, ale musiałam zapytać. Tym większe było moje zdziwienie, gdy poprosiła stojącego w pobliżu oficera, żeby mnie tutaj przyprowadził.

Poczułam się jakby ktoś zadał mi cios jakimś tępym narzędziem w pierś, kiedy go zobaczyłam. Shuuhei zajmował jedyne łóżko w małej sali na oddziale intensywnej terapii, otoczone przez najróżniejszą medyczną aparaturę. Oficer, wyjaśnił do czego służyła, ale wychwyciłam tylko że jedna z maszyn monitoruje pracę jego serca i poziom reiatsu. Kolejna zaś pomagała mu oddychać. Za bardzo skupiłam się na tym, jak na niecodziennie bladej twarzy Hisagiego odznaczały się sine cienie pod oczami, żeby przywiązać większą uwagę do słów medyka. To co usłyszałam było wystarczająco dobijające.

W końcu zakończył recytować, co miał mi do przekazania i zapytał, czy jest coś jeszcze co chciałabym wiedzieć. Poprosiłam tylko, aby zostawił mnie samą z Shuuheiem. Zamknął za sobą drzwi, a ja stałam bez ruchu onieśmielona i skołowana. Nie byłam pewna, co powinnam teraz ze sobą zrobić. W końcu zajęłam miejsce na krześle przy łóżku Shuuheia i chwyciłam ostrożnie jego chłodną dłoń, jakbym bała się, że mój dotyk mógł mu zaszkodzić.

To ja powinnam znaleźć się na jego miejscu. Jakkolwiek wyświechtana by nie była ta fraza, to w tej sytuacji pasowała jak ulał. Ja ściągnęłam na siebie Hanę i to ja byłam na tyle nieostrożna, że straciłam ją z pola widzenia. Shuuhei nie powinien płacić za moją głupotę tak wysokiej ceny!

Jak się tak nad tym zastanawiałam, to nie wiedziałam nawet skąd on się tam wziął. Rozstaliśmy się na terenie dywizji, on podjął walkę z Arrancarem i zwyciężył, skoro nas odnalazł. Tylko kiedy dotarł w okolice biblioteki?

Przetarłam palcami powieki i popatrzyłam na niego po raz kolejny.

– To wszystko jest tak strasznie niesprawiedliwe – wypowiedziałam na głos, jakby miało to w czymkolwiek pomóc. – Przepraszam, Shuuhei.

– On cię chyba nie słyszy. – Usłyszałam za plecami podszyty nutą kpiny głos.

Gwałtownie wstałam z miejsca, przewracając krzesło na którym siedziałam. Poczułam nieprzyjemny, bolesny wręcz, skurcz w brzuchu na widok postaci, która narobiła tak wielkiego bałaganu pod Wielką Biblioteką Shinigami. Obrzuciłam wzrokiem całe pomieszczenie, ale jedyne drzwi i okno były zamknięte, więc nie miałam pojęcia jak Setsuna się tutaj dostała. Instynktownie sięgnęłam po Zanpakutou i dopiero wtedy przypomniałam sobie, że wnoszenie broni na sale chorych było zabronione, a mój miecz pozostał w depozycie.

– Co ty tutaj robisz? – zapytałam ostrożnie, łapiąc się krawędzi łóżka. Jeśli zjawiła się tu, żeby wykończyć Shuuheia, to zrobię wszystko, żeby jej to uniemożliwić.

– Spokojnie, przyszłam tylko porozmawiać. Nie mam zamiaru z tobą walczyć. – Bez wahania podeszła bliżej i postawiła przewrócone przeze mnie krzesło nieco dalej niż stało wcześniej, po czym usiadła na nim, jak gdyby nic. – Mój cel jest jednocześnie waszym wrogiem, w związku z czym pomyślałam sobie, że możemy sobie nawzajem pomóc.

– Nie pozwolę ci skrzywdzić Shuri – wycedziłam.

Setsuna skinęła głową z takim wyrazem twarzy, jakby istota zaistniałej sytuacji stała się dla niej jasna i zrozumiała, iż ma do czynienia z przypadkiem beznadziejnym. Rzuciła Shuuheiowi krótkie spojrzenie, po czym znów popatrzyła w moją stronę, uśmiechając się przebiegle.

– Postaram się być bardziej przekonująca w takim razie.

Nie podobało mi się to, co przed chwilą usłyszałam. Może gdyby nie popatrzyła w taki sposób na Hisagiego, nie zaczęłabym się jej obawiać.

– Co masz na myśli?

– Pomyślałam, że twój chłopak mógłby mi w tym pomóc.

Serce podskoczyło mi do gardła, kiedy wyciągnęła powoli rękę w jego kierunku. Szybko stanęłam tuż przed nią, osłaniając Shuuheia własnym ciałem. Zbyt dobrze pamiętałam tortury, którymi posłużyła się, żeby wyprowadzić Shuri z równowagi, więc nie mogłam pozwolić, żeby zrobiła to samo jemu, zwłaszcza teraz, gdy był w tym stanie.

Ku mojemu ogromnemu zdziwieniu, Setsuna roześmiała się. Nie spuszczałam z niej wzroku, totalnie osłupiała jej reakcją.

– Spokojnie, tyko żartowałam. – Machnęła dłonią. – Ale w dalszym ciągu uważam, że możesz mi się przydać, więc jednak postaram się przemówić ci do rozsądku, głupiutka Shinigami.

– Chyba nie masz się co wysilać – odparłam teraz już spokojniej. Zawahałam się przez chwilę, ale w końcu zdecydowałam się przysiąść na skraju szpitalnego łóżka. Zachowałam jednak ostrożność, tak na wszelki wypadek. – Nie zmienię zdania tak łatwo, tym bardziej, jeśli chcesz ją zabić.

Setsuna spoważniała.

– Z tego co tam widziałam, wywnioskowałam, że ty i on jesteście ze sobą dość blisko – oznajmiła. – To ty byłaś celem Hany, ale on cię obronił, przyjął na siebie cios, od którego mógł umrzeć. Dlatego nie chce mi się wierzyć, że po tym co zrobiła, zabicie Białej Damy jest dla ciebie niewykonalne. Ilu twoich bliskich ma jeszcze ucierpieć, żebyś zrozumiała jak bardzo jest niebezpieczna?

Nie chciałam odpowiadać na ostatnie pytanie. Sięgnęłam po końcówkę swojego obi, przesuwając miękki materiał między palcami.

– Nie zrozumiesz tego – powiedziałam. – Dla ciebie sprawa jest prosta, ale wraz z nią zginie ktoś jeszcze, a do tego nie mogę dopuścić. Dawno, dawno temu przysięgłam sobie, że będę ją chronić za wszelką cenę.

– Lecz wtedy nie miałaś pojęcia kim ona jest, prawda?

Zawahałam się, jednak w końcu skinęłam głową. Czytała ze mnie jak z otwartej księgi, więc nie było sensu zaprzeczać temu co powiedziała. To tak jakbym okłamywała samą siebie.

– A jak wiele na jej temat wiesz teraz?

– Wystarczająco wiele, żeby trzymać się swojego postanowienia.

– Czyli nie wiesz nic.

Oburzona już otwierałam usta, żeby wyrecytować jej z pamięci cały rozdział o Piekielnym Kwiecie. Chciałam udowodnić jej, że tym razem się myliła, ale ona nie pozwoliła mi dojść do słowa.

– Kiedy byłam tu po raz ostatni, pozostawiłam pewnemu człowiekowi książkę. Jedyną taką, napisaną zresztą przeze mnie, która zawierała strzępek informacji o Białej Damie. Uznałam, że ów strzępek wystarczy, jeśli ona miałaby się tu kiedykolwiek pojawić ponownie. Jak się zapewne domyśliłaś, to był błąd z mojej strony, bo nigdy nie przeszłoby przez myśl, że ktoś taki jak ty przygarnie ją do siebie. Według moich idealnych założeń, każdy kto to przeczyta powinien podjąć decyzję o likwidacji Piekielnego Kwiatu, pod wpływem strachu, bo tak zazwyczaj działacie. Pozbywacie się tego, czego nie jesteście w stanie ujarzmić, a skoro Hana odradza się jako małe dziecko, to zabicie jej nie powinno stanowić problemu. Zwłaszcza, że nie będzie potrafiła się bronić.

To było obrzydliwe. Myśl, że mogłabym tak po prostu zabić Shuri, po uprzednim otoczeniu jej miłością i troską, była po prostu wstrętna.

– Ale ty wiesz to wszystko, doświadczasz jej okrucieństwa i nadal chcesz ją chronić. Powiedz mi, warto? – Wskazała na Shuuheia. – Mogłabym pokusić się o zaprzeczenie, ale nie jestem tobą i nie mam do tego prawa. Zakładam, że on nie jest pierwszą ofiarą Hany, mam rację?

Zagryzałam dolną wargę tak mocno, że mogłam już poczuć smak krwi. Nie potrafiłam odpowiedzieć na jej pytanie, nawet jeśli znałam odpowiedź. Tak brutalnie jeszcze nikt nie sprowadzał mnie na ziemię, a ja nie miałam już ani siły, ani argumentów do obrony. Nawet jeśli stawką było życie Shuri.

Setsuna pochyliła się w moim kierunku.

– A to jeszcze nie koniec, bo nie osiągnęła pełni swoich mocy. Jeszcze nie wiesz do czego Hana może być zdolna i uwierz mi, nie chcesz tego wiedzieć.

Spojrzałam w sufit mrugając szybko, żeby pozbyć się łez. Miałam wrażenie, że tonę.

– Shuri jest tylko osobowością, stworzoną przez Piekielny Kwiat, więc nigdy by nie istniała, gdyby nie ona – powiedziałam bardziej do siebie, niż do Setsuny. Byłam jednak pewna, że słuchała uważnie każdego mojego słowa. Wzięłam głęboki oddech i kontynuowałam, tym razem patrząc jej w oczy. – To nie jest taka łatwa decyzja. Przez wiele lat była jednak tym bezbronnym dzieckiem, które według ciebie dałoby się zabić z taką łatwością. Tak naprawdę jestem tylko zwyczajną duszą i może to jedna z ludzkich słabości, ale pokochałam ją. Dlatego podjęcie decyzji o zabiciu jej jest tak cholernie trudne, że aż niemożliwe.

Setsuna wstała z miejsca i podeszła do okna, wygładzając fałdy swojej czarnej sukni.

– Skoro ją tak kochasz, to może powinnaś pozwolić jej umrzeć właśnie ze względu na to czucie – zasugerowała, spoglądając w stronę rozgwieżdżonego nieba. – Przemyśl to jeszcze.

Odwróciłam od niej wzrok tylko na chwilę, desperacko usiłując znaleźć jakiś powód dla którego miałabym trzymać się twardo tego co wcześniej powiedziałam. Podniosłam głowę i już miałam ją błagać, żeby pomogła mi znaleźć inne wyjście z tej sytuacji, ale jej już tu nie było.

To mnie zdecydowanie przerastało. Czułam się przytłoczona i niezdolna do podejmowania samodzielnych decyzji, bo już nie było decyzji, którą mogłabym podjąć. Los Shuri był przesądzony jeszcze zanim ją znalazłam w brudnym, ubogim, siedemdziesiątym szóstym okręgu Rukongai. Skazano ją na śmierć, a ja nie mogłam nic z tym zrobić. Nic!

Ukryłam twarz w dłoniach. Nawiedziła mnie okropna myśl, której nie byłam w stanie wyrzucić z głowy. Może nigdy nie powinnam przygarniać Shuri? Nie miałam pojęcia ile radości mi przyniesie przez ten jeden rok przed śmiercią Sayu i Yuusuke, więc nie miałabym pojęcia jak wiele straciłam, gdybym tamtego dnia minęła ją z czystą obojętnością. Może i tak prędzej czy później zostałabym Shinigami, może bliźniaki nigdy by nie umarły. Może wiodłabym całkiem spokojne życie. Może, może, może.

Prychnęłam, przecierając oczy. To zwykłe gdybanie nie miało teraz najmniejszego sensu. Bo nawet jeśli jakimś cudem dałoby się cofnąć czas i posiadałabym dzisiejszą wiedzę, to i tak bym ją przygarnęła.

Przy zdrowych zmysłach trzymała mnie jedynie myśl, że Shuuhei ostro by mnie zrugał za te durne przemyślenia.

Komentarze

  1. W ciężką sytuację wkopałaś ich wszystkich, nie zaprzeczę. Nie wiem, na ile można ufać Lucasowi, na ile Setsunie. W ogóle fajnie, że zwracasz na takie szczegóły, jak pochodzenie Pustych, uwagę, bo dzięki temu ten świat jest ciekawszy. No i można sobie gdybać o różnych teoriach.
    Że Shuu przeżyje, byłam pewna. Nie zrobiłabyś tego przede wszystkim sobie, choć pewnie kusiło, co?Jakby nie było, jest ważnym bohaterem i bez niego nie wyobrażałabym sobie PK. I chyba nie muszę tego mówić, że pomimo wszystkiego broniłby Shuri. Nie dziwię się jednak Makoto, że nie do końca wie, co z tym fantem zrobić, czy da się to jakoś opanować. Co prawda zabicie Shuri jest mimo wszystko najłatwiejszą opcją, może jest jakaś inna, ale kto wie, co wymyśliłaś?
    Do siebie zapraszam czwartek/piątek na nowy rozdział i czekam na kontynuację tutaj.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla tych co piszą fan fiki Bleach w ogóle daje spore pole do popisu z kreacją świata, bo można sobie sporo dopowiedzieć i trochę się pobawić tymi wszystkimi niedopowiedzeniami pozostawionymi przez Tite.
      No może odrobinę kusiło, ale nigdy bym sobie tego nie wybaczyła, a dla Makoto to zdecydowanie by było zbyt wiele. Już teraz dziewczyna musi się mierzyć z czymś niewyobrażalnym, a śmierć jej ukochanego byłaby okrutna z mojej strony.
      Również pozdrawiam!

      Usuń

Prześlij komentarz