042.Aresztowanie

Tym razem obyło się bez opóźnień i jakimś cudem nie dość, że ogarnęłam rozdział, to jeszcze playlistę do Kwiatuszka zrobiłam. To się nazywa produktywność, ha!


To musiało być jakieś nieporozumienie.

Czekałam aż Kira, albo któryś z towarzyszących mu Shinigami, zacznie się śmiać i oznajmi, że to wyjątkowo głupi i nieśmieszny żart, a ja nawet nie będę im mieć tego za złe. Niestety vice kapitan trzeciej dywizji miał wyjątkowo posępną minę i nic nie wskazywało na to, że żartuje. Z autentycznym przerażeniem zdałam sobie sprawę, że to się działo naprawdę. Bezwiednie cofnęłam się w przejściu, żeby ich wpuścić do mieszkania. Oficerowie skrępowali moje ręce, a mi nawet przez myśl nie przeszło, żeby się z nimi szarpać. Byłam tak oszołomiona, że nie wiedziałam co zrobić czy powiedzieć, więc po prostu dałam się im wyprowadzić. W chwilowym przypływie trzeźwego myślenia doszłam do wniosku, że musiałam to wytłumaczyć, ale nie teraz i nie jemu. Kira tylko wykonywał rozkazy. Czy mi się to podobało, czy nie, musiałam się wytłumaczyć generałowi Yamamoto.

Ktoś najwyraźniej próbował mnie wrobić.

Łatwiej było pomyśleć niż zrobić. Nie do końca pamiętałam jak znalazłam się w sali zebrań pierwszej dywizji. Byłam za to świadoma uważnego spojrzenia generała i zniesmaczonego wzroku kapitan Soifon, przez który coś wywróciło mi się w żołądku. Szukałam otuchy u kapitana Kyoraku, ale ten odwrócił głowę. Podobnie kapitan Unohana. Kurotsuchi udawał, że mnie nie widział, Komamura spoglądał zawiedziony. Spod wyuczonego chłodu w oczach Kapitana Kuchiki przebijała się taka odraza, jakby patrzył właśnie na coś wyjątkowo obrzydliwego. Jedynie Zaraki Kenpachi zdawał się znudzony sytuacją.

Hitsugaya nadal znajdował się w szpitalu czwartej dywizji i doszły mnie słuchy, że kapitan Ukitake miał znów nawrót choroby. Nie było nikogo, kto mógłby mi pomóc. Czułam się jakbym stała na krawędzi przepaści, na dnie której czekało na mnie stado krwiożerczych bestii, gotowych rozerwać mnie na kawałki.

    Zdajesz sobie sprawę z jakiego powodu tutaj jesteś, oficer Kawasumi? – zagrzmiał Yamamoto, a ze mnie uleciały resztki pewności w to co chcę powiedzieć.

    To pomyłka. – Starałam się zabrzmieć stanowczo, ale jedyne co wydobyło się z mojego gardła to drżący, cieniutki głosik.

    Dowody przeciwko tobie są niepodważalne, nie ma mowy o żadnej pomyłce. Niespełna pół roku temu pomogłaś przedostać się Arrancarowi z Hueco Mundo do Seireitei i umożliwiłaś najazd na Społeczność Dusz, w efekcie którego znacznie osłabła gotowość bojowa Gotei 13. W sytuacji, w której zdrajca Aizen może nieoczekiwanie wykonać ruch to niedopuszczalne! Działanie na niekorzyść Soul Society, spiskowanie i zdrada są surowo karane.

Słuchałam tego nie wierząc własnym uszom. Jakie dowody? Jakie działanie na niekorzyść Gotei 13? Miałam ochotę paść na kolana i wyć z bezsilności. Beznadziejność sytuacji sięgnęła dna i właśnie się przez nie przebijała.

    Do tego dochodzi również nieobecność kapitan dziewiątego oddziału – odezwała się niespodziewanie Soifon. – Doniesiono nam, że z tym również możesz mieć coś wspólnego. Jeżeli okaże się, że Ayami nie żyje czeka cię egzekucja.

Nogi prawie ugięły mi się w kolanach. W głowie zaszumiało. Starałam się panować nad emocjami z całej siły, ale nie wiedziałam ile jeszcze mogłam wytrzymać.

Drzwi za drewnianym tronem generała otworzyły się cicho i do pomieszczenia wszedł vice kapitan Sasakibe. Ukłonił się z szacunkiem, przepraszając za przerwanie zebrania i podszedł do starca. Szepnął coś do niego, na co Yamamoto uchylił lekko jedną powiekę. Cokolwiek Sasakibe właśnie mu przekazał, nie było to nic błahego.

    Wrócimy do tej sprawy później. Wyprowadzić oskarżoną do aresztu – rozkazał strażnikom i zwrócił się do kapitanów. – Dostałem informację nie cierpiącą zwłoki.

Strażnicy nie silili się na delikatność. Szarpnęli mnie za ramiona i wyprowadzili. Ledwo zamknęły się za nami wrota do sali zebrań, a mój żołądek wykonał salto. Zgięłam się w pół. Śniadanie, na które wcześniej i tak nie miałam ochoty, wylądowało na drewnianej podłodze.

Kiedy siedziałam w więziennej celi i wreszcie dotarło do mnie, co się tak właściwie działo, zachciało mi się śmiać. Sytuacja była tak beznadziejna, że nie miałam już siły wylewać kolejnych litrów łez. Gdybym mogła, śmiałabym się najgłośniej jak potrafiłam i tak długo, dopóki starczyłoby mi powietrza w płucach. Usiadłam głębiej na pryczy, oparłam plecy o zimną ścianę i podciągnęłam kolana pod samą brodę.

Ściągnęłam kłopoty nie tylko na siebie. Prawdopodobnie rozpoczęto poszukiwania Lucasa i jego siostry. Pewnie to tylko kwestia czasu zanim zorientują się, że Hidaka Kyohei to Arrancar, o ile jeszcze tego nie wiedzieli. Kapitan Ayami została uznana za zaginioną i marne były szanse jej odnalezienia. A Shuuhei... Cóż, dopóki leżał w szpitalu pod działaniem leków, nie martwił się o nic. Oczywiście w końcu się obudzi i nie będę miała wpływu na to o co go zapytają Shinigami prowadzący śledztwo. Nie łudziłam się nawet, że postarałby się ukryć, że wiedział o tożsamości Lucasa od samego początku. Nawet jeśli przesłuchiwałby go wice kapitan Kira, jego dobry przyjaciel, to szczerze wątpiłam, że byłby skłonny ukryć ten fakt przed generałem. A jeśli generał się dowie, to Hisagi nie miał szans na uniknięcie kary.

Przez chwilę przeszło mi przez myśl, żeby spróbować uciec i ostrzec Lucasa i Linell. Kiedy skierowałam wzrok w kierunku strażnika, przewróciłam oczami i doszłam do wniosku, że to niemożliwe. Odebrano mi Zanpakutou. Przypuszczalnie dość silne zaklęcie Magii Demonów wystarczyłoby do powalenia kogoś tak pokaźnych rozmiarów, ale nawet jeśli, to dalej znajdowało się więcej Shinigami, dla których byłam przestępcą. Uciekając w pojedynkę, zostałabym złapana, zanim dotarłabym do swojego Zabójcy Dusz.

Z moich ust wydostał się cichy, pozbawiony emocji chichot. Po chwili kolejny, tym razem głośniejszy. Strażnik rzucił mi krótkie spojrzenie. W końcu roześmiałam się w głos, czując na policzkach gorące łzy.

***

Jego płuca płonęły. Każda nieudolna próba złapania oddechu kończyła się w ten sam sposób. Dusił się. Z ledwością udawało mu się pozostać przytomnym, chociaż obraz przed oczami rozmazał się całkowicie. Mógł jedynie przypuszczać, że najciemniejszy i najbliższy kształt był zarysem sylwetki Makoto. Wołała go, a on nie mógł jej nic odpowiedzieć, bo jego usta wypełniała krwew. Ledwie rozchylił wargi i momentalnie poczuł jak wylewa się na jego twarz. Dławił się, nie mógł oddychać. Brakowało mu sił do walki, ale ona pozostawała nieugięta i nie przestawała nawoływać żeby został z nią.

Jestem zbyt zmęczony, Makoto. Proszę, pozwól mi chwilę odpocząć.

Zanim wszystko znikło w blasku białego światła, udało mu się usłyszeć zrozpaczony krzyk protestu, jakby dziewczyna usłyszała jego myśli. 

Ból ustąpił, rozmyte kształty zniknęły w ciemności, a on w krótkiej chwili zdążył sobie uświadomić, że wcale nie chciał umierać. Nie chciał zostawiać Makoto i Shuri. Potrzebowały go.

Następną rzeczą, którą pamiętał było jaskrawe światło, kakofonia dźwięków, zlewających się w niezrozumiały jazgot, dotyk czegoś zimnego na twarzy, a potem znowu ciemność.  Trwał w tym dziwnym stanie zawieszony między życiem a śmiercią, aż wreszcie dotarło do niego, że oddychał. Odzyskiwał panowanie nad swoim ciałem bardzo powoli, jakby jego mózg musiał ponownie połączyć się z poszczególnymi partiami.

    To wszystko jest tak strasznie niesprawiedliwe. Przepraszam, Shuuhei. – Usłyszał jakby z daleka, ale od razu rozpoznał ten głos.

    Makoto?

Otworzył oczy i od razu zamrugał, nieprzyzwyczajony do światła. Potrzebował chwili, żeby zrozumieć, że patrzył się w ścianę. W białą ścianę w pomieszczeniu, którego nie rozpoznawał. Rozejrzał się, co nie było tak proste, jak mu się wydawało. Jego ciało wciąż nie przejawiało chęci do współpracy.

    Makoto – powtórzył słabo. Nie pamiętał, żeby kiedykolwiek czuł się tak wyczerpany jak w tej chwili.

Nie było jej tu, chociaż mógłby przysiąc, że dopiero co ją usłyszał. Nie wiedział co się dzieje, gdzie była Makoto, czy Shuri była bezpieczna. Nie miał siły się ruszyć ani nawet wezwać kogokolwiek. Zmęczenie wzięło górę i pozwolił ciężkim powiekom opaść.

Obudził się jakiś czas później nieco bardziej świadomy. W pomieszczeniu panował półmrok, jedyne źródło światła znajdowało się poza zasięgiem jego wzroku. Kątem oka dostrzegł, że niebo za oknem miało barwę ciemnego granatu. Umysł Shuuheia wciąż działał na zwolnionych obrotach, ale zaczynał łączyć fakty i rozpoznał miejsce, w którym się znajdował. Medyczne sprzęty po obu stronach łóżka, wkłucie od kroplówki w zgięciu łokcia, sterylny zapach powietrza – czwarta dywizja. Dostrzegł opatrunek w miejscu, w którym został raniony mieczem, wtedy też przypomniał sobie gdzie był i co robił zanim się tu obudził. Przypomniał sobie przeszywający ból, krzyk Shuri, smak krwi w ustach i przerażoną Makoto.

Poruszył się niespokojnie, czując narastający niepokój. Spróbował usiąść, ale ostry ból w klatce piersiowej skutecznie mu to uniemożliwił. Zmiana pozycji zdawała się w tej chwili niewykonalna, a co dopiero wyjście z łóżka. Całe jego ciało zesztywniało z braku ruchu. Krótki jęk opuścił jego usta. Był słaby, za słaby, żeby pomóc Shuri i Makoto.

    Witaj z powrotem, vice kapitanie Hisagi. – Usłyszał łagodny głos od strony drzwi.

    Kotetsu-san? – wychrypiał. Ledwo rozpoznał swój własny głos.

Zastępczyni kapitan Unohany weszła do sali, posyłając mu łagodny uśmiech.

    Po obrażeniach, których doznałeś to prawdziwa ulga, że wreszcie odzyskałeś przytomność. Jak się czujesz?

    Gdzie jest Makoto? – zapytał, samemu ignorując zadane wcześniej pytanie.

Kotetsu naprędce odwróciła wzrok, jakby coś ją zaniepokoiło i popatrzyła na parametry wyświetlone na aparaturze medycznej.

    Tego niestety nie wiem, ale na pewno zjawi się tutaj prędzej czy później. – Chwyciła kartę pacjenta i zapisała coś na niej. Hisagi może i był jeszcze trochę zamroczony, jednak nie na tyle, żeby nie umknął mu nerwowy ton jej wypowiedzi. Unikała jego spojrzenia, skupiona na wypełnianiu dokumentów. – Nie powinieneś się martwić na zapas, lepiej skup się na odpoczynku i odzyskaniu sił. Twoje reiatsu nadal jest na bardzo niskim poziomie. Jeśli potrzebujesz, mogę zwiększyć dawkę leków przeciwbólowych.

    Nie trzeba, wytrzymam. Kotetsu-san, chciałbym tylko porozmawiać ze swoją trzecią oficer, czy ktoś mógłby...

Nie dane mu było dokończyć. Białe światło błysnęło mu przed oczami, a potem była już tylko ciemność.

Kiedy Shuuhei obudził się po raz kolejny wróciła mu jasność umysłu i nie był zachwycony tym, co zrobiła Kotetsu. Nieskomplikowane zaklęcie, którego użyła normalnie wyłączyłoby go najwyżej na pół godziny, tymczasem, sądząc po błękitnym niebie za oknem, musiał przespać całą noc. To mu uświadomiło w jak beznadziejnym stanie był.

Przymknął oczy, przypominając sobie tamten moment, kiedy dotarł w okolicę biblioteki. Wszystko działo się tak szybko, a jednak doskonale pamiętał szczegóły. Widział jak kapitan Hitsugaya uderza całym ciałem o ścianę budynku. Nieznajoma postać w czerni znikła. Nie użyła Shunpo, Sonido ani nawet Hirenkyaku, techniki Quincy. Po prostu znikła. Panika jaką poczuł w chwili gdy ujrzał Makoto nieświadomą tego, że Piekielny Kwiat obrała ją za swój cel, była tak silna, że nawet przez chwilę się nie zastanowił. To był instynkt. Ruszył bezmyślnie, mając tylko nadzieję, że zdąży. Zdążył. Ocalił Kawasumi, a sam wręcz nadział się na miecz Białej Damy. Ale nie żałował, mimo że cena, jaką mógłby przypłacić swój akt poświęcenia, była ogromna. Miał tylko niewielkie wyrzuty sumienia, że dał siostrom powód do zmartwień.

Przetarł dłonią twarz i spojrzał w sufit, wtedy niespodziewanie usłyszał swoje imię. Ktoś na korytarzu o nim rozmawiał. Nie widział sylwetek tych osób, za to rozpoznawał głosy.

    Naprawdę? To całe szczęście, martwiłam się.

    Pierwsze co zrobił, to zapytał o nią.

    I co, powiedziałaś mu?

    Nie, był zdecydowanie byt słaby, żeby usłyszeć takie wieści ode mnie. Myślisz, że powinnam?

    Sama nie wiem, sprawa jest dość poważna. Co mu powiedziałaś, że odpuścił?

    Nic, spanikowałam i go uśpiłam. Pewnie będzie zły jak się obudzi.

    Niekoniecznie. To Shuuhei, wiesz jaki on jest.

    Ale on śpi już drugi dzień!

    Och...

    Jeśli chcesz go odwiedzić, to śmiało. Ja muszę wracać do pracy. Pewnie się ucieszysz, bo mam gotowy wypis dla kapitana Hitsugayi.

    Myślę, że on ucieszy się bardziej, bo już nie może wytrzymać leżenia w jak on to nazwał: tej bolesnej bezczynności. Nie zatrzymuję cię już dłużej, Isane. Widzimy się później, na zebraniu.

    Do zobaczenia.

Rangiku weszła do sali. Wyglądała na zaskoczoną, kiedy dostrzegła, że Shuuhei uważnie jej się przygląda.

    Och, Shuuhei, mam nadzieję, że cię nie obudziłam.

    Wcale nie spałem.

Obdarzyła go tym samym ostrożnym spojrzeniem, co wcześniej Kotetsu. Jakby musiała się z nim obchodzić wyjątkowo delikatnie.

    Jak się czujesz? – zapytała z troską, siadając na krześle przy łóżku.

    Bywało lepiej.

Hisagi usiłował zmienić pozycję, ale rana przypomniała o sobie boleśnie. Jedyne co mu się udało to przekręcić się na bok, co w obecnej sytuacji nie było zbyt korzystnym ułożeniem, więc opadł na plecy. Skrzywił się, co nie uszło uwadze Matsumoto.

    Mam poprosić Isane o coś przeciwbólowego?

Pochyliła się lekko na miejscu, gotowa do wstania w każdej chwili.

    Nie, zostań. Przez te leki będę tylko jeszcze bardziej skołowany. A skoro już mowa o Kotetsu, to czego mi nie powiedziała?

Rangiku wyprostowała się, zaciskając wargi. Wyglądała na zakłopotaną.

    Słyszałeś?

    Coś tam udało mi się wyłapać. – Zaschło mu w gardle. Zakaszlał, żeby pozbyć się chrypy, to zaś wywołało kolejną falę bólu w okolicach rany i kolejne zatroskane spojrzenie. To było upokarzające. – Możesz mi powiedzieć, teraz to już gorzej być nie może.

    Nie byłabym tego taka pewna.

Rangiku nerwowo poprawiła różową apaszkę, uciekając wzrokiem przed wyczekującym spojrzeniem Shuuheia.

    Wiesz... – westchnął, pocierając okolice opatrunku na piersi. – Tak mnie naszprycowali prochami, że nie jestem pewien czy mi się to przyśniło, czy może jednak rzeczywiście usłyszałem Makoto. Jak się obudziłem jej tu nie było. Możesz mi wyjaśnić, co się dzieje? Dlaczego Kotetsu, zamiast mi po ludzku odpowiedzieć, uśpiła mnie?

Nie potrafił, a może nawet nie chciał ukryć frustracji. Zdawał sobie sprawę, że został ranny, ale nie oczekiwał i nie życzył sobie żeby ktokolwiek cackał się z nim z tego powodu. Matsumoto spojrzała na niego ze współczuciem i rezygnacją, ewidentnie zwlekając z odpowiedzią. Shuuhei domyślał się, że działo się coś złego, o czym zdecydowanie powinien wiedzieć.

    Makoto była u ciebie wcześniej, kiedy ty leżałeś jeszcze w śpiączce, ale potem... – zawahała się. – Potem została aresztowana.

Bomba została zrzucona.

    Aresztowana? Za co?

Opowiedziała mu o wszystkim, a im więcej wiedział, tym mocniej zaciskał pięści. Irytująca maszyna pikała szybciej niż powinna, a Matsumoto rzucała krótkie zaniepokojone spojrzenia w jej kierunku, jednak nie przerywała. Shuuhei nie miał pojęcia kim był donosiciel, ani jakim cudem powiązał Lucasa z Makoto. Nie był nawet pewien jak dowiedział się o Arrancarze w Soul Society. Był za to pewien tylko jednej rzeczy.

    Muszę stąd wyjść – powiedział stanowczo.

    Chyba zwariowałeś, nie jesteś w stanie usiąść, a co dopiero ratować Makoto.

    Jeśli ja tego nie zrobię, to kto jej pomoże?! Skoro kapitan Ayami zaginęła to kto w takim razie udowodni, że jest niewinna?

Nienawidził bycia bezsilnym, a jeszcze bardziej nienawidził odkrywania swojej bezsilności przed innymi. Poczuł dotyk na swoim przedramieniu. Spojrzał na Rangiku, która zbliżyła się do niego z poważną miną.

    Śledztwo przeciwko Makoto zostało przydzielone trzeciej dywizji – powiedziała ściszonym głosem. – Generał zlecił im przesłuchanie ciebie jak tylko kapitan Unohana wyrazi na to zgodę. Myślę, że za jakiś czas Kira może złożyć ci wizytę. Jest jedna rzecz, którą możesz zrobić, żeby pomóc Makoto, kiedy Kira zacznie zadawać pytania. Nie przyznawaj się, że wiedziałeś o obecności Arrancara w dziewiątce.

Vice kapitan dziesiątki wyszła, a Shuuhei rozmyślał jeszcze nad jej słowami. W pierwszej chwili nie miały dla niego zbyt wiele sensu, ale w końcu zrozumiał, co miała na myśli. Skoro wiedział o Arrancarze od samego początku i nie doniósł na swoją podwładną, czyniło to z niego jej wspólnika, a jednocześnie podejrzanego w tej sprawie. Mogliby go aresztować i wtedy już na pewno by jej nie pomógł.

Poczuł się zmęczony. Ułożył się wygodniej i wtedy ją zobaczył. Postać w czarnej sukni, stojącą w kącie sali. Uśmiechała się do niego przebiegle, a w jej spojrzeniu było coś złowieszczego.

    To teraz, kiedy już wiesz, jakie kłopoty ma twoja dziewczyna, może dasz się namówić na współpracę?

 

Komentarze

  1. Beznadziejna sytuacja, nie powiem. Niestety w tej sytuacji trudno się dziwić, że nikt w Makoto nie wierzy, a jedyne osoby, które mogłyby jej pomóc, są nieobecne. Gdy szok minie, powinna chociaż spróbować wyjawić im swoją, prawdziwą wersję wydarzeń. Nie żebym wierzyła, że w to uwierzą.
    Biedny Shuu, nie dość, że próbują go oszukać, to jeszcze Isane go uśpiła. Nieładnie. Jakby nie było mu jeszcze mało wszystkiego. Do tego ta bezsilność... Aż mam ochotę mu tam wpuścić Corrie z odrobiną wiary, że wszystko jakoś się ułoży, a Makoto wyjdzie z kłopotów obronną ręką.
    Na ten moment zapraszam na "Jej promienny uśmiech", rozdział na KnY będzie pod koniec tygodnia, pewnie gdzieś razem z KD.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz