043. Przysługa

Da się ich jeszcze trochę pomęczyć, czy to już zakrawa o sadyzm? Obiecuję, że już więcej nie będę.

 

Shuuhei zacisnął zęby usiłując za wszelką cenę zignorować ból, kiedy uniósł się na łokciach. Tamtego dnia widział ją zaledwie przez kilka sekund, ale z pewnością nie pomyliłby jej z nikim innym. Tajemnicza kobieta, która była wtedy pod Wielką Biblioteką Shinigami stała teraz przed nim w szpitalnej sali. Nie czuł jej energii duchowej, zupełnie jakby jej w ogóle nie posiadała, co tłumaczyło brak interwencji oficerów czwartej dywizji z powodu przybycia intruza. Wbijała w niego zaciekawione spojrzenie czerwonych oczu tak bardzo przypominających oczy Białej Damy, jakby był jakimś eksponatem w muzeum osobliwości.

– Czego chcesz? – warknął.

– A kiedy spałeś wydawałeś się taki milutki – powiedziała zawiedziona.

Hisagi poczuł zimny dreszcz na plecach. Zdecydowanie nie podobało mu się, że go obserwowała kiedy był nieprzytomny. Zmarszczył groźnie brwi, nie spuszczając z niej wzroku, gdy podeszła do drzwi i zamknęła je dyskretnie. Niewiele mógł zrobić w danym położeniu. Użycie Kidou przy jego obecnym poziomie reiatsu graniczyło z cudem, więc pozostawał bezbronny przed potencjalnym wrogiem.

– Spokojnie – uniosła dłoń w uspokajającym geście – przybywam w pokojowych zamiarach, możesz spocząć żołnierzu.

Kosztowało go wiele wysiłku, żeby utrzymać się w tej pozycji, co z pewnością nie miałoby miejsca, gdyby był w pełni sił. Jego ramiona drżały, ale nie chciał się poddawać swojej słabości w obliczu potencjalnego zagrożenia. Zaciskał mocno szczęki, żeby przypadkiem nie jęknąć z bólu.

– Obiecuję, że nie mam żadnych ukrytych zamiarów, więc nie nadwyrężaj się. Nie mam przy sobie nawet swojej broni.

Wciąż jej nie ufał, ale po prostu nie wytrzymał i opadł na poduszkę, dysząc jakby przebiegł całe Seireitei.

– No więc, czego chcesz? – wycedził przez zęby, usiłując uspokoić oddech.

Kobieta wyglądała na zadowoloną ze zmiany jego nastawienia. Podeszła bliżej i usiadła na krześle poprzednio zajmowanym przez Rangiku.

– Od razu lepiej. Jestem Setsuna, łowczyni Piekielnego Kwiatu. Bawię się z nią w kotka i myszkę po całym wszechświecie i tak się składa, że mniej więcej co pięćset lat przybywam w tym celu do Społeczności Dusz. Także i tym razem przybyłam tutaj żeby ją dorwać, niestety twoja dziewczyna trochę mi te plany pokrzyżowała, ale co się odwlecze to nie uciecze. W każdym razie mam mały problem. Po ostatnim incydencie została zamknięta w karcerze otoczonym barierą, której nie jestem w stanie zniszczyć, dlatego muszę prosić o pomoc kogoś z Shinigami, a że twoja dziewczyna się nie zgodziła, pomyślałam, że zapytam ciebie.

– Obawiam się, że w tej sytuacji nie masz co liczyć na moją pomoc. Nie jestem w stanie się stąd ruszyć. – Wzruszył ramionami, chociaż w rzeczywistości czuł się pokonany przyznając się do tego na głos.

– A co jeśli bym ci powiedziała, że znam sposób, żeby postawić cię na nogi? – Kobieta uśmiechnęła się przebiegle, a jej słowa zaintrygowały Shuuheia.

– Przypuśćmy, że się zgodzę – powiedział po chwili namysłu. – Jak miałaby wyglądać moja pomoc i co masz na myśli, mówiąc, że Piekielny Kwiat jest twoim celem? Chcesz ją zabić?

– Wolę określenie unieszkodliwić, nie lubię, kiedy mówi się o zabijaniu – wzdrygnęła się. – Ona i tak wciąż powraca, co oznacza, że tak na dobrą sprawę nigdy nie ginie. Jak miałaby wyglądać twoja pomoc? To nic wielkiego. Chciałabym, żebyś zniszczył barierę, otaczającą jej celę swoim Zanpakutou.

– Nie byłoby łatwiej, gdybyś po prostu zdobyła Zanpakutou od jakiegoś Shinigami?

– Och, to wcale nie jest takie proste. – Niespodziewanie w jej rękach pojawił się miecz. Shuuheia zamurowało. Jego własny Kazeshini. – Zanpakutou w moich rękach jest bezużyteczny. Mogę go co prawda wykraść z depozytu i oddać właścicielowi – spojrzała na niego wymownie – ale nie jestem w stanie się z nim porozumieć. Moja energia duchowa w niczym nie przypomina waszej i Zabójcy Dusz, hmm... jakby to powiedzieć...? Nie widzą mnie.

– A co z Shuri? Czy jeśli unieszkodliwisz Piekielny Kwiat jej się nic nie stanie?

– O to się nie musisz martwić.

Nie był pewien co oznaczał tajemniczy uśmiech na jej twarzy. Jeśli mówiła prawdę, to oznaczałoby koniec problemów z Piekielnym Kwiatem. Czuł ogromną pokusę aby się zgodzić.

– Wciąż nie jestem w stanie ruszyć się z tego przeklętego łóżka.

– Już ci mówiłam, że o to nie musisz się martwić. – Sięgnęła do sakiewki, przymocowanej do pasa i wyciągnęła z niej niewielką, przezroczystą fiolkę z białym proszkiem wewnątrz. – To środek wzmacniający. Nie wyleczy twoich ran, ale doda energii i przestaniesz odczuwać ból przez jakiś czas. W sam raz na krótkie wyjście w teren.

Poczuł dreszcz ekscytacji. Spojrzał na opatrunek na piersi, po czym przeniósł wzrok na drzwi. Tak bardzo pragnął stanąć na nogi i zająć się wszystkim osobiście. Co z tego, że rozsądek kazał mu odpuścić? Przy pomocy tej kobiety mógłby ocalić Shuri. On i Makoto niczego innego nie pragnęli tak bardzo.

– Mam jeden warunek.

***

Lucas naprawdę pragnął dotrzymać obietnicy złożonej Makoto i nie ruszać się z własnej kwatery, dopóki ona sama nie oznajmi, że jest bezpiecznie. Problem w tym, że minęły dobre trzy dni od kiedy widzieli się po raz ostatni. Ta nieznośna bezczynność wywoływała w nim jedynie złość, mimo że miał przy sobie Linell i tak na dobrą sprawę mógłby trwać z ukochaną siostrą w tym zawieszeniu w nieskończoność. Jednak znał Makoto dosyć dobrze i wiedział, że tak długa nieobecność tej Shinigami była wyjątkowo podejrzana. Postanowił złamać dane jej słowo i wyruszył na jej poszukiwania. Trzymał się uliczek rzadziej uczęszczanych przez innych Shinigami, starając nie zwracać na siebie uwagi. Wczesne popołudnie nie było może najlepszym pomysłem na wyjście z domu i mógł wybrać sobie porę dnia, w której Shinigami kończą swoją pracę. Problem w tym, że każdy starał się jak tylko mógł doprowadzić Dwór do stanu z przed inwazji, co oznaczało, że o każdej porze roiło się od Strażników Śmierci. Obawiał się, że po tym jak ujawnił się wtedy tamtej dwójce w ruinach dojo trzeciej dywizji wszyscy znają już jego prawdziwą tożsamość.

Zapukał do drzwi mieszkania Makoto. Odpowiedziała mu cisza. Odczekał dłuższą chwilę zanim ponowił pukanie, ale w dalszym ciągu nikt nie otwierał. To zaczynało się robić coraz bardziej niepokojące, bo jeśli Kawasumi miałaby gdzieś na dłużej zniknąć z pewnością by go poinformowała. Przypomniał sobie, że vice-kapitan został ranny. Być może odwiedzała go właśnie w czwartej dywizji i dlatego Lucas nie zastał jej w domu.

Nie sądził, że szukanie jej po całym Seireitei było dobrym pomysłem, więc postanowił wrócić do swojej kwatery. Do wieczora ulice powinny nieco opustoszeć, więc wtedy ponowi odwiedziny, a jeśli nadal jej nie zastanie, nie pozostanie mu nic innego jak zacząć jej szukać poza dziewiątką. Z rozpędu skręcił w uliczkę, na której mieszkał. Zamyślił się, nie zachował dostatecznej ostrożności i stanął twarzą w twarz ze Strażnikiem Śmierci.

– Hidaka-san?

Lucas zamarł. To był rekrut, którego spotkał wtedy w trzeciej dywizji. Chłopak z początku wyglądał na przestraszonego, ale po chwili rozpromienił się, a w wyrazie jego twarzy Weiss dojrzał wdzięczność.

– Jak dobrze, że nie wróciłeś z pozostałymi Arrancarami, Hidaka-san. Chciałem ci podziękować.

– Za co? – Lucas zmarszczył brwi, wyraźnie zaskoczony słowami młodego rekruta. Rozejrzał się nerwowo dookoła, ale byli sami w tej alejce.

– Pomogłeś Reiko-san, pamiętasz? To dzięki tobie przeżyła. Tak powiedzieli w czwartej dywizji, że gdybyś jej wtedy nie pomógł, to by umarła. – Chłopak ukłonił się nisko. – Bałem się, że skoro jesteś jednym z nich, to nas zabijesz. Bałem się, że jesteś groźny. Ale zrobiłeś coś dobrego, więc nie możesz być wrogiem, prawda?

– Eee, nie... – wyjąkał. Był tak zdumiony słowami Hayashiego, że tylko tyle potrafił z siebie wydobyć. – Czy powiedzieliście komuś kim tak naprawdę jestem?

Chłopak pokręcił energicznie głową.

– Oboje z Reiko-san jesteśmy ci bardzo wdzięczni, dlatego woleliśmy zachować to dla siebie. Nie chcieliśmy, żebyś wpadł w kłopoty.

Teraz to Lucas poczuł przypływ wdzięczności.

– Dzięki Hayashi.

– Muszę już iść, ale jakby co, to możesz na mnie liczyć Hidaka-san.

Chłopak minął go, klepiąc jeszcze po ramieniu.

– Czy mógłbyś mi powiedzieć gdzie mogę znaleźć trzecią oficer? – zapytał Lucas, zanim Hayashi się oddalił.

Uśmiech momentalnie zszedł z twarzy rekruta.

– To ty nie wiesz? Trzecia oficer Kawasumi została aresztowana.

Lucasowi wydawało się, że się przesłyszał. Wypytał o wszystko Hayashiego i pomyślał, że to jakiś wyjątkowo głupi żart. Wrócił czym prędzej do kwatery, żeby podzielić się złymi wiadomościami z Linell. Gwałtownym ruchem rozsunął drzwi do mieszkania, wszedł szybko do środka i zatrzymał się w pół kroku.

Linell stała przyciśnięta plecami do ściany. Przed jej twarzą lśniła srebrzyście klinga Zanpakutou trzymanego przez kapitan dziewiątej dywizji.

***

Oczy piekły mnie, kiedy je otworzyłam. Straciłam rachubę czasu i nie miałam pojęcia jak długo już tutaj byłam. Mogłoby minąć zaledwie parę minut, ale dla mnie to tak jakby cała wieczność bez kontaktu ze światem. Zero informacji o Shuri. Ani słowa o Shuuheiu. Żadnych doniesień o Lucasie i Linell... ale może to i dobrze. Nie zniosłabym żadnych złych wiadomości. Nie teraz, kiedy tkwiłam zamknięta w tej przeklętej celi za coś czego nie zrobiłam.

Usiadłam na pryczy i przetarłam twarz dłońmi. Przed wejściem do celi stała taca z moim posiłkiem. Miska ryżu i kubek wody. Nie miałam apetytu, na samą myśl o jedzeniu było mi niedobrze, ale byłam na tyle spragniona, że nie mogłam zignorować wody. Podeszłam powoli do tacy, chwyciłam kubek i piłam niespiesznie łyk po łyku. Strażnicy nawet nie drgnęli. Przyjrzałam im się, żałując w głębi duszy, że nie miałam przy sobie Zanpakutou. Nie zrobiłabym im krzywdy. Wystarczyłoby ich ogłuszyć, żebym mogła znaleźć się na wolności. Popędziłabym do Lucasa i Linell, znaleźlibyśmy sposób, żeby powstrzymać Setsunę przed skrzywdzeniem Shuri i odnaleźlibyśmy Ayami. A to wszystko zanim Shuuhei wyzdrowieje.

Pokręciłam głową, odłożyłam kubek i ponownie skuliłam się na pryczy. Nie chciałam nawet myśleć jak dalej potoczy się mój los. Nie znałam rzekomych dowodów przeciwko mnie, więc nawet nie mogłam rozważyć ewentualnych argumentów na swoją obronę. No i co z Ayami? Miałam ogromną nadzieję, że nie została zamordowana przez żadnego z Arrancarów. Marzyłam wręcz o tym, żeby jakimś cudem się odnalazła i sprawiła, że zarzuty przeciwko mnie zostaną oddalone. Nie miałam pojęcia dlaczego w ogóle nikt jeszcze nie pojawił się, żeby mnie przesłuchać. Minęło już tyle czasu, a ja nadal nie dostałam szansy na próbę przekonania do własnej niewinności.

Westchnęłam zrezygnowana. Zastanawiałam się jak niewiele dzieliło mnie w tej chwili od szaleństwa. Byłam pewna, że niewiele, bo mogłabym przysiąc, że słyszałam jak ktoś gdzieś w oddali wykrzykuje nazwisko Shuuheia. Strażnicy wymienili spojrzenia i poruszyli się niespokojnie. Z korytarza dało się słyszeć jęki i głuchy odgłos uderzenia o podłogę. Usiadłam, wyczekując rozwoju wydarzeń. Właśnie wtedy wyłonił się z sąsiadującego pomieszczenia Hisagi, a ja nie uwierzyłam własnym oczom. W mgnieniu oka doskoczył kolejno do każdego ze strażników i zanim zdążyli się zorientować ogłuszył ich. Podbiegłam do krat i ścisnęłam mocno pręty.

– Shuuhei?

– Odsuń się.

Dobył Zanpakutou, a ja wykonałam polecenie nie spuszczając z niego wzroku. Zamachnął się i szybkim zdecydowanym cięciem zniszczył zamek. Otworzyłam okratowane drzwi z rozmachem, aż uderzyły z brzdękiem o ścianę i podbiegłam do niego. Rzuciłam mu się w ramiona i pocałowałam namiętnie, spragniona jego ust, stęskniona za jego dotykiem. To musiał być sen. Kiedy go ostatnio widziałam leżał w szpitalnym łóżku, nie okazując żadnych oznak życia, a oddychała za niego maszyna. Teraz stał tu przede mną o własnych siłach jak najbardziej rzeczywisty.

– Och, Shuuhei, tak bardzo się martwiłam – powiedziałam. Czułam jak łzy napływają mi do oczu. – Jak... jak to możliwe? Co ty tutaj robisz?

Położyłam obie dłonie na jego twarzy, przyglądając mu się uważnie i radość zaczęła powoli się ulatniać. Coś było nie tak. Jego podkrążone oczy błyszczały, źrenice miał nienaturalnie rozszerzone. Oddychał płytko i nierówno, tak jakby zmuszał się do większego wysiłku, a jednocześnie sprawiał wrażenie dziwnie pobudzonego. Nie został cudownie wyleczony, jak mi się wcześniej wydawało. Moje ręce zjechały niżej, na jego klatkę piersiową. Skupiłam się, żeby wyczuć jego reiatsu. Było bardzo słabe.

– Dowiedziałem się, że cię aresztowali... Musiałem cię uwolnić.

– Przecież powinieneś odpoczywać. Nie jesteś jeszcze w pełni sił.

Odgarnął mi kosmyk włosów za ucho i pogładził czule po policzku jakby nie usłyszał obawy w moim głosie.

– Nie mogłem biernie leżeć i czekać na rozwój wydarzeń, kiedy ty pozostawałaś uwięziona. Wszystko jest w porządku, naprawdę.

Czując narastający niepokój rozchyliłam poły jego munduru. Na opatrunek przebiły się pojedyncze kropelki krwi. Moje przypuszczenia okazały się prawdziwe.

– Ale jak...? Dlaczego...? Kto na to pozwolił?

– Nikt na to nie pozwolił. Sama go stamtąd wyciągnęłam.

Dopiero wtedy oderwałam wzrok od Hisagiego. Nawet się nie zorientowałam, że nie był sam, a wszystko przez to, że nie potrafiłam wyczuć energii duchowej Setsuny. Stała spokojnie, przyglądając się nam bez słowa.

– Co to ma znaczyć?! – zawołałam ze złością. Zacisnęłam drżące ręce na shihakusho Shuuheia. – Co mu zrobiłaś?

– Po co te nerwy?  – odparła kobieta z kamienną twarzą. – Nie zrobiłam niczego, na co on nie wyraziłby zgody. Powinnaś być wdzięczna, Shinigami. Gdyby nie on, nie przyszłoby mi do głowy, żeby cię stąd uwolnić. Po prostu wykonuję swoją część przysługi.

– Przysługi? Ty go... Jak śmiałaś go w ogóle o coś prosić?!

Szarpnęłam się, z pragnieniem wydrapania oczu tej perfidnej suce, ale Shuuhei przytrzymał mnie w miejscu.

– W porządku Makoto. Setsuna pomoże uwolnić Shuri od Piekielnego Kwiatu.

Zamurowało mnie. Nie dość, że nie pozwoliła mu w spokoju odzyskiwać sił, to jeszcze naopowiadała takich bzdur.

– Nie. Nie, to nieprawda. Ona cię oszukała.

Ścisnęłam jego mundur jeszcze mocniej, jakby w nadziei na to, że zatrzymam go przy sobie. Chciałam go powstrzymać przed zrobieniem czegoś głupiego. Złapał moje dłonie i delikatnie odsunął.

– Wszystko w porządku. Uratujemy Shuri.

– Shuuhei, proszę cię, nie ufaj jej, ona wcale nie chce ratować Shuri!

Wbiłam w niego błagalne spojrzenie, ale po prostu wycofał się niewzruszony. Setsuna złapała go za ramię i zniknęli.

Oniemiała gapiłam się w miejsce, w którym jeszcze przed sekundą stał Hisagi, czując jak powoi rozpala się we mnie gniew. Shuuhei był jedną z najbardziej rozsądnych osób jakie znam, dlatego nie mogłam uwierzyć, że tak łatwo dał się zmanipulować Setsunie. Otrząsnęłam się prędko. Straciłam już zbyt wiele czasu siedząc bezczynnie w areszcie. Choćbym miała jej flaki wypruć gołymi rękoma, powstrzymam Setsunę przed zabiciem Shuri. Minęłam leżące na ziemi bezwładne ciała strażników, odnalazłam swój Zanpakutou i popędziłam czym prędzej do dwunastej dywizji.

Komentarze

  1. Generalnie ochrzan należy Ci się tylko za to zakończenie, bo teraz muszę czekać dwa tygodnie na kontynuację. Shuuhei zrobił bardzo głupią rzecz, ale bardzo w jego stylu. Jak mu na czymś zależy, to żeby miał się czołgać, to tam pójdzie. Boję się, że będzie tego mocno żałował. Ale może Makoto zdąży powstrzymać tragedię. A może jest sposób, żeby Shuri mogła żyć bez pojawiającego się Kwiatka co jakiś czas? Ta wstawka z Lucasem też dała mi nieźle do myślenia, a zwłaszcza jej końcówka, choć podejrzewam, o co może chodzić pani kapitan. I bardzo mi się to nie podoba.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz