044. Rodzeństwo

Obawiam się, że z regularnością kolejnych rozdziałów może być różnie w najbliższym czasie, bo skończył mi się zapas rozdziałów. Zbliżamy się na szczęście do końca, mam już plan jak to zakończyć, więc mam nadzieję, że spisanie tego nie zajmie mi zbyt wiele czasu i przerwy między rozdziałami będą dość rozsądne.

 

Kim ja jestem?

Shuri miała mętlik w głowie. Ostatnie wydarzenia wydawały się nierzeczywiste, jakby śniła swój najgorszy koszmar i nie mogła się z niego obudzić. Nie mogła odgonić widoku Makoto obejmującej na wpół przytomnego Shuuheia, ranionego obcym mieczem przez... No właśnie, przez kogo? Przez nią? Nie to nie ona go skrzywdziła, to Biała Dama!

Ja? Przecież pamiętasz, że twoja siostra kazała ci się trzymać z daleka od niego. Zrobiłaby to, gdybyś była niewinna?

Shuri skuliła się w kącie niewielkiego pokoju. Nie posiadał okien, drzwi były bardzo dobrze zamaskowane, a na jednej ze ścian znajdowało się duże lustro, w które bała się spojrzeć. Mogła zająć miejsce na pryczy z białą pościelą, albo na samotnym krześle przy kwadratowym stole, ale wolała wcisnąć się w kąt jakby z nadzieją, że schowa się przed Piekielnym Kwiatem. Zakryła uszy rękoma i zacisnęła powieki. Nie chciała już dłużej słuchać tego potwora śmiejącego się w jej głowie. To nie ona skrzywdziła Shuuheia. Ani Makoto. Ani Toshirou. To nie ona! To nie ona!

Ale Makoto naprawdę mnie odtrąciła, pomyślała. Nie zaprotestowała, kiedy po mnie przyszli, pozwoliła im mnie zabrać i zamknąć tutaj.

Zabiłaś go, dlatego nie kiwnęła palcem. Znienawidziła cię za to co zrobiłaś.

Zamknij się!

Nigdy ci tego nie wybaczy, ale ty wcale tego nie potrzebujesz.

Zamknij się, zamknij się, zamknij się!

Razem możemy sprawić, żeby pożałowała, że cię opuściła.

Wcale mnie nie opuściła!

To gdzie jest teraz?

...

Shuri nie wiedziała co ma o tym myśleć. Tak bardzo nie chciała słuchać tych bzdur, ale kiełkowała w niej obawa, że Piekielny Kwiat może mieć rację. Pamiętała zachowanie Makoto z czasu, kiedy wypuścili ją z izolatki. Pamiętała jaki siostra trzymała wobec niej dystans. A teraz zabroniła jej zbliżyć się do Shuuheia. Czy to prawda, że przez nią stracił życie?

To nie mogła być prawda.

To nie mogła być prawda!

To nie prawda!

Jesteś pewna?

Opuściła ręce i otworzyła oczy, po czym wyprostowała się powoli. Już nie bała się spojrzeć w lustro. Jej tęczówki powoli stały się czerwone, a usta wykrzywił szeroki uśmiech.

– Nareszcie.

***

Lucasa sparaliżował strach. Dosłownie kilka chwil temu Hayashi opowiedział mu o tym, że kapitan Ayami zaginęła i nikt w Seireitei nie potrafił jej zlokalizować. Podejrzewano nawet że dowódczyni dziewiątej dywizji mogła być martwa. Tymczasem znalazła się w jego mieszkaniu i nie było czasu na zastanawianie się jak to właściwie możliwe, bo właśnie mierzyła z broni w jego najdroższą siostrę. Pierś Linell falowała pod wpływem przyspieszonego oddechu. Wpatrywała się z napięciem w przeciwniczkę i nawet nie drgnęła, kiedy Weiss wkroczył do pomieszczenia.

Pani kapitan?

Kobieta posłała mu nienawistne spojrzenie, przez co nieprzyjemny dreszcz przebiegł po plecach Lucasa. Wydawało mu się, że zdążył już poznać kapitan dziewiątej dywizji w jakimś stopniu. Przynajmniej na tyle, że wiedział, iż taki wyraz twarzy nie pasował do rozmarzonej i serdecznej Ayami.

Muszę przyznać, nie sądziłam, że poczucie bezpieczeństwa, jakie zapewniła ci Kawasumi tak bardzo zaburzy twoją ocenę sytuacji. Nawet nie próbowałam się przed tobą ukrywać, a tymczasem ty nie miałeś nigdy nawet cienia wątpliwości.

Weiss przełknął głośno ślinę, kiedy to poczuł. Jak mógł być tak ślepy?

  Jak udało ci się przechytrzyć Yamamoto i pozostałych kapitanów?

Aizen-sama o to zadbał. Gotei 13 to ślepi głupcy, nie dostrzegli, że są pod wpływem iluzji. Sam bardzo dobrze o tym wiesz. W tobie również nie rozpoznali wroga, chociaż powinni.

To dlaczego ich nie uświadomiłaś, że tkwią w błędzie, a zamiast tego pomogłaś Makoto i Hisagiemu mnie ukryć w Seireitei, jako jednego z Shinigami?

Dlatego, że powinieneś zostać ukarany. Zdrajca nie może ujść z życiem i tak zwyczajnie ukrywać się wśród wrogów Aizena-samy.

Zbliżyła ostrze do szyi Linell. Miecz dotknął gładkiej, bladej skóry jego siostry, po której spłynęła stróżka krwi. Lucas zacisnął palce na rękojeści Zanpakutou z trudem powstrzymując się przed szarżą. Wiedział, że jeśli się tylko zbliży, jego siostrę czeka śmierć. Musiał jakoś grać na zwłokę i rozproszyć przeciwniczkę.

Linell nie ma z tym nic wspólnego, to ja jestem zdrajcą, nie ona. Z resztą... Minęło tyle czasu, dlaczego tak bardzo zwlekałaś z ukaraniem mnie?

Trzymam się rozkazów, to wszystko. Gdybym wykonała ruch bez zgody Aizena-samy, mogłabym pokrzyżować jego plany, wtedy stałabym się prawie tam samo bezwartościowa jak ty.

Lucas spiął mięśnie, niespecjalnie przywiązując uwagę do słów Ayami, wciąż skupiony na siostrze. Usta Linell zacisnęły się w cienką linię. Do tej pory nie wykonała żadnego ruchu i Lucas niczego od niej nie oczekiwał. Zastanawiał się jak mógł odciągnąć Ayami od siostry. Wtedy zauważył w jej postawie coś, co tylko on mógł dostrzec.

Może czasem warto postąpić według własnego instynktu, zamiast ślepo słuchać rozkazów, bo kto wie co potem może pójść nie tak.

Z dłoni Linell wystrzelił czerwony pocisk energii duchowej. Bala trafiło Ayami w brzuch. Kobieta odleciała, przebiła drzwi i wpadła do następnego pokoju. Linell doskoczyła do swojego miecza. Lucas dostrzegł krwawiącą ranę, ciągnącą się od szyi aż po pierś. Weiss podbiegł do siostry.

Nic ci nie jest?

Ledwie drasnęła Hierro.

Nie było czasu na rozmowę. Objął Linell w pasie i użył Sonido do przetransportowania jej jak najdalej od mieszkania. Wiedział, że Ayami puści się za nimi w pościg, ale nie chciał ryzykować walki na terenie kwater mieszkalnych. Wolał uniknąć postronnych ofiar.

Wiatr dudnił w uszach. Serce waliło w piersi oszalałe. Czuł reiatsu przeciwniczki i był pewien, że zbliżała się i to szybko. Zatrzymał się. Puścił Linell, która przyjęła postawę do walki. W samą porę. Iskry posypały się od krzyżujących się ze sobą mieczy. Zaniepokojony Lucas pospieszył siostrze z pomocą. Wybił się w powietrze i wyprowadził atak z góry. Ayami uchyliła się. Kopnięciem posłała Weissa na glebę. Lucas prędko podniósł się na nogi i popędził z pomocą Linell. Ku jego uldze dobrze sobie radziła. Nie miała problemów z unikaniem i parowaniem ataków przeciwniczki, mimo że tamta miała nad nią lekką przewagę.

Ayami była silna. Lucas przypuszczał, że nie poradziłby sobie z nią w pojedynkę i chociaż pragnął odsunąć Linell od walki, to musiał połączyć siły z siostrą. Razem mogli zdziałać najwięcej.

Nigdy nie zapomni tego dnia, kiedy usłyszał jej głos po raz pierwszy. Tam na bezkresnej pustyni Hueco Mundo, gdzie liczyło się tylko pożarcie jak największej liczby pustych za czasów, kiedy był zwykłym Gillianem. Zjedz albo zostań zjedzony. Musiał przeć naprzód. Musiał być bezwzględny. Musiał być najsilniejszy z pośród tysiąca pożartych upadłych dusz, walczących o kontrolę, w przeciwnym razie zniknie. Eliminował głosy w swojej głowie jeden po drugim. Zero litości. Aż wreszcie usłyszał ją. Dziki krzyk. Wolę walki. Nie stłumił jej, chociaż powinien. Ich osobowości ścierały się wielokrotnie, bo byli równi sobie i żadne z nich nie chciało ustąpić, wiedząc co ich czeka. To z jego strony padła propozycja współpracy. Za pierwszym razem się nie zgodziła. Zamiast tego bezskutecznie ponowiła próbę przejęcia kontroli.

Z czasem jej starania zaczęły słabnąć. Pomyślał, że zaczynało brakować jej determinacji i da się pochłonąć, jak każda inna słaba dusza. Ale on nie chciał jej pochłaniać. Chciał brnąć w ten zimny, beznadziejny świat razem z nią, bo tylko dzięki niej ta bezsensowna egzystencja miała znaczenie. Okazało się, że postanowiła przystać na jego propozycję. Przestali walczyć i stali się równi sobie. Razem rośli w siłę, miażdżąc kolejnych przeciwników.

Aż wreszcie nadszedł dzień, kiedy ewoluowali i zyskali osobne ciała.

Linell była najpiękniejszą istotą, jaką kiedykolwiek widział. Jej forma Adjuchasa wyglądała tak samo jak jego, ale zapierała mu dech w piersi. Nie potrafili już usłyszeć swoich myśli, lecz ta umiejętność przestała im być potrzebna, bo wiedzieli o sobie wszystko. Mogli się wreszcie dotknąć i to było najbardziej ekscytujące doznanie z jakim miał styczność odkąd ją usłyszał. Każde z nich spokojnie dałoby sobie radę w pojedynkę, ale z Linell u boku walka o przetrwanie po prostu miała sens. W końcu miał dla kogo walczyć.

Wtedy pojawił się Aizen i wszystko skomplikował. Zamienił ich w Arrancarów i dał niemalże ludzką postać. Poza oczywistymi cechami rozróżniającymi mężczyzn i kobiety wciąż wyglądali identycznie. W dalszym ciągu zapierała mu dech w piersi swoją obecnością i dotykiem. Ich fizyczne doznania stały się jeszcze bardziej intensywne. Za to Aizen zaczynał mącić w głowach. Lucas był oporny na pięknie brzmiące obietnice. Trzymał się z boku i podchodził zdecydowanie bardziej sceptycznie do wszystkich planów zdrajcy Shinigami, dlatego też w Las Noches miał więcej wrogów niż przyjaciół. W przeciwieństwie do Linell, która była zdecydowanie bardziej przychylna Aizenowi. To również zaważyło na decyzji, żeby nie zdradzać jej, że planował wszcząć bunt wśród Arrancarów. Obawiał się, że zechce odwieść go od tego pomysłu, a na tamtym etapie było za późno na odwrót.

Między innymi ta decyzja wpłynęła na taki, a nie inny rozwój wydarzeń. Po raz pierwszy w swoich dziejach zostali rozdzieleni. Na szczęście łączyło ich coś więcej niż innych Arrancarów i pojednanie stało się możliwe jak tylko wyjaśnili sobie pewne sprawy. Dlatego też teraz mogli połączyć siły, żeby za wszelką cenę pokonać przeciwniczkę. Ayami to po prostu kolejny głos, którego pozbędą się wspólnie.

Nie pozostawiali jej chwili wytchnienia, zalewając ją deszczem ciosów. Ayami unikała i blokowała, wyraźnie mając problem ze znalezieniem luki na wyprowadzenie własnego ciosu. Wtedy wydarzyło się coś zaskakującego. Zwolniła. Odsłoniła się częściowo na cios w bok. Lucas przejrzał podstęp, ale opętana furią Linell parła naprzód.

– Linell, stój!

Krzyknął na moment przed tym jak miecz siostry przeszył bok przeciwniczki. Ayami uśmiechnęła się upiornie. Chwyciła Linell za włosy i szarpnęła do tyłu. Lucas oślepiony przerażeniem rzucił się jej na pomoc nie zważając na konsekwencje, wtedy też błysnęło ostrze miecza Ayami.

– Lucas, nie!

***

Nie musiałam długo czekać na alarm. Rozległ się jak pokonałam zaledwie kilka przecznic przy użyciu Migoczącego Kroku. Cóż, jeśli w biały dzień więźniowi udaje się zbiec z aresztu, to trzeba się liczyć z brakiem czasu na znalezienie schronienia. Nigdy nie musiałam się ukrywać przed innymi Shinigami, więc w tej sytuacji czułam się co najmniej dziwnie, mimo to musiałam pozostać czujna. Trzymałam się alejek, których byłam najbardziej pewna, przemieszczałam się głównie przy użyciu Shunpo, chociaż kiedy się dało po prostu przemykałam niezauważona. Wciąż miałam do pokonania sporą odległość i nie sądziłam, że to takie skomplikowane. Pragnęłam znaleźć się tam jak najszybciej, co było niesamowicie trudne, kiedy usiłowałam uniknąć walki.

Co ciekawe nie bałam się. Jeszcze nie teraz. Gniew, wywołany przez Setsunę przyćmił inne emocje i napędzał do dalszego działania. Nie wiedziałam jeszcze co zrobić, żeby ją powstrzymać. Nie zważałam na konsekwencje ponownej konfrontacji z Piekielnym Kwiatem, która była nieunikniona. Musiałam ją dorwać i sprawić, że pożałuje swoich czynów. Miałam dość biernego patrzenia jak moi bliscy byli wykorzystywani. Miałam dość oglądania jak dzieje im się krzywda. Nadszedł czas działania.

Wbiegłam do przesmyku, prowadzącego do składziku środków czystości, z którego korzystali oficerowie czwartej dywizji. Wiedziałam, że nikt tędy teraz nie będzie przechodzić, a jednocześnie to miejsce mogło doskonale posłużyć za kryjówkę. Skryłam się w cieniu, i zauważyłam, że drzwiczki składziku są uchylone. Ostrożnie zajrzałam do środka i zauważyłam plecak należący najprawdopodobniej do Shinigami, układającej właśnie na półkach jakieś detergenty. Były tam też klucze. Przełknęłam ślinę i ostrożnie chwyciłam jedno i drugie. Medyczka drgnęła i odwróciła się. Żołądek podskoczył mi do gardła, kiedy rzuciła się w kierunku drzwi. Prędko je zatrzasnęłam i naparłam na nie całym ciałem, ależ miałam szczęście, że otwierały się do zewnątrz. Dziewczyna waliła w nie od przeciwnej strony, krzycząc i usiłując się wydostać, ale byłam silniejsza. Znalazłam właściwy klucz, przekręciłam szybko w drzwiach, rzuciłam pęczek na ziemię i uciekłam, używając Shunpo.

Skryłam się w kolejnej ciemnej alejce, upewniłam się, że byłam bezpieczna i na szybko przejrzałam zawartość zdobycznego plecaka. Opatrunki, maści, buteleczki z nieznanymi mi płynami i jakieś rzeczy osobiste, między innymi gumka do włosów. Uśmiechnęłam się do siebie na ten widok, po czym zebrałam włosy i związałam je w ciasny kok. Przejrzałam się w małym lusterku, poprawiłam grzywkę. Pomyślałam, że w tym niecodziennym dla mnie uczesaniu i plecakiem oficera czwórki będę nieco mniej rozpoznawalna. Schowałam lusterko, przerzuciłam plecak przez ramię i wyjrzałam zza rogu akurat, gdy przebiegał tamtędy patrol Shinigami. Wtedy też poczułam reiatsu, którego zdecydowanie nie powinnam teraz czuć. Lucas i Linell z kimś walczyli i to była najgorsza rzecz, która mogła się teraz wydarzyć. Nie poznawałam tej drugiej energii duchowej i wczuwając się w nią nie mogłam stwierdzić czy w ogóle należała do Shinigami.

Przełknęłam nerwowo ślinę, tłumiąc w sobie chęć wyruszenia w miejsce ich potyczki. Musiałam wierzyć, że poradzą sobie sami, zwłaszcza że nie mogłam porzucić swojej misji. Odczekałam jeszcze chwilę. Wyjrzałam zza rogu, żeby upewnić się, że okolica jest czysta. Użyłam Shunpo. Wylądowałam w wyznaczonym przed siebie miejscu i zanim zdążyłam wykonać kolejny ruch, poczułam jak tracę grunt pod nogami.

Znalazłam się pod wodą. Zamachałam gwałtownie rękoma, skierowałam ciało w górę i popłynęłam ku powierzchni. Wynurzyłam się zaczerpując głośno powietrza. W samą porę, żeby zanurzyć się ponownie, uciekając przed wielką falą. Prąd był tak silny, że porwał mnie głębiej w czarną toń. Próbowałam z całych sił z nim walczyć, ale moje starania nie przynosiły rezultatu. Poczułam jak mój nadgarstek oplata dłoń Hebimizu. Wyciągnął mnie na powierzchnię. Wykrztusiłam wodę, która dostała się do dróg oddechowych i spojrzałam na Zanpakutou, górującego nade mną.

Nadchodzi sztorm – oznajmił spokojnie.

Objęłam się ramionami, dygocząc z zimna. Nie trudno było się tego domyślić, widząc wzburzone morze i kłębiące się ciemne chmury na niebie. W oddali błysnął piorun. Hebimizu spojrzał na mnie ze smutkiem.

Nie mogę ci pozwolić na konfrontację, kiedy kieruje tobą gniew. Łatwo wtedy zostać zaślepionym.

Kiedy już tylko to mi zostało, Hebimizu – wychrypiałam. Gardło piekło mnie przez morską wodę, której się nałykałam. – Jestem wściekła na siebie, że do tego dopuściłam. Denerwuje mnie już sama myśl, że Shuuhei tak łatwo dał się oszukać tej całej Setsunie. A kiedy sobie przypomnę, że ona go wykorzystuje, to dopada mnie prawdziwa furia. Z resztą po co ci to mówię, ty i tak to wszystko wiesz.

Odwróciłam wzrok, zaciskając wargi. Wąż podpełzł do mnie, zasyczał łagodnie, wyciągając cienki język. Pogłaskałam go po gładkim łebku, a on owinął się wokół mojej ręki i wpełzł na ramiona.

Podniosłam się na nogi. Hebimizu górował nade mną zatroskany.

Myślałaś kiedyś o tym czego pragnęłaby Shuri? – zapytał, podchodząc bliżej.  

Shuri przede wszystkim pragnęłaby żyć – wyrzuciłam z siebie z żalem.

Kosztem utraty kontroli nad sobą? Nie sądzę, że nadal pragnęłaby krzywdzić ukochanych. Przecież tak niewiele brakowało, żebyśmy stracili Shuuheia. – Chłodne palce pogładziły mój policzek, po czym przesunęły się w dół na brodę. Spojrzałam mu w oczy, kiedy uniósł moją twarz. – Wiem jak bardzo chcesz, żeby było inaczej, ale czasami musi wtrącić się przeznaczenie, na które nie mamy wpływu. Twoim przeznaczeniem było spotkać małą dziewczynkę w Rukongai, niestety Shuri nie miała w tej kwestii zbyt wiele szczęścia.

Daruj sobie te wydumane hasła o przeznaczeniu i proszę, tylko nie próbuj mi wmówić, że Shuri wolałaby umrzeć, bo to niedorzeczne – powiedziałam łamiącym głosem. – Jest jeszcze dzieckiem.

Czułam ucisk w piersi, bynajmniej nie dlatego, że wąż powoli owijał się wokół mnie. Hebimizu był moją jedyną nadzieją, a uświadomił mi tylko jeszcze bardziej dobitnie, że to co wiedziałam już od dawna jest naprawdę nieuniknione.

Tak strasznie mi przykro, Makoto. Kocham Shuri tak samo mocno jak i ty. Nawet w najmroczniejszych momentach była w stanie sprawić, że promienie słoneczne rozbijały burzowe chmury jak nikt inny . Sądzę, że najlepsze co możemy dla niej zrobić, to być przy niej do końca.

Wąż spełzł powoli na wzburzone fale. Zaczęło padać i wiedziałam, że długo nie przestanie. Zamknęłam oczy, zanim wpadłam z powrotem do wody. Nie odczułam siły porywającego mnie prądu morskiego, zamiast tego poczułam łagodny powiew wiatru na twarzy. Otworzyłam oczy. Byłam dokładnie w tym samym miejscu, w którym chciałam się znaleźć wcześniej, używając Shunpo. Wzgórze Sokyoku wyraźnie rzucało się w oczy z tej pozycji, a krzyż Bliźniaczej Kaźni, choć zniszczony przez Kurosakiego, wciąż wyglądał dość złowieszczo. Ten widok i skojarzenie z Kurosakim zapaliły maleńką żaróweczkę w moim mózgu, dosłownie oświecając mnie w tamtym momencie. Zacisnęłam pięści w nagłym przypływie determinacji, ruszyłam przed siebie i już wiedziałam co zrobię.

Nie pozwolę Setsunie zabić Shuri.

Komentarze

  1. Widzę, że nie tylko ja mam problem z przyszłością rozdziałów, nawet nie mam pewności, czy ten najbliższy pojawi się w czasie, chociaż będę próbować, żeby tak się stało.
    Co do Ayami miałam rację, że jest po stronie wroga i teraz Lukas i Linell mają dość poważnego przeciwnika. Co prawda mam ochotę powiedzieć, żeby wyciągnęli ją do ludzi, ale obawiam się, że iluzja by nie opadła i tylko skomplikowała bardziej sytuację.
    Mogę sobie tylko też wyobrażać, co czuje teraz Shuri. Biała Dama nie odpuszcza, dokucza się jeszcze bardziej i kto wie, co się stanie, gdy Makoto do niej dotrze. Albo Setsuna z Shuuheiem właśnie. I to pytanie, co byłoby w tej sytuacji lepsze. Z pewnością Shuri chciałaby żyć, ale czy takim kosztem? Nie mam pewności. Do tego śmierć może być jedynym wyjściem i trochę mnie to smuci, bo jeśli czeka nas taki koniec, nikt z nich nie będzie szczęśliwy.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz