045. Ressurection

 Co może być gorszego od braku zapasowych rozdziałów? Blokada pisarska, kiedy brakuje zapasowych rozdziałów! Zaczynam to wreszcie nadrabiać, ale i tak potrzebuję chwili, żeby całość miała ręce i nogi, bo zakończenie majaczy już za rogiem.


Lucas krwawił obficie z głębokiej rany na piersi, ale wciąż trzymał się chwiejnie na nogach. Spojrzał zaniepokojony na Linell leżącą nieruchomo u jego stóp z twarzą przysłoniętą falą jasnych włosów po czym przeniósł wzrok na Ayami. Dyszała ciężko, choć wydawała się być w nieco lepszym stanie niż on i jego siostra. Przyparła ich do muru i wydawało się, że niewiele mogą zdziałać przeciwko niej. Lucas wiedział, że nie mogą się poddać. Wciąż miał coś w zanadrzu, ale mógł z tego skorzystać jedynie razem z Linell. Nie mieli już nic do stracenia. Shinigami zapewne już dawno odkryli ich obecność, więc to tylko kwestia czasu, żeby pojawili się na polu bitwy.

Możesz wstać?

Linell poruszyła się, a jej usta opuścił krótki jęk bólu. Dźwignęła się na nogi. Krew rozlała się z długiego rozcięcia szpecącego jej piękną twarz.

Jeszcze nie skończyłam – wydyszała. – Chyba najwyższy czas.

Lucas uniósł Zanpakutou, ustawiając się w pozycji do ataku. Linell wyszarpnęła miecz z ziemi i poszła w ślady brata. Energia duchowa zawibrowała w powietrzu. Stali ramię w ramię z mieczami skierowanym w stronę przeciwniczki, kiedy równocześnie wypowiedzieli komendę.

Owiń siecią, Araña Blanca.

Ich reiatsu wybuchło z podwójną siłą. Wiatr zebrał się wokół nich, tworząc wir, zakrywający ich oboje. Lucas czuł jak wzbiera w nim siła. Naprężył mięśnie. Pokrył go twardy pancerz, przypominający zbroję ciasno obejmującą ciało. Głowę chronił hełm, dolną część twarzy miał odsłoniętą. Na przedramionach uformowały się wyrzutnie sieci, które mogły służyć również za broń w walce wręcz. Zza pleców wyłoniły się cztery pajęcze odnóża. Były na tyle długie, że mogły go unieść na kilka metrów, dzięki czemu szybciej się przemieszczał.

Forma Ressurection Linell wyglądała tak samo jak jego z drobną różnicą. Przepiękna i drapieżna, a także wyposażona w długie szpony na końcu swoich odnóży.

Ayami nie pozostała dłużna i również uwolniła swoją pełną formę. Lucas zmarszczył brwi. Szczypce w miejscu dłoni mogły sugerować, że preferowała walkę na krótki dystans, co nie powinno stanowić problemu. Zastanawiające było zaś przeznaczenie długiego, grubego ogona zakończonego ostrym kolcem.

Wystrzeliła w kierunku Lucasa w mgnieniu oka. Pajęcze odnóża osłoniły go, przyjmując na siebie atak. Wtem Linell włączyła się do walki. Owinęła ogon Ayami siecią, zanim kolec wbił się w ciało Lucasa. Przeciwniczka szarpnęła się z całej siły, omal nie zwalając Linell z nóg. Jej odnóża wbiły się głęboko w ziemię, stabilizując jej pozycję. Lucas wykorzystał tę krótką chwilę na wybicie się, po czym mocnym kopnięciem zwalił Ayami z nóg. Związał jej ciało siecią, jednak rozerwała ją swoimi szczypcami. Podniosła się i uchyliła w samą porę zanim pięść Linell dosięgnęła jej twarzy. Doszło do szybkiej wymiany ciosów. Ayami pozostawała głównie obrona, kiedy połączone siły Lucasa i Linell nie dawały jej zbyt wiele szansy na skuteczny atak. Tym razem to rodzeństwo Arrancarów miało wyraźną przewagę. Przewyższali ją szybkością i zwinnością, ale pod żadnym pozorem nie mogli sobie pozwolić na lekceważenie oponentki, świadomi, że nie ujawniła jeszcze wszystkiego.

Coś wystrzeliło z kolca na końcu ogona Ayami. Lucas w ostatniej chwili odskoczył, a w miejscu, w którym przed chwilą stał jakaś żrąca substancja wypalała  dziurę. Tego się właśnie obawiał, że Ayami mogła mieć jakiegoś asa w rękawie. Zbyt wiele uwagi poświęcił swojemu odkryciu. Poczuł mocny cios w klatkę piersiową, który zwalił go z nóg i chwilowo pozbawił tchu. W ostatniej chwili przeturlał się na bok, unikając ostrego kolca wycelowanego w jego twarz. Wystrzelił sieć w stronę drzewa i poderwał się z ziemi, żeby przenieść się poza zasięg jej ogona. Kopnął z półobrotu, jednak ona zablokowała. Wycelowała w Linell, nacierającą na nią z lewej strony. Lucas w ostatniej chwili wystrzelił swoje sieci i związał jej ogon, dzięki czemu kwas nie trafił w jego siostrę. Linell miała szansę na atak, ale przeciwniczka w porę odzyskała równowagę i zacisnęła szczypce na szyi dziewczyny.

– Nawet nie próbuj – warknęła Ayami, kiedy Lucas szykował się do wybicia. Zbliżyła kolec do twarzy Linell. – Jeszcze jeden krok, a roztopię tą śliczną buźkę.

Weissa coś ścisnęło w żołądku. Znów przyparła ich do ściany. Dostrzegł wyraz twarzy Linell, z którego wyczytał, że ona tak nie uważa.

– Odsłoniłaś się, suko – wycharczała

 Jedno z jej zakończonych szponami odnóży wbiło się w kark Ayami, która zawyła z bólu i zwolniła uścisk. Linell upadła, zaczerpując głośno powietrza, a obok niej runęła przeciwniczka, wijąc się szaleńczo, kiedy trucizna rozlewała się po jej ciele.

Bolesna śmierć, pomyślał Lucas, doskonale zdając sobie sprawę z tego jak działała substancja. Ze wstydem musiał przyznać, że za często zdarzało mu się nie doceniać siły i umiejętności Linell.

Otrząsnął się z westchnieniem ulgi, podszedł do siostry i pomógł jej wstać. Momentalnie rzuciła mu się w ramiona drżąc na całym ciele. Jak zawsze po tak intensywnej walce potrzebowała chwili, żeby zrzucić z siebie emocję. Ochłonęła i odsunęła się od niego. Powinien chwycić teraz jej dłoń i oddalić się jak najprędzej z miejsca bitwy, kiedy niespodziewanie zmaterializowało się przed nimi dwoje Shinigami. Hitsugaya Toshirou i Matsumoto Rangiku wyglądali na szczerze zaskoczonych zastanym widokiem. Matsumoto zakryła usta dłonią, wpatrując się z niedowierzaniem na zwłoki, od których właśnie odchodzili.

– Kapitanie, przecież to...

Hitsugaya wyraźnie zaniemówił. Przeczesał nerwowo swoje bujne jasne włosy, po czym zmierzył ich oboje wzrokiem, zatrzymując się dłużej na Linell.

– Tłumacz się i lepiej zrób to dobrze – zwrócił się do Lucasa.

Lucas odruchowo wystąpił przed Linell. Jego pajęcze odnóża automatycznie podniosły się do pozycji bojowej, na co Hitsugaya i Matsumoto pospiesznie złapali za rękojeści swoich mieczy. Weiss pożałował swojej reakcji i natychmiast się rozluźnił. Cała sytuacja już wystarczająco go pogrążyła w oczach dowództwa dziesiątki, ostatnie czego pragnął to robić sobie z nich wrogów. Już miał zamiar ze szczegółami opowiedzieć im o tym jak oboje pokonali Ayami, która okazała się szpiegiem Aizena, kiedy nagle ziemią wstrząsnął potężny wybuch.

*

Widziałam ich. Pędziłam ile sił w nogach, ale wciąż niedostatecznie szybko. Za chwilę znikną w korytarzu, prowadzącym do podziemi. Korzystanie z Shunpo stawało się za każdym razem coraz bardziej męczące, ale tylko w ten sposób mogłam ich dogonić, więc niewiele się zastanawiając użyłam Migoczącego Kroku. Dobyłam miecza, zamachnęłam się, celując w Setsunę i cięłam. Nie natrafiłam na ciało. Iskry posypały się, kiedy Kazeshini zablokował mojego Hebimizu. Shuuhei spojrzał na mnie gniewnie, a jego oczy błysnęły dziwnie w półmroku korytarza. Powinnam się tego spodziewać, ale widok Shuuheia, który bez wahania rzucił się w obronie Setsuny zabolał.

– Makoto, nie próbuj tego utrudniać – warknął.

– Nie masz pojęcia co robisz, pożałujesz tego.

– Czyżby?

– Musisz mnie wysłuchać, oboje musicie.

Jakaś niewidzialna siła odepchnęła mnie od niego i posłała na przeciwległą ścianę, niemalże wyciskając powietrze z płuc. Mój Zanpakutou wylądował z brzdękiem na betonowej posadzce.

– Proponowałam ci współpracę, ale skoro odmówiłaś to po prostu nie przeszkadzaj.

– Shuuhei, proszę... Posłuchaj mnie... Zostań...

Coś ścisnęło mnie za gardło, utrudniało oddychanie. Kopałam piętami o ścianę, próbowałam się odepchnąć, ale bezskutecznie. Przez zbierające się w oczach łzy dostrzegłam jak Shuuhei odwrócił się niewzruszony i ruszył za Setsuną. Zniknęli w ciemności korytarza, wtedy osunęłam się na ziemię, gapiąc się bezmyślnie w otwór w ścianie ziejący pustką. Czułam rosnącą gulę w gardle, przez chwilę wydawało mi się, że zaraz zwymiotuję. Jęknęłam cicho i przez jeden, krótki moment miałam ochotę się poddać. Bez niego czułam się w tej sytuacji taka samotna i opuszczona jak jeszcze nigdy. Tak po prostu się ode mnie odwrócił.

No dalej, Makoto. Rusz się! – zawołał Hebimizu w mojej głowie.

Zaczerpnęłam głośno powietrza i zerwałam się na nogi. Jeszcze nie wszystko stracone. Nie mogłam determinować mojej decyzji na podstawie zachowania Hisagiego. Podniosłam miecz i ściskając mocno rękojeść podążyłam w dół schodami. Kroczyłam powoli po stromych stopniach, w obawie przed upadkiem. Wolną ręką przytrzymywałam się zimnej ściany, dopiero po kilku chwilach mój wzrok przyzwyczaił się do ciemności. Słyszałam odbijające się echem kroki Setsuny wcale nie tak daleko przed sobą. Schody skręcały od pewnego momentu i udało mi się zauważyć wątłe, niebieskawe światło. Już blisko. Przyspieszyłam nieznacznie, koniec drogi zaczynał majaczyć za zakrętem. Zeskoczyłam z kilku ostatnich stopni i znalazłam się przed rozgałęzieniem korytarza. Trzy drogi. Mogłabym spróbować znaleźć ich po reiatsu Hisagiego. Skupiłam się. Reiatsu Shuuheia było słabe, ale nie niemożliwe do namierzenia, zamknęłam oczy, oddalając od siebie wszystkie inne bodźce.

– Mam cię – mruknęłam do siebie.

Otworzyłam oczy i wciąż skupiona, podążyłam drogą, wyznaczoną przez jego słabą aurę. Wkroczyłam w tunel po prawej stronie. Niebieskawe światło z każdym krokiem przybierało na sile. Długi tunel, kończący się światłem przywodził na myśl raczej kiepskie skojarzenia, ale się nie zatrzymywałam. W końcu zobaczyłam ich po raz kolejny przed niebieskawą barierą, rozciągniętą na całą długość ściany, w której osadzone zostały metalowe drzwi. Przyspieszyłam. Widziałam jak Zanpakutou Shuuheia się do niej zbliża.

– Shuuhei, stój!

Puściłam się biegiem w jego kierunku, ale nie zdążyłam. Kazeshini ciął barierę, która rozbiła się jak cienka, podświetlona szyba. Setki maleńkich fragmentów upadły na ziemię i niemalże natychmiast zniknęły.

Zatrzymałam się między Setsuną a Shuuheiem, patrząc z niedowierzaniem na to, co zrobił Shuuhei. Zaciskając zęby ze złości, szarpnęłam Setsunę za ramię jeszcze zanim położyła dłoń na drzwiach od celi.

– Nie odpuszczę dopóki mnie nie wysłuchasz! Wpadłam na pewien pomysł i muszę sprawdzić czy zadziała, bo być może znalazłam sposób na ocalenie mojej siostry!

Setsuna popatrzyła na mnie z wyższością i to była jedyna reakcja, którą od niej otrzymałam. Poczułam dziwne a jednocześnie nieprzyjemnie znajome drganie reiatsu zwiastującego coś bardzo, bardzo złego. Zdążyłam jeszcze pociągnąć za rękę stojącego najbliżej celi Hisagiego w ostatniej chwili, zanim odrzuciła nas potężna eksplozja.  

Dzwoniło mi w uszach, zaschło w ustach i gryzło w gardle. Zaczęłam się krztusić pyłem, czując jakby dostał się do każdego otworu w moim ciele. Nie mogłam się ruszyć. Czułam na sobie ciepło i ciężar Shuuheia i momentalnie oprzytomniałam, zalana falą przerażenia. Szturchnęłam go gwałtownie. Nic. Żołądek skurczył mi się momentalnie ze strachu. Szarpnęłam mocno jego ramię.

– Auć – jęknął. Napięcie uszło ze mnie jak powietrze z dmuchanej piłki.

W ciemności widziałam zaledwie niewyraźny zarys jego sylwetki. Nie potrafiłam ocenić czy jest cały, czy może jednak został ranny. Do mnie powoli zaczął docierać ból z różnych części ciała. Pulsowanie w głowie, kłucie w boku, ucisk na lewą stopę, na szczęście nic poważnego.

– Nic ci się nie stało?

Odpowiedział mi krótki jęk. Wstrzymałam oddech zaniepokojona.

– Chyba nie, a tobie?

– Ze mną w porządku – wydyszałam. – Musimy się stąd wydostać.

Nie bardzo jednak wiedziałam jak się za to zabrać. Przysypująca nas sterta gruzu i desek utworzyła ciasną przestrzeń wokół nas, która nie pozostawiła nam zbyt wiele miejsca na poruszanie się. Z leżącym na mnie Hisagim zmiana pozycji była dla mnie niemożliwa, on również nie bardzo mógł się przesunąć. Zapewne w innych okolicznościach doceniłabym tę bliskość, jednak teraz nie było się z czego cieszyć.

– Myślisz, że gdybyśmy to trochę przesunęli to... och, nieważne.

Pył posypał się obficie po tym jak ruszyłam jedną z bliższych desek. Shuuhei usiłował się ze mnie zgramolić, ale tylko skończyło się na tym, że poobijał mój już i tak bolący bok i jeszcze niewiele brakowało, a przywaliłby mi w nos.

– Przepraszam.

– Nie szkodzi – mruknęłam. – Co myślisz o tym, żeby to trochę przepchnąć Kidou?

– Kidou nie wchodzi w grę, nie wiadomo jak głęboko utknęliśmy, w najgorszym razie może na zmiażdżyć.

Robiło się gorąco i to dosłownie. Czułam jak pot zaczyna spływać mi po czole i karku. Powietrze z każdą chwilą gęstniało i trudno było ocenić na ile może nam go starczyć, a możliwości na wydostanie się brakowało. Próbowałam za wszelką cenę odgonić wwiercającą się do głowy myśl, że już po wszystkim, Setsuna zabije Shuri, a nas zakopie żywcem i coś we mnie pękło.

– Widzisz w co nas wpakowałeś?! – wykrzyknęłam, tracąc do końca kontrolę nad emocjami.

Zapadła cisza. W ciemności nie byłam w stanie dojrzeć wyrazu twarzy Shuuheia, ale przypuszczałam, że mój wybuch trochę go zdezorientował.

– Ja nas w to wpakowałem? Makoto, czy ty się słyszysz?

– A kto pobiegł jak posłuszny piesek za Setsuną? Kto powstrzymał mnie przed wejściem do podziemi? Kto nie dał mi dojść do słowa.

– Nie wiedziałem, że przez te prochy, które mi podała, będzie mogła mnie kontrolować. Wcale nie chciałem cię powstrzymać.

– Dlatego nie powinieneś w ogóle wchodzić z nią w żadne układy. Naprawdę nie mogłeś zostać w czwartej dywizji? Cholera jasna, zostałeś ciężko ranny, mogłeś umrzeć, kiedy ostatnio cię widziałam nie miałam pewności kiedy i czy w ogóle dojdziesz do siebie. Ty wiesz, co ja tam przeżywałam? Jeszcze nigdy nie byłam tak przerażona tym, że mogę cię stracić, a teraz postanowiłeś mieć to w nosie i po raz kolejny zignorować swoje zdrowie, bo co? Bo ta wstrętna manipulatorka nakarmiła cię kłamstwami?

– Do cholery, Kotetsu mnie uśpiła, żeby tylko nie powiedzieć mi prawdy o twoim aresztowaniu. Gdybym nie podsłuchał jak rozmawia potem z Rangiku-san, to pewnie bym się dowiedział jak w końcu Kira przyszedłby mnie przesłuchać. Serio oczekiwałaś, że będę sobie czekał spokojnie aż sprawy same się rozwiążą?

– Tak, właśnie tego od ciebie oczekiwałam.

– To kto uwolniłby cię z aresztu?

– A skąd mogę wiedzieć, coś bym wymyśliła, nie jestem damą w opresji. Ty nie musiałbyś się znowu narażać.

– Pozwól, że sam będę podejmował tego typu decyzje i przestań zachowywać się tak jakbyś pragnęła wszystko kontrolować. Nie robię tego dla przyjemności, tylko dlatego, że tak trzeba. Jesteś ledwie trzecią oficer, co chciałaś zdziałać sama przeciwko zagrożeniu jakim jest Piekielny Kwiat?

Poczułam się jakby mnie spoliczkował. Jego słowa zabolały i zszokowały tak mocno, że nie potrafiłam wydobyć z siebie żadnego dźwięku mimo otwartych ust.

Coś huknęło, zadrżało, pył osypał się na nasze twarze. Instynktownie przycisnęłam się do Hisagiego, obawiając się spadających odłamków, ale nic więcej się nie osypało. Ostre światło przedostało się przez szczeliny, które powiększały się z każdą chwilą. Moje przyzwyczajone do ciemności oczy protestowały od nadmiaru jasności i niewiele byłam w stanie dostrzec, jednak w końcu dojrzałam sylwetki dwóch osób. Tak mi się przynajmniej zdawało. Zza nich wystawały jakieś długie dziwaczne macki? Odnóża?

– Macie słabe wyczucie czasu i miejsca na kłótnie, chociaż trzeba przyznać, że wasze wrzaski pomogły nam was odnaleźć.

Od razu rozpoznałam głos Lucasa.

Byliśmy uratowani.

___

 Ciąg dalszy nie prędzej jak po 21 września.

Komentarze

  1. Nieco się zagapiłam, ale jestem. Przyznaję, scena walki wyszła Ci naprawdę fajnie i dynamicznie, a pojawienie się Tośka i Matsu było zaskakujące i pozostawiło niepewność. Za to dalej już same delicje. Wkurzyłam się na Shuuheia za tę akcję, w sumie odkąd tylko poszedł na układ z Setsuną, ma u mnie duży minus. I nie usprawiedliwia go, że był kontrolowany, mógł to przewidzieć. Chyba miałam go za zbyt inteligentnego. A potem jeszcze ta kłótnia pod zwałami gruzu. Nic, tylko palnąć w łeb. Tym razem oboje. Swoją drogą, tak sobie pomyślałam, że wielkie umysły myślą podobnie, bo mój Shuuhei też nie chce być miły i grzeczny ostatnimi czasy. Na szczęście pojawił się Lucas, więc pewnie udało mu się dogadać z Tośkiem. Oj nie mogę się doczekać ciągu dalszego. I w sumie czuć, że szykujesz się już do wielkiego finału.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz