046. Poświęcenie

 Nie sądziłam, że kończenie, kiedy już wreszcie wymyśliłam jak to wszystko zakończyć, może sprawiać aż tyle trudności. No ale oto jest! Nareszcie po takim czasie udało mi się napisać rozdział, w którym ważą się losy Makoto i Shuri. Nie przedłużając, zapraszam do lektury.

 

 Wydostaliśmy się dzięki Lucasowi i Linell, których sieci układające się w ogromne pajęczyny powstrzymywały gruzowisko przed osypywaniem się. Zeszli do nas po ścianach z taką zwinnością i wprawą, jakby robili to codziennie. Ich dodatkowe kończyny zsynchronizowały się z ich ruchami sprawiając, że wyglądali jak dwa ogromne pająki, a że nie znosiłam pająków ich Ressurection wywoływało u mnie gęsią skórkę.

Kiedy wreszcie stanęliśmy o własnych siłach na powierzchni, dotarł do nas ogrom zniszczeń dokonanych przez eksplozję reiatsu Białej Damy. Zawaliło się praktycznie całe skrzydło znajdujące się nad jej celą, trwała akcja ratunkowa, bo nie tylko my zostaliśmy przysypani. Wszędzie roiło się od Shinigami, dlatego zadziwiające dla mnie było to jak nieskrępowanie Lucas i Linell poruszali się w swoich uwolnionych formach, bo wyróżniali się na tle tak wielu Strażników Śmierci i nietrudno było ich przeoczyć. Wkrótce stał się dla mnie jasny powód tego stanu rzeczy. Kapitan Hitsugaya, stojący na wzniesieniu utworzonym przez zawalony dach wykrzykiwał rozkazy w kierunku grupy Shinigami. Zapewne to właśnie jemu Weissowie zawdzięczali swoją swobodę. Po krótkiej chwili u jego boku zmaterializowała się vice kapitan Matsumoto. Przekazała mu coś, po czym odwróciła się w naszą stronę. Na nasz widok skrzyżowała ręce na piersi i pokręciła głową z dezaprobatą.

– A jednak mnie nie posłuchałeś – zwróciła się do Hisagiego, który posłał jej zmęczone spojrzenie i oparł się ciężko o pozostałość ściany.

– No widzisz, tak jakoś wyszło. – Wzruszył ramionami. Cokolwiek zrobiła mu Setsuna najwyraźniej zaczęło mijać i wyglądał teraz zdecydowanie słabiej niż gdy uwolnił mnie z aresztu.

Zacisnęłam szczęki i odwróciłam wzrok. W uszach wciąż dźwięczały mi jego słowa i rozbudzały we mnie gniew i chęć udowodnienia, że się mylił.

Ignorując Shuuheia i zdziwione spojrzenie Rangiku, dokuśtykałam do wzniesienia.

– Kapitanie Hitsugaya – zawołałam.

Podążyłam spojrzeniem za jego wzrokiem i poczułam jak coś ściska mnie w gardle. Setsuna i Piekielny Kwiat walczyły ponad nami bez mieczy, za to miotając w siebie pociskami dziwnej energii. Fale uderzeniowe wzniecały gwałtowne podmuchy wiatru. Ich reiatsu było tak gęste, że dałoby radę ciąć je mieczem.

– Muszę się do nich dostać – oznajmiłam, osłaniając się przed kurzem niesionym przez kolejną falę uderzeniową.

– I co wtedy? – zapytał Hitsugaya, otrzepując swoje kapitańskie haori.

– Wtedy chciałabym zostać sama z Piekielnym Kwiatem, sądzę, że wiem jak mogłabym się z nią rozprawić.

– Nie brzmisz zbyt pewnie.

Miał rację. W mojej głowie to była najbardziej oczywista i najsensowniejsza rzecz pod słońcem, ale kiedy zbierałam się do wypowiedzenia tego na głos nagle zaczęłam tracić wiarę w swój plan. Tak wiele rzeczy mogło pójść nie po naszej myśli. Przede wszystkim Piekielny Kwiat była na tyle nieprzewidywalna, że nic nie dawało gwarancji powodzenia. Po drugie Setsuna wciąż mogła wiele rzeczy skomplikować i prawdopodobnie spróbuje nam przeszkodzić. Przeczesałam nerwowym gestem włosy, wcześniej się nie zorientowałam, że gumka pękła i włosy znów rozsypały się na ramiona. Wzięłam głęboki oddech.

– Chcę jej przekazać swoje moce Shinigami.

Odpowiedziała mi dziwna cisza. Rozejrzałam się, wszyscy sprawiali wrażenie raczej zaskoczonych, nawet Linell, wyglądająca na trochę znudzoną.

– Co jeśli to nie zadziała, a twoje moce ją tylko wzmocnią? – zapytał Lucas.

– Od jakiegoś czasu jej energia duchowa coraz mniej przypomina energię Shinigami, trochę jakby Piekielny Kwiat ukrywała reiatsu Shuri. Pomyślałam, że moja moc mogłaby ją wzmocnić i no nie wiem... może w ten sposób pozbędę się reiatsu Piekielnego Kwiatu.

– Brzmi dość ryzykownie – zauważyła Rangiku.

– Z tego co wiem Kurotsuchi nie próbował wzmacniania reiatsu Shinigami. Moglibyśmy spróbować – stwierdził Hitsugaya.

– A co z tobą? – zapytał Shuuhei.

– Czy to ważne? Jedyne co się dla mnie liczy to bezpieczeństwo Shuri.

Mogłam mieć wątpliwości co do mojej decyzji, mogłam jeszcze nie wiedzieć jak zrealizować swoją misję, ale byłam pewna, że zrobiłabym wszystko, żeby ocalić Shuri, nie zważając na konsekwencje. Nie chciałam zgrywać bohaterki, chciałam po prostu przywrócić życie mojej siostry do normalności i chociaż nie władałam potężną mocą, postanowiłam podzielić się z nią tym co mam.

Hisagi podszedł bliżej i sprawiał wrażenie jakby sprawiło mu to więcej trudu niż powinno.

– Nic już cię nie powstrzyma?

– Tak trzeba Shuuhei.

Patrzył na mnie w taki sposób, jakby chciał mnie przed tym powstrzymać, i och, jak wiele bym dała za to żeby mu ulec, ale to najgorsze co mogłabym zrobić i nikt z nas nie wyszedłby na tym dobrze. Shuri zostałaby zabita przez Setsunę, a ja tylko udowodniłabym mu, że rzeczywiście byłam słaba.

– To na początek trzeba odciągnąć od niej tamtą kobietę? – Linell wystąpiła na przód, zwracając na siebie uwagę. Rozejrzała się po twarzach wszystkich zebranych. – No bo chyba wystarczy tego robienia do siebie smutnych oczu, trzeba brać się do roboty, co?

– Linell ma rację – powiedziałam.

– Więc pora obmyślić plan. – Hitsugaya zeskoczył z wniesienia na którym stał.

*

To szaleństwo. Plan wydawał się dość sensowny i wykonalny, jednak Lucasowi nie do końca podobało się to co zamierzała zrobić Makoto. Liczył się z tym, że nie mieli zbyt wielkiego pola do popisu, ale trudno było przewidzieć konsekwencje jej działań. Tak wiele rzeczy mogło pójść nie po ich myśli, a mimo to zajął swoją pozycję. Jeśli Makoto się nie powiedzie, to chociaż unieruchomią Piekielny Kwiat i znowu zdołają ją uwięzić.

Miał stąd doskonały widok na walczącą w powietrzu dziewczynkę. Spojrzał na nią, tak inną od osoby, którą poznał wiele miesięcy temu po przebudzeniu w mieszkaniu Makoto i przez chwilę zastanawiał się nad jej losem. Właściwie od zawsze miała do niego przyjacielskie nastawienie, co zdawało się nieco szalone na tamte okoliczności, ale Shuri po prostu taka była. Otwarta, wesoła i odważna. Piekielny Kwiat robiła co mogła, żeby zniszczyć jej relacje z bliskimi i zmieniła ją w struchlałą osóbkę, bojącą się własnego cienia. Wydawałoby się, że miarka się przebrała po tym jak Biała Dama omal nie zabiła Hisagiego, lecz Kawasumi wciąż desperacko próbowała powstrzymać Łowczynię przed zabiciem Shuri, a Weiss to rozumiał. Dlatego zamierzał zrobić co w jego mocy, żeby jej to pomóc.

Zauważył, że Linell ró1)wnież znalazła się na swoim miejscu, rzuciła mu porozumiewawcze spojrzenie i skinęła głową dając do zrozumienia, że była gotowa. Teraz wystarczyło już oczekiwać na ustalony znak. Ani Piekielny Kwiat, ani jej przeciwniczka zdawały się nie zauważać ich ruchów, pochłonięte walką na śmierć i życie jakby nic wokół nich nie istniało. Nie zorientowały się, że zaczęła je otaczać mgła szarego pyłu, gęstniejąca z każdym kolejnym wymienionym przez nie ciosem. Lucas zacisnął pięści, gotów w każdej chwili ruszyć. Pył otoczył Łowczynię odcinając ją od Piekielnego Kwiatu. Lucas mógł się jedynie domyślać, że uwolniony Zanpakutou Rangiku swoimi mikro ostrzami ranił kobietę nieświadomą z czym miała do czynienia.

To był ten moment Ruszył. Wybił się w powietrze, wystrzelił sieci, które owinęły się wokół prawej ręki dziewczynki, zanim ona zdała sobie z tego sprawę. To samo zrobiła z drugiej strony Linell. Okrążyli ją, sprawiając, że obie ręce przycisnęła ciasno co ciała, po czym szarpnęli, sprowadzając ją na dół. Wrzasnęła, uderzywszy o ziemię.

– Taka potężna, a wystarczy ręce skrępować, żebyś stała się kompletnie bezbronna — zakpiła Linell. – No kto by pomyślał.

– Pierdol się!

– Hej, nie jesteś za młoda na taki język?

– Linell, przestań ją prowokować – Lucas zganił siostrę.

 Piekielny Kwiat miotała się wściekle, usiłując się uwolnić i chociaż ich pajęcze sieci były mocne, gdzieś w umyśle Lucasa błąkała się obawa, że mogą nie wytrzymać.

*

Wzięłam głęboki oddech i wypuściłam powietrze ustami, usiłując opanować drżenie całego ciała. Czułam na sobie spojrzenie Shuuheia i wiszące w powietrzu niezadane pytania, co ani trochę nie pomagało mi się uspokoić. Ku mojemu zdziwieniu nie protestował, kiedy poprosiłam go, żeby został i nie angażował się w walkę, trochę jakby dręczyły go wyrzuty sumienia.

Popiół otoczył Setsunę, która bez problemu z uwolniła się z niego, za to Haineko wyraźnie ją poturbował. Przewidzieliśmy, że miecz Rangiku na długo jej nie utrzyma. Wytrącona z równowagi Łowczyni wylądowała niezgrabnie, a ziemia pod jej stopami zaczęła zamarzać. Lód piął się w górę, pokrywając jej nogi, biodra, talię, ale zanim została zamknięta w lodowym więzieniu rozbiła je mieczem, który niespodziewanie zmaterializował się w jej dłoni. Kapitan Hitsugaya natarł na nią.

– Jeśli to ma jeszcze jakiekolwiek znaczenie – odezwał się niespodziewanie Shuuhei. Drgnęłam, ale nie spuszczałam wzroku z Setsuny pojedynkującej się z dowódcą dziesiątki. – Wcale nie uważam, że jesteś słaba.

Serce tłukące się w mojej piersi na moment przyspieszyło jeszcze bardziej. Poprawiłam uchwyt na rękojeści Zanpakutou, a moja dłoń drżała jakby mniej niż jeszcze chwilę temu.

– Dziękuję – szepnęłam tylko, zastanawiając się czy Shuuhei zdawał sobie sprawę jak bardzo potrzebowałam tych słów.

Lodowe odłamki rozsypały się wokół Łowczyni, ale młody kapitan nie dawał za wygraną, związał ją zaklęciem Sajō Sabaku. Masywny złoty łańcuch otoczył ją ciasno, nie pozostawiając szans na wyrwanie się, nie ważne jak usilnie próbowała się uwolnić. Hisagi miał rację, jej słabością była Magia Demonów.

To był ten moment.

Ruszyłam na wijącą się w sieciach Białą Damę, ściskając rękojeść Hebimizu. Biała Dama zawyła z furią, tak bezradna i bezbronna jak jeszcze nigdy odkąd nam się ujawniła. Wreszcie role się odwróciły. Tym razem słowa Shuuheia dodały mi otuchy i wreszcie poczułam, że mogę to zrobić.

Powietrze wibrowało energią duchową Piekielnego Kwiatu, kiedy zamachnęłam się na nią i już miałam pchnąć ją mieczem, gdy znikąd pojawił się przede mną Shuuhei. Miał ten sam błysk w oczach, co wtedy w podziemiach i zupełnie tak jak wtedy nasze miecze skrzyżowały się ze sobą.

– Setsuna zostaw go wreszcie w spokoju! – wrzasnęłam w kierunku Łowczyni.

– Cokolwiek planujesz i tak ci się to nie uda.

Shuuhei naparł na mnie mocniej. Jego czoło zrosiły krople potu na twarz wstąpił grymas bólu. Środek, który mu podała zdecydowanie przestawał działać, a mimo to miała nad nim władzę i zmuszała do wysiłku ponad jego siły. Widziałam kątem oka, jak przytrzymujący Piekielny Kwiat Lucas drgnął, ale oboje wiedzieliśmy, że Linell w pojedynkę jej nie ujarzmi. Matsumoto i Hitsugaya byli daleko, a nie mieliśmy już czasu do stracenia. Odepchnęłam Hisagiego, a on już przygotowywał się do następnego ciosu. Zawahałam się, nie chciałam go zranić. Uchyliłam się niedostatecznie szybko. Ciął w nogę od uda aż po kolano. Krzyknęłam z bólu i upadłam.

– Nie uda ci się – powtórzyła Setsuna. Jej słowa tylko jeszcze bardziej mnie rozjuszyły.

– No to patrz!

Zacisnęłam zęby. Nie zamierzałam dać jej tej satysfakcji, nie zamierzałam się poddawać. Ale najwyraźniej ona też nie. Hisagi stał nade mną, gotów powstrzymać mnie na jej rozkaz. Przekoziołkowałam za plecy vice kapitana, podparłam się rękoma o ziemię i zdrową nogą kopnęłam go w wewnętrzną stronę kolan.

– Przepraszam – rzuciłam, kiedy runął tuż obok mnie i jęcząc z bólu podniosłam się.

Już nic nie mogło mnie powstrzymać. Poprawiłam uchwyt na rękojeści miecza, kiedy Piekielny Kwiat miotała się i wierzgała rozpaczliwie uwięziona w pajęczych sieciach Lucasa i Linell. Rodzeństwo Arrancarów już ledwo dawało radę ją utrzymać, musiałam działać szybko.

– To nie ma sensu – zawyła. – Nic w ten sposób nie zdziałasz.

– Jak nie ja, to Setsuna cię dorwie, więc i tak już po tobie – warknęłam.

Nie zdążyłam pchnąć jej mieczem. Piekielny Kwiat posłała w powietrzę falę silnego reiatsu, która omal nie zwaliła mnie z nóg. Ku mojemu przerażeniu sieci Weissów nie wytrzymały ciśnienia, rozpadły się i zanim któreś z Arrancarów zdołało zareagować Biała Dama uwolniła się. Dopadła do mnie w ułamku sekundy i ścisnęła mnie za gardło.

– Nie zabiję cię – wyszeptała świdrując mnie spojrzeniem pełnym szału. – Po prostu cię unieruchomię, żebyś mogła patrzeć jak powoli wykańczam każdego z obecnych tutaj. Dopiero później, powoli i z rozkoszą, tak że będziesz błagać o szybką śmierć, zabiję ciebie.

– Niedoczekanie twoje.

Nie miała pojęcia, że cała się przede mną odsłoniła. Nie spuszczałam z niej wzroku, kiedy mój miecz przeszył jej serce.

*

Sceneria zdawała się dziwnie znajoma. Wędrowałam przez główną ulicę siedemdziesiątego szóstego okręgu Rukongai tak, jak miało to miejsce wiele lat temu i albo nic tu się nie zmieniło, albo cofnęłam się w czasie. Okolica wyglądała dokładnie tak samo jak ją zapamiętałam, te same rozsypujące się domki, ta sama ponura aura powietrzu, ten sam smród stęchlizny, a w mojej dłoni ten sam tobołek z jabłkami, co tamtego dnia, kiedy spotkałam Shuri po raz pierwszy. Zorientowałam się, że miałam na sobie starą, poszarpaną yukatę i wyszczerbioną katanę przewieszoną przez ramię. Rozejrzałam się, nie wiedząc co tu się właściwie działo. Dookoła nie było ani jednej duszy, co tylko potęgowało we mnie odczucie, że śnie nie dość, że bardzo realistyczny, to w dodatku bardzo świadomy sen.

Ruszyłam przed siebie drogą, którą doskonale pamiętałam z czasów, kiedy jeszcze żyłam w tym miejscu. Spojrzałam w kierunku drzewa, pod którym poznałam Shuri i zatrzymałam się raptownie. Siedziała dokładnie w tym miejscu i zupełnie tak samo jak wtedy dłubała kawałkiem patyka w ziemi, ale już nie jako maleństwo, które jak mi się zdawało ocaliłam przed niechybną śmiercią, a jej teraźniejsza wersja. Podeszłam bliżej, nie spuszczając z niej wzroku.

– Co tutaj robisz, maleństwo?  – zapytałam ostrożnie. Rzuciłam okiem na napisy, kreślone przez nią na ziemi i nieprzyjemny dreszcz przeszedł mi po plecach.

Zabije mnie.

Zabije ciebie.

Zabije nas.

A potem zniszczy wszystko co znamy.

– Czekam aż to wszystko się skończy – odparła chłodno nawet na mnie nie patrząc. – Czekam aż świat przestanie istnieć, a ona wszystko zniszczy tak jak zniszczyła mnie.

Usiadłam obok niej, przyciskając do piersi tobołek, emitujący przyjemne ciepło. Pomyślałam sobie, że bardzo bym chciała, żeby Shuri również je poczuła.

– To nie ona zniszczyła ciebie, to my zniszczyłyśmy ją.

– I co teraz? Przekażesz mnie jako królika doświadczalnego?

Jej zgorzknienie było całkowicie zrozumiałe, ale tak strasznie bolało, zwłaszcza, kiedy dotarło do mnie jak wielki musiałam sprawić jej zawód. Nie na wszystko miałam wtedy wpływ. Kazałam jej się trzymać z daleka, a potem nie powstrzymałam Kurotsuchi Nemu przed zaciągnięciem jej do dwunastej dywizji. Nie mogłam jej powstrzymać, choć bardzo tego pragnęłam. Shuri o tym nie wiedziała i nie miała szansy się dowiedzieć, bo nie pozwolono mi się z nią zobaczyć, kiedy prawdopodobnie najbardziej mnie potrzebowała. A co najgorsze nie zdołałam w porę jej ochronić przed Piekielnym Kwiatem.

– Gdybym posiadała moc kontroli czasu to chętnie cofnęłabym się do pewnych chwil, do konkretnych zdarzeń, żebym mogła postąpić zupełnie inaczej. Może dzięki temu nie dopuściłabym do tych momentów, kiedy zawiodłam cię najbardziej. Nie zawsze mogłam zrobić więcej niż tylko patrzeć, a uwierz mi, że cierpię obserwując jak dzieje ci się krzywa. Wiem, że pewnie cokolwiek zrobię to zawsze będzie za mało, żeby ci to zadośćuczynić, ale pozwól mi, że chociaż spróbuję. – Podałam jej tobołek. – To wszystko jest twoje.

Z lekkim wahaniem odebrała ode mnie pakunek i rzuciwszy mi niepewne spojrzenie rozsupłała węzeł zabezpieczający zawartość przed wypadnięciem.

– Nee-chan, ale to jest... Przecież nie mogę tego przyjąć.

– Jak już powiedziałam, to wszystko jest twoje.

W oczach Shuri zalśniły łzy.

– Po tym wszystkim co zrobiłam? Po tym jak skrzywdziłam Toshirou i ciebie? Po tym jak zabiłam Shuuheia?

Zmarszczyłam brwi, dopiero teraz uświadamiając sobie jak wiele szkód wywołała Biała Dama w jej umyśle i jak wiele pracy mnie czekało, żeby to wszystko odwrócić.

– Ależ Shuuhei żyje, Shuri. Może wciąż ma się nie najlepiej, ale nic już mu nie grozi.

Dolna warga dziewczynki zadrgała, kiedy starłam z jej twarzy pojedynczą łzę.

– N-naprawdę?

Skinęłam głową. Zmierzwiłam lekko jej jasną grzywkę jak zwykłam to robić przy rozbawianiu jej, a o na rzuciła mi się na szyję zupełnie bezbronna, krucha i niewinna.

– Wróć ze mną, proszę. Jej już nie ma, zadbałam o to. Nadszedł czas, żebyś wreszcie mogła żyć jak ty tego pragniesz.

Komentarze

  1. Cały wieczór wczoraj zaglądałam za nowym rozdziałem i się doczekałam. Powiem Ci, że jestem pod wrażeniem. Całość jest naprawdę umiejętnie opisana i ciężko mi się było oderwać, a mam całkiem niezłego odrywacza pod łapką. Makoto zdecydowała się na naprawdę poważny krok i w sumie spodziewałam się przy okazji karczemnej awantury ze strony Shuu, ale chyba było mu głupio za poprzednie czyny i słowa. Czasami mam ochotę mu walnąć, tak z zasady.
    Pozostawiasz mnie dość usatysfakcjonowaną tym rozdziałem i czekam już na piękną, miłą dla oka i serca końcówkę. I pocieszę Cię, chyba wszyscy pisarze tak mają, że jak już zdecydują się na finał, to nagle się okazuje, że to nie jest takie proste go napisać. Bo chcesz być już po i bardzo tego nie chcesz.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz