030. Yukata
Okolica, w której się znalazła była naprawdę obskurna. Wykonane z
przegniłego drewna chatki wyglądały wyjątkowo niestabilnie, a brak okiennic czy
powyrywane z zawiasów drzwi potęgowały wrażenie, iż nie stanowiły
bezpiecznego schronienia. Minęła właśnie stertę desek, spod której wystawała
zakrwawiona ręka, co tylko utwierdziło ją w przekonaniu, że lepiej wynosić się
stąd jak najszybciej. Dookoła nie było zbyt wiele dusz, a jeśli już się jakieś
pojawiały, to łypały na nią nieprzyjaźnie. Długi płaszcz z kapturem, który
miała na sobie, nie wzbudzał zaufania i wyraźnie wskazywał, że była tu obca.
Jednak była pewna, że czarna suknia i buty z cholewą sięgającą kolan,
które ukrywała pod nim przykuwałyby uwagę w znacznie większym stopniu.
Ruszyła przed siebie wydeptaną w trawie ścieżką, mijając grupę
mężczyzn, którzy nie spuszczali z niej wzroku. Nie obdarzyła ich choćby
przelotnym spojrzeniem. Musiała jak najszybciej dostać się do źródła reiatsu,
które udało jej się poczuć po tylu latach bezustannego czekania. Tym razem
pojawiło się wyjątkowo późno, ale i tak musiała dostać się do niego, nim trafi
w niepowołane ręce.
Zatrzymała się raptownie, kiedy czyjś cień wyrósł przed nią
niespodziewanie. Zadarła lekko głowę, żeby zobaczyć kto zastąpił jej drogę, a z
pod brązowej grzywki błysnęła czerwona tęczówka. Wysoki na niespełna dwa metry,
barczysty mężczyzna ze śladową ilością włosów na głowie stał przed nią z
założonymi na piersi rękoma, przeżuwając źdźbło trawy.
–
Dokąd to się wybierasz, dziwadło?
Zauważyła, że miał przy sobie miecz. Westchnęła zrezygnowana, tak
bardzo chciała uniknąć walki.
–
Dobrze wiesz, że to nie twój interes, więc po
prostu zejdź mi z drogi – mruknęła. Spróbowała go wyminąć, jednak znów zastąpił
jej drogę.
–
Myślisz, że dam ci odejść? Co, dziwadło?
Nie odezwała się, tylko po raz kolejny zrobiła krok do przodu, wtedy
też napastnik sięgnął po katanę z zamiarem zadania ciosu. Udało jej się w porę
zareagować i dobyć miecza, który do tej pory pozostał niewidoczny dla innych,
schowany pod płaszczem. Bez większego wysiłku zatrzymała opadające ostrze.
–
Naprawdę nie mam czasu na zabawę.
Odepchnęła broń przeciwnika i zanim mógł zareagować w jakikolwiek
sposób, ostrze jej miecza przeszyło jego
gardło. Wyszarpnęła zdecydowanym ruchem katanę z ciała, które padło na
ziemię, drżąc w konwulsjach i ruszyła przed siebie. Kątem oka dostrzegła
wycofujące się sylwetki innych dusz. Miała nadzieję, że już teraz nic nie
stanie jej na przeszkodzie w poszukiwaniu Piekielnego Kwiatu.
*
Shuri powoli oswajała się z życiem poza murami dwunastej dywizji. Przy
czym powoli to słowo klucz. Wciąż większość czasu spędzała w swoim pokoju, a
wychodziła tylko, kiedy uznawała za konieczne. Za to znacznie łatwiej
podejmowała rozmowy, choć i tak mówiła niewiele. Ucieszyłam się, kiedy wrócił
jej apetyt na czekoladowe ciastka, dlatego korzystałam z każdej nadarzającej
się okazji i kupowałam dla niej całą paczkę tych smakołyków. Niestety koszmary
nękały ją w dalszym ciągu i nie jedną noc spędziłam, czuwając przy niej po długim
czasie przekonywania, że to co ją tak przestraszyło było tylko zwykłym
koszmarem i nie działo się naprawdę.
Najważniejszą rzeczą, która uległa zmianie, było moje nastawienie.
Kiedy po raz pierwszy obudziła się z krzykiem, poczułam silny przypływ determinacji.
Przestałam się dąsać i wyjątkowo optymistycznie podeszłam do zbliżającego się
wydarzenia, z którym wiązałam pewien plan.
Dziś miał się odbyć pokaz sztucznych ogni, który oficjalnie rozpoczynał
letni festiwal, mający trwać trzy dni. Było to największe wydarzenie kulturalne
w Społeczności Dusz, wypełnione przeróżnymi atrakcjami, więc w obliczu
sytuacji, z którą Shuri miała do czynienia, nie mogło nas tam zabraknąć.
Wiązałam spore nadzieje z nim oraz z prezentem zapakowanym starannie w
kartonowym pudełku. Byłam tak podekscytowana, że ledwo powstrzymałam się przed
wbiegnięciem do domu.
Rozsunęłam z rozmachem drzwi od pokoju małej i spostrzegłam, że Shuuhei
zamarł w bezruchu, sięgając po jedna z kart, leżących pomiędzy nim a Shuri.
Spojrzał na mnie ze zniecierpliwieniem i powrócił do gry. Kiedy mała
powiedziała mi, że Hisagi nauczył ją grać w pokera miałam ochotę rozszarpać go
za pozbawienie niewinności dziewczynki, która do tamtego momentu nie miała
pojęcia czym jest hazard. Shuri oczywiście była zachwycona nabytą
umiejętnością, a ja przymknęłam na to oko, kiedy po raz wtóry ograła Shuuheia. Sam się o to prosiłeś – powiedziałam mu
wtedy, nie mogąc powstrzymać się od śmiechu. Dziś natomiast byłam mu wdzięczna
za to, że starał się ją czymś zająć pod moją nieobecność. Shuri zdecydowanie zbyt
dużo czasu spędziła zupełnie sama, dlatego za każdym razem, kiedy gdzieś
wychodziłam, upewniałam się, że będzie miała towarzystwo.
– Ty
szyłaś tę yukatę, że tak długo cię nie było? – zapytał poirytowany Hisagi.
Wywróciłam teatralnie oczami. Mężczyźni byli prawdziwymi ignorantami,
jeśli chodziło o zakupy. Tego nauczyła mnie Rangiku i wreszcie miałam okazję przekonać
się na własnej skórze, że miała rację.
–
Tam było tyle pięknych wzorów, że nie szło
wzroku oderwać, więc nie powinno cię to dziwić – odparłam takim tonem, jakbym
tłumaczyła właśnie dziecku, do czego służą słodycze.
Shuuhei westchnął i pokręcił głową.
–
Wiesz, może to byłby dobry argument, gdybyś nie
szła tam tylko po to, żeby ją odebrać – powiedział dobitnie i przyglądając się
krytycznie swoim kartom. – Podbijam stawkę, co ty na to, Shuri?
Ale ona nie zwróciła uwagi na to co powiedział Shuuhei, tylko wbijała
wzrok w trzymane przeze mnie pudełko.
–
Kupiłaś yukatę? – zapytała, szczerze
zaciekawiona.
–
Tak, kupiłam – odparłam, kładąc pakunek przed
nią na podłodze. Złapałam za brzegi przykrycia, niewiele brakowało, a ręce
zaczęłyby mi drżeć. – I jest to yukata dla ciebie.
Otworzyłam pudło i odkryłam cienki papier, okrywający żółty materiał,
ozdobiony białymi kwiatami lilii, obszytymi srebrną nitką. Shuri wpatrywała się
we wzory z nieukrywanym zachwytem, a oczy jej błyszczały. Wyjęłam strój,
żeby mogła lepiej mu się przyjrzeć.
–
Chcesz przymierzyć? – zapytałam. Nie miałam
zamiaru pytać, czy jej się podobał, bo odpowiedź była oczywista.
Mała zawahała się, ale pokiwała niepewnie głową. Nie mogłam powstrzymać
się od uśmiechu na ten widok.
Wygoniłam Shuuheia z pokoju i zabrałam się za pomaganie Shuri we
włożeniu yukaty. W zachowaniu małej wciąż brakowało tej dawnej pewności
siebie i zdecydowania, ale mimo to każdy zauważyłby poprawę. Wiedziałam,
że początek festiwalu i jej nowy strój pomogą w drobnym stopniu polepszyć
jej nastrój. Poza tym, umówiłam się z kimś, kto z pewnością mi w tym pomoże. Upewniłam
się, że dobrze związałam jej szerokie, purpurowe obi i poprosiłam ją, by
odwróciła się przodem do mnie, żebym mogła ją dokładnie obejrzeć. Wpatrywała
się we mnie tak samo niepewnie, jak na początku. Uśmiechnęłam się do niej
szeroko i potargałam jej grzywkę.
–
Chodź, pokażesz się Shuuheiowi.
Chwyciłam jej drobną dłoń i rozsunęłam drzwi.
Wrócisz, prawda? Pozbędziemy się
tego potwora, a ty znowu staniesz się sobą. Mój Promyku Słońca.
*
–
Nie rozumiem! – oburzyła się Linell. – Co to
znaczy, że przełożył to na inny termin?!
–
To znaczy, że przełożył to na inny termin – odparł
nieco poirytowany Duarte, zakładając ramiona na oparcie białej kanapy, na
której siedział. – Cierpliwości, Aizen-sama wie co robi.
Linell rzuciła mężczyźnie gniewne spojrzenie, jakby chciała oznajmić,
że szczerze w to wątpiła. Nie zrobiła tego, bo szybko przypomniała sobie o
powszechnym przekonaniu, panującym w Las Noches, że Aizen-sama zawsze ma rację.
Nie mogąc w żaden sposób odciąć się czarnookiemu, prychnęła pod nosem i
zaczęła krążyć po pokoju, niczym rozjuszona lwica.
Nie podobało jej się to. Pierwszą rzeczą o jakiej pomyślała, po
usłyszeniu tej wiadomości, było to, iż Aizen-sama chciał jej zrobić na złość.
Dopiero po kilku sekundach doszło do niej, że były kapitan Gotei 13 ma w
nosie zwykłego, szeregowego Arrancara jakim była. To, że miała tam wyruszyć
zawdzięczała jedynie Duarte.
A to wszystko po to, by dać mu nauczkę.
–
Już niedługo – zapewnił ją Duarte, jakby od
niechcenia. Wstał z kanapy i podszedł do Linell. – Zniszczysz go, a potem
wszystko wróci do normy.
Chciała zaprzeczyć, ale stwierdziła, że toczenie z nim dalszej rozmowy
nie ma sensu. Wiedziała, że już nic nie będzie takie, jak dawniej. Nie po tym,
jak Lucas ją opuścił. Nie po tym, jak zdradził. Nie po tym, jak skazał ją na
samotność.
Zmieniła się i to bardzo. Potrafiła to zauważyć, jednak jeśli ktoś poprosiłby
ją o zdefiniowanie tego, co się w niej zmieniło, nie potrafiłaby
odpowiedzieć. Nie była już tą samą Linell Weiss, która reagowała z entuzjazmem
na widok brata. Już na nic nie reagowała z entuzjazmem. Jedyne, co było w niej
ludzkie zostało jej odebrane.
*
Usłyszał stłumione „proszę”, po czym rozsunął drzwi do mieszkania
Kawasumi. W powietrzu unosił się intensywny zapach perfum, prawdopodobnie
zostały one przed chwilą użyte. Drzwi do pokoju Makoto były lekko rozsunięte, a
zza nich dało się słyszeć strzępki rozmów. Podszedł bliżej i zajrzał do środka.
Makoto kończyła właśnie upinać długie, jasne włosy Shuri w dwa koki z
prawej i lewej strony głowy. Dziewczynka ubrana była w żółtą yukatę, która
była zapewne prezentem dla niej, o którym tak zawzięcie opowiadała mu wcześniej
starsza Kawasumi. Ona sama ubrana była w fioletową yukatę, ozdobioną białymi
wzorami. Pierwszy raz widział ją w takim kobiecym wydaniu i musiał przyznać, że
wyglądała naprawdę ładnie.
–
O, Lucas, jesteś już – zauważyła, wpinając
ostatnią spinkę we włosy Shuri. Jak się domyślił miała służyć do tego, by
fryzura dziewczynki pozostała stabilna.
–
Nie miałem nic lepszego do roboty, więc
przyszedłem. – Wzruszył ramionami. – A ty już gotowa?
–
Prawie. Muszę się tylko uczesać.
Przyjrzał się uważniej Shuri. Wyglądała nieco lepiej, niż dwa dni temu,
gdy widział ją po raz ostatni. Zupełnie, jakby zaczęła dochodzić do siebie po
jakiejś chorobie. Ta niewielka poprawa stanu małej sprawiła, że Makoto tryskała
dobrym humorem. Dawno nie widział jej aż tak rozradowanej.
–
To ja zaczekam na was na zewnątrz – oznajmił, po
czym opuścił mieszkanie Shinigami.
Niebo powoli zaczynało się złocić. Słońce obniżyło nieco swoje
położenie, co oznaczało, że już niedługo będzie zmierzać ku granicy horyzontu.
Lubił widok zachodzącego słońca, jednak jeszcze bardziej lubił obserwować, jak
wschodziło. Jak pozwalało wymykać się pierwszym promieniom, które nieśmiało
muskały powierzchnię ziemi, by po jakimś czasie dumnie wznieść się ponad
najwyższymi szczytami. Tylko tutaj, w Społeczności Dusz, mógł obserwować to
zjawisko. W Soul Society nawet noce różniły się od tych w Hueco Mundo. Były jaśniejsze,
za sprawą gwiazd, których nie można było się dopatrzeć pośród czerni wiecznej
nocy Hueco Mundo. Początkowo nocny płacz cykad, czy pohukiwanie sów nie
pozwalały mu zasnąć. Te dźwięki zdawały się być zbyt głośne, w porównaniu
z nieziemską ciszą panującą w świecie Pustych. Minęło wiele czasu zanim
się do tego przyzwyczaił, a całkiem niedawno doszedł do wniosku, że dzięki nim
czuje się bezpieczniej i nie potrafiłby spać bez tego nocnego koncertu.
Drzwi mieszkania Kawasumi rozsunęły się i ze środka wyszła młodsza z
sióstr, a tuż za nią Makoto.
–
Możemy już iść – oznajmiła.
Ile czasu już właściwie minęło, od kiedy tu trafił? Nie wiedział. Już
dawno przestał liczyć dni, tygodnie i miesiące. Nie musiał.
Wiedział, że w końcu poczuł, co to znaczy żyć.
_________________________________________________
Po pierwsze, betę
rozdziału zawdzięczam Kurotenshi, której ślicznie za to dziękuję.
Po drugie, już
zaczęłam się jarać, że moje urodziny przypadają w tym roku w środę i zostanę
uraczona skanlacjami nowego rozdziału Bleacha, a tu się okazuje, że mistrz
trollingu robi sobie w tym czasie urlop… -.-
I w końcu po trzecie, tradycyjnie
przepraszam, że zjawiam się tu tak późno.
Super rozdział :D:D. Bardzo ciekawi mnie ten festiwal oraz działania tej dwójki w Heco Mundo :D.
OdpowiedzUsuń5/5
Czekam na next notkę.
Dziękuję za komentarz. ; )
UsuńPrzede wszystkim: wszystkiego najlepszego! Bo się tak rozemocjonowałam tym rozdziałem, że pewnie pod koniec zapomnę o połowie rzeczy, które chciałam napisać. Czego mogę Ci życzyć? Jako wierny czytelnik chyba tylko zapasów weny i czasu, żeby to wszystko spisać. :D
OdpowiedzUsuńKurcze, ten rozdział był świetny. W pierwszym fragmencie myślałam, że to Linell w końcu wybrała się do świata shinigami (chociaż czarna suknia mnie zastanawiała :D), ale teraz kompletnie nie mam pojęcia, kim może być ten tajemniczy ktoś. Czyżby miała pojawić się nowa postać? I, kurcze, mam wrażenie, że niekoniecznie będzie stać po stronie Makoto i pozostałych. Mam nadzieję, że to złe wrażenie.
I czy to nie jest podejrzane, że Aizen przełożył tę całą wycieczkę do SS? Nie wiem, może to ma jakiś związek z tą osobą, która przyszła do Piekielnego Kwiatu, a może chce się rozeznać w sytuacji... ale Kubo nauczył mnie, że z Aizenem zawsze trzeba ostrożnie, więc wszystko, co robi, jest dla mnie podejrzane. ;) I jednocześnie strasznie smutny fragment, że Linell straciła tę odrobinę człowieczeństwa, którą w sobie miała, a jednocześnie Lucas zaczął naprawdę żyć. Normalnie wbiłaś mi nóż w serce, ale równocześnie zostało to tak genialnie opisane, że nie mogę się na Ciebie gniewać.
Chyba jedyną dobrą wieścią w całym rozdziale jest mały powrót Shuri do dawnej siebie. Dobrze wiedzieć, że Makoto się nie poddała, że wciąż próbuje. Tylko coś mam wrażenie, że ten festiwal wcale nie pójdzie tak łatwo jak sobie to ona wyobraża. Obym się myliła, co nie?
Jestem strasznie ciekawa, co będzie w następnych rozdziałach, gdyby nie przyzwyczajenie do tego, że PF kwitnie w swoim własnym tempie, pewnie bym Cię wyklinała. :D Pisz, pisz i jeszcze raz pisz.
Dziękuję ślicznie, Happy! I jedno, i drugie bardzo się przyda. ; )
UsuńPrawdę mówiąc, nie wiedziałam, że ten rozdział wzbudzi tyle emocji, bo miał być tylko zwykłym wstępem do kolejnych wydarzeń, ale chyba mogę być zadowolona. Zgadza się, ta pani z pierwszego fragmentu to nowa postać. Wiem, że pojawia się trochę późno, ale jest mi potrzebna do rozwiązania jednej kwestii, która do tej pory nie była wyjaśniona. I niewykluczone, że trochę poprzeszkadza Makosi.
Mi się zawsze wydawało, że Aizen jest postacią dość kapryśną i lubi zmieniać zdanie, kiedy ma na to ochotę. Więc powiedzmy, że akurat teraz miał na to ochotę. ; )
Lucas i Linell wcześniej tak naprawdę nie widzieli świata poza sobą. Teraz Lucas przekonał się, że poza Hueco Mundo może być całkiem przyjemnie, podczas gdy jego siostra do tej pory nigdy nie miała okazji się stamtąd wyrwać. Więcej na ich temat już wkrótce. Mam w planach przedstawić ich szczegółową historię, tylko tak kombinuję gdzie to wepchnąć. ^^
W sumie to nie mam co ukrywać, że tym razem akcja potoczy się po myśli Makoto. Należy im się po tym całym świństwie, jaki im zaserwowałam. Ale co będzie potem?
Oczywiście, że możesz być zadowolona! Jeśli ten rozdział jest tylko wstępem do następnych wydarzeń, to już nie mogę się doczekać następnych. :D
UsuńNa nową postać nigdy nie za późno - spójrz sobie na naszego miszcza Kubo, który co kilkadziesiąt rozdziałów wprowadza kogoś nowego i jeszcze bardziej ważnego.
Jestem taka zła wobec Aizena, chyba mam tak po Tośku. :< Ale masz rację, jest w nim coś kapryśnego. W ogóle o co chodziło z tą herbatą w Hueco Mundo? Nigdy tego nie ogarniałam...
Hm, może gdy Linell też się uda wyrwać z Hueco Mundo, zobaczy, że wcale nie jest tam tak źle. W ogóle dobrze by było, gdyby mogli się spotkać i zostać razem, ale czarnowidzę, że to tak łatwo być nie może. Za dużo czarnowidzę - zdecydowanie za dużo!
To ostatnie pytanie zostawię bez komentarza, bo Ty dobrze wiesz, co będzie potem, tylko nie chcesz powiedzieć! :<
Dobry wieczór, przybyłam tu wreszcie~ ^^ Co prawda czytałam rozdział już wcześniej, ale aura nie sprzyjała mi, bym stworzyła logiczny komentarz (too hot, can't think).
OdpowiedzUsuńRozdział w większości lekki, tylko ten początkowy fragment... Niepokojące. Zatem Piekielny Kwiat ma jakiegoś sojusznika, czy raczej może opiekuna? Ciekawa jestem, co z tego wyniknie, nie przypuszczam, by tajemnicza postać była zwykłą duszą bądź Shinigami. Chyba xDD W każdym razie przeczuwam, że Makoto i reszta będą mieli przerąbane w niedalekiej przyszłości.
Zakupy, zakupy. Przecież nawet tylko oglądać można przez kilka godzin. Cieszę się, że Shuri zaczęła się lepiej czuć, ale kurczę, to jest ten moment, gdy jest już dobrze i nagle wszystko się wali. :x Jeśli faktycznie teraz Piekielny Kwiat przypomniałaby o sobie, a jednocześnie w tym samym momencie przybyła tajemnicza postać... Naślijmy na tajemniczą Kona, zajmie ją na jakiś czas~ A tak serio to nie wiem, z jednej strony uwielbiam mocną akcję, z drugiej szkoda mi postaci... Co ma być, to będzie :D
Co do Lucasa - jestem niesamowicie ciekawa, jak będzie wyglądało jego spotkanie z siostrą(o ile się spotkają, lecz przypuszczam, że tak). Nie spodziewam się rzucania się sobie na szyję. Ona straciła ludzką cząstkę, on za to zyskał.
Rozdział był naprawdę super, intrygował czyhającym jeszcze zewnątrz niebezpieczeństwem oraz dawał ogląd na to, jak malują się teraz relacje między bohaterami. Wątek miłosny w tym rozdziale nieco przycichł, ale to nie szkodzi. Taki delikatny mi się podoba. Co nie znaczy, że jak go bardziej rozwiniesz, to będę narzekać. O nie nie :3
Niestety spóźnione, ale chcę Ci życzyć wszystkiego najlepszego, spełnienia marzeń, realizowania się i oczywiście dużo, dużo weny :* :*
A Titek jest zUy, też mi brakuje jego chorej wyobraźni.
Czekam na następny rozdział z niecierpliwością~ Pozdrawiam, ciao ^^
Witaj, Akki! Doskonale to rozumiem, w takie upały jak ostatnio, nie ma się co wysilać, żeby myśleć.
UsuńNieznajoma na pewno nie jest zwykłą duszą, ani Shinigami i da wesołej ekipie bohaterów pewne zajęcie. Czy się z niego ucieszą, czy też nie... tego akurat zdradzić nie mogę.
Bez obaw, ta pani ma do przebycia jeszcze dobre siedemdziesiąt okręgów Rukongai, nie pojawi się prędko w Seireitei.
Mam już rozpisane spotkanie Lucasa i Linell. Jestem z tego naprawdę zadowolona i mam nadzieję, że Cię nie zawiodę.
Wątek miłosny jeszcze wróci. ; )
Dziękuję, Akki i za komentarz, i za życzenia.
Wena się bardzo przyda. ^^
Również pozdrawiam. ; *
Super piszesz, pozostaje mi tylko pogratulować.
OdpowiedzUsuńJestem zawiedziona tym, że nie ma już dalej. Im więcej rozdziałów przeczytałam, tym bardziej mi się podoba. To naprawdę świetna historia, za którą bardzo Ci dziękuję. Szybko polubiłam Makoto i Shuri, choć ta druga nie dała się (przynajmniej mam takie wrażenie) dobrze poznać. Za to powoli przestaję lubić Lucasa, choć od początku był mi raczej obojętny. Wydaje się taki nijaki, a przejawy zazdrości jeszcze bardziej pogłębiają moją niechęć do niego. Zastanawia mnie ta postać poszukująca Piekielnego Kwiatu. czy będzie ich sojusznikiem czy wrogiem?
OdpowiedzUsuńPowodzenia w dalszym pisaniu. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. Pozdrawiam
Laurie