032. Szczęście
Wieczór
miała zakończyć impreza u Rangiku, która zdążyła się już dawno zmienić w jedną
z festiwalowych tradycji. Można było także powiedzieć, że było to jedyne
legalnie organizowane przez Matsumoto przyjęcie, gdyż było akceptowane przez
kapitana Hitsugayę, który niejednokrotnie brał w nim udział. Oczywiście,
w przeciwieństwie do większości gości, trzymał się z daleka od sake,
na które był stanowczo zbyt młody. Mimo to nie można było powiedzieć, że źle
się bawił, chociaż na pierwszy rzut oka nie dawał po sobie tego poznać. Dziś
towarzyszyła mu Shuri, która nie odstępowała go na krok, odkąd spotkali się w
Rukongai. Od tamtego momentu uśmiech nie schodził jej z twarzy, co tylko
potęgowało we mnie uczucie ekscytacji i eliminowało wszelkie obawy.
Piekielny Kwiat stała się nagle zupełnie nieważna.
Kręciło
mi się w głowie od alkoholu, a panująca w pomieszczeniu temperatura nie
pomagała, więc musiałam się koniecznie przewietrzyć. Wyszłam na werandę przed
budynkiem głównym dziesiątej dywizji, zaciągając się chłodnym, nocnym
powietrzem. Dookoła było tak spokojnie, jakby cały hałas dzisiejszego festiwalu
pozostał wewnątrz. Ciszę nocną przerywał tylko stukot bambusowej fontanny,
która uderzając o gładki kamień, wylewała wodę do niewielkiej sadzawki. Gdzieś
w oddali, albo nawet całkiem niedaleko, dało się słyszeć cykadę.
Nie
czułam się tak zmęczona jak powinnam, a to zapewne było zasługą euforii, która
nie pozwalała mi myśleć o śnie. Usiadłam na skraju werandy, obserwując
zabłąkanego świetlika. Mimowolnie uśmiechnęłam się, starając się utrwalić
w pamięci każdy szczegół z tego, co wydarzyło się nad rzeką. Miałam
wrażenie, że całe życie czekałam na ten szczególny wieczór, jeszcze nigdy nie
przeżyłam aż tylu wspaniałych chwil. Jeżeli śniłam, to nie chciałam się budzić.
Nigdy.
Usłyszałam
kroki dobiegające zza moich pleców, a kiedy spojrzałam w tamtym kierunku,
dostrzegłam Lucasa. Posłałam uśmiech w jego stronę, kiedy zbliżył się
i usiadł tuż obok. Alkohol, krążący we krwi całkowicie zbagatelizował
fakt, że znajdował się niebezpiecznie blisko.
– W
Las Noches nie macie takich atrakcji, co? – zapytałam, nie myśląc zupełnie
o bawiących się niedaleko Shinigami.
– Cicho,
nie tutaj – syknął Lucas, zerkając nerwowo za siebie.
– Daj
spokój, nikt nas teraz nie słyszy. – Szturchnęłam go w ramie, chichocząc.
Sekundę później, jakby na potwierdzenie moich słów, dobiegła nas głośna salwa
śmiechu. – Widzisz?
– Jesteś
totalnie pijana.
– Tylko
troszeczkę.
Zmrużyłam
oczy i w ramach zademonstrowania mu jak niewiele alkoholu wypiłam, zbliżyłam do
siebie kciuk i palec wskazujący jednej dłoni tak blisko, że prawie się stykały.
Nie posłał mi spojrzenia pełnego dezaprobaty, a byłam pewna, że to idealna
okazja na taką reakcję. Puściłam mu oko, po czym ponownie spojrzałam przed
siebie. Nie zwróciłam uwagi, kiedy Lucas przysunął się jeszcze bliżej. Mogłam
poczuć dotyk jego chłodnej dłoni na swojej skórze. Przez myśl przeszło mi, że
Shuuheiowi by się to nie spodobało, ale nie zwróciłam Weissowi uwagi.
– Masz
rację – odezwał się. – W Las Noches nie ma takich atrakcji, bo w tam nie ma
czego świętować. No… Może, gdyby pojawiła się tam pewna osoba, powód nie byłby
potrzebny.
Zachichotałam.
– Kogoś
konkretnego masz na myśli? – Lucas zawahał się przez chwilę, jednak skinął
głową. – Więc czyżby moje przypuszczenia, że podoba ci się Rangiku-san są
trafne?
Uśmiechnął
się. Zdziwiłam się, kiedy chwycił moją dłoń, ale nie wyrwałam jej z jego
uścisku.
– Rangiku
jest rzeczywiście piękną kobietą, ale to nie ją miałem na myśli.
Uniosłam
brwi ze zdumienia. Nie sądziłam, że w Społeczności Dusz była inna Strażniczka
Śmierci, która wpadła mu w oko. Już miałam zamiar mu to oznajmić, kiedy
dostrzegłam sposób w jaki na mnie patrzył. Uśmiech spełzł mi z twarzy, kiedy
uświadomiłam sobie, że w jego oczach widziałam tę samą mieszankę uczuć, co
tamtego dnia po treningu.
– Niestety
ty już dawno wybrałaś jego i nie mogę cię za to winić.
Tym
razem sens jego słów dotarł do mnie na czas i wcale mi się nie spodobał.
Wróciła mi jasność myślenia, tak jakbym przez kilka sekund zdążyła kompletnie
wytrzeźwieć.
– Nee-chan…
Usłyszałam
za plecami cichy jęk Shuri. Lucas puścił moją dłoń, a ja nie czekając na nic
odwróciłam się do siostry, wdzięczna losowi, że to ona, nie Shuuhei. Bo jeśli
to byłby on, to wyciągnąłby błędne wnioski. To zaś doprowadziłoby do kłótni, a
nie mogliśmy się dziś kłócić, bo ten dzień miał pozostać idealny!
– Coś
się stało? – zapytałam, wstając z miejsca.
– Chce
mi się spać. Mogę już iść do domu?
Uśmiechnęłam
się do niej, opierając się pokusie wyściskania jej za idealne wyczucie czasu.
– Głuptasie,
przecież nie puszczę cię samej. Zaczekaj, znajdę tylko Shuuheia i powiem
mu, że my wracamy.
Wydawało
mi się, że aż za bardzo zaakcentowałam słowo „my”, ale ani Lucas, ani Shuri nie zwrócili na to uwagi. Weszłam do
kwatery głównej. Miałam ogromną ochotę podziękować Shuri za to, że chciała
wracać, bo dała mi świetną wymówkę, dzięki której mogłam oddalić się od Lucasa.
Byłam na siebie zła. Jak mogłam wcześniej nie zrozumieć co kryło się za tymi
spojrzeniami i jego dążeniem do bliskości? Przecież to się zaczęło tak dawno.
Weszłam
do pokoju, w którym bawili się goście vice kapitan dziesiątej dywizji,
rozproszeni po całym pomieszczeniu. Shuri, która weszła tu razem ze mną,
podreptała pożegnać się z Toshirou, który raczył się arbuzem razem z Momo. Shuuheia
znalazłam przy stole, przy którym on, Rangiku, Renji, Ichigo, Rukia i Izuru
grali w karty, popijając sake. Vice kapitan trzeciej dywizji wyraźnie odpływał,
ale Abarai zdawał się tego nie zauważać, kiedy napełniał mu czarkę. Kuchiki
pouczała Zastępczego, który wyraźnie oburzony próbował wejść jej w słowo,
a Matsumoto, korzystając z okazji, zaglądała Kurosakiemu w karty. Zaszłam
Hisagiego od tyłu i położyłam ręce na jego ramionach. Wzdrygnął się, omal nie
wylewając zawartości swojej czarki, czym wzbudził wybuch śmiechu wśród
pozostałych. Kira zaś czknął głośno.
– Makoto,
do licha, mało brakowało, a rozlałbym sake – powiedział z pretensją, kiedy
kucnęłam przy stole. Rzuciłam mu wymowne spojrzenie.
– Wyszłoby
ci to na dobre.
– Skoro
już tu jesteś, to napij się z nami – zaproponował Renji, biorąc do ręki butelkę
z trunkiem.
– Chętnie,
ale może innym razem – odparłam i odwróciłam dnem do góry ostatnią pustą
czarkę, zanim zdążył ją napełnić. – Przyszłam się pożegnać, ja i Shuri
będziemy się zbierać.
– Och,
już wracacie? – jęknęła zawiedziona Rangiku, odpychając Izuru, który domagał
się dolewki od Abaraia, siedzącego po drugiej stronie blondynki.
– Zrobiło
się dość późno. Shuri chce się spać, a przecież nie puszczę jej samej do domu.
– W
takim razie może się położyć w gabinecie kapitana. Jestem pewna, że nie będzie
miał nic przeciwko.
– To
bardzo miło z twojej strony, Rangiku-san, ale tym razem muszę odmówić.
I proszę cię, nie patrz tak na mnie.
Shuuhei
opróżnił swoją czarkę jednym łykiem i wstał z miejsca.
– W
takim razie wracam z wami – oznajmił.
– Jasne,
niech mi wszyscy goście pouciekają – prychnęła niezadowolona Matsumoto. – Ale Lucas
zostaje?
Zauważyłam,
jak rzuciła zainteresowane spojrzenie w stronę drzwi. Byłam pewna, że pojawił
się w nich Arrancar, więc postanowiłam nie podążać za jej wzrokiem.
– Sądzę,
że tak.
Vice
kapitan wyraźnie się rozchmurzyła i pomachała w kierunku osoby stojącej przy
drzwiach. Faktycznie tą osobą był Lucas, bo chwilę później znalazł się tuż przy
nas. Czułam na sobie jego wzrok i wcale mi się to nie podobało.
Pospieszyłam
Shuuheia, który wcale nie palił się do opuszczenia przyjęcia, mimo że chciał
wrócić z nami. Pożegnaliśmy się ze wszystkimi. Shuri rozmawiała jeszcze z Toshirou
i Momo, więc skorzystałam z okazji i poprosiłam Shuuheia, żeby ze mną wyszedł.
Zaprowadziłam go w bardziej ustronne miejsce, o nic nie pytał, tylko przyglądał
mi się nieco zaciekawiony. W końcu, upewniwszy się, że jesteśmy zupełnie sami,
wspięłam się na palce, złapałam go obiema dłońmi za kark i wpiłam się w jego
usta tak jakby od tego zależało moje istnienie. Poczułam jego ręce na swoich
biodrach, kiedy po chwili zaczął odwzajemniać pocałunek. Wykorzystałam go, żeby
wyrzucić z głowy Lucasa i bałam się, że będę mieć z tego względu wyrzuty
sumienia. Nic takiego nie poczułam. Byłam we właściwym miejscu, z właściwym
mężczyzną i nie miałam powodów, by czuć się z tym źle. Upewniłam się, że
Weiss był dla mnie obojętny, że pozostanie tylko i wyłącznie moim
przyjacielem.
– Makoto,
Shuuhei? Gdzie jesteście?
Oderwaliśmy
się od siebie na dźwięk głosu Shuri. Hisagi wyglądał na trochę oszołomionego i
jednocześnie zadowolonego z tego, co się przed chwilą stało.
– Nie
mam pojęcia co w ciebie wstąpiło, ale nocujesz dziś u mnie i tam to dokończymy
– oświadczył. Uśmiechnęłam się, oblizując wargi. – Już idziemy Shuri!
*
Shuuhei
opadł na futon tuż obok mnie. Przez chwilę leżeliśmy w milczeniu,
a jedynym dźwiękiem, przerywającym ciszę, były nasze przyspieszone
oddechy. Podczas gdy my świętowaliśmy niewątpliwy sukces festiwalu w jego
sypialni, Shuri spała w jednym z wolnych pokoi. Nie nękały jej już żadne
koszmary i wreszcie mogła w spokoju odpoczywać, bez żadnych obaw.
Tak
na dobrą sprawę niewiele się zmieniło między mną a Shuuheiem od kiedy
oficjalnie stwierdziliśmy, że jesteśmy parą. Znaliśmy się już tak długo, że
zdziwiłabym się, jeśli nastąpiłaby jakaś większa zmiana. Okazywanie czułości
było jedynie miłym dodatkiem i chociaż ani z moich, ani z jego ust nie padło
wyznanie miłości, to byliśmy pewni swoich uczuć. Przeczytałam wystarczającą
ilość romansów, żeby dojść do wniosku, że to nie było normalne, ale czy związek
dwójki Shinigami można uznać za normalny? Przecież mogliśmy w każdej chwili
zginąć. Nie ważne czy na zwykłym patrolu, polowaniu na Hollowy, czy na wojnie.
Nasza praca była zawsze tak samo ryzykowna i chociaż o tym pamiętałam, po
ponad trzydziestu latach znajomości nie wyobrażałam sobie życia bez niego.
Kiedy
stwierdziłam, że wystarczająco ochłonęłam, przekręciłam się na bok
i podparłam na łokciu. Shuuhei spojrzał na mnie z pod przymkniętych powiek, uśmiechnął
się.
– To
było perfekcyjne zakończenie idealnego wieczoru – stwierdziłam, pochylając się
nad nim, żeby go pocałować. – Jak zwykle jesteś najlepszy w te klocki.
– Wiem
– stwierdził, uśmiechając się szerzej.* To był naprawdę rzadki widok i nie
mogłam sobie odmówić bezczelnego gapienia się na niego.
– Nie
wyobrażałam sobie, że pójdzie tak dobrze i uda nam się ją rozweselić do tego
stopnia na festiwalu. To co działo się nad rzeką, jeszcze kilka dni temu byłoby
dla mnie nie do pomyślenia. Będę musiała podziękować kapitanowi Hitsugayi za to
dzisiejsze spotkanie. Rangiku-san też, w końcu to był jej pomysł. Och, Momo
również. I jeszcze…
– Wątpię,
żeby uważali, że jesteś im winna podziękowania – przerwał mi Shuuhei.
– Wiem,
ale tak czy inaczej chciałabym to zrobić. – Przytrzymałam mocniej koc, kiedy
Hisagi szarpnął za jego drugi koniec, żeby okryć się szczelniej.
– Dobra,
zrób to. Zobaczysz, że miałem rację i nie będą chcieli cię słuchać.
– A
żebyś wiedział. Jutro z samego rana pójdę do dziesiątej dywizji.
– Nie
radziłbym z samego rana. Rangiku-san obudzona po imprezie jest straszna. Będzie
miała kaca nie z tej ziemi, więc lepiej trzymać się od niej z daleka.
Kiedyś Kira popełnił ten błąd i przy okazji dostarczania jakichś papierów
odwiedził ją po pewnej popijawie dokładnie o godzinie dziewiątej, o ile się nie
mylę. Jakimś cudem wyszedł z tego żywy. Stwierdził, że wolałby zostać sam na
sam z kapitanem Zarakim, który od miesiąca z nikim nie walczył, niż
znaleźć się po raz drugi w takiej sytuacji. Nie śmiej się, tak było.
– Uważaj,
bo ci uwierzę. – Przytuliłam się do niego, układając głowę na jego klatce
piersiowej. Palcem kreśliłam linie na jego nagiej skórze. – Wiesz, zanim mi
przerwałeś, miałam powiedzieć, że chciałam podziękować także tobie, ale skoro według
ciebie nie ma potrzeby, żebym komukolwiek dziękowała, to chyba masz rację.
Shuuhei
uniósł się na łokciach, zmuszając mnie do zmiany pozycji.
– Trzeba
było tak od razu, bo wiem co mogłabyś zrobić w ramach podziękowań.
Roześmiałam
się.
– Już
za późno na zmianę zdania.
Nie
pamiętałam kiedy ostatni raz mogliśmy tak swobodnie rozmawiać, bez strachu o
problemy, które miały nadejść wraz z rozpoczęciem kolejnego dnia. Wiedziałam,
że to chwilowe. Nasz zawód nie pozwalał szczęściu na przejęcie inicjatywy i
kierowanie żywotem Shinigami. Dlatego musieliśmy korzystać z każdej okazji,
pozwalającej na jego choćby chwilowe usidlenie.
Hisagi
odgarnął mi włosy za ucho. Pomyślałam o tym, jak wiele bym straciła, gdybym
odrzuciła wtedy w Rukongai jego propozycję. Mogłam chyba śmiało stwierdzić, że
poznanie go było najlepszym, co mnie spotkało.
– Dziękuję
ci, Shuuhei, za to, że uczyniłeś moje życie lepszym.
*
Linell
Weiss była dumna z wielu rzeczy, a jedną z nich była na pewno umiejętność
dobierania wpływowych towarzyszy, którą nabyła niedługo po zdradzie Lucasa. Gdyby
nie to, w dalszym ciągu byłaby jedną z wielu szarych myszek, które nie
miały okazji na pokazanie się z jak najlepszej strony. Musiała przyznać, że
godna potępienia zbrodnia jej brata przyniosła więcej dobrego niż mogłaby
przypuszczać i, chcąc nie chcąc, była mu za to wdzięczna. Nauczyła się tylu
rzeczy, że nie mogła się doczekać chwili, w której szczerze mu za to
podziękuję.
Opuściła
swój pokój i udała się do atrium, gdzie miała się spotkać z Duarte. Kto by
przewidział, że kontynuowanie znajomości z tym draniem przyniesie jej aż tyle
korzyści. Jeszcze kilka dni temu mogłaby przysiąc, że nie uda jej się wyruszyć
na misję, w której tak bardzo pragnęła uczestniczyć. Wtedy on oznajmił jej, że
Aizen wyznaczył go jako lidera grupy, która miała udać się do Soul Society w
celu przechwycenia pewnego obiektu. Na pytanie, co ona ma z tym wspólnego, zaproponował
jej dołączenie do tej grupy. Zgodziła się bez wahania. Myśl, że mogłaby
ponownie zobaczyć Lucasa budziła w niej niewytłumaczalną ekscytację. Próbowała
się przekonać, że powodem pojawienia się tego dziwnego uczucia było, tylko i
wyłącznie, pragnienie zadania mu takiego samego bólu jaki on zadał jej, ale im
bardziej zbliżał się dzień misji, tym mniej była tego pewna. Z ogromną
niechęcią uświadomiła sobie, że za nim tęskniła i tym bardziej pragnęła
przekonać się, że wściekłość i pragnienie zemsty były silniejsze, niż
niechciana miłość do brata bliźniaka.
Zeszła
po marmurowych schodach do przestronnego atrium, w którym zastała grupę
Arrancarów. Nie przybyła ostatnia, jak zauważyła. Wciąż brakowało Duarte. Była
jedyną kobietą pośród członków tej wyprawy, ale nie stanowiło to żadnego
problemu. Jej plany nie pokrywały się z celem Aizena, więc postanowiła sobie,
że odłączy się od nich jak tylko dotrą do Soul Society.
– Proszę,
proszę. Siostrzyczka zdrajcy wybiera się z nami? A to ci niespodzianka.
Spojrzała
w kierunku, z którego dobiegał głos. Szczupły mężczyzna, którego połowa twarzy
była ukryta pod maską, łypał na nią wrogo jednym okiem.
– Nie
zaczynaj – mruknęła lakonicznie.
To
nie była pierwsza prowokacja z jego strony. Zaczepiał ją w każdej możliwej
okazji, a ona prędko nauczyła się go ignorować. Oczywiście nikt ze
zgromadzonych w atrium Arrancarów nie zainteresował się jego słowami na
tyle, żeby zwrócić mu uwagę.
– Jaką
mam pewność, że kiedy się odwrócę, nie zechcesz mnie ukrócić o głowę?
Linell
wygięła usta w grymasie przypominającym drwiący uśmiech i obrzydzenie
jednocześnie.
– Właściwie,
nie masz żadnej pewności, więc lepiej się pilnuj. Kto wie co może się stać na
polu bitwy, kiedy znajdziesz się za blisko.
– Dziwka...
– Wystarczy!
– zagrzmiał Duarte, który dosłownie znikąd pojawił się u stóp schodów. Ruszył
ku grupie zdecydowanym krokiem. – To nie jest dobry moment na takie spory.
Linell nie jest już w żaden sposób powiązana z Lucasem Weissem. A może
ktoś jeszcze ma wątpliwości?
Linell
zmrużyła oczy, obrzucając uważnym spojrzeniem zebranych Arrancarów. Była pewna,
że znalazłby się jeszcze ktoś, komu wadziła. Duarte cieszył się jednak
szacunkiem wśród mieszkańców Las Noches, był kandydatem do nowej Espady, którą
Lord Aizen kompletował, więc przypuszczała, że to z tego względu nikt nie
wyraził swojej negatywnej opinii.
– A
zatem ruszajmy.
_________________________________________________
*Charakter
Hisagiego uciekł mi nieco bardziej, ale zwalmy to na alkohol.
Chciałabym
wszystkim bardzo serdecznie podziękować, bo nie spodziewałam się takiego odzewu
pod poprzednim postem. Dało mi to naprawdę dużo motywacji do kontynuowania tej
historii, bo dzięki Wam wiem, że to ma sens. Naprawdę dziękuję wam z całego
serca i zrobię wszystko, żeby Was nie zawieść.
I tak się
nieskromnie przyznam, że jestem naprawdę zadowolona z tego rozdziału.
Pozdrawiam wszystkich gorąco!
A powiem Ci, że słusznie, że jesteś z tego rozdziału zadowolona (a ja jestem zadowolona, że pojawił się tak szybko! - jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że poprzedni przeczytałam w zeszłym tygodniu).
OdpowiedzUsuńKurcze, ja do samego końca wierzyłam, że to z Lucasem to może jednak platonicznie (a może okaże się, że tak jest, w końcu to Arrancar, może nie wie, że można platonicznie). Nawet dałam się naiwnie nabrać, że może chodzić o Rangiku. Ciekawa jestem, co dalej z nimi. Czy Lucas rzeczywiście będzie siedział cicho, czy może jednak nie wytrzyma (w sumie fajnie by było przeczytać coś z jego perspektywy, no bo pewnie to też jest dla niego trudne, ta cała miłość, i to jeszcze do shinigami). I czy Makoto będzie mogła nad tym przejść do porządku dziennego (haha, pewnie nie). A wiesz co, powiem Ci, że kiedy piszesz, że Makoto i Hisagi czują się swobodnie w swoim towarzystwie, to ja Ci wierzę, bo w tekst przemycasz coś takiego, że ja wiem, że oni przede wszystkim są dobrymi przyjaciółmi. Brawo dla Ciebie i chcę więcej.
Och, no i jest spółka Aizena. Dobrze wiedzieć, że zdrada Lucasa nie przysporzyła Linell zbyt wielu kłopotów (biorąc pod uwagę, że mimo wszystko jest to HM - Grimmy nie potrzebował żadnego powodu, aby kogoś zabić, więc tym bardziej niepokojąca jest zdrada brata). Oczywiście jestem pod tym względem okropna, bo życzę jej dobrze tylko dlatego, że chciałabym zobaczyć spotkanie między tym nieszczęśliwym rodzeństwem. Z jednej strony Piekielny Kwiat, z drugiej Aizen, w tym Seireitei chyba nigdy nie będzie bezpiecznie. Strasznie jestem ciekawa, co tam dla nas zaplanowałaś. I'm ready, go on. :D
Pozdrawiam i czekam na więcej!
(A wiesz, miałaś rację, czuję, jakbym wyszła z wprawy przy pisaniu komentarzy. Chociaż mi zawsze napisanie jednego zajmowało jakieś pół godziny. :D)
Też mi się wydawało, że dość szybko publikuję ten rozdział i nawet byłam z siebie dumna, ale potem patrzę na datę poprzedniego (29 maja) i zaczęłam się zastanawiać kiedy to tak zleciało, nie wspominając już o tym jak mi się głupio zrobiło.
UsuńA z Lucasem to nigdy nic nie wiadomo - w końcu to Arrancar. Skąd wzięło się to jego uczucie do Makoto i czy to właściwie miłość niebawem zostanie wyjaśnione. A Manię faktycznie będzie męczyć sprawa z Łukaszkiem, zwłaszcza że nawet się nie starała wywołać u niego czegoś więcej.
Nie masz pojęcia jak mnie cieszą Twoje słowa, bo pisanie tego typu scen z Hisagim i Makoto sprawia mi tak wielką przyjemność, że strasznie ciepło się robi na serduchu, kiedy okazuje się, że mi to wychodzi. Od początku mieli być głównie przyjaciółmi, a kiedy coś mnie tknęło, żeby zrobić z nich kochanków, nie chciałam, żeby ta przyjaźń gdzieś zniknęła, biorąc pod uwagę, że u postaci, które znają się przez tak długi okres czasu, byłoby to strasznie nienaturalne.
Linell w Las Noches zbyt lubiana na pewno nie jest, ale ma mocne plecy i dlatego jeszcze nikt jej nie ruszył. W przeciwnym razie nigdy nic nie wiadomo, bo tak jak zauważyłaś, w tamtych okolicach bywa różnie. A spotkanie rodzeństwa, mam nadzieję, będzie emocjonujące. ;)
Oj będzie się działo i postaram się, żeby nie było nudno. Oj, presja jest spora…
Również pozdrawiam cieplutko.
Hm, dzisiaj przy marnowaniu godzin życia na tumblrze, znalazłam ten wpis: http://canibecandid.tumblr.com/post/124093508470/i-wish-that-there-wasnt-this-feeling-of-haha-i i poczułam się o wiele lepiej, może na Ciebie też podziała. :D
UsuńOjej, teraz to mnie to zaintrygowało, że może to jednak może być coś więcej. Ja tu już myślałam, że to dość jasne, ale nie, oczywiście, przecież z uczuciami (eh) nigdy nie jest łatwo. Mania i Łukaszek brzmią tak swojsko, że od dzisiaj będę ich tylko i wyłącznie tak nazywać w swojej głowie, nie ma rady, to zbyt piękne.
No to się cieszę, że sprawiłam Ci tym przyjemność, zwłaszcza że pisałam samą prawdę, jest strasznie wiarygodnie i jestem trochę zazdrosna, ale ciii. Ja jestem ta od dramy, Ty jesteś ta od piknych uczuć.
No tak, zapomniałam o mocnych plecach. Bardzo ciekawa jestem tego spotkania, mam wrażenie, że to wszystko jeszcze przy okazji jakoś się powiąże z Shuri, ale to już czyste domysły.
Oj tam, presja! Ciesz się pisaniem, to samo wyjdzie (właśnie wróciłam z 2-tygodniowych wakacji, to stąd tyle we mnie optymizmu - niedługo mi przejdzie).
Czekam, ale nie dorzucam presji! (o ile tak się da)
Happy.
Też się zgodzę, że masz prawo być zadowolona z tego rozdziału. Jest porządny i przyjemny. Ładne zakończenie festiwalu, takie typowe dla tej bandy, całkiem ciekawie pociągnięty wątek z Lucasem i końcówka zapowiadająca kolejne wydarzenia.
OdpowiedzUsuńZ przyjemnością przeczytam kolejne rozdziały. Pozdrawiam
Laurie
Dziękuję za miłe słowa i bardzo się cieszę, że rozdział się podobał. Miało być lekko i przyjemnie, a skoro tak jest, to tym większe jest moje zadowolenie. :)
UsuńPozdrawiam gorąco!
Ahoj! Przyznam się wstydliwie, że przeczytałam prawie od razu po publikacji, ale nie miałam wtedy weny na mniej lub bardziej ogarnięty komentarz, więc przybywam teraz. Próbuję sobie przypomnieć która postać z którego uniwersum przybywała zawsze spóźniona, ale uciekło mi kompletnie.
OdpowiedzUsuńRozdział był naprawdę bardzo fajny, lekki i przyjemny. Naprawdę chciałabym zobaczyć(przeczytać) konfrontację Matsumoto i Kiry po popijawie :D Drugi z kolei szczęśliwy rozdział - prawdopodobieństwo sporych kłopotów wzrasta eksponencjalnie. Jednak, kto pierwszy? Wizyta Arrancarów czy też niespodziewane uaktywnienie się Piekielnego Kwiatu? Miesiąc już minął, więc może niedługo się dowiem c: Ciekawi mnie też, jak potoczy się wątek z nieodwzajemnionym uczuciem Lucasa. Bardzo zgrabnie opisałaś scenę, w której wyznał uczucia Makoto. Jestem ciekawa, co dalej z tego wyniknie. Takie sytuacje zwykle mają kontynuację i konsekwencje.
Z mojego punktu widzenia bardzo dobrze odzwierciedlasz charaktery postaci, Hisagiego również. A w razie czego można powiedzieć, że kanon był punktem wyjścia, a charaktery pozmieniały się pod wpływem wydarzeń w opowiadaniu. XD Ale jest naprawdę dobrze, więc nie ma co się martwić ;) Chaos się wdziera w mój komentarz, więc tak w skrócie: lekko, sympatycznie, przyjemnie się czytało, a zarazem rozdział pozostawił takie niejasne przeczucie, że coś się zaraz wydarzy, co wzmaga ciekawość. Czekam na kontynuację :D
Pozdrawiam, Akki~