034. Inwazja
Ayami nie było w gabinecie, kiedy cała
mokra i roztrzęsiona rzuciłam teczkę z wynikami rekrutów na jej biurko. Z
emocji zamiast wziąć parasol, zabrałam z dojo drewniany miecz. Co za idiotka ze
mnie. Shuuheia również nie było w budynku dowództwa, co oznaczało, że musiał
pracować w redakcji. Całe szczęście, bo dzięki temu uniknęłam odpowiadania na
krępujące pytania. Prędko opuściłam gabinet i pobiegłam do kwater
mieszkalnych.
Co
ten cholerny Weiss sobie wyobrażał?! Nie miał prawa mówić takich rzeczy! Nie
miał prawa wzbudzać we mnie wyrzutów sumienia. To nie ja źle robiłam odtrącając
go, to on powinien się opamiętać i za wszystko przeprosić!
Wróciłam
do swojego mieszkania, żeby się przebrać i ochłonąć. Miałam jeszcze trochę
czasu dla siebie przed powrotem do pracy, więc postanowiłam spędzić go w jeden
z najprzyjemniejszych sposobów – w towarzystwie Shuri.
Dziewczynka
była zawieszona w obowiązkach Shinigami dopóki nie wyjaśni się sprawa z
Piekielnym Kwiatem, czyli na czas nieokreślony. Na początku nie miałam serca
zostawiać jej zupełnie samej w domu, ale kiedy uświadomiłam sobie, jak dobry
wpływ miał na nią festiwal, wiedziałam, że sobie poradzi. Wsparcie i ciepło,
którymi została otoczona tamtego wieczoru wywołało na niej tak pozytywne
wrażenie, że dobre samopoczucie nie opuściło jej do dziś. Jej pogodny nastrój
znowu stał się zaraźliwy i jak tylko zobaczyłam jak uśmiechnęła się do mnie na
powitanie, udało mi się przestać myśleć o Lucasie.
–
Co tak wcześnie?
– zapytała, odkładając kolorowankę.
Przez
ostatnie dwa tygodnie życie toczyło się w taki sposób, że wydawało mi się, iż
ktoś cofnął się w czasie, zmienił bieg wydarzeń i zlikwidował Białą Damę, zanim
ta zdążyła zmienić życie Shuri w piekło. Moja przybrana siostra znów była taka
jak kiedyś.
–
Shuuheia nie było
w gabinecie, więc nie miał mnie kto zagadać. – Puściłam jej oczko i odłożyłam
torbę. – Poza tym chciałam jak najszybciej się przebrać w coś suchego, bo
zapomniałam wziąć ze sobą parasola. Wszystko się do mnie lepi – jęknęłam
rozwiązując obi.
–
Ktoś tu się
zakochał – zachichotała Shuri.
–
Niestety masz
rację.
Ugryzłam
się w język zanim zdążyłam powiedzieć „I wygląda na to, że to Lucas”.
Wysuszona
i przebrana wróciłam do Shuri. Zauważyłam przez okno, że przestało padać.
Deszczowe chmury powoli ustępowały, dało się nawet zauważyć kilka promyków
słońca.
–
Wreszcie się
rozpogadza – zwróciłam się do małej. – Może chciałabyś się ze mną przejść?
*
Dotarłyśmy do budynku poczty, który był
celem naszej wyprawy. Tą drogą rozchodziła się głównie prywatna korespondencja
Shinigami. Dowództwu bardzo zależało na jak najszybszym obiegu spraw
służbowych, toteż do ich dostarczania angażowano przede wszystkim oficerów.
Biorąc pod uwagę to, że Shinigami lubili ułatwiać sobie życie, wszystkie dywizje
zaopatrzone były w regał, w którym każdy dywizjonista posiadał swoją własną
półkę na listy i był to bardzo dobry sposób na zaoszczędzenie jakże cennego
czasu. Odebrałam sporą stertę kopert, zabezpieczonych sznureczkiem przed
rozleceniem się i już miałam zamiar opuścić pocztę, kiedy zatrzymała mnie
Shuri.
– Zaczekaj, Nee-chan. Tu jest list zaadresowany do
Toshirou – oznajmiła, wskazując na kopertę na szczycie stosu.
– Faktycznie, tylko skąd on się tu wziął? – Położyłam
stosik na parapecie i, starając się nie uszkodzić, wyciągnęłam
korespondencję dla kapitana Hitsugayi. – Zaraz go odniosę.
– Nie trzeba – powiedziała Shuri, odbierając ode mnie
list. – Mogę mu zanieść. Rangiku-san i tak zapraszała mnie tam, bo podobno zamówili
dziś arbuzy.
– Arbuzy, tak? – powtórzyłam, poprawiając sznureczek. –
A jak myślisz, mogłabym się przyłączyć?
– Może. – Shuri wzruszyła ramionami. Uwielbiałam to jej
naturalne zachowanie. Ciepłe spojrzenie i lekki uśmiech na piegowatej buzi,
który zawsze pomagał się uspokoić.
Odwzajemniłam uśmiech i ruszyłam w
kierunku drzwi.
– Żartowałam. Mam dziś dużo pracy, więc i tak nie
miałabym czasu, ale jeśli chcesz, to idź. – Odwróciłam się do niej w drzwiach. –
Tylko pozdrów wszystkich ode mnie.
Shuri wyszczerzyła zęby, a oczy jej
rozbłysły.
Na teren dziewiątej dywizji wróciłam już sama. Wraz z
końcem ulewy ulice zaroiły się od Shinigami, załatwiających swoje sprawy. Byłam
właśnie na dziedzińcu, kiedy moim ciałem targnął przerażający dreszcz,
towarzyszący strumieniowi wstrętnej energii duchowej, należącej bez wątpienia
do całej grupy Arrancarów. Upuściłam listy, wpatrując się w przestrzeń, jakby w
poszukiwaniu źródła tej anomalii, a dosłownie sekundę później rozległ się
dźwięk alarmu.
Shinigami zaczęli wysypywać się z
kwater, większość rozglądała się nerwowo, ci wyżsi stopniem wykrzykiwali
polecenia. Nigdzie nie widziałam Shuuheia.
– Trzeci oficerze Kawasumi, jakie są rozkazy? –
usłyszałam głos za plecami.
Odwracając się w stronę czwartego
oficera, który zadał to pytanie, dostrzegłam niespodziewany ruch przy drzwiach
redakcji Seireitei News. To był Lucas. Spieszył się i wyraźnie nie
zamierzał przyłączyć się do pozostałych dywizjonistów. Nasze spojrzenia
skrzyżowały się na chwilę, zbyt krótką, żebym mogła wyczytać coś z jego
twarzy, a potem tak po prostu zniknął. Użył Sonido i rozpłynął się w
powietrzu.
– Trzeci oficerze?
Popatrzyłam na mężczyznę stojącego
przede mną i dopiero wtedy oprzytomniałam. Skoro nigdzie nie było ani kapitana,
ani vice kapitana, to ja musiałam wydać rozkazy.
– Ach, tak… Patrol pierwszy! Zajmiecie się południowym
rejonem! Drugi, wy pójdziecie na południowy wschód! Trzeci, zostajecie tutaj,
strzeżcie głównej bramy! Czwarty patrol zajmie się wschodnim rejonem! Wszyscy
macie czekać na dalsze rozkazy kapitana. Ruszać!
Korzystając z zamieszania, które
wybuchło, przedostałam się do redakcji. Nie wiedzieć czemu, miałam przeczucie,
że spotkam tam Hisagiego. Co gorsza, z każdą chwilą rosły we mnie podejrzenia,
że Weiss mógł mieć coś wspólnego z tym stanem rzeczy.
Drzwi do redakcji były otwarte.
Zatrzymałam się w progu, zdziwiona widokiem, który tam zastałam. Shuuhei
zbierał się właśnie z podłogi, trzymając się za brzuch. Podeszłam do niego
prędko.
– Co się stało? – zapytałam, pozwalając mu oprzeć się na
moim ramieniu. Zauważyłam na jego twarzy świeży ślad po uderzeniu.
– Nie wiem o co tutaj chodzi, ale nie podoba mi się
zachowanie tego Arrancara – oznajmił, masując sobie szczękę.
– Co masz na myśli?
– Wygląda na to, że bardzo chciał się dostać do źródła
reiatsu intruzów. Próbowałem go zatrzymać, ale zaatakował mnie. Nie zdążyłem
się nawet obronić. On coś kombinuje, Makoto.
– Bzdura – powiedziałam dziwnie wysokim głosem. Lucas
nie mógł mieć nic wspólnego z tym nagłym przybyciem Arrancarów.
– Już pewnie zdążyłaś się domyślić, kim są intruzi. Nie
uważasz, że to dziwne? Jak tylko rozległ się alarm, on tak zwyczajnie
wyparował.
– Na pewno miał inny powód – powiedziałam, próbując
przekonać samą siebie. Wyglądało na to,
że Shuuhei wyczuł niepewność w moim głosie, bo posłał mi wyjątkowo sceptyczne
spojrzenie. – Musimy go po prostu jak najszybciej znaleźć, bo jeśli będziemy
tutaj tylko gdybać to nigdy nie dowiemy się o co chodzi.
Ledwo skończyłam mówić, a w pomieszczeniu
rozległ się głośny huk, towarzyszący wybuchowi, wraz z którym do pomieszczenia
wpadł Shinigami. Runął bezwładny na ziemię, jak szmaciana lalka. Nie musiałam
się długo przyglądać, żeby zorientować się, że to rekrut z dziewiątej dywizji,
Ito Minoru. Twarz miał zbryzganą krwią, a od jego ramienia aż do pasa ciągnęła
się głęboka rana cięta. Nie zastanawiając się długo, podeszłam do niego,
kucnęłam i sprawdziłam puls. Nieprzyjemny dreszcz przebiegł mi po plecach,
kiedy nie poczułam choćby najmniejszego ruchu pod palcami.
– On nie żyje – wyjąkałam, patrząc przestraszona na
Shuuheia.
– Oczywiście, że nie żyje – usłyszałam nieznajomy głos
dobiegający ze strony dziury w ścianie. – Zabicie takiej płotki to nie jest
nawet rozgrzewka.
Shuuhei momentalnie dobył miecza.
Wstałam i jak najprędzej poszłam w jego ślady, gdy do środka wszedł wysoki na
jakieś dwa metry, szczupły mężczyzna, którego ciemnozielone włosy związane były
w krótki kucyk. Maska na jego twarzy mogła świadczyć tylko i wyłącznie o tym,
że był Arrancarem. Przyglądał się nam z wyższością, a jego usta wykrzywiał
grymas, który najwyraźniej miał być szyderczym uśmiechem.
– To co? Które z was chce być moją rozgrzewką?
Zacisnęłam palce mocniej na rękojeści
Zabójcy Dusz, przygotowując się do niespodziewanego ataku z jego strony. Ten
jednak nie ruszył się choćby o centymetr w żadnym kierunku, jakby liczył
na to, że usłyszy odpowiedź na swoje pytanie.
– Idź do Shuri – usłyszałam za plecami głos Hisagiego. –
Weissa możemy znaleźć później, a ona nie powinna być sama w tej chwili.
Kupię ci trochę czasu, a ty uciekaj.
Zawahałam się, jednak skinęłam głową.
Miał rację, Shuri nie poradzi sobie bez Zanpakutou, a Hisagi był w końcu nie
byle jakim vice kapitanem. Przygotowałam się do odwrotu, kiedy przeciwnik
natarł na mnie. Zaskoczona, zablokowałam z ledwością jego atak.
– Nie dość, że nie otrzymałem odpowiedzi na pytanie, to
teraz jeszcze chcecie uciekać? Naprawdę myślicie, że choć jedno z was wyjdzie
stąd żywe?
Chciałam go odepchnąć, ale był stanowczo
za silny. Kolana uginały mi się pod naporem jego miecza. Wiedziałam, że długo
tak nie wytrzymam
– Hadou no sanjuuichi Shukkahou!
Czerwona kula energii, która wystrzeliła
z dłoni Shuuheia, trafiła Arrancara w plecy, dekoncentrując go na chwilę.
Skorzystałam z okazji i mogłam bez przeszkód ominąć wroga.
– Myślę, że jedno z nas właśnie wyszło stąd żywe – rzekł
Shuuhei i to były ostatnie słowa, które udało mi się usłyszeć. Nie zdążyłam mu
nawet powiedzieć, żeby na siebie uważał.
Wybiegłam z redakcji i kiedy znalazłam
się w wystarczająco cichym miejscu, zatrzymałam się. Zamknęłam oczy, starając
się znaleźć tę jedną energię duchową pośród skupiska podwyższonych, skupionych
na obronie Seireitei. W końcu się udało. Była w okolicy dziesiątej dywizji,
razem z kapitanem Hitsugayą, więc powinna być bezpieczna. Tak czy inaczej,
musiałam w jak najkrótszym czasie dostać się do nich.
Puściłam się biegiem przed siebie. W
oddali rozległ się dźwięk wybuchu. Najwyraźniej Shuuhei nie był jedyną osobą,
która toczyła swój pojedynek po tej stronie Seireitei.
Pomyślałam o Lucasie. Nie wierzyłam, że
mógł mieć cokolwiek wspólnego z atakiem Arrancarów. Przecież nie miał
żadnego kontaktu z Hueco Mundo odkąd się tutaj znalazł. Chyba, że… Nie, to
niemożliwe! Nie okłamał mnie, nie mógł aż tak dobrze udawać. Wierzyłam, a
raczej starałam się w to wierzyć. Bo jak po tym wszystkim co zaszło w czasie
całej naszej znajomości miał okazać się zdrajcą? Wątpliwości narastały z każdym
krokiem i pragnęłam z całej siły, żeby okazały się bezpodstawne.
Dotarłam na teren dziesiątej dywizji,
która wydała mi się dziwnie cicha w porównaniu z uliczkami, które mijałam
po drodze tutaj. Momentalnie zatrzymałam się, kiedy poczułam znajome reiatsu,
które zdecydowanie nie należało do Shinigami. Nie było stłumione, chociaż
powinno. Wręcz przeciwnie. Właściciel bez wątpienia nie starał się pozostać niezauważonym.
Nieprzyjemny dreszcz przeszedł mi po plecach. Nie chciałam uwierzyć, że moje
wątpliwości były słuszne. Przecież to było reiatsu Lucasa.
Użyłam Shunpo, czując wzbierający we
mnie gniew. Byłam wściekła na niego i przede wszystkim na siebie. Jak
mogłam być aż tak głupia, że dałam się oszukać w ten sposób? Jak mogłam mu
zaufać z taką łatwością?
Zauważyłam kapitana Hitsugayę,
dzierżącego miecz, a tuż za nim Shuri, wyciągającą przed siebie ręce, jakby w
gotowości do rzucenia zaklęcia Magii Demonów. Dobyłam miecza i wybiegłam
zza zakrętu. Chciałam natrzeć na Lucasa jak najszybciej, żeby nie dać mu szansy
na kontratak, jednak ku mojemu zdziwieniu, to nie on zablokował ostrze mojego
Zanpakutou.
______________________________________________Publikuję zanim się rozmyślę.
Rozdział miał być dużo wcześniej, ale ostatnio miałam trochę spraw na głowie, że trudno było się skupić na Kwiatku.
Dorosłe życie jest do dupy. Nie polecam.
A coś mnie tchnęło, żeby tu zajrzeć i sprawdzić, czy coś nowego się nie pojawiło. Telepatia może, kto wie. :D
OdpowiedzUsuńI w końcu doszło do tego, czego się obawiałam. Szkoda, że Lucas musiał zwinąć manatki w tak spektakularny sposób (nie mógł chociaż puścić znaku dymnego, że do siostry idzie?). A tak na serio: porobiło się, Hisagi został sam z dość poważnym przeciwnikiem, Makoto trafia pewnie na kogoś równie silnego (siostra Lucasa?). Dobrze, że chociaż Shuri w miarę bezpieczna (ja tam przy boku Hitsugayi bym się czuła bezpiecznie :D). Ajj, jeszcze musiałaś w taki sposób zakończyć, że jestem zła na Ciebie, bo wiem, że pewnie nie napiszesz przez jakiś czas. Niedobra!
Eh, zgadzam się. Życie dorosłego jest do dupy. Mam ochotę zakopać się pod kołdrę i nie wychodzić stamtąd co najmniej przez tydzień.
Nie tak łatwo się mnie pozbyć, Happy. Skończę Kwiatka, choćbym się miała zesr... no, po prostu skończę. ;D Za to ja wciąż mam nadzieję, że coś się ruszy na "Zastoju Umysłu".
UsuńO tak, teraz dam popis swoich sadystycznych umiejętności, mwahaha! Lucas za długo nie widział Linell, żeby spokojnie wybrać się do niej z zaproszeniem na parapetówkę. Z resztą masz rację, ktoś go może ubiec. Nie powiem nic więcej, bo najbliższe rozdziały to taka moja perełka, w której trochę zaszalałam. Czy wyszło to na dobre historii? Mam nadzieję, że tak.
Jeśli do 17 lipca nic tutaj się nie pojawi, to mnie kopnij. ; )
Ściskam mocno!
A ja trzymam kciuki. Mocno, bardzo mocno. Zastój ruszy, na pewno ruszy w wakacje. Właściwie to miałam plany wstawić coś na dniach, ale ja to ja, lepiej nie planować takich rzeczy. :D
UsuńZaproszenie na parapetówkę - właściwie czemu nie? Byłoby łatwiej dla mojego biednego serca. Yay, skoro sama mówisz o nich, że są Twoją perełką, to muszą być naprawdę dobre.
Okej, obiecuję! Zwłaszcza że dzień wcześniej mam urodziny, przydałby się jakiś prezent. :D
Happy.
Akcja, to lubię, choć spodziewam się, że nie będzie zbyt kolorowo. Nie zdziwię się, jeśli Lukas robi na swoje, nieważne, czy w sprawie Arancarrów czy tylko swojej. Trzymam kciuki za Makoto i resztę shinigamich, zwłaszcza tych ważnych.
OdpowiedzUsuńMasz rację, dorosłe życie jest do dupy. Chcę już wtorek.
Pozdrawiam
http://oszukani-deceived.blogspot.com/ ZAPRASZAM, nowe opowiadanie, pojawił się prolog, liczę na opinię:)
OdpowiedzUsuńHej! Znów eleganckie (chciałabym) spóźnienie z mojej strony, również nie polecam dorosłego życia, 2/10. Rozdział tak szybko mi się przeczytał. :( Zaczyna się robić poważnie, to lubię, nie mogę się doczekać, co wydarzy się dalej. Ciekawi mnie, jaką rolę w tym wszystkim odegra Lucas. Musi być teraz rozdarty, mimo wszystko. I jeszcze Piekielny Kwiat, jakoś tak cicho bardzo ostatnio była. c: Troszkę wypadłam z formy, jeśli chodzi o komentowanie, ale wiedz, że bardzo mi się podobało i czekam na więcej. :D
OdpowiedzUsuńDużo weny, papa ♥